Kto zabił dorożkarza w Białymstoku?

Przedwojenni białostoccy dorożkarze nie mieli łatwego życia. Większość z nich żyła na granicy nędzy. Było to widać zwłaszcza po mało reprezentatywnych strojach. W październiku 1923 r. władze miasta wprowadziły nakaz jednolitego ubioru. Każdy dorożkarz musiał nosić m.in. czapkę z ceraty. Jeśli nie zastosowali się do przepisów tracili prawo jazdy. Pojazdy podlegały szczegółowym przeglądom. Jako że były wizytówką miasta musiały dobrze wyglądać. Za małe niedopatrzenie policja karała mandatami.

 

Dorożkarze nie mogli przebierać wśród klienteli. Wozili więc nieraz osoby pod wpływem. W połowie lat 30. wydarzyła się tragedia. Jeden z dorożkarzy został trzykrotnie postrzelony w głowę przez pijanego sierżanta. Jaki był powód? Poszło o niegodziwą zapłatę. Tym razem 30 groszy zadecydowało o życiu człowieka. Dorożkarz domagając się uregulowanie długu dokonał żywota.

 

Nie było to jednak pierwsze zabójstwo dorożkarza w Białymstoku. Przyczyn zamachów jednak nigdy nie udało się ustalić. Wiadomo, że nigdy nie chodziło o rabunek. Przy zwłokach znajdowano bowiem zawsze sakiewkę z pieniędzmi. Nie wszyscy dorożkarze byli mili dla swych klientów. Nie wydawali reszty czy przez domniemaną nieuwagę nie pomagali wyciągnąć walizek. Być może nie jeden z podróżnych stracił na chwilę panowanie i nieszczęście gotowe.