fot. Stowarzyszenie Rowerowy Białystok

Rowerzyści chcą własny pas na wiadukcie Dąbrowskiego. Co na to prezydent?

Mogłoby się wydawać, że Białystok ze swoją ogromną siecią tras rowerowych i BiKeR-em jest miastem bardzo przyjaznym dla rowerzystów. Jeżeli weźmiemy pod uwagę inne miasta w Polsce, to tak rzeczywiście jest. Tylko czy musimy brać pod uwagę wyłącznie nasz kraj? Wystarczy pojechać do większych miast Niemiec, Holandii czy Wielkiej Brytanii żeby zobaczyć jak bardzo Białystok przyjazny nie jest. Ścieżki rowerowe to jedno, wypożyczalnia to drugie, ale jest jeszcze trzecie. To codzienne życie.

W zachodnich miastach nie ma takiego wyboru jak w Białymstoku albo samochód albo droga komunikacja miejska. Tam rowerzystów traktuje się nie tylko w ustawie jako uczestników ruchu drogowego, ale traktuje się ich tam z poszanowaniem. Pasy rowerowe są częścią jezdni, a nie chodnika. Jednośladem poruszamy się obok samochodów, a nie pieszych. Kierowcom nie przychodzi tam do głowy, by z ogromną prędkością wymijać rowerzystę kilka centymetrów przy jego nodze. Warto też dodać, że rowerzyści również mają więcej obowiązków – kask czy światła to podstawa, bez której można dostać mandat.

Stowarzyszenie Rowerowy Białystok, które regularnie zwraca się do prezydenta z inicjatywami dotyczącymi jednośladów, tym razem zaproponowało, by jeden z ważniejszych punktów w mieście – Wiadukt Dąbrowskiego mógł być przejezdny – tak samo jak dla samochodów. Obecnie drogami dla rowerów dojedziemy z Centrum na Antoniuk, z Centrum na dworzec kolejowy, ale jeżeli chcielibyśmy do Al. Solidarności, to musimy jechać albo jedną albo drugą z tych dróg. Prosto, bezpośrednio można razem z samochodami. Co oznacza w praktyce proszenie się o śmierć lub kalectwo. Nie będziemy się wypowiadać za cały kraj, ale w naszej części kultura jazdy nie istnieje. Rowerzysta na jezdni sprawia, że niektórzy dostają małpiego rozumu. Szybko wymijają, kilka centymetrów od nogi, zajeżdżają drogę, swoimi zachowaniami spychają w stronę krawężnika, powodują utratę równowagi i wypadki, a także dochodzi do licznych potrąceń.

Odrobinę komfortu zapewnia wydzielony pas dla rowerów. Z tym, że w Białymstoku się czegoś takiego nie praktykuje. Albo chodnikiem albo w ogóle. Stowarzyszenie Rowerowy Białystok pisze do prezydenta tak:

Zadziwiające, że pomimo niespełna 19 lat członkostwa Polski w Unii Europejskiego oraz popularyzacji wiedzy na temat korzyści z ruchu rowerowego i szkodliwości ruchu samochodowego, na Wiadukcie Dąbrowskiego w dalszym ciągu preferowany jest ruch samochodowy a ruch rowerowy jest zupełnie ignorowany.

Jak jest przez nich opisany przejazd Dąbrowskiego. Jak droga przez mękę.

Obecnie, aby zgodnie z przepisami przekroczyć Wiadukt Dąbrowskiego, rowerzysta jadący od strony ulicy Zwycięstwa musi jechać najpierw lewym pasem ruchu ulicy Kolejowej (na prawym jest buspas), następnie łącznicą, z której przez krawężnik bez wyznaczonego zjazdu może spróbować dostać się na ciąg pieszo-rowerowy. Jeżeli jedzie na Lipową, to pod kościołem św. Rocha musi z powrotem wjechać na jezdnię (od razu lewy pas) i dopiero za budynkiem Lasów Państwowych znowu na ciąg pieszo-rowerowy. Rowerzysta jadący z Alei Solidarności musi wjechać na jezdnię już na wysokości ulicy Kaczmarskiego, po czym zmuszony jest korzystać z wiaduktu aż do łącznicy prowadzącej na Poleską, gdzie pojawia się pierwsza możliwość zjazdu na ciąg pieszo-rowerowy. W podobnej sytuacji jest rowerzysta jadący z ulicy Antoniukowskiej, który na jezdnię musi wjechać już na skrzyżowaniu z ulicą Owsianą, jechać jezdnią główną około 300m pomimo równolegle biegnącej drogi rowerowej (ta jest bowiem niepowiązana z ulicą), następnie zmienić pas w celu dostania się na łącznicę, którą wjeżdża na wiadukt. W gorszym położeniu są rowerzyści jadący z Lipowej lub Piłsudskiego. Rowerzysta jadący z ulicy Lipowej musi wjechać na jezdnię już na wysokości adresu Lipowa 47/1 i wjechać na wiadukt drugim pasem od lewej, w miejscu gdzie wiadukt ma cztery pasy ruchu (sic!). Rowerzysta jadący z Alei Piłsudskiego musi wjechać na jezdnię na wysokości ulicy Botanicznej i zająć pas ruchu drugi od prawej. W obu przypadkach rowerzysta chcący dojechać do ulicy Solidarności lub dworca PKP jest zmuszony jechać środkowym pasem ruchu aż do zjazdu w ulicę Antoniukowską.

Sprawa Wiaduktu jest urzędnikom dobrze znana. O uporządkowanie organizacji ruchu rowerowego na nim wnioskowano już w 2019 roku. Były spotkania w tej sprawie z urzędnikami. Od tamtego spotkania minęło już 3,5 roku, a rowerzyści, aby przekroczyć Wiadukt, w dalszym ciągu muszą łamać przepisy lub narażać się na niebezpieczeństwo. Rowerzyści postanowili wrócić do sprawy i chcieliby, by  wyznaczono dedykowaną infrastrukturę kosztem jednego z pasów ruchu ogólnego północnej jezdni Wiaduktu (na odcinku, gdzie jest ich więcej niż dwa).

Cały wniosek do prezydenta można przeczytać tutaj: http://rowerowybialystok.pl/art/wniosek-w-sprawie-wiaduktu-dabrowskiego-i-jego-okolic

Jeżeli mamy obstawiać, to prośby rowerzystów raczej wysłuchane nie będą. Białystok i jego urzędnicy pod batutą Tadeusza Truskolaskiego przyzwyczaili mieszkańców do tego, że wiedzą najlepiej.