Jak w powojennym Białymstoku walczono z pijaństwem?

Socjalizm miał dawać ludziom szczęście i dobrobyt. Zamiast jednak radować się z cudownej sytuacji kraju, szukano pocieszanie w alkoholu. Tak też było w Białymstoku. Pijackie wybryki w latach 50. były tak liczne, że władze postanowiły działać na szeroką skalę.

 

Z nadużywającym procentów walczono na różne sposoby. Przy kinie Pokój na ul. Lipowej powstała specjalna galeria z podobiznami jego mości, którzy zakłócali porządek. Przechodnie traktowali to jednak jako atrakcję. W gazetach podawano z kolei dane osobowe, w tym miejsce zamieszkania miłośników mocniejszych trunków. Informowano również o ich popisach zakłady pracy. 

 

Ciekawą formę ograniczenia spożycia zastosował jeden z białostockich barów, nazywany ”wykańczalnią”. Kupno każdego kieliszka wódki, obligowało do zamówienia dania gorącego. Stali klienci lokalu nie kryli zdziwienia. Aby zaspokoić pragnienie spożywali więc wino w ilościach hurtowych. Tak więc eksperyment zakończył się niepowodzeniem.

 

Nastał rok 1956. W całym kraju uruchomiono izby wytrzeźwień. W Białymstoku powstała ona na ulicy Warszawskiej, a w skład jej personelu wchodził milicjant, sprzątaczka i trzech felczerów. Koszt samemu noclegu wynosił 90 zł. To jednak nie wszystko. Sam dowóz na miejsce wymagał uiszczenia 15 zł. Inne usługi, jak mycie, strzyżenie czy prasowanie ubrań również uszczuplały portfel. Co jednak gdy zataczający się delikwent nie miał gotówki? Dawano mu wówczas 7 dni na uregulowanie długu.

 

Już pierwszego dnia funkcjonowania ”hotel dla pijaków” odwiedziło ponad dwudziestu gości. Duże zainteresowanie ofertą sprawiło, że władze placówki postanowiły zwiększyć ilość łóżek. Niektórzy przychodzili tam dobrowolnie, szukając spokoju od problemów życia codziennego. Jako, że wizyta w izbie trwała 8 h, mieli sporo czasu na przemyślenia.