Historie z miejskim szaletem w tle. Nie raz dochodziło do skandali.

Pierwszy szalet w Białymstoku powstał w latach 2o. ubiegłego wieku. Znajdował się on na terenie obecnego parku księcia Poniatowskiego przy teatrze. Nie była to zbyt wyszukana technologicznie konstrukcja. Ot po prostu zwykłe dziury w ziemi. Na szczęście panie i panowie mieli oddzielne jamy. O intymności można było zapomnieć. Drewniane parawany nic nie dawały. Istny raj dla podglądaczy…

 

Tak się dzieje zwłaszcza w okresie letnim, kiedy to spożywamy więcej ilości płynów. Tak też było w wakacje 1926 r. Pewien mężczyzna, niesiony zapewne hormonami, wdrapał się na szczyt konstrukcji szaletu i stamtąd obserwował sytuację. Liczni spacerowicze nie kryli swego oburzenia. Wielu z nich za pewne wpadło w szok. Mimo krzyków, podglądacz nie chciał szybko przerwać swego niecnego zachowania. W końcu jednak musiał kiedyś zejść. Gdy powrócił na ziemię stwierdził, że jest fachowcem,  którego marzeniem jest instalacja oświetlenia w szalecie. Musiał więc wpierw dokładnie zbadać miejsce.

 

Kobiety zamiast szaletu wolały coraz częściej udawać się w inne miejsca. Wybierano zarówno te ustronne, jak i nieco mniej. Nie obyło się bez skandali obyczajowych. Pewna pani postanowiła zaspokoić potrzebę przy synagodze znajdującej się na ulicy…Żydowskiej. Po rozeznaniu się w sytuacji przystąpiła do swych czynności. Wokół nikogo bowiem nie było. Nie spodziewała się, że ze świątyni za chwilę wyjdą wierni. Kobieta najadła się wstydu. Modlitewnicy raczej też nie mogli być zachwyceni.

 

Inna historia ze świątynią w tle rozgrywała się każdego dnia w cerkwi na Placu Wyzwolenia. Jako, że jej budowa stanęła miejsca, pełniła funkcję szaletu nie tylko dla dzieci. Profanacji starano się zapobiegać. Potrzeby fizjologiczne okazywały się jednak silniejsze niż drut kolczasty, którym to ogrodzono teren świątyni.

 

Sprawy z uryną w Białymstoku trafiały nawet na sądową wokandę. Przed II Wojną Światową rodzina żydowskich kupców stała się pośmiewiskiem okolicy. Ojciec z synem i ich żony mieszkali razem pod jednym dachem. Niestety między paniami wybuchł ostry konflikt. Jako, że każdy mężczyzna stara się pomagać ukochanej, nestor rodziny przygotował misterny plan. Niby na zgodę przygotował dla synowej śniadanie. Do herbaty dodał jednak coś od siebie i to dosłownie. Wściekła kobieta przysięgła zabić jego jego żonę. Groźbę słyszała cała okolica. Nestor rodziny za te słowa, pozwał synową do sądu. Ona odpłaciła mu się tym samym. W końcu nie co dzień dostaje się śniadanie z moczem.