Prezydent miasta chce podwyżek. Po kieszeni dostaną najbiedniejsi!
Tadeusz Truskolaski, fot. Platforma Obywatelska / Wikipedia

Prezydent miasta chce podwyżek. Po kieszeni dostaną najbiedniejsi!

Komunikacja miejska w Białymstoku od wielu lat działa fatalnie. Tymczasem prezydent miasta chce podwyższyć ceny za bilety. Nie tędy droga. Wysoka cena powinna iść w parze z wysoką jakością usługi.

 

Weźmy do porównania dwa miasta Białystok i Warszawę. Małe miasto, gdzie autobusem dojazd trwa więcej czasu co w ogromnej Warszawie. To chyba coś jest nie tak, nieprawdaż? Oto przykład: Z ul. Łodygowej w Warszawie będącej na obrzeżach dojedziemy do Dworca Centralnego (Centrum Miasta) w 35 minut. Pokonamy 13 km w 35 minut. Tymczasem w Białymstoku dla przykładu z innych obrzeży – a konkretnie z przystanku Fasty/Giełda do przystanku Malmeda w samym centrum mamy 11 km. Jaki jest czas jazdy? 44 minuty. Wszystkie czasy podawane są z serwisu “jakdojade.pl”, który pokazuje jak najszybciej dotrzeć w dane miejsce komunikacją.

 

Prezydent Truskolaski proponuje podwyżkę cen biletów. Muszą się na to zgodzić radni. Warto jednak zaznaczyć, że włodarz miasta ma w radzie większość. Ile będą kosztować bilety jeżeli dojdzie do podwyżki? 4 zł – bilet papierowy i 3 zł bilet elektroniczny. Ma być zmiana biletów z 20 do 30 minutowych, które będą odpowiednio droższe – bo już nie po 2 zł a po 3,6 zł. Warto tutaj dodać, że w ogóle bilet czasowy w Białymstoku to jest pomyłka. Jeszcze do nie dawna nie było można z niego korzystać podczas przesiadania. Czy teraz jest bardziej potrzebny? Raczej nie. Wszystko przez to, że komunikacja w Białymstoku jest tak skonstruowana, by się nie przesiadać.

 

To właśnie jej największa wada. W Białymstoku trasy wszystkich linii są tak ułożone by jeździć dłużej ale bez przesiadek. To już archaizm, który powoduje, że nikt nie wybiera jazdy autobusem kto ma samochód. A w Warszawie ludzie z samochodami jeżdżą autobusami. Bo są one konkurencyjne. Dożyliśmy takich czasów, że w 4-osobowej rodzinie są 4 samochody. Wolnych miejsc parkingowych nie ma ani w centrum ani na osiedlach. W efekcie ludzie coraz bardziej się grodzą szlabanami i bramami.

 

Czy budowa większej ilości parkingów by pomogła? Podamy Wam przykład najbliższy. Przy ul. Kaczorowskiego stoi pusty plac po markecie ABC. Stanowi on dziki parking. Do tego obok niego jest legalny parking. Mimo, że łącznie zmieści się tu spokojnie ponad 100 samochodów to postanowiono jeszcze bardziej rozbudować ten legalny parking. Powstało kilkadziesiąt nowych miejsc postojowych. Czy od tej pory łatwiej tu zaparkować? Nic z tych rzeczy. Nic się nie zmieniło. To tylko przykład, ale pokazuje to o czym można przeczytać w wielu opracowaniach – zwiększanie miejsc postojowych wcale nie wpływa na rozwiązanie problemu z brakiem parkowania. Po prostu miejsca te zajmują wszyscy ci, którzy parkowali gdzie popadnie. Budowa nowych parkingów spowoduje jedynie uporządkowanie przestrzeni od samochodów zostawianych byle gdzie.

 

Dlatego też ważnym kluczem jest tu komunikacja miejska. Jeżeli ona funkcjonuje prawidłowo i można nią dotrzeć szybciej niż samochodem, to wtedy jest realną alternatywą, na którą decydują się także kierowcy. Podnoszenie cen biletów dla dotychczasowych pasażerów to zwyczajna grabież najbiedniejszych, bo dziś w komunikacji jeżdżą przede wszystkim osoby, które pieniędzy za wiele nie mają. Uczniów do szkoły podrzucają rodzice, studenci mają własne auta. Kto zostaje? Chyba tylko sami emeryci.