Ciemna strona miasta. Stróże prawa nie zawsze byli w porządku

 

   Karol Hepner, szef policji kryminalnej, okazał się byłym współpracownikiem wywiadu i ochrony carskiej.
Polska olicja pojawiła się w Białymstoku już w lutym 1919 roku zaraz po wycofaniu się Niemców. Chaos panował wówczas ogromny. W blisko 80-tysięcznym, powojennym mieście znalazły się tłumy napływających ze wschodu uchodźców. Był to raj dla różnej maści złodziejaszków, oszustów i szulerów. Rozpanoszył się czarny rynek, a bandytyzm szerzył się nie tylko w nocy, ale w biały dzień. Nowa władza miała pełne ręce roboty. A przecież sama się kształtowała.

Widocznym symbolem nowych czasów stał się polski posterunkowy, w niczym nie przypominający carskiego stójkowego. Tak w maju 1919 roku opisywał go reporter „Dziennika Białostockiego”: Każdego, kto po raz pierwszy wjeżdża na ulice Białegostoku uderza widok nadzwyczajny, widok człowieka źle odzianego, w ubraniu zazwyczaj podartym i z karabinem na ramieniu. Orzełek biały na czapce, to zapewne przedstawiciel władzy polskiej. Człowiek ten stoi kilka godzin wśród zawieruchy, to znowu wśród deszczu i upału, i czuwa na spokojem publicznym”. Głodowe uposażenie (250 marek), wypłacane nieregularnie, nie zachęcało do gorliwej służby. Nieco lepiej powodziło się policjantom ze służby kryminalnej, którzy mogli przynajmniej zarekwirować coś zatrzymanym przemytnikom czy paskarzom.

W lipcu 1919 rok Sejm uchwalił ustawę o Policji Państwowej. Na jej podstawie utworzone w kraju 6 okręgów policyjnych. Okreg 5 obejmował województwo białostockie. Komenda Główna mieszcząca się w Warszawie, zaczęła czyścic własne szeregi. W Białymstoku polecono zwolnić wszystkich posterunkowych źle mówiących po polsku i nie mających kwalifikacji. Została zorganizowana szkoła policyjna, w której co roku miało kształcić się 70 adeptów. Mieli uczyć się fachowych przedmiotów, słuchać wykładów z prawa i procedury karnej, poznawać historię Polski. Nowym komendantem wojewódzkim został dr Henryk Jasiński, zaś komendę miejska i powiatową objął Leon Gallas. Dotychczasowy szef policji miejskiej, były pułkownik rosyjski Konstanty Songajłło poszedł w odstawkę. Karol Hepner, kierownik policji kryminalnej, został oddany w ręce prokuratura.

Okazało się, że Hepner, którego w Białymstoku zainstalowały jeszcze władze niemieckie, nie tylko w czasie wojny współpracował z Geheimpolizei, lecz był również agentem osławionej carskiej ochrany. Po aresztowaniu Hepner trafił do więzienia na warszawskim Mokotowie. Wyszedł szybko za poręczeniem danym przez włodarzy Mińska Mazowieckiego, gdzie wcześniej mieszkał. Do pracy w białostockiej policji już nie wrócił. Nie dość tego, wkrótce znowu poszedł za kratki. A to za sprawą nadużyć popełnionych w spółce akcyjnej handlującej artykułami skórzanymi . Kilka lat później kłopoty z prawem stały się udziałem Mieczysława Banneta, zastępcy kierownika białostockiej Ekspozytury Urzędu Śledczego. 11 kwietnia 1927 r. przed Sądem Okręgowym przy ul. Warszawskiej 63 odbyła się jego rozprawa. Akt oskarżenia zarzucał mu sfałszowanie świadectwa szkolnego, które stwierdzało ukończenie szkoły w Wiedniu. Tymczasem Bannet ukończył tylko trzy klasy. Poza tym, oskarżony napisał w swoim życiorysie, że jest katolikiem, urodzonym w Szwecji, gdy tymczasem był wyznania mojżeszowego i przyszedł na świat w małej mieścinie na południu Polski.

Zarzuty wydawały się dość błahe, ale nie wobec wysokiego funkcjonariusza policji. Początkowo sąd miał zamiar potraktować fałszerza z pełną surowością. Uwzględnił jednak jego bohaterską, wojenną kartę i nienaganną służbę i skazał na rok więzienia. Wyrok wypełnił w całości areszt prewencyjny, więc Bannet szybko odzyskał wolność.

Włodzimierz Jarmolik