70 lat temu

Opłacone przez: KKW Trzecia Droga PSL–PL2050 Szymona Hołowni

  Siedemdziesiąt lat temu pomiędzy rynkiem a ulicami Legionową, Sienkiewicza i M. Skłodowskiej-Curie było jeszcze jedenaście innych uliczek! Trudno to nam sobie wyobrazić. A jak się pięknie nazywały – Chazanowicza, Fastowska, znana już nam Ciemna, Widna, a dalej Głucha, Zalewna, Mokra, Gęsia, Bożnicza, Szkolna i Ceglana.
  I niech mi nikt nie opowiada, że był tam brud i nie wiadomo co, bo było tam piękne stare miasto. I idąc tak dalej tym nieistniejącym Białymstokiem, okrążając znaną na całym świecie synagogę wybudowaną w latach 1908-1913 według projektu Szlomy Rabinowicza, wychodzimy na Suraską i kierujemy się w stronę Młynowej.
  Równiutko ułożone “kocie łby” (jedynie zakute łby chcą usuwać ten niezwykle piękny, acz wymagający naprawy koloryt naszego miasta).
Lekko wijąca się linia tej ulicy to jej “smaczek”. Kto się nim nie delektuje, ten kiep. Nazwa Młynowej pochodzi oczywiście od młynów. Najokazalszy był młyn Cerera, należący do Mileckiego, Mścibowskiego i Zakhejma.
  Mieścił się w budynkach niejakiego Dawidowskiego (to parcela na rogu Młynowej i Cieszyńskiej). A dalej były młyny Kacprowskiego i Oguszewicza i nawet wiatrak będący własnością młynarza Młota. Jak była już mąka, to i piekarnia też by się zdała.
  No to i było ich tu 5. Czekać na gorące bułeczki można było w piwiarni Bostona. Samych sklepów spożywczych było na Młynowej 14. Dziś ostał się jeno jeden budynek, to ten na rogu z Kijowską, gdzie był sklepik Szaji Leszer.
  A kto by dziś odnalazł na Młynowej fabrykę maszynek do mięsa Braci Azja, tkalnię Jakuba Bromberga czy skład skór Chaima Makowskiego? Widzicie więc, drodzy Państwo, jak inna była to ulica niż dzisiejszy jej opłakany stan.
Z Młynowej, w stronę wzgórz św. Marii Magdaleny i św. Rocha, prowadziły Odeska, Cygańska, Ołowiana, Kijowska, Czarna, Jasna, Opatowska i tak dalej, aż po Łomżyńską.
  Gdzie są te ulice?! A my przez Pokorną moglibyśmy przejść na Kaflową (Grunwaldzka). To na niej od połowy XIX wieku znajdowała się fabryka kafli i pieców Jana Kucharskiego i Synów. O, to była europejska klasa. A sami Kucharscy i ich ogromne zasługi dla Białegostoku to temat na odrębną opowieść.
  Ale cóż, dziś śladu po tym wszystkim nie ma! Nie dziwota więc, że o sąsiadującej z kaflarnią świetnej fabryce gwoździ, osi do wozów i odlewni żeliwa Dojlidzkiego, to nawet nikt nie wie, że takowa była.
  A gdzie pamięć o fryzjerze Sapożniku, masarzu Jarockim, piekarzach Małamedzie, Barczaku i Mosakowskiej.
A gdzie ślad po specjalizacji Kijowskiej? Były tam 3 garbarnie – Aleksandrowicza, Epsztejna i Najdusa i składy skór prowadzone przez Nisela i Pomerańca.
  Dziś szczątki Młynowej, Kijowskiej, Angielskiej, Grunwaldzkiej dogorywają. O ironio, właśnie na tej ostatnie kształci się nowe pokolenie architektów. Dlaczego nie protestują? A może im nikt o tym na wykładach nie mówi?
  I tak szybko i cicho znika z krajobrazu miasta historia. Przerażająco wyglądają puste place, takie jak ten na rogu Kijowskiej i Grunwaldzkiej. Jeszcze niedawno stała w tym miejscu typowa białostocka kamieniczka. Co ja piszę, typowa? Skoro ich w całym mieście już nie ma, to ta zburzona była unikalna! Profesor Janusz Tazbir, jeden z najwybitniejszych humanistów i erudytów naszych czasów, spytał mnie ostatnio, czy na Grunwaldzkiej 7 stoi jeszcze dom, w którym mieszkał przed wojną. To niech go pan pilnuje – przykazał Profesor. Jak ja mam pilnować? Czy trzeba będzie przykuć się do niego, zamieszkać na kominie i wyrwanymi z jezdni kocimi łbami walić w tych wszystkich, co to robią wszystko, aby po dawnych mieszkańcach Białegostoku kamień na kamieniu nie pozostał?

Andrzej Lechowski