Kryć się! Idą chojraki z ul.Pieszej

 

    Uliczka Piesza była krótkim i ślepym zaułkiem, odchodzącym od ul. Brukowej. Sąsiadowała ze szczególnie osławioną w Chanajkach ul. Marmurową, znaną ze swoich włamywaczy, kieszonkowców, no i panienek wystających nocami pod latarnią. 
  Na Pieszej, choć miała tylko kilka numerów, podejrzanego elementu także nie brakowało. W drugiej połowie lat trzydziestych policjantom z IV komisariatu dawała się zwłaszcza we znaki rodzinka Edelszetajnów. W jej skład wchodzili Felek i Brocha oraz ich synalkowie – Zelik i Alter. 
  Edelsztajnowie mieszkal i w lichym drewniaku pod nr 4. Naprzeciwko, pod trójką, zakwaterowany był ich krewniak Chaim Edels ztajn. Brocha przy wydatnej pomocy męża prowadziła w swoim domu noclegownię i oczywiście tajny wyszynk robionego nielegalnie bimbru.
  Zatrzymywali się u niej rozmaici rajzerzy, nawet z odległego Lwowa, pomniejsi złodziejaszkowie z prowincji, a także dziewczyny startujące w najstarszym zawodzie świata. Policja dobrze znała ten adres. Były zatrzymywania. Sąd grodzki skazywał właścicieli za ich zakazane praktyki na krótkie pobyty w miejskim areszcie przy ul. Artyleryjskiej.  Tymczasem trójka młodszych, ale rosłych Edelsztajnów buszowała po okolicznych uliczkach, gdzie można było się napić, zabawić i przy okazji coś zwędzić. 
  Sylwetki braciszków widywane były zwłaszcza stale na ul. Krakowskiej. Dokonywali oni tam kieszonkowych ekspropriacji. Zajmowali się też ordynarnym wymuszaniem pieniędzy na wódkę. Nie oszczędzali zarówno klientów chanajkowskich prostytutek, jak i swoich sąsiadów z zaułków. Straszyli majchrem albo szpadryną. Za nic mieli dawną solidarność dzielnicy, której brakowało już takich autorytetów, jak choćby Jankiel Rozengarten o przydomku Jankieczkie, nieżyjący szef wszystkich miejscowych bandziorów. IV komisariat odbierał co i rusz skargi na bezwzględnych chojraków z Pieszej. 
  5 kwietnia 1937 r. w Echu Białostockim pojawiła się notatka o tym, że Edelsztajnowie dopadli na ul. Brukowej Zelika Cywesa (Krakowska 8) i zażądali haraczu.
  Kiedy ten odmówił, padło zdanie: „Zaraz flaki ci wypuścim i girę z siedzenia wyrwiem”. W tym samym czasie żale na komisariacie wylewał Bernsztajn z Marmurowej, a nawet Połtyjer Rozengarten, syn osławionego Jankieczkie, który niedawno wyszedł z więzienia i starał się ogrzać nieco przy dawnej sławie ojca. Edelsztajnowie grozili im pobiciem, a nawet czymś gorszym. Policjant przyjmujący skargi wprost zdębiał. Co się dzieje? Chanajkowskie łobuzy biją się między sobą, przychodzą do policji na skargi, nie wystarczy im już własna dintojra. Za starych opryszków tak nie było.  Kolejne zażalenie Edelsztajn ów komisariat zarejestrował w grudniu 1937 r.
  Złożył je najpierw Mejer Złotnik z ul. Piłsudskiego. Odwiedził on w wiadomym celu panienkę z ul. Krakowskiej. Bracia Zelik, Alter i ich krewny Chaim zażądali od niego fundy w postaci dwóch litrów wódki. Ten z oburzeniem odmówił. Koniec sprawy był prosty – obita twarz i podarta garderoba. 
  Pewnego grudniowego wieczoru jeszcze gorsza nieprzyjemność spotkała Stanisława Majewskiego. Miało to miejsce również na ul. Krakowskiej. Podeszli do niego trzej Edelsztajnowie i ich prowodyr Zelik oskarżył gościa o donos na policję. Miał ponoć przez to odsiedzieć sześć miesięcy w więzieniu przy Szosie Baran ow ickiej. Za karę zażądał tradycyjnych dwóch litrów wódki. Majewski nie miał forsy. W ruch więc poszły pięści i noże. Pobity i pokłuty nieszczęśnik trafił do szpitala.
  W kwietniu 1938 r. odbył się kolejny proces z udziałem krewkich Edelsztajnów. Za sponiewieranie Majewskiego sąd skazał ich na sześć miesięcy więzienia i jednocześnie zawiesił wykonanie wyroku na pięć lat. Chojraki górą !

Włodzimierz Jarmolik