Bestia z Puszczy atakowała w dzień i w nocy

Puszcza Białowieska od wieków pełna była dzikiej zwierzyny. Na polowania zjeżdżali ważne osobistości – królowie, carowie i inni. Jedną z najbardziej cennych zdobyczy był niedźwiedź. Mięso, sadło, cenna skóra, ale przede wszystkim satysfakcja z powalenia zwierza zachęcała do łowów.

 

Każde polowanie obarczone było wielkim ryzykiem. Bestia może być nieobliczalna, a że zwierzę nie dba o to czy atakuje króla czy zwykłego wieśniaka, to i monarchom nie raz mocno się obrywało. Tak też było z Augustem II, który tylko dzięki swej zwinności wyszedł cało z opresji.  W 1791 roku, polujący w Puszczy ks. Józef Poniatowski w pewnym momencie został zaatakowany przez rozjuszoną niedźwiedzicę. Z opresji wybawił myśliwego strażnik Marcin Hołota. W nagrodę otrzymał on 100 złotych dukatów. Odwaga się opłaciła.

 

 

Populacja niedźwiedzi zaczęła maleć pod koniec XVIII. Miało to związek z ochroną innej zwierzyny leśnej. Podjęto decyzję o odstrzale. Trwał on niemal ćwierć wieku. Urzędnicy wpłacając do kasy rządowej niewielką kwotę mogli bez problemu polować na każdego drapieżnika. Zwykli kłusownicy też dorzucili swoje cztery grosze. Musiało minąć wiele lat nim populacja mogła się odrodzić. Nie stało by się tak gdyby nie rosyjski rząd, który zakazał posiadania broni na terenie lasów.

 

W Puszczy nieraz dochodziło do starcia tytanów. Żubry nie znoszą gdy ktoś wchodzi na ich terytorium. Dlatego też walki z niedźwiedziami odnotowywano bardzo często. Być może, gdyby niedźwiedzie przetrwały, to one nosiłyby miano Króla Puszczy. Zdecydowana większość pojedynków to bowiem ich zwycięstwo. W 1846 jeden z nich w ciągu jednego dnia powalił ponad pięć żubrów. Każda walka pustoszyła okolicę. Połamane gałęzie, zagłębienia w ziemi, zniszczone krzaki – taki krajobraz pozostawiali po sobie drapieżniki. Niedźwiedzie z tego okresu uznaje się za niezwykle agresywne. Zabijały liczne sztuki bydła dla sportu, nie dla pożywienia. Ostatni niedźwiedź naturalnie występujący w Puszczy został powalony w 1878 r. 

 

Próby odtworzenia populacji podjęto przed II Wojną Światową. Sprowadzane z Białorusi ciężarne osobniki trzymano wpierw w klatkach. Dzięki dużym otworem młode mogły spokojnie wyjść z niej i zapuścić się w głąb lasu, gdzie uczyli się życia w dziczy. Dla mieszkańców okolicy wprowadzono zakaz zabijania zwierząt, jeśli te zbliżyłyby się do zabudowań. Na prośbach się jednak kończyło. Misie często zapuszczały się do domowych gospodarstw. Nie obyło się bez ofiar. 

 

Gdy nastała już wojna nowi niemieccy ”zarządcy” Puszczy wpuszczali do niej wszystkie niedźwiedzie, które odebrali wędrownym cyganom. Wzbudzały one strach. Nie były przystosowane do zdobywania pożywienia w sposób samodzielny. Uważano, ze okupanci w ten sposób chcą odstraszyć miejscowych od pomocy partyzantom. Drzwi nawet zawiązywano łańcuchami w obawie przed włamaniem. Brzęk przypominał zwierzętom czasy niewoli, przez co się oddalały w głąb Puszczy. Strach był jak najbardziej uzasadniony. Zwierzę zabiło bowiem matkę z dzieckiem gdy Ci zbierali maliny w lesie. Ludzie odpłacali im tym samym. W ruch szły siekiery i inne ostre narzędzia. 

 

 

Czasy Wojny przeżyły 4 osobniki – samiec, samica i cztery młode. Ostatnie polskie niedźwiedzie widziano w 1959 roku na terenie Puszczy Lackiej, która obecnie wchodzi w skład Puszczy Białowieskiej. Pojedyncze osobniki wkradały się do nas z głębi Związku Radzieckiego. W maju 1963 roku odnotowano przypadek przywędrowania jednego osobnika. Przekroczył on granicę państwową, pokręcił się  około tygodnia i następnie udał się na wschód.