Od ulicy piękna, od podwórza skromna. Dawniej był tu hotel, burdel oraz tajny sztab.

Opłacone przez: KKW Trzecia Droga PSL–PL2050 Szymona Hołowni

Odkąd powstała, wpasowała się w swój róg idealnie. U zbiegu czterech ulic – Krakowskiej, Św. Rocha, Lipowej i Dąbrowskiego była idealnym punktem na wiele przedsięwzięć. W sam raz nadawała się na mieszkania klasy średniej, największy w mieście burdel z restauracją, tajny sztab lotnictwa niemieckich wojsk, miejsce wypoczynku dla repatriantów oraz biura administracji państwowej oraz plan filmowy. Przepiękny budynek powstał na zlecenie żydowskiego kupca w czasach gdy na białostockim rynku panował ogromny kryzys budownictwa, przez co wiele zleconych budowli nieruchomości pozostało niedokończonych. Mowa tu o pięknej kamienicy stojącej przy Krakowskiej 1 w Białymstoku.

 

W 1886 roku na rogu Krakowskiej i Lipowej stały dwa drewniane domy. Należały one do Wolfa i Szejny Nowińskich. Małżeństwo posiadało jednak długi, których nie spłacało. Skończyło się to odebraniem im ziemi oraz domów oraz ich licytacją. Parcelę z dwoma domami odkupił Josel Ginzburg. Nie wiadomo jednak skąd miał pieniądze ani z czego się utrzymywał. Być może był wspólnikiem Perlisa. Bowiem w dawnych dokumentach oba nazwiska widnieją razem przy działalności małego banku. Pewne jest natomiast, że Josel Ginzburg biorąc kolejne pożyczki zastawiał za każdym razem nieruchomość przy Krakowskiej. Nie inwestując w nią jednak. W 1891 roku stary Ginzburg przeczuwał chyba, że nadchodzi jego kres. Spisał bowiem testament, a niedługo po tym zmarł w 1892 roku. Wtedy w spadku parcelę otrzymał potomek Ginzburga – Szeftel.

 

Syn Josela gdy otrzymał spadek był żonaty. Posiadał też siedmioro dzieci. Z dawnych dokumentów wynika, że kamienica powstała między 1896 a 1899 rokiem. Niestety wtedy na białostockim rynku budowlanym panował ogromny kryzys. Wiele podobnych budów nie zostało ukończonych. Ginzburgowie ukończyli budowę jednak przestali spłacać kredyty. W 1906 roku Wileński Bank Ziemski zajął kamienicę na poczet długów. Małżeństwo odzyskało jednak kamienicę w 1909 roku.

Architekt zakochany w Wiedniu

Opowieść o tym, że kamienica ma trzy piętra z dzisiejszej perspektywy brzmi jak żart. Aby dostać się na samą górę i na koniec dowiedzieć się jak wielka była to wyprawa. Wystarczy po prostu wejść po schodach. Każdy kolejny poziom to kolejne 20 stopni. Każdy długi i mało stromy. Dla niewprawionych nóg to dobre ćwiczenie. Budynek ma 3 wejścia. Dwa z tyłu do oddzielnych klatek, jedno od frontu, które prowadzi do tej samej klatki co jedno z tylnych wejść. Prawdopodobnie czwarte wejście zostało przerobione na lokal, w którym dziś znajduje się Jadłodzielnia.

 

Architektem był anonimowy artysta. Jednak patrząc na jego dzieło możemy się o nim trochę dowiedzieć. Na pewno bywał w Europie zachodniej i był zafascynowany jej stylem na tyle, że na wzór tamtejszych budynków użyteczności publicznej stworzył projekt kamienicy. Dziś takie można napotkać chociażby w Wiedniu. Architektowi nie przeszkadzało, że neorenesans na początku XX wieku był już “passe”. Dlatego też gdy ktoś szedł ul. Lipową bądź Krakowską podziwiać mógł eleganckie skrzydło. Ten kto spacerował akurat Wołkowyską lub inną wąską uliczką biegnącą od Sosnowej (dziś Kalinowskiego) widział w oddali tylko skromną oficynę.

 

Do dziś wewnątrz przetrwała kolorowa posadzka. Niestety po pięknych dekoracjach malarskich na sufitach nie pozostało już nic. Klatki są typowe – białe z pomalowanym na jednolity kolor dół. Dokładnie tak jak w większości bloków. O pomstę do niema woła to co zrobiono z obecnym dachem. Na początku XXI wieku budynek przeszedł gruntowny remont elewacji. Dzięki czemu szare i brudne mury zostały zamienione na budynek pełen blasku. Ale ktoś wpadł na idiotyczny pomysł aby dorobić blaszane “czapki” do dachu. Mimo, że budynek od 1988 roku jest zabytkiem, to konserwator na coś takiego pozwolił.

 

Wojna z prostytucją

Gdy nastał 1909 rok i kamienica wróciła do Ginzburgów, to Szeftel postanowił uczynić z niej stałe źródło dochodu. Znajdujące się mieszkania były do wynajęcia. Prawdopodobnie jednak biznes nie szedł tak jakby właściciel przybytku chciał. Dlatego w 1906 roku kupiec podnajął kamienicę pani Łubnickiej, która otworzyła przy Krakowskiej 1 hotel Metropol. Ginzburg zmarł w 1915 roku. Kamienica przeszła w ręce jego żony – Chinki Ginzburg. Kobieta postanowiła z kamienicy wycisnąć jeszcze więcej. Dlatego przejęła budynek oraz działający w nim hotel Metropol. Powstała też droga restauracja, dwie kawiarnie oraz dancing. Ponadto 3 mieszkania były wynajmowane. Zajmowali je Chasza Lifszyc, Icko Szczupak oraz Lejba Wajnrach.

Po odzyskaniu przez Polskę niepodległości za kamienicą wciąż ciągnęła się atmosfera skandalu. Przede wszystkim w hotelu działał pod przykrywką największy burdel w mieście. Lokal cieszył się “najlepszą” reputacją, gdyż prostytutki świadczące tam swoje usługi nie miał żadnych oporów! Nawet gdy przychodzili młodzi gimnazjaliści (dziś byliby to licealiści. Policja wielokrotnie robiła naloty na Krakowską 1 zamykając przybytek. Prasa wciąż potępiała działalność “hotelu”. Ponadto na przeciwko znajdowała się kaplica i cmentarz (a później Kościół św. Rocha). Nawet gdy burdel przestawał działać, to gdy napięta atmosfera opadała – wszystko wracało do dawnego porządku.

 

W hotelu Metropol działało także coraz więcej młodocianych prostytutek. Grupą przewodziła 14-latka, która sama trudniła się fachem… złodzieja. W całym mieście zarejestrowanych jako prostytutki były 233 kobiety. Tych zawodowych stwierdzono 84, a dorabiających – 149. Królowe nocy były nadzorowane przez komisje sanitarno-obyczajowe. Te, które uchylały się od rejestracji były ścigane przez specjalnych agentów. Zawodowe otrzymywały specjalne książeczki zdrowia. Działalność przy Krakowskiej 1 była na tyle złą sławą owiana, że powstało w Białymstoku “Towarzystwo Eugeniczne”, które za cel postawiło sobie przeciwdziałanie prostytucji. Ostatecznie burdel z Krakowskiej 1 (w okolicy było kilkanaście innych) zniknął w 1923 roku.

Ginekolog – zawód zakazany

ilustracja z amerykańskiego podręcznika z 1897 roku. (fot. Norris Richard Cooper; Dickinson Robert Latou / Wikimedia Commons / public domain)

“Towarzystwo Eugeniczne” jednak nie dawało za wygraną. Po Chince kamienicę przejął syn Szeftela – Karol Ginzburg. Ukończywszy studia medyczne postanowił w swoim przybytku otworzyć gabinet ginekologiczny, co jeszcze bardziej rozjuszyło wielu mieszkańców. O ile dziś działalność tego typu nie wzbudza większych emocji, to dawniej ginekologa często nazywano “damskim rzeźnikiem”. Jednym z problemów jakie miało “Towarzystwo Eugeniczne” z ginekologami to wszelkie badania i zabiegi jakie wykonywali. Dawniej uważano, że lekarz powinien robić je z zasłoniętymi oczami, później z upływem czasu liberalizowano stanowisko, jednak lekarz według działaczy konserwatywnego towarzystwa nie mógł wykonywać swoich zadań w stu procentach prawidłowo tylko i wyłącznie ze względów obyczajowych. Generalnie kobieta przed ginekologiem nie miała prawa się obnażać.

 

Warto też pamiętać, że nie istniało również coś takiego jak testy ciążowe. Kobieta, która czuła się “odmiennie” mogła co najwyżej przypuszczać co się z nią dzieje. Te, które chciały mieć zupełną pewność udawały się do ginekologa. Potwierdzenie, że kobieta ma w brzuchu płód a nie na przykład guza również wiązało się z oglądaniem damskich narządów rodnych, co towarzystwu się nie podobało.

 

Wracając do samej kamienicy. Oprócz gabinetu ginekologicznego Ginzburga, w budynku znajdowały się również dwie kawiarnie. Jedną prowadził Liwsza Kokman. Druga zaś należała do Poli Parasol. Była też herbaciarnia prowadzona przez pana Pawłowskiego. Był też zakład fryzjerski oraz kwiaciarnia. Pozostałe lokale zapewne były wynajmowane lokatorom do mieszkania. Ostatnie lata przez II Wojną Światową w kamienicy przy Krakowskiej 1 znajdują się już tylko lokale mieszkalne. Z książki adresowej firm z 1932 roku wiadomo, że niektórzy lokatorzy w mieszkaniach prowadzili interesy. Między innymi adwokat Wacław Sławiński, tłumacz Fejga Lewin, pocztowiec Bolesław Gołębiowski, lekarz Gutman, tłumacz przysięgły języka francuskiego Przybylski oraz nauczycielka Einhorn.

Tajna niemiecka kwatera

fot. Narodowe Archiwum Cyfrowe / NAC/3/1/0/0/113

Gdy Niemcy zajęli Białystok podczas II Wojny Światowej to wyrzucili wszystkich mieszkańców z budynku. Zorganizowano w nim tajny sztab lotnictwa niemieckiego. Agresorzy kierowali z centrum Białegostoku walkami powietrznymi. Zostali wypędzeni dopiero w 1944 roku przez żołnierzy Wojska Polskiego, którzy postanowili stworzyć na miejscu tymczasowy przybytek dla repatriantów wojennych. Mimo, że praktycznie cały Białystok został doszczętnie zniszczony podczas wojny, to kamienica przy Krakowskiej została zachowana w dobrym stanie.

 

Gdy po II Wojnie Światowej władzę w Polsce objęli komuniści postanowili, że budynek przejdzie pod władanie Tymczasowego Zarządu Państwowego. W latach 50-tych otwarto tam Wydział Komunikacji, Zarząd Dróg Publicznych oraz… Ligę Lotnictwa. Taki stan rzeczy obowiązywał do 1958 roku. Później budynek trafił w Zarządu Mienia Komunalnego. Dziś przy Krakowskiej 1 mieszkają zwykli białostoczanie. Na co dzień jednak życie w zabytku nie przynosi większych korzyści. A wręcz przeciwnie. Podczas ostatniego kapitalnego remontu kamienicy w 2016 roku nie dało się tam normalnie funkcjonować. Choćby przez to, że drzwi do lokali malowano specjalną farbą chroniącą przed pożarem. Smród był nie do wytrzymania. Ponadto czynsze są horrendalnie wysokie. Budynek jednak tak jak dawniej z zewnątrz prezentuje się przepięknie i na pewno jest jedną z wizytówek miasta. Mijają go wszyscy, którzy idą z dworca do centrum oraz wszyscy, którzy zwiedzają kościół św. Rocha. Szkoda tylko, że do tak pięknego zabytku doklejony jest budynek Lasów Państwowych.