Czy Białystok ma coś do zaoferowania?

Mieszkańcy Białegostoku to nie jest szara masa. Mamy do czynienia z różnorodnością. Żyją tutaj studenci – uniwersytetów – medycznego, muzycznego i tego “w Białymstoku”, a także politechniki białostockiej. Stolicę województwa podlaskiego zamieszkują także ludzie, którzy zajmują się pracami – umownie nazywanymi prostymi (choć wcale takie nie są!) – produkcja, sprzedaż, gastronomia. Kolejna grupa to urzędnicy – urzędów miejskiego, marszałkowskiego i wojewódzkiego, a także innych “urzędzików”. Na samym końcu należy wymienić tych, którzy zajmują się dziedzinami specjalistycznymi. To tak zwani “ostatni Mohikanie” – czyli osoby, które mieszkają w Białymstoku mimo, że na identycznym stanowisku pobliskiej Warszawie zarobiliby co najmniej 2 razy tyle i mogliby zrobić “karierę”. Wszystkie te osoby mają zupełnie inne oczekiwania od miasta, w którym mieszkają. Są jednak uniwersalne rozwiązania, które powodują, że nie tylko lokalni patrioci pokochają to miasto. W swojej historii Białystok tylko 2 razy był mocnym ośrodkiem, gdzie zjeżdżano z całego świata. Gdy Izabela Branicka dbała o kulturę i edukację – Wersal Podlaski był modnym miejscem. Drugi raz – pod koniec XIX wieku, gdy fabrykanci masowo przenosili się z Łodzi i stworzyli u nas “Manchester Północy”. 

 

Białystok jest na 10 miejscu pod względem liczby mieszkańców w Polsce. Wydaje się, że aspirujemy do tego, by być metropolią, ale drugą nogą cały czas stoimy w Polsce powiatowej. Takie coś jak kultura u nas praktycznie nie istnieje. Oto prosty przykład: w 2006 roku zaczął materializować się pomysł wybudowania nowej Opery w Białymstoku. Krzykom, wiskom i krytyce nie było końca. Na szczęście politycy dopięli swego i wybudowali “wielkiego kloca”, który diametralnie różnił się od tego co na projekcie. Jednak z biegiem lat zaczął przypominać już inwestycję z obrazka. Przepiękne wnętrza są jednak bardziej zachęcające. Najbardziej jednak to co na scenie. Kiedyś żeby obejrzeć musical na żywo trzeba było jechać od Warszawy. Teraz nie. Warto dodać, że odbywają się tu także koncerty i tradycyjne opery. Generalnie, by dostać się np. na musical trzeba zarezerwować miejsce kilka miesięcy wcześniej. To tylko dobrze świadczy o tej instytucji – jest prestiżowa i chętnie odwiedzana.

 

Teraz przeskoczmy o 10 lat. Właśnie kończy się kilkudziesięcioletni serial pod tytułem “lotnisko”. Sytuacja jest identyczna – ci którzy chcą by Białystok dalej był powiatowy cały czas krytykują Krywlany. Że to nie będzie lotnisko, a tylko pas, że nikt tu nie będzie chciał lądować ani startować, że blisko do Warszawy więc po co tutaj. Prawda jest zupełnie inna. To czy ktoś tu będzie startować i lądować i jak szybko rozbudujemy pas i dobudujemy halę odlotów zależy od tego samego co w Operze – kto będzie zarządzać. Jeżeli będzie to sprawny, dobrze opłacany manager, który jest mocnym nazwiskiem w swoim środowisku i nie będzie układać się z politykami – to będzie sukces. Jeżeli wepchniemy na to stanowisko polityka – katastrofa murowana.

 

Jeżeli spróbujemy porównać Białystok z Warszawą pod względem możliwości, to pomijając skalę (w Warszawie wszystkiego jest po prostu więcej) widać od razu, że wielu rzeczy u nas brakuje.

 

Komunikacja miejska – tutaj Warszawa jest bezkonkurencyjna. W Białymstoku żeby gdziekolwiek dojechać trzeba ciągać się autobusami objeżdżając 5000 przystanków po drodze. Stolica ma do dyspozycji metro, tramwaje i autobusy – zwykłe i pospieszne. U nas można by było stworzyć Szybką Kolej Miejską, lecz prezydent nie potrafi dogadać się z PKP w sprawie kasowników (naprawdę!). Mamy też wiecznie zepsute bikery, którymi ledwo można dojechać od stacji do stacji. W Warszawie rowerów miejskich – nie testowaliśmy.

 

Kolejna kwestia to dostęp do kultury. Tutaj już wymienialiśmy przykład krzyku z operą, na którą niektórzy mieszkańcy nie byli gotowi. Bo po co wydawać pieniądze? Lepiej dziadować na wszystkim! Lotnisko? Lepiej jechać do Warszawy. Kultura? W Warszawie są wszyscy aktorzy z telewizji. Tylko, że jakby Białystok miał czym płacić to by wielu aktorów z Warszawy grało w naszych teatrach i do Warszawy by sobie jeździli. Jest jeszcze jedna kwestia – mamy 3 kina od jednego właściciela, teatr, operę i filharmonię – wojewódzkie oraz jeden teatr miejski. Imponująca liczba jak na wielkie miasto. A no i pewnie zdziwieni jesteście, że ceny biletów są koszmarnie drogie.

 

To teraz dla równowagi dwie rzeczy, które pokazują że z Warszawą można konkurować: gastronomia i sport. Jagiellonia z Legią gra na podobnym poziomie – rok w rok ścigając się do końca o mistrzostwo, zaś centrum (pomijając skalę) pod względem gastronomicznym i rozrywkowym ma do zaoferowania równie dużo w obu miastach.

 

Warszawa niestety bije nas na głowę pod względem korporacji. U nas pod tym względem jest mizeria i to chyba za mało powiedziane. Ktoś zaraz powie, że jesteśmy małym miastem, a Warszawa stolicą. Jeżeli popatrzymy na mapę szerzej niż do własnych granic miasta, to tak naprawdę Kraków czy Poznań mają większe możliwości niż Warszawa ze względu na bliskość do granic z innymi krajami. Dlaczego więc tej bliskości Białystok nie potrafi wykorzystać? Zobaczcie, że w Warszawie wszystko jest droższe i koszta prowadzenia firmy wyższe. Dlaczego mimo to, wielkie firmy wybierają drogą Warszawę, a nie tani Białystok? Dlatego, że w korporacjach pracują specjaliści od zarabiania pieniędzy, więc koszta im nie straszne. Dlatego argumentem przemawiającym jest danie im większych możliwości. A takie są właśnie u nas – szybkie dojazdy do pracy, taka sama rozrywka co w Warszawie… tylko jest pewien problem. Nie można stąd nigdzie polecieć samolotem, nie odjeżdża stąd Pendolino, tylko ekspresówkę zbudowali, bo w końcu zlitowali się nad nami, jak zginęło kilkanaście młodych osób w katastrofie pod Jeżewem.

 

Ostatnią kwestią ważną do poruszenia jest akademickość miasta. Jesteśmy tak marnym ośrodkiem, że plany połączenia się uniwersytetu z politechniką cały czas wiszą w powietrzu, zaś byle reforma zmiotłaby akademicki Białystok w mgnieniu oka. Z tęsknotą w oczach można spoglądać na miasto, gdy było tu 50 000 studentów. Dziś nie ma połowy. Nie ma czemu się dziwić – tylko 2 wydziały liczą się w kraju – lekarski oraz prawa. Reszta? Służy jedynie mieszkańcom całego Podlasia. A to za mało, by studentów było w mieście dużo. Czy da się coś zrobić? Tak – zainwestować w wyższą jakość, co zaprocentuje, gdy tylko pojawimy się w rankingach.

 

Wniosek jest prosty – musimy bez kompleksów rozbudowywać komunikację, kulturę, akademickość i tworzyć najlepsze warunki do biznesu. Wtedy będziemy mogli zaoferować co najmniej tyle samo co Warszawa, z tym że my mamy więcej – bo pod samym nosem mamy Puszcze Białowieską, Supraśl, Augustów, Suwalszczyznę, Biebrzański Park Narodowy i wiele innych wspaniałych miejsc. A z Warszawy trzeba tu długo jechać…