O tym jak zła jest Białostocka Komunikacja Miejska można napisać książkę. Tym razem przebito chyba wszystko do tej pory. Otóż ktoś wpadł na „genialny” plan wyposażenia kontrolerów w terminale płatnicze. Teraz będzie taka oto sytuacja. Gapowicz został przyłapany? A to nie szkodzi może na miejscu zapłacić za swoje przewinienie kartą. Dodatkowo dostanie w promocji 100 zł zniżki. Jest to tak kuriozalne, że aż trudno uwierzyć, że prawdziwie.
Każdemu zapewne zdarzyło się jechać na gapę. Mogła to być sytuacja losowa. Dawniej były w mieście kioski (ale prezydent w większości kazał je likwidować, żeby brzydko się nie prezentowały), gdzie było można kupić bilet papierowy. Dzisiaj trzeba szukać sklepu, a i nie w każdym są bilety. Generalnie miasto od lat ma gdzieś dystrybucję biletów papierowych. Ceny hurtowe niewiele różnią się od detalicznych, przez co sprzedawcom nie opłaca się biletów sprzedawać. Niektórzy mimo wszystko to jednak robią.
Mamy jednak XXI wiek i można kupić bilety na różne sposoby elektronicznie. Niestety wadą tych rozwiązań jest wcześniejsze przygotowanie się do podróżowania autobusem. Tzn. rozwiązania te wykluczają spontaniczną potrzebę jazdy autobusem. Można też kupić u kierowcy, ale trzeba mieć odliczoną kwotę. Kierowcy jednak w większości wydają resztę, chyba że jednak nie mają. W Warszawie, gdzie jest bardzo dobrze zorganizowana komunikacja miejska trzeba naprawdę nie chcieć kupić biletu. Są one dostępne dosłownie wszędzie – w sklepach, kioskach, automatach przy przystankach orz automatach w autobusach. W Białymstoku dopiero planuje się biletomaty. Być może pojawią się jeszcze w tym roku.
Generalnie w Białostockiej Komunikacji Miejskiej dojdzie po kilkunastu latach znów do sytuacji, że tak jak w Warszawie – bilet będzie można kupić dosłownie wszędzie zatem na gapę będzie można jechać tylko celowo. Kuriozalne jest to, że zamiast zachęcać ludzi do jazdy z biletem, to daje się im jeszcze zniżki. W sytuacji, gdy można kupić bilet w każdym miejscu, to mandat powinien być dotkliwy.