Na ulicy Cichej ciężko było o spokój

Ulica Cicha znajdowała się w samym centrum żydowskich Chanajek, a więc najbiedniejszej przedwojennej dzielnicy Białegostoku. Do najdłuższych nie należała, gdyż liczyła sobie cztery numery mieszkań. Jej nazwa to też tylko swoista gra pozorów.

 

Nie było takiego dnia by na Cichą nie przyjeżdżali policjanci. A mieli do tego powodu. Prostytucja, nielegalny handel alkoholem czy paserstwo – to tylko nieliczne z grzechów bywalców ulicy. Do największych oprychów należała rodzina Chazanów. Głową rodziny był Szmul, który uchodził za najtwardszego sutenera w mieście.

 

Swoim ”pracownicom” zabierał połowę utargu, a za sprzeciwienie się rozkazom, bił je do nieprzytomności. Na rozprawie sądowej przeciwko oprawcy jednak milczały. Obawiały się o własne życie i odmówiły składania zeznań. Dla alfonsa się więc upiekło. Jego synowie z kolei trudnili się fachem złodzieja. Kradli wszystko i wszędzie. Ilość zdobytych zegarków przez szajkę mogłaby przyprawić o zawrót głowy. Bracia wpadli jednak przy próbie włamania do mleczarni. 

 

Jeśli mowa o złodziejach nie wypada też nie wspomnieć o Bejli Kleinsztejn – prawdziwa tuza wśród paserów.
Jej specjalnością był skup kradzionej garderoby i pościeli. Odwiedzali ją prawie wszyscy strychowi przestępcy zwani popularnie pajęczarzami.  Głównym dostawcą łupów był Abram Kukawka nazywany przez lokalną prasę królem strychów.