Sokółka to miejsce, które na mapie Polski mogłoby wydawać się jednym z wielu małych, prowincjonalnych miasteczek. Ale jeśli dać jej jeden dzień i spojrzeć uważnie, okaże się, że ma w sobie coś z duszy pogranicza – trochę wschodu, trochę zachodu, coś głęboko duchowego, a zarazem zaskakująco codziennego. W Sokółce nic nie jest spektakularne na pierwszy rzut oka. Ale może właśnie w tym tkwi jej urok.
Dzień warto zacząć wcześnie, najlepiej o poranku, kiedy powietrze nad pobliskim zalewem Sokólskim jest jeszcze chłodne i pachnie wilgotną trawą. To miejsce, choć technicznie sztuczne, ma swoją dziką poetykę. Często można tu spotkać wędkarzy i biegaczy, a niekiedy nawet miejscowych starszych panów, którzy w ciszy obserwują taflę wody, jakby czekali na coś więcej niż tylko branie ryby. W ciepłe miesiące zalew przyciąga też plażowiczów i rodziny z dziećmi – ale z rana jest spokojnie, niemal intymnie. To dobre miejsce, by na chwilę się zatrzymać i poczuć, że zaczynasz dzień w rytmie zupełnie innym niż ten znany z dużych miast.
Z nad zalewu warto ruszyć pieszo do centrum. Droga nie jest długa, ale pozwala przejść przez Sokółkę tak, jak robią to jej mieszkańcy – bez pośpiechu. Serce miasta to Rynek – nieco klasyczny, nieco z czasów PRL, z fontanną, ławkami i urzędami. Tutaj widać codzienność Sokółki: dzieci idące do szkoły, starsze panie z siatkami na zakupy, kierowców czekających na światłach. Choć może nie wygląda jak miejsce turystyczne, to właśnie tutaj można poczuć prawdziwy puls tego miasteczka.
Jednym z najbardziej symbolicznych punktów na mapie Sokółki jest kościół pw. św. Antoniego Padewskiego. To nie tylko główny kościół w mieście, ale także miejsce, które przyciąga pielgrzymów – zwłaszcza po wydarzeniach z 2008 roku, kiedy doszło tu do zdarzenia uznanego przez wielu za cud eucharystyczny. Niezależnie od osobistych przekonań religijnych, warto wejść do środka choć na chwilę – dla spokoju, dla architektury, dla zrozumienia, jak ważne miejsce w życiu społeczności może odgrywać świątynia.
Jeśli pogoda dopisuje, dobrze jest pojechać w kierunku cmentarza tatarskiego w Bohonikach – jednej z najciekawszych i najbardziej unikatowych atrakcji w okolicach Sokółki. To zaledwie kilka kilometrów od miasta, ale można tam dotrzeć rowerem, a nawet pieszo, jeśli ktoś ma więcej czasu i ochoty na spacer.
Bohoniki są maleńką wsią, ale w ich centrum znajduje się meczet i mizar – świadectwo obecności polskich Tatarów, którzy osiedlili się tu kilka wieków temu. Miejsce to emanuje spokojem i prostotą, która działa bardziej niż niejedna wystawna katedra czy zamkowe muzeum. Podobnie rzecz ma się w Kruszynianach, które są bardziej „sławne”.
Jeśli dzień zbliża się ku końcowi, warto wrócić na chwilę nad zalew albo wejść na niewielkie wzniesienia w okolicach miasta i spojrzeć na Sokółkę z góry. Wieczorne światła, powolny ruch samochodów i spokojny rytm życia tworzą atmosferę zamknięcia klamry dnia. To nie jest miejsce, które konkuruje z Gdańskiem, Zakopanem czy Wrocławiem. Ale to też nie jest miejsce, które udaje coś, czym nie jest.
W Sokółce wszystko ma swój czas, swój rytm i swoje znaczenie. Jeden dzień wystarczy, by zobaczyć jej kontury. Ale to, co najważniejsze, zostaje na dłużej – wrażenie, że gdzieś na wschodzie Polski, tuż przy granicy kultur i religii, toczy się życie, które wciąż potrafi być proste, głębokie i piękne w swojej zwyczajności.