Z Chicago do Chanajek

Z Chicago do Chanajek

 

  Pierwsze kroki w gangsterskim fachu stawiał  na ulicach Chicago białostocki chojrak Chaim Sarowski. W 1925 r. Sarowski powrócił do Białegostoku. Nie wiadomo, co stało się tego przyczyną. Może była to ciągła wojna bimbrowników i liczne trupy odnajdywane w chicagowskich zaułkach, a może nostalgia za rodzinnymi stronami. W każdym razie opryszek z Chicago szybko znalazł się w miejscowych kronikach kryminalnych. Z grupką pomagierów zaczął siać terror wśród chanajkowskich paserów, sutenerów i prostytutek. Imponował kamratom amerykańskim obywatelstwem i dolarami. Dorobił się nawet przydomku króla Chanajek. Latem 1926 r. Sarowski z wiernym adiutantem Jankielem Kapickim zajmowali się szantażowaniem sklepikarzy z ul. Sosnowej i Suraskiej.
  Ci zanieśli skargę na IV komisariat przy ul. Grunwaldzkiej. Z interwencją pośpieszył przodownik Zadrożny. Naśladowca Al Capone nie pękał jednak przed policją. Nie tylko nawymyślał posterunkowemu, ale też oberwał mu dystynkcję, wyrwał szablę i zaczął formalnie dusić za gardło. Zakapior Kapicki dzielnie sekundował. 22 września odbyła się rozprawa i krewki „Amerykaniec” dostał 2 miesiące bezwzględnego więzienia. Zanim jednak trafił za kratki, wdał się w kolejną bójkę nożową na ul. Krakowskiej. No i zdrowo się naciął. Niejaki Wacław Cieśluk lepiej władał majchrem i Sarowski wylądował w szpitalu, a dopiero później w szarym domu przy Szosie Baranowickiej.
  Przed wojną białostockie powroty z emigracji zdarzały się nie tylko ze Stanów Zjednoczonych. Ot choćby przykład Marii Gołdeszczuk. W 1934 r. zjechała ona do rodzinnego miasta prosto z … Paryża. Do Francji trafiła 10 lat wcześniej i tam, do spółki z mężem, uprawiała wydatnie kradzieże mieszkaniowe. Po odsiedzeniu kilku lat w więzieniu paryskim została wydalona znad Loary. W Białymstoku natychmiast wróciła do złodziejskiej specjalności. Był to tzw. szpryng, czyli okradanie przedpokoi, zwłaszcza z futer i cennych drobiazgów. Gołdeszczuk zmontowała szajkę „skokierów” i ruszyła na podbój białostockich mieszkań.
  Obok niej ważne miejsce w bandzie zajmował Zundel Połter, zwany Jaszkie, paser z ul. Św. Rocha, a także siostra Zofia Filauer. Po licznych kradzieżach doszło do wpadki. Wszystko zaczęło się od kłótni Gołdeszczukowej z paserem Połterem na tle podziału łupów. Wkrótce do aresztu trafili kolejni członkowie szajki. Pod koniec 1935 r. odbyła się rozprawa sądowa. „Francuzka” otrzymała rok więzienia i jeszcze 5 lat domu poprawy. Paser Jaszkie dostał to samo. Na początku następnego roku Marii Gołdeszczuk dołożono jeszcze 10 miesięcy za obrazę sądu. Baba miała niewyparzoną gębę.

Włodzimierz Jarmolik