Na białostockim stadionie wybuchły zamieszki

Opłacone przez: KKW Trzecia Droga PSL–PL2050 Szymona Hołowni

W 1957 r. o Białymstoku było szczególnie głośno wśród pasjonatów sportu. Rozgrywki trzeciej ligi piłki nożnej. Wolne tempo, nie najwyższe umiejętności – wydawać by się mogło, że nic spektakularnego stać się nie może. Na boisku może nie, ale poza nim już tak.

 

Mecz Gwardii Białystok z Mazurem Karczew zapisał się niechlubnie w historii. Zawodnicy nie przebierali w środkach. Zawody uznano za wyjątkowe brutalne. Piłkarze co chwilę stawali sobie do gardeł. Krew kibiców burzyła się do granic. Gdy usłyszeli ostatni gwizdek, grupa młodzieńców w wieku 14 – 16 lat wtargnęła na murawę. Część rzuciła się na sędziego, część zablokowała drogę do szatni. W ruch poszły kamienie.

 

Jako, że mecz ochraniało tylko 4 milicjantów, musieli oni wezwać wsparcie. Oddział ZOMO dał kibicom ultimatum. Albo rozejdą się do domów, albo zostaną użyte odpowiednie środki. Tłum wpadł w furię. Koniecznością stało się rozpylenie gazu łzawiącego. Nie zabrakło również świec dymnych.

 

Grupka pseudokibiców ”pod wpływem” udała się potem do wesołego miasteczka na Rynku Siennym. Tam również porządku pilnowała garstka służbistów. ZOMO zostało wezwane po raz kolejny. Jako, że cały gaz zużyli na stadionie, tym razem w ruch poszły pałki.

 

Gwardia swoje mecze rozgrywała na stadionie Jagiellonii w Zwierzyńcu. Zajścia spowodowały, że decyzją Okręgowego Związku Piłki nożnej został on zamknięty. Poza tym klub musiał zapłacić 2000 zł. za brak zabezpieczenia porządku.  Warto dodać, że w tamtym czasie Gwardia Białystok była klubem…milicyjnym.