Rozkopano grób. Ze szkieletu pozostała tylko czaszka. Uwagę przyciąga nietypowy otwór. Pierwsza myśl jaka przychodzi do głowy – ofiara wojny. Nieszczęśnik został zastrzelony. Prawda może być jednak bardziej przerażająca. Obok leży gwóźdź. Ktoś zadał wiele trudu, aby ten ktoś nie obudził się po śmierci. Takie musiały być przypuszczenia archeologów, którzy badali nietypowe mogiły.
Pochówki wampiryczne były znane głównie na Lubelszczyźnie, lecz masakryczna praktyka istniała też na Podlasiu. Przetrwała on do XVIII w. Podejrzewanych o żywienie się ludzką krwią chowano na obrzeżach cmentarza. Zwłokom brakowało zazwyczaj kilku części ciała. Wiele osób chowano też twarzą do ziemi, trumny obciążano kamieniami czy dachówkami. Nieraz odnajdowano kawałki cegieł, które miało zapobiec przyszłemu nawiedzeniu. Najbardziej powszechną praktyka zapobiegawczą było jednak przebicie serca ostrym narzędziem, w tym oczywiście drewnianym kołkiem.
Na podlaskich wsiach wierzono, że wampirem mogła być osoba o bardziej różowym odcieniu skóry, zwłaszcza na karku. Upiór za życia posiadał dwa serca. Gdy jedno przestało bić, najczęściej już w grobie drugie zaczynało swą pracę. Odnotowano przypadki gdy o wampiryzm podejrzewano już dzieci. Przejaw ich wynaturzenia stanowiły zęby, które były już obecne w chwili przyjścia na świat. Potworem mogły stać się też osoby zmarłe w sposób nagły, a zwłaszcza samobójcy. Podejrzenia wzbudzały również zrośnięte brwi czy sina twarz.