Starosielce mają 100 lat. Wielka historia miasta, które stało się dzielnicą.

Starosielce w tym roku świętują 100-lecie istnienia. Jest to dobra okazja by przypomnieć historię dawnego miasta, które stało się częścią Białegostoku. Osada zyskała na znaczeniu dzięki linii kolejowej łączącej Królewiec z Kijowem. Wtedy też była to jeszcze wioseczka, gdzie zjechali kolejarze. Był też ksiądz, który założył rozbudował wspólnotę religijną oraz zmarł tragicznie. Warto  również poznać inne dzieje miasta. Najpierw jednak trzeba uporządkować pewne fakty historyczne, a te na pierwszy rzut oka są bardzo pokręcone!

Wieś Starosielce oraz Osada Starosielce

Otóż spacerując po Białymstoku możemy natrafić na ulicę Starosielce. I nie leży ona na Starosielcach tylko na os. Ścianka. Nie wiemy czy takowe znacie, ale jest to małe osiedle schowane pomiędzy Nowym Miastem a Zielonymi Wzgórzami. Tam też właśnie znajduje się długa ulica, która upamiętnia, że jeszcze przed 1547 rokiem czyli gdy Białystok był małą wsią istniała inna wieś obok – Starosielce. Wówczas Katarzyna z Wołłowiczów została żoną Piotra Wiesiołowskiego. W posagu ofiarowała mu dobra białostockie. Wieś zaznaczyliśmy na mapie na niebiesko. Jak widzicie sąsiadowała ona z wsią Białystok i była bardzo rozległa. Dzisiejsze białostockie osiedle – Starosielce – zostało założone w XIX wieku na ziemiach wsi Klepacze. Dziś to teren zaznaczony na mapie na różowo. Dawniej życie toczyło się po obu stronach torów. Starosielce funkcjonowało jako odrębne miasto od 1919 do 1954 roku. Następnie zostało włączone do Białegostoku.

W 1873 roku w osadzie Starosielce otwarto Zakłady Zaplecza Remontowego dzięki temu że przebiegała tamtędy linia kolejowa Królewiec – Ełk – Grajewo – Bielsk – Brześć – Kijów. Miało to duże znaczenie ekonomiczne. Z terenów dzisiejszej Ukrainy eksportowano pszenicę i węgiel. Natomiast z dzisiejszej eksklawy Rosji – Królewca transportowano materiały wełniane między innymi do białostockich fabryk włókienniczych. Do wsi Starosielce natomiast napłynęli kolejarze oraz robotnicy wyznania rzymskokatolickiego pracujący na kolei co tchnęło w osadę rozwój. Między 1880 – 1914 rokiem spisano geograficzny słownik Polski. O Starosielcach było wiadomo, że znajdują się tam wspomniane warsztaty kolejowe, gdzie naprawiano wagony i parowozy. Była też fabryka sukna i wyrobów wełnianych. Stały też wiatraki. Miasteczko było podzielone torami – umownie było podzielone na Starosielce Wschodnie i Starosielce Zachodnie.

fot. chram.com.pl

Kościół w magazynie wojskowym

Mimo coraz większej liczby wiernych nie było jednak kościoła. Wszystko przez kiepską sytuację Kościoła Katolickiego w Królestwie Polskim złączonym z Rosją i jej carem. Tak jak w Białymstoku nie można było zbudować drugiego kościoła (dzięki czemu katedra dziś stoi dobudowana do maleńkiego kościółka, a nie na wzgórzu św. Rocha), tak też w Starosielcach nie było można świątyni wznosić. Natomiast w 1900 roku prawosławni założyli parafię, a potem cmentarz z kaplicą. Otworzono też szkołę i dwie klasy. To wszystko jednak przestało istnieć. W 1915 roku (I Wojna Światowa) duchowni prawosławni porzucili budynek. Opustoszały zajęli Niemcy przeznaczając go na magazyn wojskowy.

 

Wspaniała postać – ks. Grzybowski

Jedną z bardziej rozpoznawalnych postaci był ks. Paweł Stanisław Grzybowski. Urodzony w 1874 roku zmarł tragicznie spadając z drabiny w 1932 roku. “Pamięć o Tobie przetrwa długie lata” – takimi słowami starosielczanie żegnali swojego duszpasterza. Ksiądz do miasta przybył w 1919 roku, kilka miesięcy po odzyskaniu przez Białystok, a zarazem Starosielce niepodległości. Wtedy też oczywiście zmieniła się sytuacja Kościoła Katolickiego. W wolnej Polsce nowe władze przekazały budynek przy ul. Szkolnej na kaplicę. Wcześniej znajdowała się tam wspomniana cerkiew prawosławna. 25 sierpnia 1919 roku była to już kaplica katolicka.

 

Ksiądz Grzybowski zupełnie od zera zbudował wspólnotę religijną w Starosielcach. W szkole nauczał katechezy, założył też kancelarię gdzie prowadził księgi metryczne, otrzymał też ziemię pod cmentarz (którzy dziś jest przy ulicy jego imienia i tam też jest pochowany). Duchowny zebrał też ofiary, które przeznaczył na naczynia liturgiczne, księgi, szaty oraz wyposażenie wnętrza kościoła. Dzięki tym wszystkim zabiegom biskup wileński w 1922 roku podniósł rangę placówki duszpasterskiej do samodzielnej parafii.

 

O duchownym nawet krążyły anegdoty, że nie dbał o swoje wygody na tyle, że jego sutanna była cała połatana. Ponadto gdy jednemu z chłopów padł koń, to zrozpaczonemu ksiądz podarował pieniądze na nowego. W Starosielcach panowało bogate życie religijne. Zorganizowała się wspólnota parafialna i inne stowarzyszenia skupiające wiernych. Ks. Grzybowski miał również bardzo dobry kontakt z młodzieżą. Szczególnie bliskie mu były idee harcerstwa. Kiedyś goszcząc ich u siebie na parafii miał wystawić wszystko co miał w spiżarni, by nakarmić przybyłych. Miało to zezłościć gospodynię, która dbała o księdza jak mogła. To właśnie na obozie harcerskim ks. Grzybowski spadł z drabiny. 19 sierpnia 1932 roku Żegnali go nie tylko mieszkańcy, ale właśnie też harcerze. Duchowny spoczął w skromnej kapliczce obok swojej matki.

Szkoła, która nie powstała

W 1930 roku miasteczko liczyło 3500 mieszkańców. 15 proc. stanowili Rosjanie i Białorusini. Aż trudno uwierzyć, ale tylko 2 proc. to byli Żydzi, którzy w Białymstoku stanowili większość! Miasteczko zamieszkałe było głównie przez emerytowanych pracowników kolei. W Starosielcach wówczas działała też sekcja teatralna miejscowego Związku Strzeleckiego. Grywali w niej bracia Topiłkowie, pani Gregorczukowa, oraz panowie Rezler i Arciszewski. W miejscowej szkole uczyło się 1000 dzieci. Lekcje odbywały się od 8 rana do godz. 18. W klasach panował ścisk. W kolejnych latach planowano przyjęcie jeszcze 300 dzieci. Lekcje odbywały się w pomieszczeniach kolejowych. W pewnym momencie rozpoczęto budowę nowej, większej szkoły – jednak na którą zrzucali się mieszkańcy nie tylko Starosielc ale też Klepacz. Niestety wybuch II Wojny Światowej spowodował, że budynek nie powstał.

 

W mieście kwitł handel. Mięso można było kupić u pana Popławskiego i u Bieguńskich. Bułki sprzedawał Błaszczyk oraz Wolański. Alkohol można było dostać u Trochimowicza oraz Dudka. Były też restauracje – prowadzone przez Piekutowskiego i Zajączkowskiego. Aptekę prowadził Bojarzyński (nie wiemy czy to ta sama osoba co burmistrz), a leczyło ludzi małżeństwo Niewińskich oraz Pójkiewicz. Można było też kupić lody. Nie brakowało w mieście również kuźni, cegielni i betoniarni. Brakowało jednak kina. Mieszkańcy na seanse jeździli do Białegostoku.

Kto rządził miastem?

Pierwszym burmistrzem Starosielc był pan Banasiak, a następnym Grygorczuk. Później miastem rządzili jeszcze Walery Sosnowski, Władysław Chrzanowski, Aleksy Sacharczuk, Nikodem Jagiełłowicz, a także pan Grabowski oraz Franciszek Bojarzyński. Ostatnim burmistrzem był Romuald Banaszkiewicz, który po wybuchu II Wojny Światowej został wywieziony wgłąb Rosji. Podczas wybuchu II Wojny Światowej – stacja kolejowa w Starosielcach z miejsca stała się miejscem strategicznym. Niemcy wywieźli Żydów do białostockiego getta a w samych Starosielcach założyli karny obóz pracy. Do pobliskiego lasu w Bacieczkach wywożono natomiast ludzi, których tam rozstrzeliwano. Warto dodać jak dzielnie walczyli starosielscy kolejarze z niemieckim oprawcą. Okupant był skazany na współprace z polskimi kolejarzami. Ci potrafili “naprawiać” tak, by wagon nie był zniszczony na miejscu, ale też nie pojeździł zbyt długo. Dlatego niedaleko za Starosielcami napotkać było można porzucone wagony leżące poza torami. Ponadto polscy dyżurni ruchu tak sterowali, by tylko Niemcy powodowali wypadki.

 

Po II Wojnie światowej Starosielce jako miasto istniały przez 6 lat. W tym czasie zlikwidowano prywatne interesy – sklepiki i punkty usługowe. Ponadto wszystkie polskie nazwy ulic zmieniono na komunistyczne. W 1954 roku zapadła decyzja, by włączyć Starosielce do Białegostoku.

Meksyk i wieża ciśnień

Dziś na Starosielce mówi się potocznie “Meksyk”. Prawdopodobnie dlatego, że swego czasu po dzielnicy rządzili krewcy panowie, którzy tylko szukali awantury. Jednak swoich nie zaczepiali. Tylko obcy mieli tarapaty. Ile w tym prawdy – nie wiemy. Nazwa jednak wdzięczna. Warto też słowem wspomnieć o charakterystycznej wieży ciśnień. Dziś stoi ona na terenie firmy prywatnej. Mało kto wie, że jest to druga wieża. Pierwsza stała bliżej torów. Prawdopodobnie zniszczona została podczas II Wojny Światowej.