Legendy odchodzą

Legendy odchodzą

Legendy odchodzą. 4 marca w sali kina Forum odbył się wyjątkowy wieczór, który na zawsze pozostanie w pamięci miłośników muzyki bluesowej i fanów białostockiego zespołu Kasa Chorych. To nie tylko był koncert, ale również symboliczne pożegnanie po czterdziestu latach niezwykłej drogi muzycznej. Muzycy postanowili odstawić instrumenty, a na scenie towarzyszyli im wieloletni bluesowi przyjaciele, jak Cynamonowa Kaczka czy Sławek Wierzcholski. Ich obecność podkreśliła siłę więzi, jaką tworzy muzyka bluesowa.

Legendy odchodzą – historia Kasy Chorych

Historia Kasy Chorych sięga 1975 roku, gdy Ryszard “Skiba” Skibiński i Jarosław Tioskow postanowili połączyć swoje pasje i talent muzyczny. Już wtedy zespół zaczął budować swoją legendę, przynosząc rewolucję do świata bluesa. Ich muzyka szybko zyskała uznanie szerokiej publiczności, a liczne festiwale i konkursy muzyczne obrodziły w nagrody i wyróżnienia. Ostatnia płyta, która ukazała się w 2012 roku, stała się swoistym hołdem dla bogatej historii zespołu. Dofinansowanie przez władze miasta ostatniego występu było niezwykłym wyrazem uznania dla osiągnięć artystycznych Kasy Chorych. To także dowód, jak głęboko zespół związany był z lokalną społecznością i jak ważną rolę odegrał w kulturze miasta. Ich muzyka stawała się częścią lokalnego dziedzictwa, inspirując kolejne pokolenia muzyków i fanów.

Koniec pewnej epoki

Pożegnanie Kasy Chorych to nie tylko koniec pewnej epoki, ale również moment refleksji nad bogatym dziedzictwem, jakie zespół pozostawił. Ich muzyka nie tylko bawiła i wzruszała, ale także miała głębszy sens, poruszając tematy uniwersalne i aktualne przez lata. Teraz, gdy kurtyna opada na ich sceniczne występy, pozostaje nam wdzięczność za te niezapomniane chwile i nadzieja, że duch Kasy Chorych będzie nadal inspiracją dla przyszłych pokoleń muzyków. Warto także podkreślić, że ten niezwykły wieczór w sali kina Forum był momentem pełnym emocji i wzruszeń dla wszystkich obecnych. Widzowie nie tylko delektowali się muzyką, ale także przeżywali wraz z zespołem każdy dźwięk, każde słowo, jakby chcieli zatrzymać ten magiczny czas na zawsze. To zdecydowanie był koniec pewnej muzycznej epoki. Ale również ukłon w stronę tych, którzy przez lata wspierali i kochali twórczość Kasy Chorych.

Historia Klasztoru w Puszczy

Historia klasztoru w Puszczy. Przyrzekali ubóstwo. Zbili majątek.

Historia Klasztoru w Puszczy. Klasztor w Puszczy, położony na jednej z wysp jeziora Wigry, jest nie tylko miejscem o bogatej historii, ale również miejscem, które od wieków przyciągało uwagę wielu znakomitych postaci. Jego otoczenie pełne jest magicznych zakątków i tajemniczych legend. Nieopodal klasztoru rozciąga się urokliwa kraina, w której niegdyś królowie Polski urządzali swoje polowania, a teraz jest to miejsce, gdzie czas zatrzymuje się, pozwalając na refleksję i kontemplację.

Historia klasztoru w Puszczy – sprowadzenie kamedułów

Na wyspę, na której znajduje się klasztor, król Jan Kazimierz podarował kamedułom wieczyste użytkowanie, chcąc w ten sposób zapewnić im bezpieczeństwo i odpoczynek od ziemskich zmartwień. Choć upływ lat sprawił, że klasztor nieco niszczeje, wciąż emanuje swoim wyjątkowym urokiem. Figury zakonników, dawne eremy oraz majestatyczna wieża zegarowa stanowią niepowtarzalną atmosferę tego miejsca, przyciągając do siebie wielu pielgrzymów i turystów. Historia sprowadzenia kamedułów na polskie ziemie ma swe korzenie w wydarzeniach początku XVII wieku. Jeden z królewskich marszałków, przechodząc spowiedź przed papieżem, otrzymał zadanie sprowadzenia zakonu do Polski jako akt pokuty za swoje grzechy. Mimo wątpliwości i obaw, przeorowie podjęli się tej misji, rozpoczynając budowę pierwszych eremów w Krakowie i Warszawie. W końcu osiedli na terenach Suwalszczyzny, gdzie na wyspie Wigier założyli swoją siedzibę.

Życie na wyspie

Początkowo życie na wyspie było trudne, jednak dzięki wytrwałości i determinacji zakonników, szybko powstało miasto Suwałki. Zakonnicy, choć przyrzekli życie w ubóstwie, stali się posiadaczami wielkiego majątku. Czerpali z różnorodnych działań gospodarczych, takich jak rybołówstwo, rolnictwo czy przemysł. Pomimo złożenia ślubów milczenia, sprawnie zarządzali swymi dobrami. Sprawiło to, że pustelnia na wyspie stała się jednym z najbogatszych ośrodków w całej Europie, przyciągając uwagę wielu ludzi. Dzisiaj klasztor w Puszczy nadal przyciąga pielgrzymów i turystów, którzy pragną zanurzyć się w atmosferze spokoju i zadumy. Pragną również odkryć tajemnice jego historii oraz doświadczyć bliskości Boga w otoczeniu natury i piękna architektury.

fot. Wikipedia / Krzysztof Mierzejewski

Modlitwę łączyli z wysiłkiem, wycieczka rowerowa

Modlitwę łączyli z wysiłkiem

Modlitwę łączyli z wysiłkiem. W pierwszej pielgrzymce rowerowej z Białegostoku do Jabłecznej uczestniczyli ludzie o różnych przekonaniach i wyznaniach, łącząc się w duchu wspólnego poszukiwania głębszego znaczenia życia. Licząca 255 kilometrów trasa stanowiła nie tylko wyzwanie fizyczne, lecz także okazję do wewnętrznego wzrostu i refleksji. Przejechanie jej w ciągu trzech dni wymagało od uczestników zarówno siły woli, jak i cierpliwości w pokonywaniu trudności. Każdy kilometr przynosił nowe doświadczenia i możliwość zbliżenia się do siebie oraz innych uczestników. Planowana kolejna edycja pielgrzymki już teraz budzi ogromne oczekiwania i entuzjazm. Wzbudziła nadzieję na jeszcze głębsze doświadczenia duchowe i wzmacnianie więzi społecznych.

Modlitwę łączyli z wysiłkiem – wsparcie duchowe

Podczas pielgrzymki dążyliśmy do osiągnięcia naszego docelowego miejsca. Ale oprócz tego doświadczaliśmy wzajemnego wsparcia duchowego i umocnienia poprzez wspólne modlitwy i refleksje. Było to nie tylko podróżowanie fizyczne, ale również duchowa wędrówka, która pozwoliła nam zbliżyć się do siebie i do Boga. Święto św. Onufrego Wielkiego, które uroczyście obchodziliśmy na zakończenie naszej podróży, stanowiło wyjątkową okazję do jeszcze głębszego zanurzenia się w duchowość i tradycje prawosławne. Wspólne uczestnictwo w liturgii, modlitwie i obrzędach religijnych pozwoliło nam zintegrować się jako społeczność pielgrzymów oraz umocnić naszą wiarę i więź z Bogiem. Ta wyjątkowa podróż przyniosła nam niezwykłą radość z osiągnięcia celu. Wzbogaciła również nasze życie duchowe i umocniła naszą więź z naszą wiarą.

Kluczowe elementy organizacyjne

Zapewnienie uczestnikom odpowiednich warunków było kluczowe dla powodzenia pielgrzymki i zapewnienia bezpieczeństwa oraz komfortu podróżującym. Dodatkowo, możliwość pozostawienia bagaży w busie ułatwiała podróż i sprawiało, że uczestnicy mogli skupić się na duchowym wymiarze pielgrzymki. Zainteresowanie wydarzeniem w zeszłym roku było ogromne, co świadczy o potrzebie takich inicjatyw w społeczności. Planowana powtórka w tym roku obiecuje być równie udana. Przyciąga rowerzystów z różnych kręgów i zachęcając ich do połączenia aktywności fizycznej z duchowym odkrywaniem. Rower stał się tutaj nie tylko środkiem transportu, ale także narzędziem do poszukiwania głębszego znaczenia i więzi z innymi ludźmi.

Tajemnicze nasypy

Tajemnicze nasypy. Ta ziemia ma swój sekret

Tajemnicze nasypy. Zbucz, niewielka miejscowość w powiecie hajnowskim, stanowi nie tylko malowniczy punkt na mapie, ale także enigmatyczne świadectwo przeszłości, które przyciąga uwagę zarówno lokalnych mieszkańców, jak i badaczy historycznych. Tajemnicze nasypy w formie wałów, wznoszące się na tle płaskiego terenu, stanowią punkt centralny tutejszego krajobrazu, budząc spekulacje i domysły co do ich pochodzenia i funkcji. Od pokoleń są one nazywane przez mieszkańców po prostu “okopami”, choć dotychczas nie udało się jednoznacznie ustalić historii ich genezy. Jednakże, w miarę jak czas płynie, istnieje obawa, że tajemnice te mogą zaginąć w zapomnieniu lub zostać zniszczone przez działalność człowieka lub naturalne procesy erozji. Dlatego ważne jest, aby kontynuować starania w celu ochrony tych miejsc, aby mogły służyć jako inspiracja dla przyszłych pokoleń.

W poszukiwaniu prawdy – tajemnicze nasypy

Niektórzy badacze sugerują, że te tajemnicze nasypy mogły powstać w czasach najazdów tatarskich, gdy imperium mongolskie osiągnęło szczyt swojej potęgi. Jednakże, inne teorie wskazują na XVII wiek i czasy potopu szwedzkiego jako bardziej prawdopodobne okresy powstania tych struktur. Opierając się na historycznych dokumentach i analizach archeologicznych, badacze wskazują na istnienie szkieletów datowanych na okres wojen ze Szwedami. Dodaje to wiarygodności hipotezie o ich związku z tamtymi wydarzeniami. Istnieje przypuszczenie, że wzniesienia mogły pełnić funkcję cmentarza, gdzie pochowano osoby związane z okolicznymi wydarzeniami. Być może stanowiły one również punkt obronny lub schronienie przed nieprzyjaciółmi, gdzie przechowywano również cenne przedmioty.

Badania archeologiczne

Dotychczasowe wykopaliska i badania archeologiczne nie zdołały jednoznacznie odpowiedzieć na wiele pytań. Pozostawiły wiele kwestii otwartych i tajemniczych. Nadal niejasne jest, skąd przybyli i gdzie mieszkali ludzie, którzy wykorzystywali ten nietypowy teren. Należy koniecznie  porównać okopy z podobnymi miejscami na Podlasiu, co rzuci nieco więcej światła na historię tego regionu. Ziemia z pewnością kryje nadal wiele tajemnic. Tajemnicze okopy w Zbucz mogą być kluczem do odkrycia kolejnych fragmentów nieznanej historii i zrozumienia przeszłości tego fascynującego miejsca.

Źródło zdjęcia: http://wielkarajza.pl/

Bezkompromisowa jak Simona Kossak

Bezkompromisowa jak Simona Kossak

Bezkompromisowa jak Simona Kossak. Przy okazji premiery filmu “Pokot” Agnieszki Holland, warto zgłębić postać Simony Kossak. Jej życie i działalność stanowią wyjątkowy przykład oddania dla przyrody i walki o jej ochronę. Choć urodziła się w Krakowie, to zmarła dekadę temu w Białymstoku, pozostawiając trwałe ślady swojego niezwykłego oddania dla środowiska naturalnego, które stało się integralną częścią jej życiowej misji. Podobnie jak bohaterka filmu, Simona Kossak była nieugięta w swoich przekonaniach i konsekwentnie dążyła do realizacji swoich ideałów.

Bezkompromisowa jak Simona Kossak – historia Simony

Jako iż była absolwentką biologii i profesor nauk leśnych, Kossak przekraczała granice konwencjonalnej wiedzy, kierując swoje zainteresowania w stronę zoopsychologii i etologii. Jej fascynacja światem zwierząt nie znała granic, a jej prace naukowe stanowiły niezwykłe źródło inspiracji dla wielu pokoleń miłośników przyrody. Wprowadzając czytelników i słuchaczy w świat zwierząt, Kossak otwierała oczy na niezwykłe zjawiska przyrodnicze, ukazując bogactwo i złożoność natury w sposób, który poruszał i inspirował do działania. Jednak jej wkład w ochronę przyrody wykraczał daleko poza mury uczelni. Kossak była pionierem innowacyjnych rozwiązań mających na celu ochronę zwierząt w lasach. Jej pomysł na odstraszacz, który ostrzegał dzikie zwierzęta przed niebezpieczeństwem związanym z ruchem kolejowym.  Było to przełomowe osiągnięcie, które znalazło zastosowanie na skalę światową, zmniejszając liczbę wypadków i kolizji pomiędzy zwierzętami a pociągami.

Prace badawcze

Codziennie, w Zakładzie Badania Ssaków PAN w Białowieży, pani Kossak poświęcała się badaniom analizując tajemnice lasów, dlatego osiągała swoje cele. Jej leśniczówka stała się centrum jej działań naukowych i miejscem, gdzie przechodziła w życie jej pasja i oddanie dla przyrody. Jej spuścizna naukowa i duchowa nadal inspiruje kolejne pokolenia miłośników przyrody. Stanowi niezatartą pamiątkę o jej wkładzie w niezwykłą troskę o środowisko. Nie możemy również zapomnieć o jej determinacji w walce o zachowanie pięknych lasów czy także dzikiej przyrody dla przyszłych pokoleń.

Wspaniałe gawędy Simony Kossak można posłuchać tutaj:
http://www.radio.bialystok.pl/news/index/k/183/n/58079/f/39622

WIesław Kazanecki białostocki poeta

Czy wiesz kim był Wiesław Kazanecki?

Wiesław Kazanecki białostocki poeta. Mało kto wie, że Białystok mógł się poszczycić poetą, który dorównywał innym znanym polskim autorom wierszy. Warto sobie przypomnieć o tym, kim był ten Pan. Debiutował już w 1959 roku, jeszcze w Opolu. W Białystoku pojawiły się kolejne tomy jego poezji. Jego wkład w kulturę miasta nie ograniczał się jednak tylko do pisania. Nasz podlaski poeta był także redaktorem naczelnym Białostockiego Informatora Kulturalnego. Pracował również jako kierownik redakcji białostockiego oddziału Krakowskiej Agencji Wydawniczej, czyniąc znaczący wkład w promocję literatury i kultury regionu.

Wiesław Kazanecki białostocki poeta – w jego poezji było bardzo wiele odniesień do Białegostoku

Fotografia – Stary Białystok

Ale nie ma już miasta
z zaułkami wśród drewnianych sztachet,
z dachówkami, które łatał śnieg,

i kocie łby w jarmułkach
kłóciły się
z obręczami wozów w dzień targowy.
I nie ma szpitala,
który słyszał mój pierwszy krzyk,
pępowina odcięta,
gruzami zarósł dach.
Nadwęglone chałaty
zbierają się o zmierzchu,
siedmioramienny świecznik otulają poświatą księżyca,
jak paciorki różańca liczą żebra synagogi spalonej.

marzec 1987

Wiesław Kazanecki “Wiersze”, Wydawnictwo “Łuk”, Białystok, 1994

ULICA BEMA 1987

Stary cmentarz przy Bema
złożył kości na placu targowym.
I dom jak łódź Charona
popłynął na drugi brzeg.

I kocie łby na ulicy
pod asfaltem usnęły.
Biały kogut nie mieszka na drzewie.
Ukradli go,
białe pierze
w cudzej poduszce śpi.

Marzec 1987

Wiesław Kazanecki “Wiersze”, Wydawnictwo “Łuk”, Białystok, 1994

CIENIOM STAREGO DOMU Z ULICY BEMA NA PIASKACH

Bądź pozdrowiony przyjacielu,
ulicznych latarń utrapieńcze.
Z lejcami wiatru w smagłych dłoniach
u moich dróg rozstajnych klęczysz.
Bądź pozdrowiony stary druhu,
zaułków miejskich włóczykiju.
W półmroku twych pożółkłych skroni
jest ślad po domu – sień niczyja.
Nie ma już domu, nie ma ścian,
latawiec – dach się zawieruszył.
W niczyim oknie czyjaś twarz –
prastara urna – śmiechem prószy.

1987, w Białymstoku

Wiesław Kazanecki “Wiersze”, Wydawnictwo “Łuk”, Białystok, 1994


Mało kto wie, że Białystok mógł się poszczycić poetą, który dorównywał innym znanym polskim autorom wierszy.  Urodzony 10 stycznia 1939 roku w Białymstoku, Kazanecki był nie tylko utalentowanym poetą, ale także aktywnym działaczem kulturalnym w swoim rodzinnym mieście. Debiutował już w 1959 roku, jeszcze w Opolu, a później jego twórczość zaczęła się coraz bardziej kojarzyć z Białymstokiem. Wiesław Kazanecki był także redaktorem naczelnym Białostockiego Informatora Kulturalnego, a potem kierował redakcją miesięcznika “Zdarzenia”. Niestety zmarł nagle 1 lutego 1989 roku w Białymstoku, zostawiając bowiem także pamięć o jego zaangażowaniu w rozwój kulturalny miasta. Dziś, na osiedlu Bacieczki w Białymstoku, znajduje się ulica nazwana od imienia tego wybitnego poety, która stanowi trwałą pamiątkę i hołd dla jego twórczości i dziedzictwa.

Więcej twórczości Wiesława Kazaneckiego znajdziecie tutaj:
http://www.wieslaw-kazanecki.pl/s,utwory,5.html

Diabeł przeklnął most na zawsze

Diabeł przeklnął most na zawsze

Diabeł przeklnął most na zawsze. Przed I Wojną Światową przez małą wioskę Kruszewo, położoną nieopodal Białegostoku, przebiegała tzw. carska droga, która stanowiła kluczowy szlak komunikacyjny dla Rosji. Jednakże, w obliczu narastającego zagrożenia konfliktem z Niemcami, Rosjanie postanowili stworzyć alternatywną trasę równoległą do istniejącej szosy. Ich celem było ułatwienie transportu wojsk i zaopatrzenia w przypadku wybuchu konfliktu. Największe wyzwania napotkano przy budowie mostu, który miał być kluczowym elementem nowej trasy. Prace nad nim ciągnęły się niemiłosiernie długo, a z każdym dniem wydawało się, że nie widać końca trudów.

Diabeł przeklnął most na zawsze – historia w wiosce Kruszewo

Wkrótce potem, gdy diabeł odkrył podstęp, którym zostali oszukani, jego gniew przekroczył wszelkie granice. Jego oczy błyszczały ogniem, a jego wrzaski rozbrzmiewały po całej wiosce, wstrząsając fundamentami domów. Gromy grzmiały na niebie, a ziemia drżała pod stopami przerażonych mieszkańców. To był moment, kiedy siły nadprzyrodzonej zemsty splatały się z ludzką chciwością i oszustwem, pozostawiając za sobą spustoszenie i przekleństwo, które miało trwać wiele pokoleń. Jednak nawet w obliczu tej klątwy, duma i wytrwałość mieszkańców Kruszewa pozostały niezłamane. Przez lata opowieść o spalonym moście przekazywana była z ust do ust, stając się ostrzeżeniem dla kolejnych pokoleń. Wśród mieszkańców wioski narodziła się nowa siła jedności i determinacji, gdyż mimo klątwy, nadal marzyli o odrodzeniu swojej społeczności i przywróceniu dawnej świetności ich małemu, dotkniętemu przez przeciwności losu, miejscu.

Konsekwencje gniewu diabła

W następnych latach wioskę i okoliczne tereny ogarnęły różne nieszczęścia. Choroby, susze, plagi owadów – wszystko to zdawało się być konsekwencją gniewu diabła. Ludzie żyli w strachu, unikając nawet myśli o odbudowie mostu. Mimo to, w 1903 roku, mimo przeciwności losu, podjęto próbę odbudowy mostu. Jednakże, jak zapowiedział diabeł, i ta próba zakończyła się fiaskiem, gdy wybuchła wojna rosyjsko-japońska. Rok 1928 przyniósł kolejną próbę odbudowy, lecz i ta nie przetrwała długo. Świat znów pogrążył się w konflikcie, tym razem II Wojny Światowej. Historia mostu w Kruszewie stała się symbolem nie tylko trudności budowlanych, ale także ludzkiej chciwości i prób manipulacji siłami nadprzyrodzonymi. Dla mieszkańców wioski pozostaje ona przestrogą o konsekwencjach oszustwa i złamania obietnic.

co było zanim powstał Dramatyczny

Co było zanim powstał Dramatyczny. Niejedna złamała tu serce.

 Co było zanim powstał Dramatyczny. Każde miasto kryje w sobie historie zapomniane, ukryte pod warstwami czasu, które czasem wychodzą na światło dzienne w formie opowieści przekazywanych z pokolenia na pokolenie. Jedną z takich historii jest opowieść o niegdyś malowniczym parku, który niegdyś tętnił życiem w sercu Białegostoku. Miejsce to, znane jako Argentyna, było nie tylko miejscem spotkań i rozrywki, ale także świadkiem dramatycznych przeżyć mieszkańców. To tutaj, w otoczeniu przyrody i dźwięków akordeonu, rozgrywały się historie miłości, radości i smutku, które pozostawiły ślad w pamięci mieszkańców. Zapraszam więc do podróży w głąb czasu, by odkryć historię Argentyny przed teatrem Dramatycznym.

Co było zanim powstał Dramatyczny – argentyna przed teatrem

W XIX wieku, gdy nie istniał jeszcze Teatr Dramatyczny, park znanym jako Argentyna był miejscem o wyjątkowej historii i atmosferze. Serce tego terenu, staw, przez lata był świadkiem zarówno piękna natury, jak i przemysłowej działalności, której ślady pozostały w intensywnie niebieskim kolorze wody. Decyzja o zasypaniu zbiornika była punktem zwrotnym dla tego miejsca. Jednak mieszkańcy nadal mogli cieszyć się urokami sąsiadującej z parkiem rzeki Białej. Rozkwit parku w okresie międzywojennym dopełnił jego historię, będąc świadkiem zarówno radości miłości, jak i gorzkich rozstań. Staw, choć zanieczyszczony, nadal emanował swoim niebieskim blaskiem, przyciągając mieszkańców i turystów chcących zanurzyć się w tej wyjątkowej atmosferze. Decyzja o jego zasypaniu była jak zamknięcie księgi pełnej opowieści. Po latach ludzie wspominali o nim z nostalgią, jak o miejscu, gdzie życie toczyło się nieco inaczej niż gdzie indziej.

Wszystko zalane

Na terenie parku odbywały się festyny, zabawy czy też zbiórki pieniędzy na białostockie sieroty. W drewnianej restauracji w każdy weekend słychać było dźwięki akordeonu grającego modne wówczas tango. Stąd też nazwa parku – owy gatunek wywodzi się bowiem z Argentyny. W 1923 r. wówczas jeszcze nieuregulowana Biała zmieniła się w rwący potok. Po okolicy poruszano się łódkami, a park został całkowicie zalany. Pod koniec lat dwudziestych postanowiono stworzyć żywy pomnik J. Piłsudskiego. Wybudowano w tym celu budynek Teatru Dramatycznego. Park stopniowo przestawał istnieć, a spacerowicze przenieśli się na planty.

Tulipan z północy

Tulipan z północy. Uwodził dziewczyny i porzucał.

Tulipan z północy. Na granicy Podlasia i Mazur znajduje się niewielka wieś Bakałarzewo, położona nad malowniczym jeziorem Siekierkowo. Do dziś z ust do ust przekazywana jest autentyczna opowieść o kozaku, który na tych terenach ukrywał się z powodzeniem przed bolszewikami.

Tulipan z północy – sposób na kobiety

Bazylij Bibikow, bo o nim tu mowa, szybko po przyjeździe poślubił córkę dziedzica, dzięki czemu zarządzał całym majątkiem Siekierkowo. Nie była to jednak jedyna kobieta w jego życiu. Mężczyzna znany był ze swojej nieskazitelnej urody, co zawsze starał się wykorzystać. Ponadto posiadał wiele talentów. Recytował romantyczne wiersze, pięknie grał też na bałałajce. W taki sposób uwodził niewiasty. Szybko rozkochiwał a następnie porzucał. Kobiety traktował więc jak trofea. Ile ich zdobył? Niestety ciężko wierzyć przekazom, lecz na pewno była to dwucyfrowa liczba. Utrzymanie romansów w tajemnicy przed żoną było możliwe dzięki poczuciu wstydu dziewczyn. Żadna oficjalnie nie chciała się przyznać do krótkiego związku. Bazylija cenili również mężczyźni. Zawsze wyczekiwali aż tylko zawita do miejscowej karczmy.

Dusza towarzystwa

Tulipan z północy był nie tylko mistrzem uwodzenia kobiet, ale także duszą towarzystwa. Bazylij Bibikow, bo o nim tu mowa, szybko po przyjeździe poślubił córkę dziedzica, dzięki czemu zarządzał całym majątkiem Siekierkowo. Nie był to jednak jedyny powód, dla którego był ceniony wśród miejscowych. Znano go ze swojej nieskazitelnej urody, co zawsze starał się wykorzystać, nie tylko w relacjach z kobietami, ale także w życiu towarzyskim. Posiadał wiele talentów artystycznych – recytował romantyczne wiersze, pięknie grał na bałałajce i zawsze był duszą towarzystwa na każdej imprezie.

Łamacz serc

Jego obecność na jakiejkolwiek uroczystości była gwarancją doskonałej zabawy. Tam również miał zwyczaj przehulać wszelkie pieniądze, jakie zarobił na połowie ryb z jeziora. Drewniany dwór, w którym kiedyś mieszkał Bazylij rozebrano, a na jego miejsce powstała leśniczówka. O kozaku, łamaczu damskich serc, chętniej wypowiadają się mężczyźni, którzy podziwiali jego niezrównaną zdolność do podrywu. Dla kobiet w okolicy nadal jest to jednak temat trudny do poruszenia, gdyż często wzbudza mieszane uczucia.

Wampiry na Podlasiu

Wampiry na Podlasiu. Podejrzewali nawet dzieci.

Wampiry na Podlasiu. Rozkopano grób, a ze szkieletu pozostała tylko czaszka, przyciągając uwagę nietypowym otworem. Pierwsza myśl, która przychodzi do głowy, to ofiara wojny, nieszczęśnik został zastrzelony. Prawda może jednak być bardziej przerażająca. Obok leży gwóźdź, co sugeruje, że ktoś zadał wiele trudu, aby zapobiec temu, by zmarły nie obudził się po śmierci. Takie musiały być przypuszczenia archeologów, którzy badali nietypowe mogiły, starając się rozwikłać tajemnicę tego makabrycznego odkrycia. To odkrycie rzuciło nowe światło na praktyki pogrzebowe minionych epok, stając się tematem wielu dyskusji wśród badaczy historycznych.

Wampiry na Podlasiu – pochówki wampiryczne

Pochówki wampiryczne, znane głównie na Lubelszczyźnie, istniały także na Podlasiu, przetrwały aż do XVIII wieku. Podejrzewanych o żywienie się ludzką krwią chowano na obrzeżach cmentarza, a zwłokom brakowało zazwyczaj kilku części ciała. Wiele osób chowano również twarzą do ziemi, obciążając trumny kamieniami czy dachówkami. Niejednokrotnie odnajdywano kawałki cegieł, które miały zapobiec przyszłemu nawiedzeniu. Jednak najbardziej powszechną praktyką zapobiegawczą było przebicie serca ostrym narzędziem, w tym oczywiście drewnianym kołkiem, co miało uniemożliwić powrót zmarłego do życia jako upiór. Te obrzędy pogrzebowe rzucają światło na wierzenia i obyczaje przodków, które kształtowały kulturę regionu na przestrzeni wieków.

Dawne wierzenia o wampirach

W podlaskich wsiach wierzono, że wampirem mogła być osoba o bardziej różowym odcieniu skóry, zwłaszcza na karku. Upiór za życia posiadał dwa serca, więc gdy jedno przestało bić, drugie często zaczynało pracować. Zdarzały się przypadki, gdy podejrzewano o wampiryzm już dzieci, których zęby były obecne od chwili urodzenia. Potworem mogły stać się też osoby zmarłe w sposób nagły, zwłaszcza samobójcy, co wywoływało podejrzenia ze względu na zrośnięte brwi czy siną twarz. Jednakże historia wampirów na Podlasiu to nie tylko opowieści z przeszłości, lecz także część bogatego dziedzictwa kulturowego. To spojrzenie w głąb historii, które kształtuje nasze zrozumienie tradycji i przekonań przodków oraz pozwala nam docenić różnorodność kulturową naszej krainy. Poprzez badania tych zjawisk możemy lepiej zrozumieć naszą tożsamość i historię, wzbogacając naszą wiedzę o kulturze regionu.

Czarownica w Puszczy Knyszyńskiej

Czarownica w Puszczy Knyszyńskiej. Wygnana zaczęła straszyć.

Czarownica w Puszczy Knyszyńskiej. Puszcza Knyszyńska, we wczesnym średniowieczu to ona żywiła okoliczne osady. Rolnictwo i hodowla nie była jeszcze na tyle rozwinięta aby zapewnić przetrwanie w czasie zimy. Na skraju lasu mieszkała pewna wdowa, u której pomocy szukali wszyscy chorzy, kobieta doskonale znała się na ziołach posiadających magiczne właściwości. Każdy wiedział, że tylko dzięki odpowiednim czarom.

Czarownica w Puszczy Knyszyńskiej – postrach okolicy

Nad osadę przyszły pierwsze chłodne dni. Ruszyły przygotowania przed prawdziwą zimą. Najsilniejsi mężczyźni wybrali się do lasu by uzupełnić zapasy na opał. Wszystko szło sprawnie, aż do czasu gdy syn starosty wedle zwyczaju miał ściąć najwyższe drzewo. Powietrze przeszył krzyk, nieprzytomnego chłopaka zabrano do zielarki, jednak mimo wysiłków nie zdołano mu pomóc, jej serce przestało bić. Starosta winą obarczył właśnie kobietę, zmuszając ją do opuszczenia osady. Był to dopiero początek złowrogich wydarzeń, wszystkie zapasy jedzenia zaczęły gnić.

Polowania na wiedźmę

Co prawda wyruszano na polowania, lecz zwierzyna jakby przestała istnieć na tych ternach. Każdego dnia w jednym z domostw wybuchał pożar. Mieszkańców dotknęła też tajemnicza choroba. Nieszczęścia mnożyły się, aż w końcu córka starosty zginęła pod ostrzem toporów zamocowanych przy wejściu do schronienia. Obluzowane ostrza spadły, ścinając dziewczynie głowię. Na początku roku w osadzie zaczęto widywać wychudzoną kobietę z okiem na czole, rozpoznano w niej licho – jednego z najgorszych demonów. Ludzie w panice opuścili puszczę, szukając schronienia najdalej jak się dało.

Historia czarownicy

Historia Czarownicy z Puszczy Knyszyńskiej zostaje na zawsze w pamięci tych, którzy słyszeli o jej działaniach. Opowieści o jej tajemniczych czarach i magicznych ziołach krążą wśród potomnych, przekazywane z pokolenia na pokolenie. Pomimo dramatycznych zdarzeń, które miały miejsce w okolicznej osadzie, niektórzy nadal wspominają jej nazwisko z czcią. Jednakże dla większości pozostaje ona jedynie postacią, która przyniosła nieszczęście i cierpienie, a historia jej życia stanowi ostrzeżenie przed nadmiernym zaufaniem do sił, których nie jesteśmy w stanie zrozumieć i kontrolować.

Polscy muzułmanie na Podlasiu

Polscy muzułmanie na Podlasiu

Polscy muzułmanie na Podlasiu. Polscy muzułmanie żyją na Podlasiu od setek lat, tworząc fascynującą historię mniejszości etnicznej. Mniejszość tatarska, licząca blisko 6 milionów ludności wyznania muzułmańskiego, odgrywa istotną rolę w tej historii. W Polsce narodowość tatarską deklaruje około 2 tysięcy osób, zdecydowana większość z nich osiedla się na Podlasiu, głównie w Białymstoku i powiecie sokólskim. Ale skąd przybyli ich przodkowie?

Polscy muzułmanie żyją na Podlasiu od setek lat – historia mniejszości etnicznej

Historia sięga XIV wieku, gdy Tatarzy zasiedlili tereny Wielkiego Księstwa Litewskiego, zostawiając swój niepowtarzalny ślad w historii regionu. Ich obecność nie tylko miała znaczenie militarnego, wchodząc w skład polskich oddziałów, ale również przyniosła konsekwencje społeczne i kulturowe. W zamian za służbę, Tatarzy otrzymywali ziemie. Umożliwiło powstanie pierwszych tatarskich gospodarstw i folwarków, stanowiących fundament dla dalszego rozwoju społeczności.

Wsparcie materialne dla tatarskich osad

Rozwój społeczności Tatarów otrzymał znaczący impuls dzięki wsparciu materialnemu udzielonemu przez Jana III Sobieskiego. Z upływem lat osady tatarskie rozrastały się, zachowując swoją odrębność religijną, kulturową i językową. Dziś symbolem dziedzictwa tatarskiego są głównie meczety i mizary, stanowiące centra życia religijnego i społecznego dla tej społeczności. Pomimo zmieniających się czasów i wyzwań, tatarska społeczność nadal pielęgnuje swoje tradycje, kultywując swój unikalny dziedzictwo kulturowe i religijne. Zachowanie tych wartości jest nie tylko wyrazem ich tożsamości, lecz także fundamentem silnej więzi społecznej, która przetrwała przez wieki, czerpiąc siłę z tradycji i ducha wspólnoty.

Szlak tatarski

Pozostałości po kulturze grupy etnicznej odnajdziemy na tzw. szlaku tatarskim, łączącym kilkanaście podlaskich wsi i miejscowości. Najważniejsze ośrodki to Białystok, Sokółka, Bohoniki i Kruszyniany. Cały szlak można łatwo pokonać rowerem, dzięki dobrze przygotowanym ścieżkom. Najważniejszym zabytkiem przyciągającym rzeszę turystów jest meczet w Bohonikach, pochodzący z drugiej połowy XIX wieku. Istotne znaczenie posiada też minbar, miejsce do wygłaszania kazań, używane wyłącznie podczas piątkowej popołudniowej modlitwy. Wnętrze meczetu ozdobiono motywami pnącej winorośli, na ścianach powieszono obrazy przedstawiające święte miejsca islamu, co nie tylko co nadaje miejscu niepowtarzalny urok, ale i atmosferę.

Sekretne spotkania w centrum miasta

Sekretne spotkania w centrum miasta

Sekretne spotkania w centrum miasta. Na stole klepsydra, czaszka, sól i siarka. Nie chodzi tu jednak o czarne msze, ale o spotkania masonów. Tajemnicze praktyki miejsce również w Białymstoku. Wszystko zaczęło się około roku 1770, za sprawą  wojewody mazowieckiego, bliskiego przyjaciela Jana Klemensa Branickiego.

Początki masonerii – sekretne spotkania w centrum miasta

Początki masonerii w Białymstoku nie należały do najłatwiejszych. Pierwsza loża masońska o nazwie ”Przyjaźń” nie przetrwała nawet roku. Zastąpił ją ”Złoty Pierścień”, który zakończył żywot wraz ze śmiercią hetmana Branickiego. Minęło minąć ćwierć wieku nim ruch masoński w stolicy Podlasia mógł rozwinąć skrzydła. Nastąpiło to wraz z nadejściem zaboru pruskiego. Na czele białostockiej masonerii stanął lekarz Izabeli Branickiej – Feliks de Michelis, a w celu organizacji spotkań wzniesiono nowy budynek, który można podziwiać do dziś. Chodzi o niedawno przeniesioną Książnicę Podlaską im. L. Górnickiego, zlokalizowaną pierwotnie na ulicy J. Kilińskiego. Odpowiednie usytuowanie miało na celu odwrócenie uwagi przechodniów. Konspiracja ponad wszystko. Tworzono również legendy odstraszające potencjalnych ciekawskich. Okolice budynku ponoć roiły się od duchów, które ze względu na bandaże przypominały nieco egipskie mumie.

Wojny napoleońskie

Masonów zahamowały wkrótce wojny napoleońskie. Niemcy opuścili Białystok. Dopiero po kongresie wiedeńskim nastąpiła próba reaktywacji ruchu, tym razem już po patronatem Rosjan. Mimo początkowej przychylności cara Aleksandra II, ten obawiając się utraty władzy, zakazał zgromadzeń wolnomularskich. Powstawały bowiem mniejsze loże dążące do odzyskania niepodległości przez Królestwo Polskie. Próby odbudowania ruchu w Białymstoku miały miejsce jeszcze kilka razy, lecz spełzły na niczym, budynek zniszczono w czasie II Wojny Światowej. Odbudowany w 1952 r. pełnił rolę biblioteki. Ślad po dawnym masońskim gmachu to zarys kolumn na ścianie od strony ulicy J. Kilińskiego.

Spiskowa teoria dziejów

Tajność  rytuałów i symboli masonów, zbliżonych charakterem do religijnych, stanowiła zawsze pożywkę dla propagatorów spiskowej teorii dziejów. Już w XVIII wieku zdecydowali wystąpili przeciwko lożom dwaj papieże, Klemens XII i Benedykt XIV, wydając stosowne bulle. Za przynależność do stowarzyszeń grozili katolikom srogimi karami, zobowiązywali także świeckie władze katolickich państw do walki z wolnomularstwem. Nie pomogły inkwizycyjne zakazy i prześladowania. Do braci masonów przystępowali nawet przedstawiciele najwyższej hierarchii kościelnej.

 

Matka Boska objawiła się 14-latce

Matka Boska objawiła się 14-latce

Matka Boska objawiła się 14-latce. Rok 1965. Wczesna wiosna. Dzień jak co dzień w gospodarstwie. Zawsze rano należy wyprowadzić zwierzęta na łąkę. Czternastoletnia Jadzia z Zabłudowa koło Białegostoku po raz kolejny wypełniła swój obowiązek, tylko że tym razem pośród traw skroplonych poranną rosą zauważyła postać. Była to…Matka Boska.

Matka Boska objawiła się 14-latce – jak historia wyszła na światło dzienne?

Dziewczyna opowiedziała wszystko swej matce, ta zaś informację przekazała księdzu. Nie minęło dużo czasu, a o cudzie wiedział już każdy w miejscowości, na pobliską łąkę ruszyli niemal wszyscy. Nagle głośne rozmowy zamilkły, huk rozdziera powietrze. Policjant przypadkowo przewrócił się, a jego pistolet wypalił. Kula trafia prosto w szczękę jednego z mieszkańców. Mimo zajścia tłum nadal przebywał na pastwisku. Chcąc mieć pamiątkę, każdy brał sobie garstkę ziemi, po kilku chwilach powstaje rów, który ze względu na bagienny teren szybko zapełnił się wodą. W taki sposób Zabłudów miał swoje cudowne źródełko.

Komunistyczne władze w Zabłudowie

Władze komunistyczne, nieprzychylne kościołowi, starały się zamieść sprawę pod dywan, jednak  na próżno. W pismach wskazywały  na niebezpieczeństwo picia brudnej wody. Pod koniec maja do Zabłudowa przybyły liczne oddziały ZOMO, wówczas to ponoć ponownie miała ukazać się Matka Boska. Służby wprowadziły zakaz wejścia na łąkę. Doszło do starć, na szczęście bez ofiar, a najbardziej wytrwali mieszkańcy Zabłudowa przedzierali się nocą, aby tylko postawić krzyże w miejscu objawienia. Jadwiga, jej rodzina, ale i cale miasto stało się ofiarą medialnej nagonki. Dziewczynę nazwano ”Anią z Zielonego Wzgórza”, sugerując, że cała opowieść wynika z wybujałej wyobraźni, a po roku szum wokół cud ucichnął.

Wiara mieszkańców Zabłudowa

Obecnie na miejscu cudu zobaczyć można kapliczkę i drewniany krzyż, które jednak znikają z oczu pod gęstym runem dzikiej roślinności. Jadwiga, która na krótko udała się do klasztoru po przeżytym cudzie. Po powrocie założyła rodzinę i prowadziła skromne życie, niezwracając zbytniej uwagi na spektakularność wydarzeń sprzed lat. Mimo że cały Zabłudów był przekonany o prawdziwości objawienia Matki Boskiej czternastoletniej dziewczynce, sama kuria nigdy oficjalnie nie uznała cudu. Tajemnicza historia wciąż jednak przyciągała pielgrzymów i ciekawskich, którzy chcieli poznać tę niezwykłą opowieść osobiście i odetchnąć atmosferą duchowego przeżycia.

Opętany srebrem czekał na śmierć

Opętany srebrem czekał na śmierć

Opętany srebrem czekał na śmierć. Maciej był zwykłym pszczelarzem. Mozolną pracą zarabiał na utrzymanie, ledwo wiążąc koniec z końcem. Przechodząc przez wzgórze nad rzeką Narew, zauważył konającego rycerza. Po charakterystycznym krzyżu rozpoznał, że to templariusz. Trawę zamiast rosy pokrywała krew. Ranny, zakuty w zbroję zakonnik walczył o każdy oddech. Resztką sił wyciągnął dłoń w stronę mężczyzny. Maciej nie miał jednak zamiaru ulżyć mu w cierpieniu. Owszem chciał pomóc, ale sobie, przywłaszczając lśniącą zbroję. Przysiadł więc przy rycerzu i czekał na jego ostatnie tchnienie. Gdy ten wydawał jęki, głowę Macieja ogarniały myśli o bogactwie. Po kilku godzinach rycerz zmarł. Nim ciało ostygło, mężczyzna założył zbroję templariusza na siebie. Maciej szarpał się, mocował, aż w końcu dopiął swego. W panice próbował ściągnąć skradzioną od nieboszczyka zbroję. Tym razem nie wszystko poszło zgodnie z planem, padł po chwili i od tej pory nocami rozchodzą się krzyki. Duchy walczą bowiem o srebrny ekwipunek.

Opętany srebrem czekał na śmierć – historia skarbu templariuszy z Maciejowej Góry

Badania prowadzone przez francuskich naukowców w Maciejowej Górze wzbudziły ogromne zainteresowanie lokalnej społeczności, która z niecierpliwością oczekiwała na wyniki ich badań. Mimo że wieś była malutka, plotki o potencjalnych skarbach templariuszy rozchodziły się szybko po okolicy. Budziły nadzieję na nagłe zmiany fortuny wśród mieszkańców. Niektórzy nawet zaczęli przypuszczać, że tajemnicze znaleziska mogą mieć związek z legendą opowiadającą o ukrytych skarbach zakonu, co tylko jeszcze bardziej pobudzało wyobraźnię i zaintrygowanie. Pomimo trudności napotykanych przez badaczy, miejscowi nie zrażali się, trwając w przekonaniu, że odpowiedź na tajemnicę Maciejowej Góry jest na wyciągnięcie ręki. Ich determinacja wzmacniała się każdego dnia, gdyż wiara w ukryte bogactwo była silniejsza niż kiedykolwiek wcześniej. Jednakże im dłużej trwały poszukiwania, tym bardziej zawiłe stawały się wątki związane z historią miejscowości, a spekulacje na temat templariuszy przybierały coraz bardziej fantastyczne formy. A może domniemane skarby chcieli zachować dla siebie?

Kultowy film doczekał się kontynuacji

Kultowy film doczekał się kontynuacji

Kultowy film doczekał się kontynuacji. Znachor to kultowy polski film będący ekranizacją powieści Tadeusza Dołęgi – Mostowicza. Opowiada o losach chirurga, który po utracie pamięci kradnie tożsamość w celu uniknięcia więzienia. Znajdując schronienie na wsi udanie zooperował kalekiego syna młynarza, przez co zazdrosny miejscowy lekarz wytoczył proces. Po ponad trzydziestu latach historia zatoczyła koło, a ulice Bielska Podlaskiego znów zamieniły się w plan zdjęciowy.

Kultowy film doczekał się kontynuacji – trudne początki

Na pomysł nakręcenia kontynuacji Znachora wpadł filmowiec Marek Włodzimirow, aktor Mateusz Sacharzewski, a także radny i animator kultury Tomasz Sulima.  To właśnie oni zgłosili zamiar produkcji do miejskiego budżetu obywatelskiego, propozycja spotkała się z dużym zainteresowaniem, a władze przeznaczyły na ten cel blisko 30 tys. zł. Aby ruszyć z projektem, wkrótce ogłoszono pierwszy konkurs, do którego jednak nikt nie przystąpił. Wymagano bowiem gotowego scenariusza i przynajmniej podstawowej obsady, na szczęście kolejny konkurs obniżył znacznie kryteria, produkcja miała połączyć obecne i dawne walory miasta na tle jego wielokulturowości.

Kulisy filmu

Kontynuacja Znachora nosi nazwę ”Wnyki”.  Fabuła ogniskuje się na wnukach i prawnukach bohaterów pierwszej części. Za kamerą tym razem stanął młody absolwent filmówki Szymon Nowak, a scenariusz z kolei napisał doktor filozofii Mirosław Miniszecki. Na planie zagościli  aktorzy, którzy przed laty zagrali w dziele J. Hoffmana. Ze starej obsady w filmie ujrzymy choćby Artura Barcisia czy Bożenę Dykiel. Scenariusz nie zadowolił Anny Dymnej, która pierwotnie miała wcielić się we wnuczkę profesora Wilczura, a Tomasz Stockinger natomiast po prostu nie wierzył w powodzenie niskobudżetowego filmu. Główną rolę powierzono dla Stanisławy Celińskiej, która stwierdziła, że ma w sobie wschodnią duszę. Wybór okazał się strzałem w dziesiątkę. Specjalnie dla mieszkańców Bielska Podlaskiego wymyślono scenę zbiorową, w której wzięło udział ponad 200 osób. Zdjęcia do niej trwały przez cały dzień.

Zmiana planów

Początkowo ”Wnyki” miały być filmem krótkometrażowym, a to ze względu na ograniczenie finansowe. Dzięki osobom prywatnym i funduszom urzędowym udało się zebrać sumę, która wystarczyła na stworzenie pełnej wersji. Uroczysta premiera miała miejsce w grudniu 2016 w Bielskim Domu Kultury, a obraz zebrał całkiem przychylne recenzje.

Jak romans zmienił się w tortury

Jak romans zmienił się w tortury?

Jak romans zmienił się w tortury. Wizna to mała miejscowość położona nieopodal Łomży, datowana już na XI w. Gród posiadał niegdyś znaczenie strategiczne, strzegąc wschodnich granic Mazowsza i szlaków handlowych, biegnących na Litwę, Ruś i do Prus. Lokalizacja stanowiła jednak przekleństwo. Władający Wizną książęta mazowieccy, toczyli o nią boje z zakonem krzyżackim, którzy w XIII w. spalili gród. 4 wieki później ogień dosięgnął tu…czarownicę.

Jak romans zmienił się w tortury? – bo to zła kobieta była…

W 1664 r. poborca podatkowy ziemi wiskiej, Adam Jeziorkowski, zeznał pod przysięgą o niejakiej Barbarze Królce. Twierdził, że zarówno on, jak i jego dobytek padł ofiarą ciemnej magii. Nikt jednak nie znał jego faktycznych pobudek. Czyżby chodziło o nieodwzajemnione uczucie? Oskarżenia te zbiegły się w czasie z zarazą, która w ciągu dwóch miesięcy uśmierciła blisko pięć tysięcy mieszkańców. Kozła ofiarnego nie trzeba było długo szukać. Kobietę obwiniono o wszelkie zło, nawet o śmierć samej Elżbiety i Barbary Radziwiłównej. W czasie tortur, chcąc zakończyć swe cierpienia, przyznała się do wszystkich stawianych zarzutów. Egzekucja odbyła się na lokalnym rynku przy poklasku mieszkańców Wizny. Barbarę Królkę utopiono w lokalnej rzece. Według tradycji, ciało heretyka miało wypłynąć na wierzch w przypadku jego niewinności. Z kolei ciało, które zostało na dnie, oznaczało, iż wyrok był słuszny. Pozostało tylko mieć nadzieję, że nie dosięgnie nas zemsta zza grobu.

Magia pośród nas

Polowania na czarownice zaczęły się w połowie XV wieku i związane były ściśle z rozwojem ruchu reformatorskiego. Wówczas to papież Mikołaj przekazał inkwizycji prawo do badania przypadków praktykowania czarów. Tym samym w praktyce otworzył furtkę do masowych, najczęściej bezzasadnych prześladowań. Wcześniej heretyków spotykało wygnanie. Teraz czekała na nich śmierć w nieludzkich męczarniach. Uznano, że osoby nadnaturalne, które niszczą porządek świata, można było pokonać wyłącznie za pomocą siły. Karano również tych, którzy uważali czarownice za mit. Na kobiety padł blady strach. Dlaczego tylko na nie? Już samo łacińskie słowo określające kobietę – ”femina” oznaczało kogoś posiadającego mniejszą wiarę. Poza tym, jako, że Jezus był mężczyzną, przedstawiciele tej płci mieli być wolni od wszelkich podejrzeń i konszachtów z diabłem. Nic dziwnego, że owy okres nazywano ciemnymi wiekami. Wszystko to dokładnie opisywał swego rodzaju pierwszy elementarz dla łowców wiedźm, znany pod nazwą ”Młota na czarownice”.

Romeo i Julia z Łomży

Romeo i Julia z Łomży. Miłość z zabójstwem tle.

Romeo i Julia z Łomży. Czy łączy coś Łomżę z włoską Weroną? Ulice tych miast były niemymi świadkami wielkiej miłości, która miała swój tragiczny finał. Romeo i Julia z Łomży, właśnie taki tytuł nosi książka Marii Kaczyńskiej wydanej w 2008 r. przez miejscowe wydawnictwo ”Stopka”.

Romeo i Julia z Łomży – miłość z zabójstwem tle

Leon Kaliwoda, czyli tytułowy Romeo, był komendantem Polskiej Organizacji Wojskowej. Dowództwo nad łomżyńskim oddziałem objął, mając zaledwie 20 lat. Przenosiny z Warszawy przyniosły mu wielkie zmiany, zarówno w życiu zawodowym, jak i prywatnym. W mieście poznał młodszą uczennicę szkoły handlowej Halinę Januszkiewiczównę – naszą łomżyńską Julię i dosyć szybko połączyło ich gorące uczucie. Dorastając w ostatnich latach zaboru, obydwoje dosyć wcześnie zaangażowali się w działalność patriotyczną, zdobywając doświadczenie w harcerstwie. W cieniu wielkiej historii rozegrał się dramat jednostek.

Symbolika

11 listopada nie dla wszystkich okazał się szczęśliwy. Parze nie było pisane doczekanie wolnego kraju. Ostatnia kula, jaką wystrzelono w Łomży, zakończyła żywot Leona Kaliwody. Miasto opuścili Niemcy, lecz Halinę opuściła jej miłość. Dziewczyna nie mogła się z tym pogodzić. Kilka dni później  przy grobie ukochanego skróciła swoje cierpienia. Strzał w głowę na nowo połączył parę, tym razem w innym świecie. Tablica upamiętniająca Leona Kaliwodę została wmurowana w miejscu jego śmierci – kamienicy Śledziewskich. Wcześniej bo w 1933 r.  na grobie komendanta postawiono okazały pomnik.Halina Januszkiewiczówna nie mogła liczyć na honory. Wśród mieszkańców, mimo wymiaru tragedii,  nie znalazła współczucia.

Powrót do przeszłości

W 2011 r., książka „Romeo i Julia z Łomży” na tyle weszła w kanony literackie Podlasia, że  postanowiono odtworzyć dramatyczne wydarzenia. Całość postanowiono uwiecznić za pomocą kamer. W przedsięwzięciu wzięła udział Grupa Rekonstrukcji Historycznej ”Narew” z Łomży,  a także Teatr Form Różnych z Zambrowa.  Największą przeszkodą przy kręceniu reportażu były reklamowe banery obecne w całym mieście, problem stanowiły też znaki drogowe. Łomżynianie wykazali duże zainteresowanie wydarzeniem, najzwyczajniej w świecie cieszyli się, że historia dotrze do większej ilości osób. Musieli przy tym też wykazać się cierpliwością, gdyż zdjęcia na cmentarzu kręcono w okresie listopadowego dnia zmarłych. Reportaż swego czasu można było obejrzeć na antenie TVP INFO I TVP Białystok.