Przyszedł z wilkiem na smyczy do urzędu. Jak to się stało?

Historia brzmi niewiarygodnie i można mieć podejrzenia, że trochę taka jest. Pewien mieszkaniec Białegostoku przyszedł z wilkiem na smyczy do siedziby Regionalnej Dyrekcji Ochrony Środowiska. Twierdził, że zwierzę przypałętało się do niego w mieście, gdy ten spacerował z psem. Następnie mężczyzna założył smycz wilkowi i postanowił oddać “zgubę”? Brzmi trochę jak żart, jeżeli jednak przyjrzymy się tej historii, to zauważymy, że nie jest ona śmieszna lecz bardzo smutna.

 

Wilki żyją zdala od ludzi. Czują do nich bowiem “szacunek”, wiedzą że to nie są przyjaciele – tak jak w relacji z psem. Wilk od lat był demonizowany w masowej kulturze jako ten, który zjada ludzi, choć jest to wierutna bzdura, bowiem zwierzętom tym ludzkie mięso zwyczajnie śmierdzi i nie tknęły by go. Dodatkowo w czasach PRL bardzo tępiono wilka, niemal doprowadzając ten gatunek do zagłady. 

 

Znaleziony zwierz najprawdopodobniej został skradziony matce, gdy był szczeniakiem, a następnie ktoś próbował go udomowić. Podejrzenie pada również na mężczyznę, który wilka przyprowadził. Być może zwierzę wcale nie przypałętało się. Niestety nie dowiemy się jaka była prawda, wiemy za to, że wilkowi wyrządzono ogromną krzywdę. Oderwany od watahy prawdopodobnie nigdy już nie będzie mógł żyć jak inne osobniki. Z jednej strony nie boi się ludzi, z drugiej gdyby odnalazłyby go inne wilki, to jego los mógłby być marny. 

 

Dlatego też wilk trafi do Olsztynka na Mazurach. Tam w Ośrodku Rehabilitacji Zwierząt przy nadleśnictwie zostanie przebadany, a następnie podjęta zostanie próba wcielenia go do środowiska naturalnego. Odchowany wilk dostanie nadajnik i będzie śledzony. Nie wiadomo jednak czy zwierzę potrafi polować. Ma obecnie około 8 miesięcy i właśnie powinien tego uczyć się ze swoim stadem. Jeżeli nie usamodzielni się, to czeka go śmierć. 

 

To smutna historia, gdy człowiek wyrządził niebywałą krzywdę naturze, zabierając jej bardzo pożyteczny element. Wilki żywią się najczęściej padliną, a także upolowanymi starymi bądź chorymi osobnikami innych gatunków wyręczając przy tym myśliwych. Prawdopodobnie nigdy się nie dowiemy skąd zwierzę znalazło się w Białymstoku, miejmy nadzieję, że człowieka odpowiedzialnego za to kiedyś spotka surowa kara pod jakąkolwiek postacią.