Wielka żaba wyleczyła wędkarza

Brzostowo. Mała wieś w powiecie łomżyńskim. Jedyną rozrywką w okolicy jest wędkowanie. Jan Mocarski udał się nad rzekę z zamiarem złowienia suma. Zarzucił przynętę i czekał. Dopiero o północy ryba połknęła haczyk. Zaczęła się walka. Lina oplątała się wokół dłoni mężczyzny. Po wielu godzinach jednak dopiął swego. Ryba uległa. Sum był tak wielki, że starczył do jedzenia na kilka tygodni. Pojawił się jednak problem. Zraniona ręka za nic nie chciała się goić.

 

Wszelkie znane sposoby nie działały. W ranę dało się zakażeni, więc poprosił syna aby mu ją uciął. Ten nie posłuchał, udając się do szeptuchy. Ta nakazała mężczyźnie nocą pójść nad Biebrzę i przywołać Bagiennika. Miał go zwabić wędzony węgorz i dym z dębowych liści. Jako że sam wzrok i oddech demona może zabić, Jan Mocarski musiał owinąć też głowę lnianym płótnem.

 

Dopiero trzecia próba przywołania Bagiennika okazała się skuteczna. Z wody wynurzyła się wielka głowa przypominająca żabę. Pochwyciła węgorza, a na rzece w tym momencie pojawiła się maź. Jan Mocarski pełen obaw obsmarował nią rękę. Ta cudownie została wyleczona. Po ranie nie było śladu. Jan Mocarski w wielkim zdrowiu dożył 90-tki. Nikt nie wie czy Bagiennik nadal żyje w Biebrzy. Nawet jeśli, nikt raczej nie przeżyłby spotkania w cztery oczy.