Dziś nazwa tej stacji to archaizm. Ani dworca, ani fabryk, ani nawet pociągów. Historia zaczęła się w 1886 roku, kiedy to w ramach rozbudowy białostockiego węzła kolejowego uruchomiona została linia łącząca Białystok z Moskwą.
Trasa wiodła przez Baranowicze, Wołkowysk, a dalej przez Mińsk i Smoleńsk. Nazwano ją koleją poleską, a na budynku dworca umieszczono tablicę „Poleskij wakzał”. Linia ta miała znaczenie wybitnie strategiczne. Ruch pasażerski był na niej raczej nikły. W 1895 r. z usług kolei poleskiej na odcinku Białystok – Baranowicze skorzystało zaledwie 304 podróżnych. Jeszcze mniej wyjechało do Moskwy, bo zaledwie 192 osoby. Byli to najczęściej miejscowi przemysłowcy, urzędnicy i wojskowi. No właśnie – wojsko.
W 1884 r., a więc jeszcze przed uruchomieniem kolei poleskiej w bezpośrednim sąsiedztwie planowanego dworca wybudowano duże koszary. Przeznaczone były dla Kazańskiego Pułku Piechoty.Zlokalizowane były poza miastem. Na wytyczonej regularnej, prostokątnej parceli w ciągu kilkunastu lat wzniesiono ponad 60 rozmaitych budynków. Od strony obecnej ulicy Wasilkowskiej w ich kierunku prowadziła wytyczona specjalnie droga, która jeszcze w 1919 r. nie miała żadnej nazwy. Dopiero, bodaj w rocznicę powstania styczniowego w 1923 r., nazwano ją imieniem dyktatora powstania – Romualda Traugutta. Jedną z ostatnich budowli wzniesionych za „carskich czasów” w kazańskich koszarach była cerkiew Matki Bożej Kazańskiej.

Wraz z budową stacji kolei poleskiej, wzdłuż torowiska, od strony ulicy Wasilkowskiej wybudowano kolonię drewnianych parterowych domów. Nie były to proste, typowe budynki. Zgodnie z ówczesną modą ich elewacje ozdobione były misternymi detalami. Wsporniki dachów, ozdobne naroża, okiennice i ganki nadawały tym budynkom reprezentacyjnego charakteru. Było nie było, mieszkała w nich elita, za którą uchodzili wówczas pracownicy kolei. W jednym z tych domów znajdowała się kolejowa szkoła.
Dworzec poleski to była najprawdziwsza, ruchliwa stacja, na której pracowała rzesza ludzi. Aż wierzyć się nie chce oceniając jej dzisiejszy stan, że 100 lat temu było tu rojno i gwarno. Naczelnikiem stacji był Konstanty Rozental. Jej rewizorem (jakby z Gogola) był Aleksander Pawłowski. Mieli aż czterech pomocników. Zatrudniano tam też oddzielnych kasjerów od odprawiania towarów i od ich przyjmowania. Byli również specjalnie przeszkoleni agenci od sprzedaży drobnicy, kontrolerzy załadunku, biuraliści, „kantorszczyki”. Samych telegrafistów było aż 7. Ba, było nawet dwóch felczerów, którzy dbali o zdrowie poleskich kolejarzy.

Na Kolejowej był dumnie brzmiący „Białystok Centralny”. Na Traugutta po raz pierwszy pojawiła się tablica „Białystok Fabryczny”. Pomimo tej zmiany białostoczanie jeszcze długo używali starej nazwy – poleski. W uzasadnieniu tej decyzji pisano, że „pod względem dogodności i dłuższego czasu na ładowanie i wyładowanie towarów stacja Białystok Fabryczny więcej odpowiada interesom nadawców i odbiorców i na niej głównie koncentruje się ruch towarowy naszego miasta”.
Andrzej Lechowski