Featured Video Play Icon

Ile jeszcze razy musi być zalane miasto, by ktoś zaczął coś z tym robić?

W ostatnim czasie znów była ulewa, po której Białystok zamienił się w Wenecję. Gdy mniej więcej 10 lat temu takie coś zdarzyło się po raz pierwszy, to był tylko szok i niedowierzanie. Potem kolejne ulewy i kolejne powodzie powtarzały się zalewając główne ulice w mieście. Trzeba zadać pytanie prezydentowi Truskolaskiemu. Ile jeszcze razy ma dojść do zalania miasta, by ten zaczął realnie temu przeciwdziałać. Usuwanie skutków przez służby to nie jest żadne działanie. Potrzebujemy realnych działań prowadzących do usunięcia przyczyn.

 

Po każdej ulewie, gdy woda zalewa ludziom piwnice, główne drogi, parki i wiele innych miejsc. Biorąc pod uwagę, że powodzie nadal będą występować, nie można stać z założonymi rękami. Powodzie występują cały czas w tych samych miejscach – na Jurowieckiej, Wierzbowej czy Branickiego. Czyli wszędzie tam gdzie przepływa rzeka Biała. Teoretycznie woda z ulewy powinna wsiąkać w ziemię oraz spływać właśnie do rzeki. W praktyce jest tak dużo betonu, że ulewa stoi w miejscu, bo studzienki kanalizacyjne zatykają się od nadmiaru wody. Co więc robić, kruszyć beton? Przerabiać kanalizację? Warto przytoczyć przykład Al. Jana Pawła II. Jak można zobaczyć na poniższym filmie z 2017 roku jeżeli po dwóch stronach istnieją tereny zalewowe, droga jest przejezdna. To właśnie utrzymywanie tak zwanej “strefy przewietrzenia miasta” w okolicach Słonecznego Stoku i Wysokiego Stoczku powoduje, że nic złego tam się nie dzieje. Chociaż na te tereny ostrzy sobie pazurki nie jeden developer, by stawiać kolejne “apartamentowce”.

W przypadku ul. Jurowieckiej sprawa jest beznadziejna. Rzekę tam zabudowano tak mocno, że trzeba by było zlikwidować galerię, apartamentowce oraz Al. Pisłudskiego. Oczywiście wiemy, że to mnie wchodzi w grę. Tutaj potrzebna by była gigantyczna inwestycja – zmieniająca dotychczasowy układ drogowy, kanalizacyjny oraz rzeczny. Coś w rodzaju wielkiego kanału kosztem węższej drogi. Raczej nie ma nikogo na tyle odważnego, kto powie białostoczanom – “Słuchajcie musimy zwęzić Al. Piłsudskiego, by rzeka miała więcej miejsca”.

 

W przypadku Wierzbowej problemem jest jak to powiedział kiedyś były już wiceprezydent miasta Adam Poliński “wzrost ilości powierzchni szczelnych”. Czyli jednym słowem – Wierzbowa jest pod wodą za każdym razem po ulewie od czasów jej przebudowy. Podobnie jest przy ul. Branickiego, która za każdym razem jest pod wodą, gdy tylko spadnie większy deszcz. Tutaj również niewiele można zrobić bez burzenia obecnych układów komunikacyjnych. W obu przypadkach należałoby również zrobić więcej miejsca rzece. To wszystko to tylko początek, bo pod wodą znajdują się też drogi, które do rzeki mają daleko – na przykład Kaczorowskiego (na filmie głównym). Tu też mamy za dużo “powierzchni szczelnych”.

 

Tak jak Tadeusz Truskolaski masowo zaczął rozbudowywać drogi, za co wszyscy go chwalili, tak teraz trzeba będzie niektóre ulice zacząć zwężać i wypychać ruch na obwodnice. Alternatywnie trzeba drogi budować dużo wyżej. Niestety to raczej rozwiązania ze sfery science fiction. Politycy dwiema rękami panicznie trzymają się stołków, więc brakuje im trzeciej by podpisać stosowne dokumenty z odważnymi decyzjami. Jako przykład można podać Plac NZS, na którym “demokratycznie” zadecydowano, by ruch samochodowy nie został ograniczany. Na otarcie łez posadzono na środku placu łąkę.