Tykająca bomba już nikomu nie zagraża

Zazwyczaj zachęcamy do przyjazdu na Podlasie. Są jednak miejsca, zresztą jak w całej Polsce, które jeszcze kilka lat temu należało omijać z daleka. Nie. Tym razem nie chodzi nam o zjawy czy legendarne potwory. Niebezpieczeństwo czyhało w ziemi. Były to mogielniki czyli składowiska toksycznych odpadów. Już sama nazwa wywołuje ciarki.

 

Stanowiły one prawdziwą bombę ekologiczną. Istniało bowiem ryzyko skażenia wód podziemnych.W okresie komunizmu nikt ich nie utylizował. Po prostu zakopywano je w studniach z betonu. Na Podlasiu istniało pięć dużych składowisk. Jaka musiała być ulga mieszkańców, gdy zniknęły z ich otoczenia. W sumie we wszystkich mogilnikach stwierdzono 19 ton przeterminowanych środków ochrony roślin w postaci opakowań plastikowych, szklanych butelek z płynem, proszków. Ponadto w dwóch z nich oprócz wcześniej znanych studni specjaliści wykryli dodatkowe doły ziemne ze znacznymi ilościami niebezpiecznych substancji. Likwidacja składowiska kosztowała grubo powyżej pół miliona złotych. Środki zapewnił Narodowy Fundusz Środowiska.