Upalny lipiec

Opłacone przez: KKW Trzecia Droga PSL–PL2050 Szymona Hołowni

 

  W 1928 roku po Białymstoku w lipcu mimo lejącego się z nieba żaru “miasto się remontowało”. W kinach szła “letnia tandeta” i pustki na widowniach. Teatr  Palace “zupełnie zasnął”. Nawet w restauracjach serwowano “ogórkowe” potrawy. Mendelbaum w Akwarium na Rynku Kościuszki “karmił swych gości truskawkami ze śmietaną i bułeczką”.
  W Luxie na Sienkiewicza zaprzestano nawet dancingów, a w Ritzu za tłumem gości “tęskniła samotnie orkiestra”. Wzmożony ruch widać było natomiast, co wieczór, w Rozkoszy, czyli letnich restauracjach w Zwierzyńcu. Tu białostoczanie mimo upałów “tańczyli charlestona z szansonistkami, jedli sznycle, popijali czarną kawę z likierami i … nie płacili rachunków”.
  Przez kilka upalnych dni w Rozkoszy zjedzono i wypito za ponad 600 zł na krechę. Spiekota spowodowała, że na “ulicach białostockich prawie nie ma publiczności. Pozostali w mieście obywatele w godzinach poobiednich ciągną do Ogrodu Miejskiego lub do lasu Zwierzynieckiego gdzie łaskawie pozwalają naturze pieścić siebie publicznie.”
  I jak to w sezonie ogórkowym, najważniejszymi doniesieniami były te oznajmiające kto właśnie udał się na urlop bądź z niego już powrócił. Oto i najświeższy serwis A.D. 1926. “Komendant policji państwowej w Białymstoku, p. Skalski w dniu 17 b.m. (tzn. lipca) rozpoczął urlop wypoczynkowy… Wicewojewoda p. Skrzyński wrócił 16 b.m. (nadal lipiec) z urlopu 5-tygodniowego i objął urzędowanie. Starosta białostocki p. M. Bilek rozpoczął urlop wypoczynkowy”.
 

  W 1929 roku lipiec znów przyniósł rekordowe upały. Białostoczanie, oczywiście ci majętniejsi, ruszyli na zagraniczne wojaże. Działająca w Białymstoku Liga Samowystarczalności Gospodarczej gorąco apelowała, aby zaniechać tego obyczaju. Przecież pieniądze “urlopowe” powinny zostać u nas. “Setki, tysiące, miliony złotych wywozimy bezprodukcyjnie, wzbogacając obce bady i kurorty. Piękno naszych Tatr, rozległe pola mazowieckie, urok i czar Bałtyku wzgardzane są przez ludzi nierozumnych lub złej woli”.
  W 1929 roku to “w letniskach podmiejskich i zamiejskich jak: w Zwierzyńcu, Supraślu, Ignatkach, Horodnianach, Dobrzyniewie itp. jest gwarno i rojno od letnikowiczów szczególnie w dnie świąteczne”.
  Z ulgą stwierdzano, że z Białegostoku wyjechały wszystkie “grube ryby”. Dzięki temu i o dorożkę łatwiej i w teatrze się to nie rozpycha nie mówiąc już o restauracjach i kawiarniach.
  W te upały, w “zupełną bezczynność” popadła biblioteka miejska. W związku z tym jej dyrektor Filip Echeński postanowił zarządzić w niej “stan nieuczynności”. Sezon ogórkowy w sennie od upału snującym się mieście najlepiej opisał felietonista ukrywający się pod literką “h”.
 

  Pisał ni mniej ni więcej tylko o ogórkach. “Na Siennym Rynku targ. Ogórki, ogórki, ogórki. Tu są tanie ogórki. Proszę kupować – będą smakować. (…) Piekielnie gorąco. Lipiec. Przed sklepikami wystają stroskani handlowcy, zapraszając przechodniów i wzdychając. Oj, ogórkowe czasy, ciężkie czasy. Ulicą Suraską suną wozy chłopskie, autobusy i zgrzani, spoceni ludzie pchają przed sobą dwukołowe wózki z bryłami lodu i miedzianymi syfonami wody sodowej. Chodnikiem śpieszą przechodnie, przekupki z koszami pełnymi jaj, serów, masła i handlarze lemoniady i obwarzanków. Wszyscy spoceni, zgrzani i zmęczeni (…)
  Patrzę i ja na Rynek Kościuszki. Biblioteka bliska “zupełnej bezczynności”, przekupek z serami i masłem to już dawno tu nie ma. Wiele się zmieniło przez te 90 lat. Jedno czasem się powtarza -białostocki upalny lipiec.

Andrzej Lechowski