Centrum Białegostoku przed wojną było przepełnione restauracjami i kawiarniami jak dziś!

Przedwojenny Białystok to nie tylko Chanajki, których klimat można by było porównać do dzisiejszych osiedli “socjalnych” na obrzeżach miasta. Tak samo jak dzisiaj, tak też przed wojną bardziej majętni białostoczanie lubowali się w odwiedzaniu lokali gastronomicznych, których w dzisiejszym centrum nie brakowało – zupełnie jak dziś.

 

Kiedy w latach 90-tych i kolejnych na Rynku i w okolicach rozwijały się banki i apteki mieszkańcy nie byli z tego faktu zadowoleni, stąd też, gdy do władzy doszedł Tadeusz Truskolaski, to pod jego władzą powoli wypierano z lokali miejskich wszystko, co nie było gastronomią. Później reszta musiała się dostosować do dzisiejszego rynku, by nie splajtować. I tak dziś wychodząc na Rynek nie wyobrazimy sobie, że dawniej były tylko Puby Strych, Gryf, kawiarnia Ratuszowa (w budynku ratusza) czy pizzeria Savona. Dzisiejszy Rynek pełen jest wszelkiej maści lokali gastronomicznych.

 

 

Przed wojną wykwintna restauracja mieściła się w hotelu Ritz. W każdą sobotę i niedzielę odbywały się tam “Fajfy” czyli imprezy dla elit. Warto dodać, że scena z kultowego filmu Miś “nie mamy Pana płaszcza i co Pan nam zrobi” jest żywcem wyjęta właśnie z przedwojennego Ritza. Szatniarz miał u siebie taki bałagan, że często oddawał garderobę nie temu komu trzeba. W Ritzu można było nie tylko potańczyć, ale też dobrze zjeść. Restauracja słynęła ze swojej kuchni. Dodatkowo raz na jakiś czas odbywały się tam pokazy paryskiej mody. Naprawdę światowe miejsce!

 

Inną restauracją z ul. Kilińskiego w Białymstoku, która była prestiżowa był Ermitaż. Można było zjeść tam śniadania, obiady i kolacje. Wszystko ze świeżych produktów. Kuchnia była “ruska” i “francuska”. Restauracja słynęła także z możliwości zamawiania jedzenia… na dowóz. I to nawet pod miasto! Przy Kilińskiego były jeszcze restauracja Leśniewskiego i restauracja Renaissance. Dodatkowo w dawnej loży masońskiej, znanej dzisiejszym białostoczanom jako dawna Książnica Podlaska – była piekarnia, gdzie można było kupić takie cuda jak chlebek turecki oraz Rachatłukum – także turecki wyrób przypominający galaretki w cukrze.

 

 

Przy Sienkiewicza można było odwiedzić kawiarnię Buzna Orient, gdzie częstowano napojem Buzna – jest to lekko fermentowany, słodko kwaskowy napój z… kaszy jaglanej z dodatkiem rodzynek. Taka egzotyczna nazwa wzięła się od efektu po wypiciu – wszystko buzuje w żołądku. Kolejnym ciekawym miejscem była restauracja Akwarium na Rynku Kościuszki. Można było tam zaznać kuchni żydowskiej oraz z całego świata.

 

W restauracjach nie tylko jedzono. Bardzo często występowały różne orkiestry, które przygrywały niejedną wspaniałą melodię. Na przykład w restauracji Renaissance można było posłuchać orkiestry złożonej z samych młodych dziewczyn. Jednak ceny były tam dużo wyższe niż w konkurencyjnym Ermitażu. Dlatego też właściciel tego pierwszego przybytku razem ze szwagrem postanowili spalić konkurencję. Przez co trafili do kryminału. Ermitaż zaś po pożarze nie podniósł się już. Ritz zniknął razem z wojną tak jak i wiele innych wspaniałych miejsc przedwojennego Białegostoku.

 

Na szczęście życie nie znosi próżni. Po wojnie znów w Białymstoku otworzyło się wiele lokali, a dzisiaj Rynek Kościuszki i Kilińskiego każdego weekendu tętnią życiem.