Rozengarten przed obliczem sprawiedliwości

   

  Wieść o tym, że Połtyjer Rozengarten, syn nieżyjącego króla Chanajek Jankiela Rozengartena zwanego Jankieczkie staje przed sądem, zelektryzowała miejscowe podziemie. W kwietniowe przedpołudnie 1933 r. salę rozpraw białostockiego Sądu Okręgowego przy ul. Mickiewicza zapełniły tłumy hałaśliwej publiki: panienki z domów publicznych prowadzonych przez obie powaśnione rodziny Rozengart enów i Gorfinkielów, złodzieje kieszonkowi oraz inni stali klienci sędziów śledczych i urzędu prokuratorskiego. 
  Przewodniczący rozprawie wiceprezes  sądu Tadeusz Giedroić z namaszczeniem odczytał akt oskarżenia. 18-letni Połtyjer Rozengarten nie próbował nawet zaprzeczać. Wiedział, że fakty  świadczą  przeciwko niemu. Przede wszystkim jednak świadectwo jego postępku dawała niedoszła ofiara, ciotka Małka Gorfinkielowa.  Poinstruowany dobrze przez swojego adwokata Bronisława Gruszkiewicza, młody Rozengarten przedstawił ostatnią rozmowę z umierającym ojcem. Ten czując zbliżającą się śmierć miał ponoć kazać przysiąc synowi, że go pomści.
  Połtyjer opowiedział także, jak to Gorfinkiel, zadając ojcu ciosy nożem podczas ulicznej bijatyki, wykrzykiwał słowa: To samo czeka całą twoją rodzinę! Rewolwer, z którego strzelał później do ciotki także otrzymał od umierającego tatulka.    Wezwani na rozprawę świadkowie, poza poszkodowaną Gorfinkielową, nie mieli wiele do powiedzenia. Nikt nie chciał dostać nożem od chanajkow skich chojraków, koleżków oskarżonego. Niektórzy nawet zmienili swoje wcześniejsze zeznania, złożone w śledztwie. Ogólną wesołość na sali wzbudził rzeźnik, którego jatka mieściła się w pobliżu miejsca krwawej wendety. Przewodniczący sądu zwrócił uwagę, że mówi teraz co innego niż u sędziego śledczego. Ten zaś wyjaśnił z powagą, iż właśnie w gabinecie pana śledczego był niedokładny, ponieważ w dniu przesłuchania nie mógł skupić się z powodu wielkiego zmartwienia. Jak się okazało, zmartwieniem tym była rewizja w jatce świadka i konfiskata mięsa z potajemnego uboju. 
  Pod koniec rozprawy obrońca oskarżonego wystąpił z wnioskiem, ażeby jego klienta zbadał psychiatra. Sąd zgodził się na to i dwaj lekarze, biegli sądowi, wzięli Połtyjera w obroty. Niedługo potem ogłosili swoją diagnozę: u oskarżonego brak co prawda oznak choroby psychicznej, jednak śmierć ojca mogła oddziałać na niego ujemnie. Po wypowiedzi lekarzy młody Rozengarten wyraźnie poweselał. Dawało mu to szansę na łagodniejszy wyrok.  Rozprawa zbliżała się do końca. Przyszła kolej na ostatnie wystąpienia – prokuratora i obrońcy.
  Wszyscy wiedzieli z góry co powie prokurator: winien, wymierzyć najsurowszą karę przewidzianą w kodeksie.  Znacznie bardziej urozmaicona była oracja mecenasa Gruszkiewicza. Powołał się on w niej na haniebne warunki w jakich przyszło żyć oskarżonemu, jego młody wiek i to, że działał pod wpływem wzruszenia i żalu po zabitym ojcu. Obrońca domagał się zmiany kodyfikcji czynu, a przez to zmniejszenie kary.
Po krótkiej naradzie sędziowie ogłosili wyrok. Połtyjer skazany został na trzy lata więzienia za usiłowanie zabójstwa w stanie wzruszenia. Argumenty obrony wzięto więc pod uwagę.  Nie chcąc nadużywać wyrozumiałości wymiaru sprawiedliwości, uradowany niskim wyrokiem młodzian z Chanajek zrezygnował z przysługującej mu apelacji.
  O dziwo, również prokurator nie zapowiedział odwołania się od wyroku.  Z wyroku mogła być niezadowolona tylko Małka Gorfinkielowa. Co prawda, jej prześladowca znalazł się za kratkami, ale przecież nie nazbyt długo. Poza tym, jak gadano wśród wychodzącej z gmachu Sądu Okręgowego publiki, z Ameryki miał ponoć wrócić starszy syn zabitego Rozengartena. Ktoś nawet słyszał, że wyrażał się o ciotce niezbyt wyszukanymi słowami.

Włodzimierz Jarmolik