Do rozwoju Białegostoku przyczyniło się przed laty wiele osób. Niestety po wielu z nich pamieć zaginęła. Taką postacią jest bez wątpienia Mikołaj Kawelin, pułkownik carskiej armii. Słynął z niezbyt atrakcyjnego wyglądu, okazałych wąsów i niebywałego poczucia humoru. Poznajmy bliżej tego przyjaciela miasta.
O młodzieńczych latach M. Kawelina posiadamy jedynie strzępki informacji. W zapiskach historyków pojawia się twardymi zgłoskami dopiero z powodu relacji z Józefem Piłsudskim. Ponoć pomógł mu uciec z rosyjskiego więzienia. Kawelin wiedział jak ułożyć sobie życie. Ożenił się bowiem z córką senatora i właściciela ziem Zabłudowa i okolic. Małżeństwo gniazdko uwiło sobie w podbiałostockim majątku Majówka. Tam też zjeżdżała cała lokalna śmietanka towarzyska. Jakież to musiałby być imprezy…
Po wybuchu rewolucji bolszewickiej Kawelin z rodziną przeprowadził się do francuskiej Nicei. Po odzyskaniu niepodległości przez Polską postanowił wrócić na Podlasie. Na granicy jednak został zatrzymamy. Pomógł mu dawny przyjaciel J. Piłsudski. Już jako obywatel Polski zawitał do majątku w Majówce. Trzeba było go odbudować. Na szczęście miał za co. Oprócz licznych dochodowych biznesów prowadził działalność charytatywną. Brał udział nawet w przedstawieniach teatralnych, na których zbierano datki na bezrobotnych.
M. Kawelin zaangażował się głównie w sport. Sam jednak nie wyglądał na aktywnego fizycznie. Użyjmy delikatnego określenia, że był ”przy kości”. Przez trzy lata pełnił rolę prezesa ”Jagielonii”, lecz jego oczkiem w głowie było kolarstwo. To on wytyczył trasę I wyścigu kolarskiego po ulicach Białegostoku. Rajdy organizowano aż do wybuchu II Wojny Światowej. Pułkownik wspierał wielu zawodników finansowo, fundując im cenne nagrody.
Kawelin posiadał apartament w słynnym białostockim hotelu Ritz. W miejscu tym co rusz dochodziło do niecodziennych sytuacji. Jednego wieczoru magnat zamówił wszystkie dorożki, które znajdowały się pod obiektem. W jednej usiadł on sam. W drugiej zostawił kapelusz, w trzeciej zaś płaszcz. Każda część garderoby ”podróżowała” oddzielnie. Dlatego też inni goście byli zmuszeni wracać do domu pieszo. Dorożek bowiem zabrakło.
Innym razem wykorzystując otwarte okna M. Kawelin wjechał do hotelu na koniu. Zarówno pracownicy, jak i goście musieli być co najmniej zszokowani. Jakby nigdy nic podjechał pod bar i zamówił szampana. Jeden z dwóch kieliszków przeznaczył dla konia. Trzeba przyznać, że takie sceny widzieć można teraz tylko na filmach.
Białostoczanie tak kochali M. Kawelina, że nazwali jego imieniem rzeźbę buldoga angielskiego, która stała przy ogrodzeniu Pałacu Branickich naprzeciw kościoła farnego. Ponoć tak właśnie wyglądał pułkownik. Gdy ten dowiedział się o tym fakcie po prostu śmiał się przez kilka godzin. Psa zabrali Niemcy wycofujący się z miasta latem 1944 r. Myśleli, że ma większą wartość historyczną. Replikę rzeźby można oglądać w białostockim parku planty. Jej autorką jest Małgorzata Niedzielko. Jej odsłonięcie nastąpiło w 2005 r.
M. Kawelin opuścił miasto uciekając przed Armią Czerwoną. Trafił do Warszawy gdzie zmarł w 1944 r. Co ciekawe dzień śmierci pokrywa się z dniem wywiezienia przez hitlerowców rzeźby psa. Niezwykła symbolika. Pułkownika pochowano na cmentarzu prawosławnym na Woli. Kibice Jagiellonii odnowili jego pomnik, stawiając pamiątkową tablicę.