W Narwiańskim Parku Narodowym rozwiązano problem niskiego poziomu wody
fot. Narwiański Park Narodowy

W Narwiańskim Parku Narodowym rozwiązano problem niskiego poziomu wody

Kładka Waniewo-Śliwno to najważniejsza atrakcja Narwiańskiego Parku Narodowego, ogromne tłumy przyjeżdżają by przepłynąć czterema platformami na rozlewiskach Narwi by przejść od jednej do drugiej miejscowości drewnianą kładką i suchą stopą. A po drodze są piękne wieże widokowe, z których możemy obserwować liczne gatunki ptaków lub po prostu sobie posiedzieć i odpocząć.

Niestety cała atrakcja do tej pory była uzależniona od poziomu wody, ale ten w ostatnich czasach z powodu zmian klimatycznych drastycznie uległ obniżeniu. Normalnie, po każdych deszczach stan rzeki powinien przybrać i  zasilić koryto. Tylko przez wspomniane zmiany klimatu zmienił się sposób padania deszczu. Zamiast zwykłych, spokojnych opadów, te są intensywne i ulewne. Zamiast spokojnego przybierania poziomu wody w korycie, rzeka szybko się podnosi i równie szybko opada, bo wyschnięta ziemia nie jest w stanie wchłonąć ogromnych ilości opadu w tak krótkim czasie. Dodatkowym problemem jest wymyślone w PRL prostowanie rzek i usuwanie z ich dna wszelkich naturalnych przeszkód. Przez co koryta dziś działają jak rynny. A zgodnie z naturą – powinny meandrować, rozlewać się, wtedy zapasy wody byłyby w całej okolicy. Tylko, że w czasach PRL potrzebowano jak największych obszarów do obsiania pól, a nie nadmiarów wody. W dzisiejszych czasach jest odwrotnie.

Dlatego, nie czekając aż Rząd RP wyda miliardy, by przywróci Narew na całej długości do naturalnego wyglądu, w Parku Narodowym zrobiono “prowizorkę”, która tymczasowo rozwiązała problem niskiego stanu wody. Oto dodatkowe schodki na platformie pływającej, dzięki czemu nie trzeba wspinać się na kładkę. Skuteczne i tanie prawda? I chwała im za to, że turyści znów mogą cieszyć się całością atrakcji.

Tylko, nie zmienia to faktu, że z takich “prowizorek” był zbudowany cały nasz kraj w czasach po PRL-owskich, gdy skończyły się pieniądze. I od tego trzeba w końcu zacząć odchodzić. Polska to naprawdę już na tyle bogate i dumne europejskie państwo, że może sobie pozwolić na przywrócenie rzek do stanu sprzed zniszczenia, a także by trzymać wodę na czasy suszy. Wylewanie wody pitnej do Bałtyku, gdzie przestaje być pitna to nie tylko marnotrawstwo, ale w czasach zmian klimatycznych i narastającego kryzysu wojennego zwyczajna głupota.