Na ul.Orlańskiej poszło na noże

Na ul.Orlańskiej poszło na noże

Uliczka Orlańska, leżąca w przedwojennych Chanajkach słynna była z co najmniej dwóch swoich mieszkańców – sędziwego dorożkarza Chone Sybirskiego, wożącego klientów do czasów cara Mikołaja II i Jankiela Rozengartena, zwanego Jankieczkie, największego bandziora nie tylko na dzielnicy, ale i w całym Białymstoku. Ten ostatni gościł w tej rubryce już niejednokrotnie. Teraz zawitał do niej po raz ostatni. Późną zimą 1933 r. spotkała go bowiem bardzo duża nieprzyjemność. Został zabity przez swojego wspólnika od szemranych interesów, a jednocześnie szwagra, Szmula Gorfinkiela, pseudo Kokoszkie.

Wszystko zaczęło się od kłótni, która rozgorzała między żonami Rozengartena i Gorfinkiela, a rodzonymi siostrami, Rachelą i Miłką. Pod koniec lat 20., pod nieobecność mężów, odsiadujących w więzieniu wyroki za włamanie i oszustwa, połowice obu opryszków prowadziły w ich zastępstwie w domach przy Orlańskiej potajemne przybytki płatnej miłości.  W kraju panował kryzys, a więc i dochody z pracy „dziewczynek” mocno spadły. Pomiędzy obu rodzinkami rozpoczęła się ostra walka o klienta. Zwłaszcza, że ich głowy znajdowały się czasowo na wolności. Pod koniec 1932 r. jedna ze sponiewieranych przez  Jankieczkie prostytutek uciekła od niego do sąsiedniego burdelu jego szwagra Kokoszkie. Doniosła też do prokuratora o brutalnym traktowaniu przez byłego pracodawcę. Rozengarten znowu trafił za kratki. 

 

Po kilku tygodniach był już znowu wolny. Sprawiła to kaucja złożona przez kochającą rodzinkę. Miał jednak siedzieć w domu i czekać na rozprawę o sutenerstwo. Jego sytuacja nie wyglądała najlepiej. Prostytutka, od pobicia której wszystko się zaczęło, mając nowego opiekuna pomimo różnych perswazji nie chciała wycofać skargi. Na pomoc ojcu ruszył syn, 18-letni Połtyjer Rozengarten. 4 lutego 1933 r., kiedy panienka lekkich obyczajów wracała z kolejnego pobytu w sądzie, zaczaił się na nią przy winklu Krakowskiej i Orlańskiej i dotkliwie pobił.

 

Posiniaczona i płacząca dziewczyna pobiegła na skargę do Szmula Gorfinkiela. Ten, nie zastanawiając się długo wysłał ją z żoną Małką na IV komisariat przy ul. J. Piłsudskiego (Lipowa) aby złożyła kolejne doniesienie. Tym razem zaszedł im drogę sam Jankieczkie. Po wyczynie synalka wiedział czym może zrewanżować się wredny szwagier siedzący pod pantoflem żony. Od słowa do słowa między Jankieczkie i Małką rozpoczęła się potężna pyskówka, po której obie strony przeszły do rękoczynów.

 

Rozengarten przeliczył się jednak z siłami. Jego pięści nie potrafiły powstrzymać dwóch rozwydrzonych kobiet, uzbrojonych w ciężkie torebki i ostre paznokcie. Nie chcąc opuścić w niesławie pola walki sięgnął po nóż. Głośny krzyk Gorfinkielowej, którą trafił sprężynowiec chanajkowskiego oprycha, zaalarmował jej męża Szmula. Ten nadbiegł czym prędzej na ratunek żonie. Wywiązała się bezpardonowa bitka między szwagrami. W końcu Gorfinkielowi udało się uderzyć Rozengartena nożem w pierś. Za pierwszym celnym pchnięciem poszły następne. Jankieczkie, cały we krwi, zwalił się na ziemię. Jego przeciwnik rzucił się do ucieczki.

 

Na nic zdały się starania lekarzy ze szpitala św. Rocha, do którego szybko przewieziono pokłutego Jankieczkie. Rany okazały się śmiertelne. W nocy z 6 na 7 lutego osławiony król Chanajek wyzionął ducha. Dzień później na cmentarzu przy ul. Sosnowej odbył się pogrzeb Rozengartena. Stawili się niemal wszyscy białostoccy włamywacze, kieszonkowcy i oszuści. Przybyli koledzy sutenerzy i ich podopieczne. Takiej publiki miasto nie oglądało dotychczas na żadnej tego typu uroczystości.  Świat przestępczy  Białegostoku godnie żegnał jednego ze swoich największych autorytetów.

Włodzimierz Jarmolik

Partnerzy portalu:

Politycy będą się bawić w matkę naturę. Na lisa zapadł już wyrok

Politycy będą się bawić w matkę naturę. Na lisa zapadł już wyrok

Zapadł wyrok na lisy. W podlaskich lasach uznawane za szkodniki – te rude ssaki będą wybijane. Na otarcie łez – podlaskie lasy zostaną zasiedlone zającami, których coraz bardziej ubywa. Sprawa jest dość dziwna.

 

Przez ostatnich kilkadziesiąt lat na naszych terenach liczba zajęcy zmniejszyła się o połowę. Samorząd Województwa Podlaskiego postanowił przejąć kompetencje matki natury i teraz podlaskim lasom chce zające zwrócić. Problem polega na tym, że zające są jednym z wielu przysmaków lisów. Zwierzęta te są prawie wszystkożerne (jedzą owoce i polują na ssaki swoich i mniejszych rozmiarów, a także jak wiemy – kradną kury z kurników).

 

Lisy jak i inne zwierzęta są uczestnikami całego ekosystemu. Wtrącanie się człowieka zawsze przynosi największą szkodę dla natury. Czy zatem powinno się odpuścić lisom? Odpowiedź jest prosta – lisy są w menu wilków. Tak jak myśliwi wybijają jelenie, sarny, a chcą też lisy to dlatego, że przejmują kompetencje wilków do oczyszczania natury z tych osobników. Jak wiadomo myśliwi nienawidzą wilków i marzą o tym by móc na nie polować. Politycy z obawy przed Unią Europejską – która bardzo pilnuje ochrony środowiska – nie mogą się na to zgodzić, ale utrudnić życie wilkom – to jak najbardziej.

 

Dlatego też pomysł samorządu województwa by sztucznie regulować ile w lesie ma być lisów, ile zajęcy powoduje chwianie całym ekosystemem. Stąd też miejmy nadzieję, że cały program pilotażowy jaki planuje Samorząd województwa podlaskiego okaże się niewypałem i zaprzestaną głupich praktyk. Szczególnie, że lisów na świecie jest tak dużo, że wybicie ich na danym obszarze na szczęście nic nie da.

Partnerzy portalu: