Wygląda na to, że w Białymstoku nikt nie przejmuje się potężnymi ulewami oraz zapobieganiem suszy. Wiadomo, że nie od razu można wszystko naprawić, co przez wiele lat, od czasów PRL popsuto, ale jest coś co można od ręki zrobić, co bardzo by pomogło. Wystarczy przestać kosić trawę. Tymczasem w stolicy województwa podlaskiego ta czynność trwa w najlepsze. Od razu zaznaczymy, że wiele terenów należy do spółdzielni mieszkaniowych, które w ten sposób „dbają” o mieszkańców. Jednak przykład powinien iść z góry. Miasto ma możliwość i powinno z niej skorzystać ażeby zakazać koszenia trawników od czerwca do września. Oczywiście potrzebna jest tylko wola radnych, by taką uchwałę przyjęli.
Co to da? Trawniki są elementami małej retencji. Gdy spadnie ulewa, to bujna roślinność spowolni odpływ wód opadowych. Dzięki czemu kanalizacja będzie odciążona, przez co ulice nie będą podtapiane. Ponadto tam gdzie jest bujna roślinność, to utrzymuje się niższa temperatura po opadach. Ostatnim najważniejszym plusem braku koszenia jest czyste powietrze. Zarośnięte trawy pochłaniają dwutlenek węgla i wydzielają tlen. Gdyby tak nie kosić zieleni przy drogach, to w godzinach szczytu może byśmy się tak nie dusili przechodząc w pobliżu.
Po co się kosi trawniki? Tylko i wyłącznie dla walorów estetycznych. Alternatywnym sposobem jest zasadzanie łąk kwietnych. Jak wiemy w mieście poszli tą drogą. Tylko jest jeden minus tego rozwiązania. Gdyby wymienić wszystkie zielone trawniki na łąki kosztowałoby to fortunę. Można to zrobić na raty przez wiele lat. Do tego czasu trawa w najgorętsze miesiące nie powinna być koszona.