Przed wiekami jego widok dla wielu był ostatnim w życiu. Przestępcy tracili przez niego głowę… i to dosłownie. Dziś zostały po nim tylko słowa legendy, które zachowały się na dwóch skromnych kartach. Mowa tu o kacie zwanym pieszczotliwie Michałko. Na czym polegał jego fenomen?
Średniowieczna gangsterka
Aby zrozumieć wyjątkowość kata, należy przenieść się do XVIII-to wiecznego Brańska, miasteczka leżącego nieopodal kaplicy ze świętym źródełkiem w Hodyszewie. Podobnie jak w innych, mniejszych miejscowościach dokonywano tam licznych rozbojów. Przywódcę jednej z grup złoczyńców stanowił nijaki pan Chełmski, specjalizujący się w porwaniach i delikatnie mówiąc pozbawianiu czci kobiet. Przy jednym z napadów rzezimieszków zgubił alkohol. Pojmani przez sędziego, będącego jednocześnie łowcą bandytów. Związani we śnie, zostali skazani na karę miecza i to mimo posiadania szlacheckiego pochodzenia. Nie pomogły tu więc znajomości. Lokalny sędzia zgodził się tylko na jedno ustępstwo. Egzekucję przesunięto bowiem na czas, jaki był potrzebny na pokonanie przez gońca drogi z Warszawy do Brańska i z powrotem. Ten miał przywieźć decyzję ze stolicy, czy król ułaskawi członków bandy.
Śpiesz się Michałku, śpiesz!
Tego dnia ze świata miało zostać pozbawionych życia 26 schwytanych przestępców. Jako ostatni, na deser kata miał zginąć pan Chełmski. Jednak, gdy pierwsze głowy zaczęły spadać, to na horyzoncie pojawił się królewski wysłannik. W słońcu lśniły czerwone pieczęcie, na miejscu egzekucji zaś krew. Sędzia, mając świadomość, że jeździec niesie dla niego niekorzystne wieści, przybliżył się do kata i szepnął mu do ucha ”Śpiesz się Michałku”. Ten wziął sobie słowa do serca i w ciągu kilku minut ściął kilkanaście bandytów, wraz z panem Chełmskim. Po otwarciu pisma okazało się, że król ułaskawił przywódcę grupy, lecz sprawiedliwość została już wymierzona dłońmi Michałka. Mieszkańcy mogli odetchnąć z ulgą. Wieści o niesłychanej prędkości i skuteczności w działaniu kata rozeszły się po całym kraju. Powstało nawet powiedzenie ”A bodajże kat brański oprawił”. Kat Michałko pobił więc nieoficjalny rekord w ilości ściętych głów, zyskując sławę w całej Rzeczypospolitej. Przed banitami, na samą myśl o Michałku, uginały się nogi. Brańsk od tej pory był bezpieczniejszym zakątkiem.
Blaski i cienie kariery
W praktyce życie codzienne kata nie należało do kolorowych. Stanowisko pracy, co nie da się ukryć, pozbawione było prestiżu. Wpływało to zaś na pozycję społeczną. Poza tym zwyczajowo rolę egzekutora powierzana dawnemu skazańcowi. Mieszkańcy omijali kata szerokim lukiem, a przypadkowy dotyk przynosił hańbę. Towarzyszyła mu samotność i poczucie wyobcowania. Satysfakcji z rekordu jednak nie mógł zabrać mu nikt.