Autobus elektryczny w Białymstoku. Jaka przyszłość czeka komunikację miejską?

Opłacone przez: KKW Trzecia Droga PSL–PL2050 Szymona Hołowni

Białystok testował pod koniec sierpnia autobus elektryczny. Testy te zostały jednak przedłużone do 7 września. W 2020 roku w planach jest zakup 25 takich pojazdów. Dlatego warto sobie zadać pytanie o rozwój transportu w mieście. Obecnie w stolicy województwa podlaskiego można poruszać się autobusami trzech operatorów: KPK, KPKM oraz KZK. Wszystkie trzy firmy to spółki miejskie. W latach 90-tych miał miejsce wielki strajk, po którym jedną spółkę rozbito na trzy, by w razie kolejnych strajków uniknąć paraliżu, takiego jaki miał miejsce właśnie wtedy. Chociaż widmo strajku dziś nie grozi, to trzy spółki funkcjonują obsługując różne linie. Dla pasażera nie ma to większego znaczenia, gdyż wszystkie autobusy są oznaczone tak samo.

 

Jeżeli chodzi o inne formy transportu w mieście, to w 1918 roku przestał funkcjonować tramwaj konny. W czasach PRL były w planach tramwaje elektryczne, ale ostatecznie z pomysłu zrezygnowano. Dlatego dziś miasto nie jest oszpecone wiszącymi drutami. Nie ma też trolejbusów. Autobusy elektryczne mają to do siebie, że kabli nie potrzebują, gdyż zasilane są akumulatorami, zaś te ładowane są na pętlach. Zaletą oczywiście jest brak emisji spalin.

 

W mieście funkcjonuje też coś na kształt SKM. Można kupić bilet miejski i podróżować pociągiem np ze Starosielc do dworca głównego – pociągami, które akurat przejeżdżają. Nie jest ich zbyt wiele, dodatkowo bilet kupuje się od PKP, zaś białostocka komunikacja miejska nie ma nic z tym wspólnego. A mogłoby, gdyby prezydent miasta raczył porozumieć się z Przewozami Regionalnymi. Wtedy wstawiono by normalne kasowniki oraz SKM mogłoby funkcjonować oddzielnie z własnym rozkładem jazdy. Potrzebna by była też niewielka modernizacja. Póki co, nie ma politycznej woli do wprowadzenia takich rozwiązań.

 

Dlatego też podróż po mieście ogranicza się jedynie do autobusów. Czy stopniowa zmiana ich na elektryczne coś zmieni? Oprócz braku spalin nic. Obecnie dzięki specjalnej ustawie na Śląsku funkcjonuje związek gmin metropolitalnych. Dzięki niemu wszystkie gminy należące do związku mogą liczyć na wspólną komunikację miejską w ramach jednego biletu. Za jakiś czas zapewne podobne rozwiązania będą obowiązywać w Warszawie, Trójmieście czy Wrocławiu. W Białymstoku o wspólnej “aglomeracji” nie ma raczej co marzyć. Tutaj występuje typowy problem, na jaki zwracają uwagę eksperci od metropolii. Zbyt wielka konkurencja gmin, zamiast współpracy przekreśla wszelkie szanse na podobne rozwiązania.

 

Dlatego też w najbliższych latach oprócz autobusów w Białymstoku nic nowego raczej się nie pojawi. A szkoda, bo temat wad białostockiej komunikacji miejskiej jest tak szeroki, że można by było napisać o nim książkę. Miejmy nadzieję, że kiedykolwiek ktoś się za to weźmie i stworzy komunikację w mieście na miarę dużego miasta. Bo to co mamy obecnie to “śmiech na sali”.