Przedwojennym Białymstokiem władały gangi

Międzywojenny Białystok aż roił się od przestępców. Specjalności mieli wiele. Jedni podrabiali banknoty, drudzy lubowali się w kradzieży.  Zwykle działali w większych grupach, przez co można śmiało twierdzić, że postrachem ulic Białegostoku były gangi. Wyróżniały się one niezwykłą brutalnością.

 

Jednym z bossów był bez wątpienia Aleksander Zawadzki. Gdy tylko wychodził z więzienia na miasto padał blady strach. Służby wiedziały, że wkrótce po odsiadce wróci do przestępczego procederu. Z tego powodu konieczna była dyskretna inwigilacja.

 

Przypuszczenia się potwierdziły. Już w kilka dni uruchomił swoje kontakty w półświatku. Uwagę szajki przyciągnął dom zlokalizowany na ulicy Kościelnej. Na parterze mieszkał tam zamożny kupiec tkanin. Napadu mieli dokonać w dniu wyjazdu mężczyzny do Warszawy. Grupa była doskonale przygotowana na wszelkie okoliczności. Zaopatrzyli się w broń i granaty.

 

Policja postanowiła przygotować zasadzkę. O północy z dorożki wysiadło czterech przestępców. Dwóch stanęło na straży, pozostała dwójka zajęła się włamaniem, dokonując odwierty. Wtedy do działania wkroczyła policja. Rozpoczęła się strzelanina. Część złodziejaszków rzuciła się do ucieczki, znikając w ciemnych ulicach miasta.

 

W ręce policji wpadł sam Aleksander Zawadzki i jego najbliższy współpracownik Józef Lalus. Ten drugi trenował zapasy przez co sprawił wiele kłopotów przy pojmaniu. Opór przestał stawiać dopiero po otrzymaniu ciosu w głowę kolbą pistoletu. Funkcjonariusze przypuszczali, że ktoś jeszcze z oprychów może się zjawić w mieszkaniu. Tak też się stało. Nie minęło pól godziny a po łupy pofatygowała się kochanka jednego z członków gangu. Próbowała przekupić policjanta, oferując swe wdzięki, ale jej próby spełzły na niczym. Gang został więc rozbity.