Cyrk z Krywlanami trwa. Będzie certyfikat, a prezydent nawet nie zaczął liczyć drzew.

Cyrk z lotniskiem na Krywlanach trwa. Od 1,5 roku od wybudowania pasa startowego stoi praktycznie nieużywane, bo Tadeusz Truskolaski sam sobie piętrzy problemy proceduralne, byleby nie wycinać lasku przy lotnisku. Nikt nie wie w zasadzie po co. Ostatnio na Krywlanach był spory ruch spowodowany przez pożar w Biebrzańskim Parku Narodowym. Teraz może znów będzie coś tam się działo, bo od 23 maja Krywlany będą miały certyfikację, ale… że Truskolaski dalej nie wyciął drzew to po prostu będziemy w międzynarodowej bazie lotnisk jako czynne lotnisko (obecnie jesteśmy jako lotnisko sportowe – czyli bez pasa).

 

Problem w tym, że pilot nie będzie mógł wykorzystać całych 1350 metrów tylko fragment pasa. Nie wiadomo nawet jak duży, bo każdy samolot, który będzie chciał lądować, będzie traktowany indywidualnie (zapewne do wykorzystania będzie 860 metrów, bo tyle miał poprzedni pas trawiasty). Wiele będzie miał również do powiedzenia kierunek aktualnie wiejącego wiatru. Ogólnie rzecz biorąc tylko desperat będzie chciał tu lądować. I taki stan będzie panować póki Truskolaski przestanie sam sobie piętrzyć problemy z drzewami.

 

Chcielibyśmy napisać coś pozytywnego, bo samo wypromowanie lotniska na świecie i przy tym Białegostoku dałoby miastu nowy impuls gospodarczy. Ale niestety ten prezydent najzwyczajniej w świecie już się zużył. Tadeusz Truskolaski sprawia wrażenie jakby miasto, którym rządzi już go nie obchodziło. Nie pamiętamy kiedy ostatni raz zajął się czymś istotnym dla Białegostoku. Pamiętamy za to, że ciągle angażuje się w politykę krajową. Z innymi prezydentami dużych miast stworzył kółko wzajemnej adoracji, z którego nic nie wynika dla miasta.