Kapłanki płatnej miłości

Kapłanki płatnej miłości

Dziennikarze białostoccy piszący przed wojną na temat prostytutek, których widok i zachowanie na ulicach miasta skłaniało co i rusz do tego, wymyślali dla nich przeróżne określenia. Chętnie sięgali zwłaszcza  do czasów starożytnych, kiedy to ówczesna Grecja i Rzym miały mocno rozwinięte usługi  w materii płatnej miłości. Dodawało to z pewnością kolorytu tej profesji, uważanej za najstarszą na świecie.  Prostytutki z Chanajek bywały więc służbą Afrodyty, córami Koryntu, Amazonkami, Messelinami czy też heterami.

Poniżej kilka obrazków na ich temat, zaczerpniętych z przedwojennej prasy: „W samym centrum miasta na chodnikach po stronie kina Pan między ulicą Częstochowską a Giełdową włóczą się nocną porą córy Koryntu i swoim hałaśliwym zachowaniem budzą zgorszenie oraz spędzają sen z powiek znużonym pracą dzienną spokojnym mieszkańcom Białegostoku. Koryntianki zaczepiają bezceremonialnie przechodniów, rzucając pod ich adresem sprośne często dowcipy. Dzieje się to przeważnie w porze, gdy do miasta przybywają dalekobieżne pociągi. Przyjezdni pozostają więc od razu pod pierwszym, „dobrym” wrażeniem. Gdzie jest policja?”

A teraz o innych miejscach białostockiej mapy miłosnych usług: „W ostatnich czasach daje się zauważyć ukazywanie się na głównych ulicach miasta w godzinach wieczornych młodocianych prostytutek w wieku 13 – 14 lat. Miejscem  swoich „targów” smarkate hetery obrały róg ul. Pierackiego (Warszawska) i Sienkiewicza (koło cukierni LUX) oraz róg ul. Kilińskiego i Żwirki i Wigury, obok hotelu Ritz. Przewodzi tym ulicznym podfruwajkom dziewczyna złodziejka w wieku 14 lat, ponoć córka szewca–izraelity”.

Teraz zajrzyjmy gdzie indziej: „Wśród ludności przyległych do ul. Św. Rocha okolic naszego miasta dużo się mówi o hucznej zabawie alkoholiczno-erotycznej jakiejś wielebnej osoby. Ten wesołek w sukni kapłańskiej bawił się tak głośno na ul. Krakowskiej w otoczeniu kapłanek wolnej miłości i pewnego fryzjera, że wywołał zgorszenie wielu mieszkańców. Podajemy do wiadomości przełożonych władz duchownych”.

A tak w połowie lat 30. rozpoczął swój artykuł o prostytucji dwutygodnik Tempo: „ Gdy na niebie wieczornym Białegostoku dopalą się za chmurami zorze i zabłyśnie rój świateł elektrycznych w mieście – na ulice wypełzają ze swych nor i krokodylówek (knajpek) „ślicznotki wieczornego wydania”, „ćmy nocne”, „damy spod latarni”, „florydy”, notowane i nienotowane przez policję obyczajową. Słowem białostocka „służba Afrodyty”. Zarejestrowany nierząd białostocki paraduje po nocach na Rynku Kościuszki, na ul. Piłsudskiego (Lipowa) i przyległych uliczkach Chanajek; niezarejestrowany zaś uprawia swój haniebny proceder potajemnie w suterenach i ciemnych komórkach chałupek na prawie wszystkich drugorzędnych uliczkach miasta.

A oto kolejny obrazek: „Całe Chanajki, ta białostocka dzielnica rozkoszy, mają kolejną sensację. Do pewnej wesołej damy, Rosjanki, przychodził codziennie młody żydowski furman, niejaki Abram. Młodzieniec tak zakochał się w swojej bogdance, że chciał się natychmiast z nią żenić. Dowiedzieli się o tym rodzice kochliwego furmana, którzy teraz przychodzą pod dom nadobnej krasawicy, przeszkadzają jej w zarobkowaniu i grożą konsekwencjami, w razie zamachu na ich niewinnego synka”.

Na koniec jeszcze akcent japoński w ulicznej terminologii: „Ulice Krakowska, Brukowa, Orlańska, Cicha, Piesza i przyległe do nich zaułki stanowią prawdziwą „Yoshiwarę” białostocką. Cała dzielnica  jest przytułkiem prostytucji. Niemal w każdym domku znajdują się lupanary i spelunki nierządu. Brudu i zaraz w nich po uszy.

Większość „gejsz” choruje na gruźlicę połączoną z chorobami wenerycznymi”. Nie tylko kochliwi młodzieńcy, ale i lekarze mieli co robić.

Włodzimierz Jarmolik