Obywatel Czesław Sadowski

    Takiego cudownego zakątka jak białostockie Bojary nie miało żadne duże miasto w Polsce.

Przepraszam, zacznę od siebie, choć nie mam rodzinnych koneksji białostockich. W 1972 roku przyjechałem do Białegostoku, by podjąć pracę w Filii Uniwersytetu Warszawskiego. Dzięki tzw. puli dla specjalistów (miałem już stopień doktora nauk historycznych) zamieszkałem po kilku miesiącach przy ul. Piastowskiej 17. „Klocki” na Osiedlu Piasta z płyt betonowych rosły szybko, ale przerażały bylejakością, koszarowym porządkiem. Ucieczką były spacery po pobliskich Bojarach, tu czułem się bosko. Z tym większym entuzjazmem dołączyłem za sprawą Białostockiego Towarzystwa Kultury do grona propagatorów „Karty Bojarskiej”, powziętej w 1988 roku przez architektów obradujących w Hołnach Majera. Oficjalnie wszyscy byli w zasadzie za ratowaniem Bojar, bo takiego cudownego zakątka nie miało żadne duże miasto w Polsce. W rzeczywistości sekretarzy z KW i KM PZPR radował szybki przyrost puli lokali, podobnie jak i prezesów spółdzielni mieszkaniowych, a władze administracyjne nie miały kasy na dużą inwestycję. Zamieszkali na Bojarach też nie wyglądali na krezusów, mieli za to dosyć palenia w piecach, noszenia wody i chodzenia do „sławojek”. I tak ginęła dzielnica z bajki. Jakimś cudem przetrwały do dziś zakątki Bojar, a ostatnimi czasy ich królową staje się ulica Wiktorii.

Z wizytą u pani Sabiny

Sabina Ewa Konecka reprezentuje sobą typ kobiety ideowej, przekonanej o słuszności swych zamiarów, energicznej, ale i skłonnej do romantycznych porywów. Razem z panem Robertem Włostowskim przedstawili mi pomysł, który po prostu trzeba zrealizować. Nie mam wątpliwości, że trzeba i to na tyle szybko, by nie dodać go lekkomyślnie do bogatego już zbioru białostockich straconych szans.

Jeszcze stoi, ale w stanie niemal agonalnym, dom drewniany ze strychem i podwórkiem przy ul. Wiktorii 9. W pobliżu misternie odrestaurowanego cacka przy ul. Wiktorii 5 (tu się ulokowała dyr. Jola Szczygieł-Rogowska ze współpracownikami z Galerii Ślendzińskich) i niedaleko od dramatycznie wyglądających szczątków spalonego domu przy ul. Wiktorii 6. Domu, w którym przebywał tow. „Wiktor”, czyli Józef Piłsudski, ówczesny redaktor „Robotnika”, emisariusz Polskiej Partii Socjalistycznej. Daruję sobie dalsze wyliczanie domów przy tej ulicy z bardzo bogatą przeszłością. Słusznie Zbigniew Klimaszewski, prezes Stowarzyszenia „Nasze Bojary” dowodzi, że to jest unikalne muzeum pod gołym niebem. Wciąż doceniane przez nielicznych, a mogłoby być nawiedzane nie tylko przez białostoczan.

  Dlaczego tak ważny jest dom przy ul. Wiktorii 9? Bo tu mieszkała przez dziesiątki lat rodzina Sadowskich i skoligaconych z nią rodzina Koneckich. Na potwierdzenie proszę obejrzeć załączoną fotografię, wybraną z bogatego archiwum pani Sabiny.
Rodzina Sadowskich
Trzeba starannych badań, by odtworzyć pokolenia rodu Sadowskich. Prawdopodobnie tkacz Józef poślubił Rozalę i małżeństwo dochowało się czwórki dzieci: Czesława (malarz, rysownik i karykaturzysta), Tadeusza (rzeźbiarz, ułan z 1 pułku krechowiaków), Sabiny (malowała na ceramice i szkle) i Haliny. Sabina wyszła za mąż za Stanisława Koneckiego spod Tykocina, ci z kolei doczekali się synów: Wiesława i Andrzeja. Moja rozmówczyni jest córką Wiesława, zatem bliską krewną Czesława i teraz jej relację przytoczę.

„Czesław był ozdobą nie tylko rodziny, ale i przedwojennego Białegostoku. Pozostały po nim arcydzieła i okruchy wspomnień. Najpierw jednak opowiem o moich dziadkach Koneckich. Stanisław w 1939 roku został wcielony do wojska, znalazł się na ziemiach wschodnich, wpadł do niewoli sowieckiej, ale zdołał uciec i wrócić do Białegostoku. Miał ponoć pełne kieszenie cukru, którym żywił się w czasie wojennej wędrówki. Okazało się już w okresie rządów niemieckich, że w pobliżu mieszkał fryzjer – donosiciel Gestapo, więc babcia Sabina zarządziła ewakuację z domu przy Wiktorii 9 i cała trójka (rodzice i malutki Wiesio) zamieszkała przy ul. Szczygłej, też na Bojarach. Nie zagrzeli tam jednak długo miejsca i dobrze, bo gestapowcy wpadli na trop konspiratorów, przeprowadzili aresztowania. Kolejne lokum zajęli Koneccy przy ul. Kilińskiego (tu obecnie WOAK), ale też na krótko. Akcja zmieniała się jak w kalejdoskopie, mieszkanie pożydowskie przy ul. Kilińskiego zajęli Niemcy i moi dziadkowie musieli przynieść się na ul. Wojskową 3. Dziadek Stanisław był w Armii Krajowej, lub ściśle z nią współpracował. Oddał akowcom usługi jako pracownik urzędu gminnego w Zabłudowie, gdzie miał dostęp do dokumentów, uprzedzał mieszkańców przed zagrożeniami. Stryj Andrzej pamięta, jak po wojnie na rynku ludzie dziękowali Stanisławowi za ratunek. Trudno ustalić kiedy miały miejsce te zdarzenia zabłudowskie, wiadomo jednak, że i stamtąd rodzina uciekła, ukrywała się w Janowiczach.”

Prze cały ten czas przy ul. Wiktorii 9 mieszkała – aż do śmierci – Rozalia Sadowska, matka wspomnianej czwórki dzieci, kobieta niezwykle dzielna. Natomiast Czesław w 1938 roku wyjechał do Lwowa, tam miał zatrudnienie przy teatrze jako choreograf. Zapamiętał dramaty czerwcowe 1941 roku, najpierw sceny z wywózki na wschód, a po agresji niemieckiej mordy enkawudzistów na więźniach.Spiritus movens białostockiej bohemy
   

Tak można postrzegać Czesława Sadowskiego. Urodzony 9 lipca 1902 roku w Białymstoku, tu objawił swój talent i zaczął pracować jako nauczyciel rysunków. Odnieść się trzeba do wieści rodzinnych, które wskazują na udział Czesława w walkach o Niepodległą i zakopaniu – po wrześniu 1939 roku – swych odznaczeń bojowych przy ul. Wiktorii. Dzięki wsparciu Józefa Rapackiego Sadowski podjął studia w Warszawskiej Szkole Sztuk Pięknych, jego mistrzem był prof. Karol Tichy. Z kolei stypendium białostockiego magistratu i dodane 300 zł przez Koło Przyjaciół Akademików umożliwiły młodemu artyście pobyt w latach 1929-1931 w Paryżu. Tam okrzepł, wzbogacił swój warsztat, nabrał pewności, rzutkości, ale zachował „samodzielny styl”. Jego prace w Domu dla studentów Polaków podziwiały Maria Skłodowska-Curie i wnuczka Adama Mickiewicza.

Pierwsza znacząca wystawa prac Czesława Sadowskiego w Białymstoku przypadła na 1928 rok. Zlokalizowano ją w pawilonie Ogrodu Miejskiego, przed późniejszym teatrem. Reporter „Dziennika Białostockiego” napisał z entuzjazmem, że amatorzy sztuki nabywali ochoczo obrazy „mające bezsprzecznie wartość artystyczną”, co też ułatwiło wspomniany wyjazd nad Sekwanę. „Prace cechuje na ogół szczery rozmach pędzla czy też ołówka, o całej skali uczuć i wrażeń”. Podobał się zwłaszcza widok na dachy miasta o zachodzie słońca. Mamy również prasową relację z wystawy w maju 1932 roku w kawiarni „Lux” przy ul. Sienkiewicza – „Ostatnie eksponaty świadczą wymownie o niewyczerpanych możliwościach twórczych tego zdolnego artysty”.
Pojawiła się nadzieja
   

  O obrazach i grafikach, drzeworytach, pocztówkach itp. Czesława Sadowskiego można przeczytać, niektóre z nich obejrzeć w książkach, a bywały i powojenne wystawy mistrza, który zmarł w 1958 roku w Łodzi. Natomiast Sabina Konecka ma przebogaty zbiór mistrza, także listy, zdjęcia. Można ponadto ściągnąć do Białegostoku rzeźby Tadeusza Sadowskiego, przechowywane w Bytomiu. Można dodać inne pamiątki po przedstawicielach białostockiej rodziny Sadowskich. Wiele z nich nie było dotychczas eksponowanych, niektóre jednak wymagają pilnej konserwacji. To wszystko można i trzeba. Szybko, oczywiście przy ul. Wiktorii 9. Pani Sabina nie zamierza rozprzedawać rodzinnego skarbu, ma poczucie odpowiedzialności. Marzy, pragnie, szuka wsparcia, czeka na decyzję. A ja za tydzień zaproszę na ciąg dalszy opowieści o tej niedocenionej rodzinie.

Prof. Adam Czesław Dobroński