Nowa linia autobusowa w Białymstoku. 30 szybko zawiezie na Dojlidy Górne.

Nowa linia autobusowa w Białymstoku. 30 szybko zawiezie na Dojlidy Górne.

Dojlidy Górne dołączone do Białegostoku są od dosyć niedawna. Dlatego wszystkie usługi publiczne świadczone przez Białystok docierają tam z pewnym opóźnieniem względem innych osiedli. Do końca 2005 roku była to jeszcze miejscowość należąca do gminy Zabłudów. Od 1 stycznia 2006 roku wraz z miejscowościami Zagórki i Kolonia Halickie, Dojlidy Górne są częścią gminy Białystok.

Najpierw mieszkańcy nowego osiedla zyskali kanalizację i wodociągi. Później otrzymali też nowe drogi. Na początku wydłużona została dla nich linia 2 – komunikacji miejskiej. Później przy ul. Halickiej powstała pętla, gdzie zaczęła się zatrzymywać także linia 15. Teraz Dojlidy Górne zyskały trzecią już linię – 30. Jest ona o tyle korzystna dla mieszkańców, że można nią dosyć szybko dojechać do domu z centrum. Trzydziestka jedzie z centrum przesiadkowego przy Al. Piłsudskiego do pętli prostą drogą – Mickiewicza. Przejazd trwa lekko ponad 20 minut. Czyli w zasadzie podobnie co samochodem.

Tego właśnie brakuje w białostockiej komunikacji miejskiej. Jest sporo linii, które krążą po wszystkich osiedlach po kolei, niepotrzebnie wydłużając czas przejazdu. Już dawno powinna nastąpić w tej kwestii zmiana polegająca na utworzeniu krótkich, szybkich linii – konkurencyjnych do tras samochodowych. Ale niestety, w Białostockiej Komunikacji Miejskiej – jeszcze sprzed ery Tadeusza Truskolaskiego – dyrektorem jest Bogusław Prokop. O ile, na przestrzeni lat można mu wytknąć wiele niedociągnięć, to też nie można mu zarzucić wiedzy na temat funkcjonowania komunikacji miejskiej. Jednak fakt, że tak wiele lat jedna osoba pełni jedną funkcję trzeba ocenić negatywnie. BKM-owi od lat potrzebne jest świeże spojrzenie i głęboka reforma.

Wystarczy spojrzeć na Warszawę. Tam jeżdżenie samochodem do pracy czy na uczelnię to w zasadzie chory pomysł. U nas niestety odwrotnie. Białostoczanie jadą autobusem tylko wtedy, gdy muszą. To wszystko pokłosie podejścia do komunikacji władz miasta i dyrektora Prokopa. Kilka lat temu postawili na realizację strategii “smart”. Wszystko co się da miało być elektronicznie. Oczywiście dla dobra pasażera. Problem w tym, że pasażer ma gdzieś czy jest elektronicznie czy nie. Po prostu chce jak najszybciej dojechać tam gdzie planuje. A w tej kwestii niewiele się w Białymstoku zmieniło.