Rzeźba już budzi kontrowersje. Na razie stoi w stodole.

Opłacone przez: KKW Trzecia Droga PSL–PL2050 Szymona Hołowni

W centrum Bielska Podlaskiego, a dokładniej w Parku Królowej Heleny, stanie monumentalna rzeźba. Choć wyglądem przypomina słowiańskiego Światowida,  ma na celu upamiętnienie Sejmu Wielkiego Księstwa Litewskiego z udziałem króla Zygmunta Augusta. Odbył się on w 1564 r. gromadząc w Bielsku licznych książąt hierarchów, wojewodów. W sumie przybyło ponad kilka tysięcy osób.  Było więc to istotne wydarzenie społeczno – polityczne. 

 

Dzieło powstało w czasie pleneru rzeźbiarskiego przed trzema laty. Autor pracował nad nią przez cały miesiąc. Przedstawia ona króla i najważniejszych delegatów, jak choćby hetmana J.K. Chodkiewicza. Na wykonanej w drewnie dębowym rzeźbie ukazana jest artystyczna panorama starego miasta Bielska z napisem ”Wielki Walny Sejm Bielski” i jego herb.

 

Jak na razie rzeźba spoczywa spokojnie w stodole twórcy koncepcji artystycznej. Styl rustykalny nie każdemu się spodobał. Bielscy radni przyjęli uchwałę niejednogłośnie. Część z nich stwierdziła, że rzeźba pasuje bardziej do skansenu niż do centrum miasta.

Mońki doczekały się własnej ulicy w Chicago

Opłacone przez: KKW Trzecia Droga PSL–PL2050 Szymona Hołowni

Jakiś czas temu pisaliśmy o tym, że każdy w dziesięciotysięcznych Mońkach ma kogoś z rodziny za oceanem. Emigracja zaczęła się jeszcze w czasach PRL-u. Dzięki przesyłanym pieniądzom, miasteczko bardzo prężnie się rozwijało. Nawet Pewex działał lepiej niż w samym Białymstoku. Nie bez powodu więc Mońki ochrzczono dolarowym zagłębiem.

 

Parlament Chicago postanowił uczcić mieszkańców Moniek, którzy od lat ciężko pracują w stolicy stanu Illinois. Tym samym przyczynili się do jego dobrobytu. ”Ziemią Moniecką” nazwano jedno z ważniejszych skrzyżowań. Na uroczystość zaproszono burmistrza Moniek oraz jedną z radnych. Jak na polską tradycję przystało, ważne wydarzenie poprzedziła msza święta. Odbyła się ona w Bazylice św. Hiacynta

W Korycinie powstanie słowiańskie grodzisko

Opłacone przez: KKW Trzecia Droga PSL–PL2050 Szymona Hołowni

W Korycinie wkrótce rozpocznie się budowa prasłowiańskiego grodziska. Będzie ono częścią parku kulturowego, którego łączny koszt powstania szacuje się na 4, 5 mln. zł.

 

Osada powstanie dokładnie w miejscu gdzie według archeologów działali nasi przodkowie. Dzięki inwestycji przekonamy się, jak wyglądało ich codzienne życie. Zrekonstruowana zostanie brama wjazdowa, wały, mury z kamienia, a także najistotniejsze budowle. Nie zabraknie również ścieżek edukacyjnych.

 

Grodzisko to jednak nie wszystko. W ramach projektu powstanie folwark, a ze wsi Jatwież Duża zostanie przeniesiony wiatrak. Wnętrza zostaną wyposażone w multimedia aby zwiedzanie było jak najbardziej atrakcyjnie. Powstanie również odpowiednia aplikacja na smartfona, ułatwiająca zdobywanie naszej wiedzy o obiektach.

Na Suwalszczyźnie polowano na renifery

Opłacone przez: KKW Trzecia Droga PSL–PL2050 Szymona Hołowni

10 tys. lat przed Chrystusem, północno-wschodnie krańce Polski pokryte były roślinnością tundrową. Były więc to wszelkiej maści mchy, porosty, trawy, drobne krzewy, karłowate brzozy i wierzby. Zwierzęta miały w czym ucztować. W poszukiwaniu pokarmu na tereny obecnej Suwalszczyzny przybyły choćby renifery.

Nie mogły się one oprzeć swemu przysmakowi – chrobotkowi. Za zwierzętami wyruszyli łowcy. Cóż…każdy chciał przetrwać, a że mięso renifera starczy na kilka miesięcy, był to doskonały łup. Dodatkowo z ich skór i narządów wewnętrznych produkowano ubrania czy pokrycia szałasów. Do dziś znajdowane są liczne narzędzia krzemienne służące do polowań.

Wichura była karą za grzechy

Opłacone przez: KKW Trzecia Droga PSL–PL2050 Szymona Hołowni

Pogoda w całym kraju szaleje. Słoneczne dni przeplatają się z opadami śniegu. Nie brakuje podtopień i innych mało przyjemnych zdarzeń. Strach pomyśleć co przyniosą nam kolejne miesiące. Nie tak dawno pisaliśmy o tornadzie, które pod koniec lat 90. nawiedziło Białystok. Trochę poszperaliśmy i okazuje się, że również Tykocin stał się ofiarą kaprysu natury. Było to w 1992 r.

 

Do końca nie wiadomo, czy była to trąba powietrzna czy potężna wichura. Zeznania świadków są sprzeczne. Jedni widzieli lej tornada, drudzy na myśl o tym pukają się w głowę. Pewne jest, że skutki burzy pomagało usuwać wojsko. Najbardziej ucierpiał reprezentacyjny Park Czarnieckiego. Pomnik hetman jednak oszczędziło. Tamtejsze potężne lipy złamały się niczym zapałki. Budynki zostały pozbawione dachów.

 

Z kościoła natomiast odpadły duże ilości tynku. W czasie kazania, kapłan stwierdził, że kataklizm to nic innego, jak kara za grzechy mieszkańców. Duże straty odnotowano w sąsiadującej z Tykocinem wsi Nieciece. Wiatr był tam tak silny, że uszkadzał mury budynków. Opowiadano różne historie, np. o wciągniętej przez trąbę krowie, którą odnaleziono kilka kilometrów dalej.

knysze

Knysze zawędrowały za ocean.

Opłacone przez: KKW Trzecia Droga PSL–PL2050 Szymona Hołowni

Knysze, będące połączeniem bułki i pieroga, mają swoje korzenie w bogatej tradycji kulinarno-kulturowej. Źródła tego dania sięgają głęboko zarówno do kuchni litewskiej, białoruskiej, jak i lokalnych przysmaków regionu Podlasia. Istnieją nawet przekazy sugerujące, że to właśnie w malowniczej miejscowości Knyszyn, położonej niedaleko Białegostoku, knysza pojawiła się po raz pierwszy. Mogłoby to tłumaczyć pochodzenie nazwy tego wyjątkowego dania.

Knysze symbolem różnorodności kulinarnych tradycji

Pomimo swojego lokalnego rodowodu, knysze zdobyły popularność na międzynarodową skalę, szczególnie w Stanach Zjednoczonych, gdzie zyskały rzesze oddanych wielbicieli. W Nowym Jorku, jednym z najbardziej zróżnicowanych kulinarnie miast świata, knysze stały się symbolem różnorodności kulinarnych wpływów. Przyciągają one uwagę zarówno lokalnych mieszkańców, jak i turystów z całego świata. W regionie Podlasia trudno jest teraz znaleźć autentyczne knysze. Starania lokalnych społeczności, w tym organizacja corocznych ”Dni Knyszyna” z warsztatami tworzenia tego przysmaku, świadczą o dążeniu do ochrony i promocji lokalnej kultury kulinarnej. Knysza staje się więc nie tylko smakowitym przysmakiem. Także symbolem dziedzictwa kulinarnego i lokalnej tożsamości, który trafia na stoły nie tylko mieszkańców Podlasia. Także cieszy podniebienia miłośników kuchni na całym świecie.

Różnorodność kulinarna Podlasia

Warto podkreślić, że knysze mogą być wypełnione różnorodnymi nadzieniami. Sprawia to, że są one wyjątkowo wszechstronnym daniem, które można dostosować do indywidualnych preferencji smakowych. Grzyby i kasza gryczana są jednymi z najczęstszych składników nadzienia. Aczkolwiek istnieje wiele innych możliwości, takich jak mięso, warzywa czy ser. Dodatkowo, knysze stanowią nie tylko pyszny przysmak, ale także ważny element dziedzictwa kulinarnego regionu Podlasia. Warto go więc pielęgnować i promować. Poprzez organizację wydarzeń kulinarnych, takich jak ”Dni Knyszyna”, lokalne społeczności mogą zachować tradycje kulinarne. Również plusem jest możliwość przyciągnięcia uwagi mieszkańców i turystów, promując unikalność i bogactwo lokalnej kultury gastronomicznej. Poprzez eksperymentowanie z tak różnorodnymi składnikami nadzienia, knysze stają się symbolem kreatywności i różnorodności kulinarnych tradycji Podlasia, które warto pielęgnować i promować wśród lokalnej społeczności i turystów.

 

Dowiedz się, co oznaczają napisy na łomżynskich nagrobkach

Opłacone przez: KKW Trzecia Droga PSL–PL2050 Szymona Hołowni

Żydowski cmentarz w Łomży powstał prawdopodobnie w 1820 r., jeszcze przed formalną zgodą na osiedlanie się tej społeczności. Jest on usytuowany na skarpie doliny Narwi, co nadaje mu szczególny urok i sprawia, że jest to jeden z punktów widokowych w obrębie miasta. Kirkut, który oglądamy współcześnie, to efekt rekonstrukcji przeprowadzonej w latach 80. ubiegłego stulecia.

 

Zachowane nagrobki zostały na powrót ustawione w pionie, w trzech grupach, a przez teren poprowadzono alejkę spacerową. To jedna z najciekawszych nekropolii żydowskich w północno-wschodniej Polsce, tak ze względu na liczbę zachowanych nagrobków (około 150), jak i na ich charakter – zostały wykonane z lokalnego surowca– głazów narzutowych. Charakterystyczną cechą jest wypukłe liternictwo i płaskorzeźby na części macew.

 

Żydowska tradycja religijna nie toleruje przedstawiania postaci ludzkich i zakaz ten dotyczy również nagrobków. Aby przybliżyć postać zmarłego, macewy pokrywano więc symbolicznymi płaskorzeźbami, najczęściej o biblijnym rodowodzie. Błogosławiące dłonie oznaczają osobę z rodu kapłańskiego. Pochylony dzban to symbol rodu lewitów, którzy posługiwali w świątyni, m.in. umywając ręce kapłanom.

 

Ręka wrzucająca monetę do skarbonki symbolizuje osobę wspomagającą ubogich. Świece lub menora zdobią groby kobiet – do ich obowiązku należy bowiem zapalanie szabasowych świec. Kobiecymi ornamentami są też owca, gołąb lub inny ptak, które oznaczają imiona żeńskie: Rebeka, Taube (lub męskie Jona), Fejgl. Lew, jeleń, niedźwiedź lub wilk nawiązują do imion męskich – Lejb, Hirsz, Ber, Wolf. Winnym gronem nazywano cały lud Izraela. Znaczenia zwojów i księgi możemy się domyślać – dotyczą osoby uczonej w Torze i Talmudzie. Podobną symbolikę ma korona, w synagodze umieszczana na zwojach Tory. Na mogile wskazuje ona na umiłowanie Pisma przez zmarłego.

W Supraślu odbędzie się ”Leniwy Festiwal”

Opłacone przez: KKW Trzecia Droga PSL–PL2050 Szymona Hołowni

Od 1 lipca do 17 września w Supraślu pod Białymstokiem odbędzie się nietypowy festiwal filmowy. Prezentowane będą dzieła tzw. nurtu slow cinema. Wyróżniki kina powolności to prawie zupełny brak szybkiej akcji, dynamicznego montażu, długie ujęcia i kontemplacja.Nie zaskoczy nas też nagłe podwyższenie głośności dźwięku. Warto dodać, że niektóre produkcje trwają nawet 6 godzin. Dlatego też filmy nazywa się wędkarskimi. Nie są one dla każdego. Monotonię trzeba bowiem lubić.

 

Produkcje poruszają tematykę samotności, śmierci, najskrytszych lęków. Nie odnajdziemy tam bohaterów z hollywoodzkich filmów. Aktorami są najczęściej amatorzy, przez co całość nabiera naturalnego charakteru.”Leniwy festiwal” w Supraślu stanowi doskonałą propozycję dla tych, którzy nie przepadają za dużymi festiwalami. Jeśli cenicie sobie głębszą refleksję, na pewno nie może Was tam zabraknąć.

Kamienny krąg w Poczopku przekazuje energię z kosmosu

Opłacone przez: KKW Trzecia Droga PSL–PL2050 Szymona Hołowni

Co prawda tego obiektu nie stworzyli  druidzi, a leśnicy, ale i tak jest wspaniały. Kamienny krąg we wsi Poczopek nie jednemu już dał kosmicznej energii. Powstał on  na wzór celtyckich obiektów i stanowi swego rodzaju rekonstrukcję pierwszego kręgu, który miał istnieć w Poczopku tysiące lat temu.

 

Kamienie z kręgu pochodzą głównie z okolicznych lasów i pól, choć dwa największe odnaleziono na posesjach prywatnych. W sumie uzbierano ponad 30 głazów. Ich umieszczenie nie mogło być przypadkowe. Aby krąg pełnił należycie swoje funkcje, tzn. wzmacniał kosmiczną energię, należało wybrać odpowiednie miejsce.

 

Konieczne było więc zasięgnięcie porad specjalistów. Odczucia wewnątrz kręgu są różne. Jedni odczuwają przenikliwe zimno, drudzy falę gorąca. Wszystko zależy od wrażliwości człowieka. Wiadomo jedno – wizyta w kręgu zapewnia relaks fizyczny i psychiczny.

Józef Piłsudski wziął ślub na Podlasiu

Opłacone przez: KKW Trzecia Droga PSL–PL2050 Szymona Hołowni

Marszałek Piłsudski odwiedzał Łapy, leżące ok. 20 km od Białegostoku bardzo często. Miało to głównie związek z przebiegającą przez miasteczko linię kolejową, ale nie tylko. W Łapach mieszkała bowiem pierwsza małżonka naczelnika – Maria Kazimiera Juszkiewicz. Wieś położona ok 50 km dalej była zaś świadkiem ceremonii zaślubin. Sakramentalne tak powiedzieli w miejscowości Paproć Duża (słynącej z tego, że jest w kształcie koła). Na akcie małżeństwa Józef Piłsudski podpisał się jako kupiec z Łap. 

 

Pierwsza wizyta naczelnika w Łapach przypadła na 1 czerwca 1919 r. Podróżował on wówczas do wyzwolonego Grodna. Na kolejne odwiedziny mieszkańcy musieli czekać kilkanaście lat. Zawsze jednak witano go niezwykle uroczyście. 31 maja przez Łapy przemknął specjalny pociąg z sercem zmarłego marszałka.

Kawał historii kościoła zgromadzono pod jednym dachem

Opłacone przez: KKW Trzecia Droga PSL–PL2050 Szymona Hołowni

Drohiczyn to miasto z bogatą historią. Jedną z jego głównych atrakcji jest Muzeum Diecezjalne. Jego zbiory mieszczą się w kilku salach. Główna z nich – papieska – wyposażona jest w obrazy, pamiątkowe medale, monety okolicznościowe znaczki oraz pocztówki. W innych pomieszczeniach można odnaleźć przedmioty ze srebra czyli kielichy, relikwiarze, monstrancje, a wśród nich te należące niegdyś do rodów Sapiehów czy Radziwiłłów. Na specjalnych stojakach wiszą  bogato zdobione i haftowane ornaty.

 

Nie przejdziemy również obojętnie obok gabloty z pastorałem samego papieża Piusa XII. Można też obejrzeć zabytkowe rzeźby i obrazy, a także oryginalne dokumenty królewskie podpisane przez Władysława IV, Jana Kazimierza i Augusta II.  Każdy eksponat ma swoją unikatową historię. Nie inaczej jest w przypadku Krzyża Virtuti Militari z powstania kościuszkowskiego. Na szczególną uwagę zasługuje czarna biżuteria przypominająca kajdany, którą nosiły żony Polaków zesłanych po 1863 roku na Sybir. Warto wspomnieć o wykonanym na Syberii kielichu mszalnym z dwiema duszami, w które wkładało się rozgrzany kawałek metalu, by podczas mszy św. nie zamarzało wino.

W Filipowie przemycali wszystko ”na legalu”.

Opłacone przez: KKW Trzecia Droga PSL–PL2050 Szymona Hołowni

Gmina Filipów położona w powiecie suwalskim przez lata była znana ze zjawiska przemytu. Proceder miał charakter pokoleniowy. Jego największe natężenie przypadło na drugą połowę XIX w. Wszystko miało związek z delikatnie mówiąc niekorzystną sytuacją materialną mieszkańców znajdujących się pod carskim panowaniem. Za chlebem udawali się więc do sąsiednich Prus Wschodnich. Na czym polegała ich praca? Były to głównie zajęcia rolnicze. Przy granicy nieraz znajdowali się niemieccy werbownicy, którzy poszukiwali siły roboczej.

Zmierzając do Prus zabierali ze sobą takie towary jak jaja czy czy masło. W drogę powrotną byli zaopatrzeni zaś w alkohol, cukier czy tytoń. Granicę niejednokrotnie przekraczały z towarami całe rodziny. Co więcej, nikt nie uważał, że było to jakieś przestępstwo. Takie działanie uważano bowiem za jedyną drogę ucieczki od biedy. Sprawna organizacja procederu to z kolei zasługa społeczności żydowskiej. Najczęściej to ona była dostawcą i odbiorcą towarów. 

Co ”Kanał” Andrzeja Wajdy ma wspólnego z Białymstokiem?

Opłacone przez: KKW Trzecia Droga PSL–PL2050 Szymona Hołowni

Andrzej Wajda bez wątpienia należy do najbardziej wybitnych polskich twórców. Urodził się w Suwałkach, a plenery Podlasia mogliśmy podziwiać w Panu Tadeuszu. Reżyser miał też pośrednie związki z Białymstokiem, choć mógł nawet nie być tego świadomy. Wszystko jednak sprowadza się do filmu ”Kanał”.

 

Jak wiadomo, w okresie komunizmu, każda produkcja musiała przejść przez cenzurę. Na czele Komisji Centralnego Urzędu Kinematografii stał w latach 5o. Leonard Borkowicz. Wcześniej w Białymstoku pełnił on funkcję pełnomocnika PKWN-u. Początkowo odrzucił scenariusz, twierdząc, że pokazywanie przez półtorej godziny ludzi w ciemnościach, będzie nie do wytrzymania. Film wymagał więc poprawek. Po ich naniesieniu zdecydował się na odważne posunięcie. Produkcja została wysłana na międzynarodowy festiwal w Cannes. Tam miała być oceniana bez żadnej cenzury. Film osiągnął niebywały sukces, zdobywając Srebrną Palmę.

 

Scenarzystą ”Kanału” był Jerzy Stefan Stawiński. Należy on do grona twórców tzw. polskiej szkoły filmowej.  Napisał dialogi do wielu innych filmów, które dziś uznaje się za kultowe – ”Pułkownik Kwiatkowski’ czy ”Krzyżacy”. Stawiński miał też zlecenie stworzenia książki o białostockiej Akademii Medycznej. Powstała ona w listopadzie 1952 r. Surrealistyczną powieść nazwano ”Herkulesy”. Historia uczelni przeplata się z wątkami ideologicznymi i obyczajowymi. Jej głównym bohaterem jest Józef Gandera, który przybył ze wsi na studia medyczne.

 

Do białostockich kin ”Kanał” trafił 10 dni po premierze. Wyświetlany był w Kinie Pokój sześć razy dziennie. Oglądać mogli go wszyscy powyżej 14-go roku życia. Co ciekawe, w białostockich mediach, o produkcji nawet nie wspomniano.

 

Źródło zdjęcia: Kadr z filmu ”Kanał”

Wołodyjowski ukrył się na Podlasiu.

Opłacone przez: KKW Trzecia Droga PSL–PL2050 Szymona Hołowni

Gdzie odnaleźć Michała Wołodyjowskiego? Oczywiście, że w Białymstoku! Nie, nie chodzi nam o żaden zlot cosplayerów. Od ponad miesiąca tak nazywa się podlaski pomnik przyrody – dwustuletni dąb. Piękny okaz rośnie spokojnie między blokami na ulicy…Wołodyjowskiego właśnie. Drzewo osiąga wysokość 23, 5 m, a obwód jego pnia wynosi 326 cm.

 

Dęby szypułkowe są stałym elementem krajobrazu naszego kontynentu. Dorastają nawet do 50 m. Dzięki temu uważa się ze najszlachetniejsze w przyrodzie. Trudno się z tym nie zgodzić. Dąb Wołodyjowski jest jednak dzieckiem w porównaniu do swych kuzynów. Najstarsze z nich osiągnęły wiek tysiąca lat. Z pewnością byli świadkami wielu ważnych wydarzeń. Szkoda, że nic nie opowiedzą…Łącznie w Białymstoku status pomnika przyrody, posiadają 33 drzewa.

Zagadka herbu Grajewa nadal jest nierozwiązana

Opłacone przez: KKW Trzecia Droga PSL–PL2050 Szymona Hołowni

Herb Grajewa to czerwony wilk stojący na tle trzech drzew iglastych, a dokładniej świerków. Obowiązuje on od 1990 i nie jest zgodny z zasadami heraldyki. Tyle wiadomo. Brak jednak jest jakichkolwiek informacji na temat bliższej historii jego pochodzenia. Na pewno nie pojawił się w akcie lokacyjnym miasta, chociaż powinien. 

 

Najstarszy wizerunek herbu pochodzi z lat 30. XX w. Odnaleźć go można na znaczku reklamowym niemieckiego przedsiębiorstwa produkującego kawę. Ta sama firma wydała również cały katalog z herbami. Powoływała się ona na dane z Archiwum Akt Dawnych w Warszawie. Większość jego materiałów jednak przepadła w wyniku działań wojennych.  Herb nieco się różnił od obecnego. Wilk był przede wszystkim czarnego koloru.

 

Na przestrzeni kolejnych lat niewiele ingerowano w wygląd symbolu miasta, choć tymczasowo zmieniono świerki na drzewa liściaste. Dlaczego? Ludzka wyobraźnia nie ma  granic. To jedyne wytłumaczenie. Widocznie ktoś z ratusza się nudził. Historycy nadal zachodzą w głowę, jak w herbie znalazło się zwierzę. Niegdyś prywatni właściciele Grajewa posługiwali się w pieczęciach srebrnymi liliami czy radłami od pługa. Wilk zatem wskoczył na herb w zagadkowy sposób. Nie zachowała się żadna dokumentacja, żadna wzmianka o uhonorowaniu wilka tym zaszczytem.

ręczniki obrzędowe

Ręczniki obrzędowe – pracownicy muzeum na tropie już latem

Opłacone przez: KKW Trzecia Droga PSL–PL2050 Szymona Hołowni

Ręczniki obrzędowe – źródło wielu wspaniałych tradycji. Kilka dni temu o nich pisaliśmy. Ich niemałą kolekcję można oglądać w Muzeum w Bielsku Podlaskim. Bielsk Podlaski to miasto w Polsce, w województwie podlaskim, siedziba powiatu bielskiego oraz gminy wiejskiej Bielsk Podlaski. Leży on na południe od Białegostoku nad rzeką Białą. Wydaje się, że muzeum nie zamierza poprzestać na obecnej kolekcji, ale dąży do jej poszerzenia. Planowane wyprawy, które odbędą się już w lipcu, zapowiadają się jako ekscytująca możliwość zgłębiania kolejnych aspektów tej fascynującej dziedziny. Współpraca z studentami z Polski i Białorusi nie tylko umożliwi poszerzenie perspektywy, ale także wniesie świeże spojrzenie i pomysły. Dlatego też już w lipcu, wraz ze studentami z Polski i Białorusi, wyruszą w teren.

Ręczniki obrzędowe i cele ich odnalezienia

Studenci z Polski i Białorusi mają za główny cel opisanie i sfotografowanie ręczników obrzędowych, które odnajdą, zachowując jednocześnie szacunek i zgodę właścicieli. Ich praca ma na celu stworzenie unikalnego katalogu, który będzie dokumentacją tych unikatowych artefaktów kulturowych. Aby zapobiec nieporozumieniom i uprościć komunikację z właścicielami, studenci będą nosić identyfikatory z imieniem, nazwiskiem oraz nazwą swojej instytucji. Dzięki temu będą mogli wyraźnie przedstawić swoje intencje oraz pokazać, że działają w ramach określonego projektu badawczego lub naukowego. Ta ostrożność pomaga w budowaniu zaufania i relacji z lokalną społecznością. Ułatwia to z kolei zbieranie danych i materiałów do katalogu.

Ręczniki chowają się gdzieś w naszym regionie

Pasjonaci z różnych zakątków mają zamiar odwiedzić kilka urokliwych gmin, w tym Boćki, Brańsk, Rudkę i Wyszki. Wszystko to jest częścią inicjatywy o nazwie “Spotkajmy się na ławeczce”, która nie tylko ma na celu promowanie lokalnych społeczności, ale także jest współfinansowana przez Unię Europejską. Uczestnicy będą mieli okazję nie tylko cieszyć się pięknem tych miejscowości, ale także integrować się z lokalną społecznością i doświadczyć kultury oraz tradycji regionu. Będą mogli także odnaleźć część historii.

Źródło zdjęcia: https://www.wrotapodlasia.pl/pl/kultura/kultura_sztuka/spotkajmy-sie-na-laweczce.html

 

Przy odbudowie Pałacu Branickich nie uniknięto pomyłek

Opłacone przez: KKW Trzecia Droga PSL–PL2050 Szymona Hołowni

Po II Wojnie Światowej Pałac Branickich został zniszczony w 70%. Spalony w 1944 r. już rok później stał się szczególnym obiektem starań władz miasta. Projekt odbudowy został stworzony przez cenionego inżyniera Stanisława Bukowskiego. Zakładał on powrót dawnej rezydencji rodu Branickich do XVIII-to wiecznej formy. Konieczna była więc rezygnacja z późniejszych przeróbek. Odbudowa, która została ukończona w latach 60. nie uniknęła pomyłek. Do odtworzenia użyto bowiem ryciny, która uchwyciła pałac w chwili jego przebudowy. Hetman w dalszym okresie sporo jednak nie zmieniał.

Najstarsze fragmenty Pałacu znajdują się  w piwnicy. Jej sklepienia pamiętają jeszcze czasy XVII w. Z kolei od strony pałacowego ogrodu zachowało się gotyckie okno z tamtego okresu. Wewnątrz obiektu, na kominkach natomiast dostrzec można płyty z herbami Branickich. Przy głównych schodach Pałacu odnajdziemy rzeźbę szlifierza, która również zachowała się w oryginale. W wyniku działań wojennych straciła dosłownie głowę, którą odnaleziono w jednej z białostockich szkół. W sumie przywrócono dawny wygląd tylko dwóm pomieszczeniom zabytku. Są to tzw. złote pokoje oraz kaplica.

Na Podlasiu powstanie cerkiewny szlak. Będzie dokąd wędrować.

Opłacone przez: KKW Trzecia Droga PSL–PL2050 Szymona Hołowni

Z inicjatywy Lokalnych Grup Działania – Tyglu Dolnego Bugu i Puszczy Białowieskiej powstanie szlak turystyczny śladami podlaskich cerkwi. Ma być on gotowy do lata 2018 r. Jak na razie wniosek tkwi w stosie urzędniczych papierów. Należy więc cierpliwie czekać. Trasy będą przygotowane przez obie organizacje.

 

Obiekty zostaną opatrzone tablicami informacyjnymi, powstaną również miejsce parkingowe czy wiaty. Miejsc związanych ściśle z wiarą prawosławną jest bardzo dużo. Na szlaku na pewno odwiedzimy Mielnik, Siemiatycze, Grodzisk czy Grabarkę. Dzięki powstaniu szlaku z pewnością rozwinie się sektor turystyczny, gdyż będzie on trwał nie tylko wakacyjną porą.

ziemniak, miasto ziemniaka

Miasto ziemniaka. W Mońkach z nim świętują.

Opłacone przez: KKW Trzecia Droga PSL–PL2050 Szymona Hołowni

Miasto ziemniaka to określenie, które można przypisać tylko takiej miejscowości, która wyjątkowo celebruje to popularne warzywo. Jednym z takich miast jest Mońki, położone w województwie podlaskim, w powiecie monieckim. Miasto Mońki jest siedzibą gminy miejsko-wiejskiej o tej samej nazwie. Wśród mieszkańców i gości miasta panuje atmosfera, w której ziemniak pełni szczególną rolę, być może jako symbol historii, kultury lub tradycji lokalnej społeczności.

Miasto ziemniaka – święto na jego cześć

Jako jedyne miasto w Polsce, a może i na świecie ma w swym herbie ziemniaka. Nie, nie zobaczycie go w takiej formie jak na talerzu. Chodzi tu o kwiat ziemniaka. Choć nazwa może wydawać się nietypowa, to w Mońkach ziemniak jest czymś więcej niż tylko codziennym składnikiem kuchni. To symbol lokalnego dziedzictwa, pracy rolników oraz bogactwa regionu. W latach 70 i 80-tych stanowił główny motor napędowy lokalnej społeczności. Mońki zawdzięczają wiele temu warzywu, dlatego też co roku organizuje się jego święto. Świętowanie ziemniaka staje się więc pretekstem do organizowania różnorodnych wydarzeń, festiwali, czy konkursów, które integrują społeczność i promują lokalną kulturę.

“Ziemniaczane dożynki” i ich przebieg

Impreza w przeszłości posiadała rangę tzw. ziemniaczanych dożynek. Towarzyszyły im też sympozja, wystawy oraz koncerty. Obecnie stawia się promocję lokalnej kultury. Nie brakuje jednak nigdy pokazów kulinarnych, oczywiście z ziemniakiem w roli głównej. Można z niego zrobić dosłownie wszystko. Ograniczeniem jest tylko wyobraźnia – pokazuje to wszechstronność potraw i zastosowań, do których przydaje się to warzywo. Nieodłączną częścią wydarzenia są także konkursy, które dodają szczyptę rywalizacji i zabawy. Jednym z popularnych konkursów jest wyścig jedzenia babki ziemniaczanej na czas, który zawsze przyciąga tłumy chętnych do udziału oraz kibiców. Choć oblicze imprezy się zmienia, niezmiennie przyciąga ona rzesze zwiedzających. Coroczny Jarmark cieszy się ciągłym zainteresowaniem, przyciągając tysiące osób, które chcą skosztować lokalnych przysmaków, uczestniczyć w konkursach czy też po prostu cieszyć się atmosferą wspólnej zabawy i celebracji lokalnej kultury.

Brodacze zasiedlali Białystok

Opłacone przez: KKW Trzecia Droga PSL–PL2050 Szymona Hołowni

Od trzech lat działa w Białymstoku tzw. szlak Bojar. Najstarsza dzielnica miasta doczekała się licznych tabliczek informacyjnych, zarówno przy istniejących, jak i nieistniejących już obiektach. Dzięki nim poznamy historię budynków i związanych z nimi ludźmi. Układ urbanistyczny Bojar stanowi odzwierciedlenie dawnych szlaków komunikacyjnych. Historyczne trakty wiodły do istotnych miejsc w regionie. 

Nazwa dzielnicy pochodzi od specyficznego określenia ludności, którzy od XV w. osiedlali się na okolicznych terenach. Nie byli ani szlachcicami, ani włościanami. Stanowili bardziej stan pośredni. Bojarów dzielono na 3 typy. Bojarzy pancerni, jak nie trudno się domyśleć, trudnili się w sztuce wojennej. Bojarzy ”putni” znani byli zaś z szybkiej jazdy przy dostarczeniu istotnej korespondencji. Bojarzy turemni pełnili głównie służbę na zamkach. 

Czym wyróżniał się ten stan? Na pewno samym wyglądem przyciągał uwagę. Mężczyźni niemal nigdy nie golili brody i nosili długie stroje. W Rosji noszenie brody przez Bojarów zostało zakazane przez cara Piotra Wielkiego. Opornym czasem ścinano nie włosy a …głowę. Potem chętni na brodę musieli płacić odpowiedni podatek.

W Białymstoku upamiętnią kapelana na sportowo

Opłacone przez: KKW Trzecia Droga PSL–PL2050 Szymona Hołowni

Już w najbliższą niedzielę odbędzie się w Białymstoku bieg upamiętniający Stanisława Suchowolca. Kapelan Solidarności zmarł tragicznie w pożarze plebanii w styczniu 1989 r. Sprawców zdarzenia do dziś nie udało się ustalić. Start imprezy wyznaczono na godzinę 11. pod pomnikiem błogosławionego Jerzego Popiełuszki.

 

Trasa biegu  kończy się na Dojlidach przy świątyni Niepokalanego Serca Maryi obok której pochowany jest ks. Stanisław Suchowolec. Uczestnictwo w wydarzeniu zapowiedzieli uczniowie, liczne stowarzyszenia oraz służby mundurowe.

Nie potwierdziły się zeznania świadków

Opłacone przez: KKW Trzecia Droga PSL–PL2050 Szymona Hołowni

Trwają poszukiwania ofiar komunistów na terenie pokarmelitańskiego dziedzińca klasztornego w Bielsku Podlaskim. Po II Wojnie Światowej mieściła się tam siedziba Urzędu Bezpieczeństwa. Archeolodzy sprawdzili studnię, gdzie według zeznań wrzucano ciał ofiary represji. 

Tropy jednak się nie potwierdziły. Na groby trafiono jednak kilka metrów dalej. Odnaleziono jeden kompletny szkielet. Według wstępnych badań szczątki należały do młodej osoby. Natrafiano ponadto na wiele pojedynczych kości. Teraz należy je zidentyfikować. Jako, że odkopano również zabytkową studnię, na miejscu pojawił się również konserwator zabytków. Chociaż wcześniej znajdowano podobne konstrukcje, na Podlasiu jest to unikat.

Ten budynek znają wszyscy. Czy pod nim biegną tajemnicze korytarze?

Opłacone przez: KKW Trzecia Droga PSL–PL2050 Szymona Hołowni

Biały dom. Nasze pierwsze skojarzenia? USA! Dla starszych mieszkańców Białegostoku jednak nie jest to takie oczywiste. Było to bowiem potoczne określenie gmachu, w którym swoją siedzibę miał Komitet Wojewódzki Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej. Dom partii stanowił przez długi czas wizytówkę miasta. Obecnie jego korytarze nie przemierzają partyjni dygnitarze a…studenci. Mieści się tam bowiem Wydział Historyczno – Socjologiczny oraz Filologiczny Uniwersytetu.

 

Projekt gmachu to dzieło Stanisława Bukowskiego, który odpowiedzialny był m.in. za wygląd Hotelu Cristal. Sławił się jednak głównie świątyniami jak choćby Niepokalanego Serca Maryi w Dojlidach. Jako że w okresie stalinizmu nie kryto się z walką z instytucją Kościoła, może zaskakiwać fakt wyboru Bukowskiego na głównego architekta. Widocznie komuniści musieli przełknąć fakt jego powiązań z duchowieństwem. Chcieli mieć reprezentacyjny gmach, a projekt spełniać w całości ich oczekiwania.

 

Lokalizacja ”Białego domu” nie była przypadkowa. Dzięki położeniu na końcu ulicy, z balkonu można z łatwością można było obserwować pierwszomajowe marsze czy inne manifestacje. Kończyły się one właśnie pod gmachem. Pod siedzibą partii utworzono plac, który z lotu ptaka przypominał pięcioramienną gwiazdę. 

 

Budynek w czasach działalności PZPR zapewniał jego użytkownikom opiekę lekarską  i stomatologiczną . Można było również zrelaksować się w saunie i skorzystać z trzech sąsiadujących z nią pokojów gościnnych. Dom Partii dysponował także własną centralą telefoniczną, a także telegrafem. System łączności pozwalający na stały kontakt z Komitetem Centralnym w Warszawie, stanowił  kluczowy element funkcjonowania aparatu władzy PRL. Członkowie partii mogli cieszyć się również najlepszą w mieście stołówką. Wraz z pomieszczeniami kuchennymi zajmowała całe podziemie prawego skrzydła gmachu.

 

Po mieście chodziły opowieści o podziemnych korytarzach i sekretnych przejściach do pobliskich mieszkalnych bloków. Skąd się one brały. Miejsca nie dostępne dla zwykłych śmiertelników od zawsze wzbudzają domysły. No cóż. Komuniści mieli obsesje na punkcie swego bezpieczeństwa, więc może w domysłach jest ziarno prawdy. A nóż student przypadkowo wciśnie ukryty guzik i otworzy drzwi do świata tajemnic. Pożyjemy, zobaczymy.

 

 

korowód

Korowód przechodzi przez wyludnione wsie

Opłacone przez: KKW Trzecia Droga PSL–PL2050 Szymona Hołowni

Korowód to długi szereg osób posuwających się jedna za drugą. Jest elementem wielu imprez, który pozwala na dobrą wspólną zabawę. Ta radosna forma celebracji pozwala uczestnikom poczuć się częścią wspólnoty, gdy razem przemierzają przestrzeń, śpiewają, tańczą lub wykonują inne radosne gesty. Korowody mogą być różnorodne – od formalnych, ułożonych zgodnie z określonym porządkiem, po zupełnie spontaniczne, gdzie uczestnicy łączą się w szybko zmieniającą się strukturę.

Korowód to białoruska tradycja

W Bielsku Podlaskim, malowniczo położonym w sercu Podlasia, na południe od Białegostoku, kilka tygodni temu rozpoczęła się kolejna edycja Podlasko-Poleskich Spotkań Kultury Tradycyjnej pod nazwą “Tam po Majowuj Rosi”. Jest to doskonała szansa na poznanie białoruskiego folkloru. W tym roku dużą uwagę zwrócono na pokazanie tradycyjnej ceremonii zaślubin o charakterze domowym, która stopniowo zanika.

Młodzi podczas uroczystości

Dużą ciekawostką jest też znaczne ograniczenie roli młodych. To znaczące ograniczenie roli młodych w ceremonii jest niezwykle interesujące. Podczas całego wydarzenia praktycznie nie mają oni możliwości zabrania głosu. Ich aktywność jest ograniczona do podążania za starszymi swatami lub marszałkiem. To wydaje się też być silnie zakorzenione w tradycji i symbolice, gdzie młodzi są jakby prowadzeni przez starszych. Może to odzwierciedlać ideę przekazywania mądrości i doświadczenia z pokolenia na pokolenie.

Rozśpiewane korowody

Spotkania Kultury Tradycyjnej na Podlasiu to wyjątkowe wydarzenie. Przyciąga ono uwagę nie tylko mieszkańców lokalnych społeczności, ale także miłośników kultury i tradycji z różnych regionów. Korowody, rozśpiewane i pełne życia, stanowią integralną część tych spotkań, przemierzając malownicze, ale czasem opuszczone, wsie Podlasia. Po drodze dołączają do nich także pozdrawiani mieszkańcy. Co roku trasa korowodów jest inna, co sprawia, że ​​każde spotkanie jest unikalnym doświadczeniem. To nie tylko pozwala odkryć różnorodność krajobrazów i kultury Podlasia, ale także podkreśla zmienną naturę tradycji i społeczności lokalnych. Po wcześniejszym uzgodnieniu z gospodarzami, uczestnicy korowodu udają się również na pole aby je pobłogosławić. Organizatorem spotkań jest Stowarzyszenie Muzeum Małej Ojczyzny w Studziwodach.

jajko, krowy, chłop roku

Chłop Roku – nietypowy konkurs

Opłacone przez: KKW Trzecia Droga PSL–PL2050 Szymona Hołowni

Chłop Roku to osoba, która doskonale posługuje się narzędziami rolniczymi. Tak przynajmniej jest w Korczewie znajdującym się niedaleko Drohiczyna. Korczew to wieś w Polsce, w województwie mazowieckim, w powiecie siedleckim, siedziba gminy Korczew. Znajduje się na terenach historycznego Podlasia.

Chłop Roku – rolnictwo pozwala wygrać

W Korczewie odbywają się Mistrzostwa Polski o tytuł Chłopa Roku. Nagrody w konkursie są typowo rolnicze – chwytak, widły czy kosa spalinowa. Dla miastowych zdobycze owe zdobycze mogą wydawać się nieco abstrakcyjne, ale dla mieszkańców wsi to nie lada gratka. Czym muszą się wykazać panowie by wygrać? Niezbędna jest głównie siła, zdecydowanie i pracowitość. Zmagania rolnicze często poprzedza mały konkurs wiedzy rolniczej. Uczestnicy rywalizują ze sobą, aby sprawdzić swoją wiedzę na temat rolnictwa, co pomaga wzmocnić ich umiejętności i przygotować do wyzwań związanych z pracą na roli. Tytuł Chłopa Roku nie tylko honoruje jednostkę, ale także podkreśla rolę rolnictwa w życiu społeczności wiejskiej oraz promuje wartości związane z dbałością o ziemię, tradycję i wspólnotę lokalną.

Wiejskie konkurencje

W pierwszej konkurencji należy wykazać się zręcznością w pracy na traktorze wyposażonym w chwytak. Uczestnicy muszą precyzyjnie manewrować traktorem, korzystając z chwytaka do wykonywania określonych zadań. To wymaga nie tylko umiejętności jazdy, ale także sprawnego operowania chwytakiem, by prawidłowo podnosić i przemieszczać różne obiekty. Druga konkurencja skupia się na szybkim zbieraniu ziemniaków. Uczestnicy muszą wykazać się szybkością i precyzją, zbierając jak najwięcej ziemniaków w określonym czasie. Trzecie zadanie polega na wbiciu kilku ogromnych gwoździ w pniu drzewa. Uczestnicy muszą wykazać się siłą i precyzją, aby wbijać gwoździe tak głęboko, aby całkowicie zniknęły w pniu. To wymaga nie tylko fizycznej siły, ale także umiejętności kontrolowania uderzeń, aby uniknąć uszkodzenia pnia lub narzędzia. Ostatnia konkurencja pokazuje, kto ma najzręczniejsze ręce. Dojenie krowy na czas to nie przelewki. Jednakże, w tym przypadku, krową jest sztuczna krasula, co oznacza, że mleko jest bardziej wodniste niż w przypadku prawdziwej krowy.

Żubry dzieli płot. Bez niego doszłoby do katastrofy.

Opłacone przez: KKW Trzecia Droga PSL–PL2050 Szymona Hołowni

Jak wiadomo, na polsko – białoruskim przejściu granicznym stoi płot. Przeszkadza on żubrom w swobodnej wędrówce. Są tego dobre i strony. Nasze żubry są nizinnymi przedstawicielami gatunku. Z kolei, białoruskie, jak badania wykazały posiadają domieszkę genów żubra kaukaskiego.

 

Gdyby doszło do połączenia populacji, polski król puszczy miałby problemy. Spadłaby jego odporność na choroby i miałby problemy w adaptacji w nowym otoczeniu. Z drugiej strony nastąpiłoby zwiększenie zmienności genetycznej, co też jest czymś pozytywnym, o ile przebiega z umiarem. Gdyby polskie żubry w pełni połączyłyby się z białoruskimi, zapewne przestałyby istnieć. Żubr, którego dało się odtworzyć dzięki ciężkiej pracy naukowców skończyłby jako relikt historii.

Ojciec prezydenta Izraela urodził się w Łomży

Opłacone przez: KKW Trzecia Droga PSL–PL2050 Szymona Hołowni

Związek z Podlasiem miało i ma wiele znanych osobistości. Nie każdy się do tego przyznaje. Wolny wybór. Łomżyńskie korzenie miał prezydent Izraela Chaim Herzog, który odwiedził miasto w 1992 r. Tam właśnie urodził się jego ojciec, Isaak Herzog. Mając kilka lat, wyjechał z rodzicami do Wielkiej Brytanii.  Został następnie naczelnym rabinem Irlandii, a kiedy przeniósł się do Palestyny – naczelnym rabinem tamtejszej wspólnoty.

 

W czasie II Wojny Światowej Chaim Herzog działał w służbach wywiadowczych. Po zakończeniu działań wojennych brał udział w przesłuchiwaniu hitlerowskich zbrodniarzy wojennych. Na prezydenta Izraela został wybrany w 1893 r. Tą funkcję sprawował przez ponad 10 lat. W 2011 r. Łomżę odwiedził jego syn. Towarzyszył mu były ambasador Izraela w Polsce i Michał Soban. Goście oddali hołd ofiarom Getta Żydowskiego

Wielcy politycy walczyli o jedną kobietę

Opłacone przez: KKW Trzecia Droga PSL–PL2050 Szymona Hołowni

Na uboczu

Wyjeżdżając z Łomży, kierując się na wschód,  natrafimy na niewielką wieś Drozdowo. Jej główną atrakcją jest   Muzeum Przyrody, które regularnie organizuje nowe wystawy. Dla przeciętnego Polaka, nazwa miejscowości nic jednak nie mówi. Gdy jednak usłyszymy o Romanie Dmowski, zapala się światełko. W owej miejscowości, a dokładnie w posiadłości rodziny Lutosławskich,  ostatnie lata swego życia spędził właśnie twórca polskiej endecji.

Serce w rozterce

Ze szkolnych podręczników z pewnością pamiętamy o zaciekłym  sporze z Józefem Piłsudskim. Obaj posiadali całkowicie odmienne koncepcje kształtu nowej Polski. Lecz czy tylko inna polityczna wizja decydowała o wzajemnej niechęci? Zdecydowanie rzadziej wspomina się o tym, że byli wielbicielami tej samej kobiety – Marii Juszkiewiczowej. Niektórzy historycy i publicyści wysuwają tezę, iż to właśnie rywalizacja o płeć piękną stanowiła oś konfliktu. Juszkiewiczowa swoje pierwsze małżeństwo zawarła w wieku 17 lat, lecz nie trwało one długo.

 

Po rozwodzie przeniosła się do Warszawy gdzie uczestniczyła w działalności konspiracyjnej. Po jednym z aresztowań dostała nakaz powrotu do Wilna, a jej dom stanowił miejsce spotkań i zażartych dyskusji. Do salonu ”pięknej pani” – jak ją nazywali przyjaciele trafił wpierw Józef Piłsudski, a następnie Roman Dmowski, który odwiedzał miasto w czasie swej politycznej zsyłki. Z miłości endeka nic jednak nie wyszło, zaś Piłsudski pojął Marię za Żonę. Musiał on jednak zmienić wyznanie na ewangelicko – augsburskie. Zrobił to podpisując 24 maja 1899 r. stosowny akt w łomżyńskim zborze. Wspólne szczęście trwało jednak tylko osiemnaście lat, a naczelnik związał się z inną kobietą.

 

Nadchodzi wielkimi krokami edycja znanego festiwalu.

Opłacone przez: KKW Trzecia Droga PSL–PL2050 Szymona Hołowni

Już niemal 30 lat rozsławia Hajnówkę. Pierwotnie miał służyć wiejskim chórom. Z biegiem czas zyskał międzynarodowe znaczenie. Wielkimi krokami zbliża się kolejna edycja Hajnowskich Dni Muzyki Cerkiewnej. Wszystko zacznie się już 8 maja. W czasie tegorocznej odsłony festiwalu wystąpi 28 chórów z Polski i z zagranicy – Białorusi, Gruzji, Rosji i Ukrainy. Wśród imprez towarzyszących są koncerty m.in. w Warszawie, Gródku, Czeremsze, Białowieży, Hajnówce, Sokółce, Mielniku, Siemiatyczach i Bielsku Podlaskim.

 

Początkowe założenia koncertów była zgoła odmienne od obecnych. Lokalne chóry miały wymieniać się doświadczeniami aby po prostu podnieść ogólny poziom wykonań. Taka muzyka nie cieszyła się popularnością. Było wręcz odwrotnie. Teraz każdy chór, który chce coś osiągnąć musi posiadać w swym repertuarze muzykę cerkiewną. Stanowi ona połączenie modlitwy, słowa i linii melodycznej. Za zadanie stawia sobie pobudzenie człowieka do rozwoju duchowego.

 

Koncert galowy odbywa się tradycyjnie w soborze św. Trójcy. Imprezie towarzyszą również występy w innych miejscowościach. W zeszłym roku festiwal rozpoczął się tzw. flashmobem na ulicach Białegostoku. Tradycją stała się już uczta folklorystyczna. W środku Puszczy goście przedstawiają swoją bogatą kulturę. Śpiewom i tańcom nie ma końca. Festiwal przyciąga gości z całego świata. Również uczestnicy pochodzą z różnych stron świata.

W Białymstoku odbędzie się konna gonitwa

Opłacone przez: KKW Trzecia Droga PSL–PL2050 Szymona Hołowni

3 Czerwca na białostockie Krywlany zawitają najszybsze konie i najlepsi jeźdźcy. Tak, to nie żart. Lotnisko ma być areną konnych wyścigów. Imprezę organizuje Ministerstwo Rolnictwa, które napotkało liczny opór. Zgodę na wydarzenie musi udzielić jednak wpierw prezydent Białegostoku, gdyż to właśnie do gminy należy teren lotniska. Entuzjastą pomysłu nie są również władze aeroklubu, obawiające się o zniszczenie nawierzchni. Obiecano im bowiem budowę pasa startowego.

 

Wedle założeń organizatorów mają odbyć się łącznie cztery gonitwy. W każdym z nich będzie uczestniczyło maksymalnie siedem wierzchowców. Zainstalowana zostanie trybuna na 3 tysiące osób. Czy jednak pomysł wzbudzi aż takie zainteresowanie? Data wyścigu związana jest ściśle z warszawskim Orange Festival, kiedy to dżokeje muszą ustąpić miejsca muzykom i innym artystom. Dlatego też bez przeszkód mogą przenieść się do Białegostoku. Gonitwa miejska ma mieć charakter rodzinny. Atrakcji nie zabraknie, jeśli dojdzie do skutku.

Mural multi-kulti powstał w Wasilkowie.

Opłacone przez: KKW Trzecia Droga PSL–PL2050 Szymona Hołowni

Nietypowa praca powstała w wyniku projektu ”Podlasie malowane na papierze i ścianie”. Dziesięcioro uczniów wasilkowskiego gimnazjum pod okiem Rafała Roskowińskiego, twórcy Gdańskiej Szkoły Muralu, przeniosła na ścianę koncepcję wielokulturowości. Na muralu odnajdziemy XVII – to wieczne postacie sarmaty, Tatara, Kozaka i Żyda.

 

Towarzyszy im drogowy znak skrzyżowania oraz cztery świątynie – kościół, cerkiew, synagoga i meczet. Dzięki zaangażowaniu w powstawanie muralu młodzi ludzie uczą się wielu rzeczy. Po pierwsze, mają kontakt z artystą i sztuką. Po drugie, poznają historię i tożsamość regionu, w którym żyją.

ręcznik, ceremonie, tradycje

Ręcznik obrzędowy towarzyszy od urodzenia aż do śmierci.

Opłacone przez: KKW Trzecia Droga PSL–PL2050 Szymona Hołowni

Ręcznik obrzędowy towarzyszył niegdyś wszystkim rodzinnym uroczystościom. Obyczaje z nim związane, czyli tradycje i zwyczaje, były pielęgnowane głównie na obszarach Bielska Podlaskiego. W tych regionach ludność z wielkim szacunkiem podchodziła do dziedzictwa kulturowego, starając się zachować i przekazywać kolejnym pokoleniom bogactwo tradycji. Dziś z pozoru zwykła chusta, świadczy o ogromnym bogactwie kultury regionu. W czasach Słowian ręcznik obrzędowy był wiernym przyjaciel człowieka, od chwili pierwszego samodzielnego oddechu.

Ręcznik obrzędowy od kołyski aż po grób

Jego dwa końce symbolizowały życie i śmierć. Między nimi zapisano nasze przeznaczenie. Pierwszą chustę otrzymywało dziecko tuż po narodzinach. Gdy chrześcijaństwo wyparło pradawne wierzenia, zwyczaj został zaadoptowany do nowych warunków. Ręcznik dawano bowiem noworodkowi po chrzcie. Stanowił on też nieodłączny element ceremonii zaślubin. Otwierał swojego rodzaju drzwi do nowej rzeczywistości. Obowiązkiem każdej panny młodej było wniesienie z posagiem własnoręcznie wyhaftowanego ręcznika. Para nowożeńców, co więcej musiała na nim stać przez cały czas trwania uroczystości. Ręcznik umieszczano również na drodze, po której zakochani jechali do świątyni. Zwyczaj ten przetrwał jeszcze do lat 60-tych. Haftowana chusta pełniła również rolę ”przechowalni duszy”. Istniało przekonanie, że krąży ona w domostwie jeszcze przez dłuższy czas. Szukając odpowiedniego miejsca znajduje w niej chwilowe schronienie. Na okres 40-u dni nad łóżkiem zmarłej osoby przywiązywano więc ręcznik do ikony. Towarzyszył również nieboszczykowi w grobie. Wkładano bowiem ją do trumny.

Echo dawnych czasów

Najstarsze ręczniki obrzędowe datowane na rok 1920, obecnie stanowiące eksponaty bielskiego muzeum, teraz można podziwiać również za pośrednictwem ekranów laptopów czy tabletów, dzięki działaniom Funduszu Lokalnego Na Rzecz Rozwoju Społecznego. Ta inicjatywa sprawia, że tradycja splata się z nowoczesnością, umożliwiając nam odkrycie i docenienie tych dzieł w cyfrowym świecie. Baza internetowa zawiera aż 400 różnorodnych wzorów ręczników, co dodatkowo poszerza dostępność i możliwości poznania tego kulturowego dziedzictwa. Dzięki temu projekty te stają się bardziej dostępne dla szerokiego grona odbiorców, przenosząc wartość historyczną i artystyczną tych przedmiotów do nowej przestrzeni wirtualnej.

Bój przeszedł do historii jako polskie Termopile.

Opłacone przez: KKW Trzecia Droga PSL–PL2050 Szymona Hołowni

Wieś w centrum ognia

Wizna to niewielka osada leżąca nieopodal Łomży. Pierwsze wzmianki o miejscowości pochodzą już z XI w. Na przestrzeni dziejów była gorzko doświadczana przez los, a to wszystko przez jej pechową lokalizację. Chroniąc wschodnie granicy Mazowsza narażała się wciąż na ataki nieprzyjaciół,  w tym  Zakonu Krzyżackiego. To właśnie oni spalili Wiznę po koniec XIII w. Cztery stulecia później do pożogi doprowadził potop szwedzki. Ogromne zniszczenia przyniosły też obydwie wojny światowe. Za każdym razem jednak Wizna podnosiła się z kolan.

Termopile po Polsku

W czasie kampanii wrześniowej na terenie Wizny ulokowano sieć umocnień ciągnących się na wschodnim brzegu Narwii i Biebrzy. Najcięższe walki trwały między 7 a 10 września. 42 tysiące żołnierzy niemieckich zmierzyło się z 720 Polakami. Mówimy więc tu o proporcjach sił 40:1. Sytuacja liczebna przywołuje na myśl słynną starożytną bitwę między niewielkim oddziałem 300-stu Spartan a Persami. Dramatyczne wydarzenia rozegrały się w schronach bojowych. Bohaterska obrona trwała ponad 700 dni.  Niemcy w czasie szturmu po kolei wysadzali obiekty. Ostatnim z nich był bunkier w Górze Strękowej. Tam też walczył dowódca całego odcinka obronnego –  kapitan Władysław Raginis. W chwili wyczerpania amunicji przez Polaków, prowadzący natarcie generał Hainz Wilhel Guderian zagroził rozstrzelaniem jeńców. Niemal cała załoga skapitulowała, oprócz kapitana Raginisa. Ten nie chcąc iść do niewoli, sam wybrał swój los, wysadzając się granatem.

Wojna źródłem inspiracji

Bój przeszedł do historii jako polskie Termopile, a bohaterstwo żołnierzy wciąż zdumiewa. Historia stała się inspiracją dla zespołu heavy metolowego Sabaton, który nazwał swój utwór ”40:1”. Tytuł oddaje proporcje między walczącymi stronami. Sabaton wybrał bitwę Na 70-tą rocznicę wydarzeń ,zespół  wielokrotnie koncertujący w naszym kraju, został zaproszony do samej Wizny. Szwedzcy artyści, niespecjalnie popularni w skandynawii, w ciągu kilku miesięcy stali się jedną z bardziej rozpoznawalnych zagranicznych grup na naszym rynku. Ich polską stronę internetową każdego dnia odwiedzają tysiące fanów.Teledysk zaś stworzony na potrzeby piosenki osiągnął już kilka milionów wyświetleń na serwisie Youtube. Jego premiera odbyła się w Muzeum Powstania Warszawskiego.

 

 

imiona, dzieci

Imiona dla dzieci na Podlasiu. Sprawdź koniecznie ranking!

Opłacone przez: KKW Trzecia Droga PSL–PL2050 Szymona Hołowni

Imiona dla dzieci zmieniają się z biegiem czasu i w zależności od regionu. Zmieniająca się popularność imion dziecięcych to fascynujące zjawisko, które Ministerstwo Cyfryzacji rejestruje i analizuje corocznie. Choć rodzice mają zwykle sporo czasu na wybór imienia dla swojego dziecka, niejednokrotnie decyzję podejmują dopiero po narodzinach. To wówczas, otoczeni oczekiwaniem i presją, muszą dokonać wyboru, który może być poddany opinii nie tylko bliskich, ale i społeczności lokalnej. Każda głowa to osobna historia, a wybór imienia staje się wyrazem nie tylko gustu rodziców, ale i wpływu otoczenia.

Imiona dla dzieci w województwie podlaskim

Na Podlasiu zaskoczymy wszystkich wierzących w stereotypy. Tutaj to nie Brajan i Angela dominują na liście popularności. Na czoło wśród chłopców wysuwają się klasyki takie jak Jakub, Szymon czy Antoni. Pokazuje to, że tradycyjne imiona wciąż mają swój urok. Na drugim biegunie znajdują się mniej popularne imiona jak Maksym, Władysław i Albert. Brajanów zarejestrowano jedynie pięciu, co jest zaskoczeniem i powodem do niedowierzania! Jeśli chodzi o dziewczynki, największą popularnością cieszy się Zuzia, która nieznacznie wyprzedza Julię i Hannę. Jednak na przeciwległym biegunie znajdują się imiona jak Vanessa, Nicole czy Sabina, które zajmują miejsca na końcu listy popularności.

A jak jest poza naszym regionem?

W Polsce, wybór imion dla dzieci często odzwierciedla różnice kulturowe, regionalne tradycje oraz zmieniające się trendy społeczne. Podlaskie to region o głęboko zakorzenionych tradycjach i silnym związku z historią i kulturą. Wykazuje często tendencję do zachowania bardziej konserwatywnego podejścia do wyboru imion. Z drugiej strony, w miastach takich jak Warszawa, które są bardziej zróżnicowane kulturowo i otwarte na wpływy z zewnątrz, można zaobserwować większą różnorodność w wyborze imion dla dzieci. W dużych metropoliach częściej występują imiona o międzynarodowym charakterze lub te, które są modnymi trendami w danym momencie. Imiona takie jak Maxim czy Nathan mogą być przykładem tego, jak miejskie społeczności odzwierciedlają swoją otwartość na różnorodność i wpływy kulturowe spoza granic kraju.

Puszcza gościła wielu krolów

Opłacone przez: KKW Trzecia Droga PSL–PL2050 Szymona Hołowni

Puszcza Białowieska nie bez powodu nazywana jest królewską. Należała do ulubionych miejsc polowań wielu monarchów. Wszystko zapoczątkował Władysław Jagiełło. Pierwsze udokumentowane polowanie króla miało miejsce w 1409 r. Jego celem było zebrania zapasów do wojny z zakonem krzyżackim. Kilkuset letnie dęby są więc świadkami istotnych wydarzeń z dziejów Polski.

Co jakiś czas w Białowieży rekonstruuje się powrót Jagiełły z udanych łowów. Na imprezie nie tylko można się zapoznać z ciekawostkami historycznymi, ale też zobaczyć kolekcje broni, których używano chociażby do powalenia żubra. Duże zainteresowanie wzbudza tzw. foglerz, którego de facto Jagiełło nie mógł użyć w bitwach, gdyż jeszcze on nie istniał. Owy foglerz to nic innego jak działko, które wykazywało się sporą szybkością w działaniu. 

Kościół w Grajewie znalazł się w niechlubnym rankingu

Opłacone przez: KKW Trzecia Droga PSL–PL2050 Szymona Hołowni

Na potrzeby naszych prac często przeglądamy różnego rodzaju zestawienia. Te wprawiło w nas osłupienie. Na stronie ”Biskup płakał jak konsekrował” publikowane są regularnie rankingi najbrzydszych budowli sakralnych. Jednym z obiektów, który nie spełnia wymogów estetycznych, jest kościół pw. Matki Boskiej Nieustającej Pomocy w Grajewie. Czy słusznie? Nie nam to oceniać. Kwestia gustu. Przyznać jednak, trzeba że wyróżnia się spośród innych świątyń na Podlasiu. A jakie jest Wasze zdanie? Czy kościół w Grajewie zasłużył się by znaleźć się w mało elitarnym gronie?

Majówka 2017. Ogród leśny zaprasza entuzjastów przyrody

Opłacone przez: KKW Trzecia Droga PSL–PL2050 Szymona Hołowni

Nie jest to ogród zoologiczny ani botaniczny. Jedyny taki obiekt na Podlasiu, nazywany enigmatycznie Silvarium stanowi kwintesencję Puszczy Knyszyńskiej. Odnajdziemy go w miejscowości Poczopek położonej na trasie Krynki-Białystok. Zwiedzanie praktycznie rozpocząć już można od wyjścia z auta.

 

Na parkingu bowiem umieszczono dokładną mapę zakątka. Dzięki niej żadna atrakcja nam nie umknie, a jest ich całkiem sporo. Będziemy przechodzić przez urokliwe mostki, podziwiać ciekawe drewniane rzeźby, odwiedzimy też dom sów. Dużą popularnością wśród przyjezdnych cieszy się też Park Megalitów, gdzie skały ułożono na celtycki wzór. Dzięki wielu planszom informacyjnym zapoznamy się ze licznymi ciekawostkami na temat roślin i zwierząt, jakie napotkamy na szlaku. Do spaceru czy jazdy rowerem przygotowano specjalne trasy, tzw. leśne wędrownice. Wytyczono je tak aby pokazać to, co najlepsze w lesie.

Pochód w Białymstoku został przerwany. Doszło do katastrofy lotniczej.

Opłacone przez: KKW Trzecia Droga PSL–PL2050 Szymona Hołowni

W końcu wolne. Pierwszy dzień maja dla większości z nas to upragniony dzień odpoczynku. Przed laty obchodzono go z wielką pompą. W 1950 r. władze komunistyczne przyznały świętu pracy rangę państwową. Organizowane marsze były świetną okazją do głoszenia ”czerwonych” haseł.

 

Z udziału w pochodzie w Białymstoku był zwolniony zakład ”Polmos”, który osiągał wysokie wskaźniki ekonomiczne. Wiele instytucji chciało się tego dnia pokazać z jak najlepszej strony. Lizusostwo często się opłacało. Białostockie szkoły uczyły dyscypliny i odpowiednich zachowań swych uczniów, aby zyskać przychylność partyjnych. W ten sposób można było chociażby zdobyć dodatkowe fundusze. Wielu uczestników marszu czekało tylko na pojawienie się samochodów z…piwem. Alkohol choć na chwilę pozwalał zapomnieć o trudach codziennego życia w PRL-u.

 

Do połowy lat 50. uczestnictwo w marszach było obowiązkowe. Trzeba było nawet podpisać się na liście. Gdy te znikły na ulicach mimo tego pojawiały się tłumy.  Przebierano się za postacie rodem z bajek a by pokazać za wszelką cenę, że to radosne święto. Trasy przemarszu w Białymstoku nie miały stałego charakteru. Raz pochód przemieszczał się od Kilińskiego, przez Rynek Kościuszki i Lipową. Następnym razem wybierano trasę przez ul. Skłodowską, która została właśnie wybudowana na potrzeby Alei Pochodów. Czasem wykorzystywano również obecną Aleję J. Piłsudskiego, która przed laty nosiła nazwę…1 maja.

 

W historii miejskich pochodów tylko jeden z nich został dokończony. Ku chwale partii piloci miejscowego aeroklubu mieli wyrzucić z pokładu wiązankę kwiatów. Z planów jednak nic nie wyszło. Kilka metrów nad ziemią samolot śmigłem zahaczył o linię nagłaśniającą pochód. Maszyna ominęła budynki i wpadła w drzewa. Ostatecznie samolot miał twarde lądowanie na terenie Parku Branickich. Pilot doznał urazu kręgosłupa. Tylko dzięki jemu doświadczeniu maszyna nie runęła na ludzi zgromadzonych na Rynku Kościuszki. Ludzie byli zbyt wstrząśnięci aby kontynuować obchody święta.

Termometr – kłamca zostanie przeniesiony.

Opłacone przez: KKW Trzecia Droga PSL–PL2050 Szymona Hołowni

Na początku roku w centrum Suwałk na ścianie jednej z kamienic zainstalowano dużych rozmiarów termometr. Gdy tylko słońce wychodzi zza chmur, jego wady wychodzą na wierzch. Wystawiony na działanie promieni słonecznych zawyża temperaturę nawet dwukrotnie. Władze miasta zapowiadają przenieść go w inne miejsce.

 

Niektórzy są przekonani, że umiejscowienie termometru nie jest przypadkowe. Jako że miasto promuje się obecnie hasłem ”Pogodne Suwałki” nieco zawyżone wskazania, idealnie się w nie dopasowują. Tym sam na zawsze zerwano by z obiegowym twierdzenie, że Suwałki to polski biegun zimna. Początkowo myślano też o możliwości podglądania termometru przez internet. Jednak gdy oszustwo wyszło na jaw, plany porzucono.