Białystok od wielu lat ma strefę płatnego parkowania, która systematycznie się rozrasta i w której systematycznie rosną też opłaty za pozostawienie samochodu. Problem w tym, że ten system kompletnie nie działa, a jest nastawiony wyłącznie na wyciąganie pieniędzy z kieszeni kierowców. Dlaczego?
Chociaż strefy płatnego parkowania działają w wielu polskich miastach (najdłużej w Krakowie), to ich istnienie jest związane z pewnym celem. Otóż przed laty, posłowie przegłosowali w Ustawie o drogach publicznych możliwość pobierania opłat za parkowanie przez samorządy. Celem tej zmiany było doprowadzenie do rotacji aut. Inaczej mówiąc, by mała liczba miejsc parkingowych w centrach miast nie była stale zajmowana przez te same samochody, tylko by każdy miał możliwość przyjechania tu, pozostawienia auta, załatwienia sprawy i odjechania. Dzisiaj w zachodniej Europie wjazd do centrum samochodem jest bardzo restrykcyjny. W niektórych miastach są tak zwane strefy czystego transportu (Kopenhaga, Berlin), gdzie trzeba albo mieć samochód elektryczny albo by pojazd spełniał wymagania emisyjne. Inaczej mówiąc – by mogły wjeżdżać tylko nowe samochody. Rozwiązanie jest kontrowersyjne, bo nowe samochody są bardzo drogie, więc w praktyce do centrum autem mogą dojechać tylko najbogatsi.
W tym wszystkim zapominamy jednak, że istnieje coś takiego jak komunikacja miejska. O ile w Warszawie funkcjonuje ona świetnie, to w takim Białymstoku bardzo źle. Więc dochodzimy do sedna. U nas – zamiast inwestować w świetną komunikację i ograniczać możliwość wjazdu do centrum, radni idą na skróty – podwyższają opłaty za parkowanie i powiększają strefe. Nie oszukujmy się jednak, podniesienie tej opłaty nie spowoduje, że nagle ktoś przestanie parkować auto w centrum. Można jednak powiedzieć, że radni trochę problem rozwiążą. Bo jeżeli ktoś by chciał zaparkować w ścisłym centrum na cały dzień, to musiałby postój opłacić godziny od 9 do 17. Ta przyjemność kosztowałaby 46,80 zł. Czy to dużo? Dla bardzo bogatych nie, ale dla przeciętnego kierowcy raczej sporo.
Najbardziej problematyczna jest obecnie ul. Suraska, gdzie wiele osób korzysta z apteki całodobowej, baru mlecznego czy okolicznych restauracji. Tyle, że największe obłożenie tej ulicy jest w weekend. Podobnie z Rynkiem Kościuszki. Ustawa o drogach publicznych zabrania pobierania opłat w weekendy, chyba że wprowadzi się Śródmiejską Strefę Płatnego Parkowania. Czyli coś, gdzie opłaty mogą być dużo wyższe i pobieranie 24 godziny na dobę.
Po podwyżkach, białostoccy kierowcy zapłacą 4,40 zł za pierwszą godzinę parkowania w strefie A, za drugą 5,20, za trzecią 6,20 zł. Parkowanie w strefie B za pierwszą godzinę kosztować będzie 2,8 zł, potem 3,20 zł, a następnie 3,60 zł.