W okresie międzywojennym lody na niespotykaną dotąd skalę pojawiły się na ulicy. Niezwykłą popularnością cieszyły się te, które produkował Piotr Awdonow.
Miał on swą wytwórnię na Żelaznej pod 51. Codziennie rano rozpoczynała się tu produkcja nowej porcji lodów. W godzinach popołudniowych na ulice wyjeżdżały wózki. W letnie miesiące można było je zawsze spotkać na Sienkiewicza, Jurowieckiej, Fabrycznej i Warszawskiej od piętnastej do dziewiętnastej.
Na Lipowej, Polnej (Waryńskiego), Częstochowskiej i Białostoczańskiej (Włókiennicza) wózki pojawiały się o godzinę później. Białostoczanie cenili sobie jakość tych lodów.
Chętnie przeto zamawiali je do domów. Niejedno wesele, zabawa, czy rodzinne przyjęcie przerywane było gromkimi okrzykami: Uwaga! lody od Awdonowa! I na stół wjeżdżały lody, torty lodowe, piramidy.
Po Białymstoku krążyli też i inni lodziarze. Nie zawsze oferowali towar najwyższej jakości. W lecie 1935 roku przyłapano fałszerza lodów. Był nim niejaki Mickiewicz. Wyrabiał on lody z mąki kartoflanej. Karą za ten niecny proceder było odebranie mu koncesji. Sprytny lodziarz zastosował więc fortel. Odkręcił ze swego wózka tabliczkę z dumnie brzmiącym nazwiskiem i udając, że on to nie on, nadal sprzedawał kartoflane lody.
Wielkim światem powiało w Białymstoku w 1937 roku. W pierwszych dniach maja, na parterze kamienicy przy Sienkiewicza 4, tuż obok cukierni Karola Metza, otwarto nową lodziarnię.
Ten szczególny dzień zapowiadały anonse – Premiata Gelateria Italiana (Pierwszorzędna lodziarnia włoska) Venezia.
Zachwycone białostockie towarzystwo rozpływało się, opowiadając o Giovannim Soraia, który nad Białą przyniósł kawałek Europy. Od dnia otwarcia Venezia była oblegana. Trudno było w niej zdobyć wolny stolik.
Oferta Gelaterii była imponująca. Serwowano w niej lody ananasowe, cytrynowe, pomarańczowe, bananowe, śmietankowe, orzechowe i malaga. Furorę jednak robiły truskawkowe i czekoladowe. Ceny były całkiem umiarkowane. Najdroższe lody kosztowały 70 groszy, ale zwykłe śmietankowe były po 10. Wyśmienity smak lodów osiągnięty został tym, że nie dodawano do nich „różnych ekstraktów”, ale robiono je wyłącznie z naturalnych soków wyciśniętych ze świeżych owoców. Ananasy i truskawki przywożone były codziennie z Warszawy!
Nowością w Białymstoku było też i to, że lody robione były „sposobem maszynowem”. Władze sanitarne, widząc ogromną popularność nowej lodziarni, kontrolowały ją cały czas. Nie stwierdzono żadnych uchybień. Ci co byli w Venezii, stwierdzali, że „lody są pyszne, w pełnem znaczeniu tego wyrazu. To też klijentelę zakładu stanowią prawie cała tutejsza inteligencja i elita”.
Do dobrego tonu należało zamówić w Venezii lody na deser po niedzielnym obiedzie. W lodziarni uruchomiono, bodaj pierwszą w Białymstoku linię telefoniczną, takie „telelody”. Łatwo zapamiętać numer: 13-19.
Andrzej Lechowski