W ostatnim czasie ukazał się komunikat o tym, że po 14 latach wraca połączenie Białegostoku z mazowiecką Małkinią. Spółka Polregio uruchomiło je 1 stycznia 2023 roku. Codziennie będą tam odjeżdżać dwa pociągi. Wcześniej połączenia regionalne kończyły bieg w podlaskim Szepietowie.
Teoretycznie dzięki temu będzie możliwość dojechania regionalnie do Małkini, a dalej warszawską koleją regionalną do stacji Warszawa Wileńska. Wyjazd z Białegostoku odbędzie się o 17:06 i o 19:19. Powroty z Małkini są o 4:19 i 5:27. I tu dochodzimy do sedna sprawy. Pierwszy pociąg dojedzie do Małkini o 18:36. Czyli równo po 1,5 godziny. Pociąg z Małkini do Warszawy Wileńskiej jedzie 1 godzinę i 27 minut. Zatem cała podróż z czasem przesiadki to już ponad 3 godziny. Do tego jeszcze musimy doliczyć około godzinę na dojazd do miejsca docelowego w Warszawie komunikacją miejską.
Wyjazd pociągiem pośpiesznym do Warszawy Wschodniej trwa równo 2 godziny. Zatem wniosek jest taki – z Białegostoku tego typu połączeniem będą jeździć tylko ci co muszą. Z pewnością uruchomienie tego typu połączenia nie będzie opłacalne. Jednak gdybyśmy patrzyli na komunikację zbiorową tylko pod względem ekonomicznym, to prawdopodobnie zamknęlibyśmy ten interes.
W ostatnich latach trwa przywracanie wielu połączeń kolejowych, które zlikwidowano kilkanaście lat temu i jeszcze później. Żeby te miały sens istnienia potrzeba dwóch rzeczy – całkowitego braku zmian rozkładu jazdy przez lata (czyli pewność i stałość połączenia, do którego dostosujemy nasze sprawy) oraz bilety na tyle tanie, by opłacało się jeździć pociągiem a nie samochodem. W przypadku kolei (wszyscy przewoźnicy) trzeba powiedzieć wprost – jest drogo. Ponadto rozkład jazdy jest w ciągu roku zmieniany. Dlatego włączenie do oferty kolejnych połączeń jest dobre, ale do momentu, gdy nie przyjdzie ktoś, kto ogłosi cięcia. Wtedy historia zatoczy koło.