9 marca 1989 roku to czarny dzień w historii Białegostoku. Miała wówczas miejsce katastrofa cysterny z chlorem, która mogła zabić więcej osób niż katastrofa w Czarnobylu. Dlatego do dziś, w każdą rocznicę uroczyście świętuje się „ocalenie miasta”. Ciężka praca strażaków, przemyślane decyzje pozwoliły stolicy województwa podlaskiego istnieć do dziś oraz uratować życie 180 000 osób. Jak to się w ogóle stało, że do czegoś takiego doszło? Przez niedbalstwo. Tory powinny być wymienione 4 lata przed katastrofą. Nikt tego jednak nie zrobił, aż w końcu pękła szyna.
Dziś na miejscu katastrofy stoi pomnik-krzyż. Możemy go zobaczyć jadąc lub idąc ulicą Poleską. Na szczęście teren w tym miejscu jest płaski. Gdyby do katastrofy doszło na pobliskim wiadukcie, to wyciek z cystern byłby pewny. Na szczęście tak się nie stało. Cała akcja ratunkowa jest dokładnie opowiedziana w poniższym filmie. Żeby podnieść cysterny trzeba było zamontować specjalny dźwig. Ten jednak mógł dojechać na miejsce tylko po naprawieniu torów. Gdy to już wykonano – rozpoczęto akcję. Pierwsza cysterna została podniesiona w ciągu półtorej godziny. Z kolejnymi dwoma cysternami było dużo gorzej. Kolejną podnoszono aż 7 godzin. Zagrożenie minęło dopiero po 24 godzinach od wykolejenia.
Mieszkańcy dowiedzieli się o wszystkim dopiero 9 godzin od wypadku. Tak jak w Czarnobylu tak i w Białymstoku – w czasach PRL – życie ludzkie nawet całego miasta – nie miało najwidoczniej tak dużego znaczenia. Ewakuowano tylko mieszkańców z najbliższych bloków. Ludzie, gdy się dowiedzieli o katastrofie natychmiast zaczęli uciekać z miasta. Inni ukrywali się na górnych kondygnacjach u sąsiadów. Zamknięto też wszystkie budynki publiczne. Chyba jednak można było zrobić więcej niż liczyć na szczęście, które Białystok ostatecznie miał. 3 miesiące po katastrofie, PRL szczęśliwie się zakończył zaś przewód chloru przez miasto został zakazany.
https://www.youtube.com/watch?v=A-ODJIJpS4Q