piernik

Piernik z żołędzi? Podlasie potrafi!

Piernik z mąki żołędziowej to innowacyjna odmiana tradycyjnego piernika. Kryje w sobie nie tylko bogactwo smaku, lecz także historię i kulturę Podlasia. Wytwarzane z popularnej ostatnimi czasy mąki żołędziowej, która stała się już produktem regionalnym. Te pierniki kuszą nie tylko wyjątkowym aromatem i konsystencją, ale także związkiem z naturalnymi surowcami charakterystycznymi dla tego obszaru. Ich receptura, oparta na staropolskich tradycjach piekarskich, wpisuje się w ducha regionu, przynosząc niepowtarzalną nutę smakową.

Tradycyjne receptury w nowej odsłonie: piernik z mąki żołędziowej

Mąka żołędziowa, będąca głównym składnikiem tych wyjątkowych pierniczków, otwiera nowe perspektywy dla kulinarnych eksperymentów, wprowadzając do tradycyjnej receptury nowy smak. Proces przygotowania tej mąki w domowym zaciszu, od moczenia żołędzi w ciepłej wodzie po oddzielenie skorupki i prażenie, stanowi symboliczny rytuał, który łączy się z naturą i tradycją.

Przysmak z natury

Pomimo że pierniki żołędziowe często kojarzą się z Toruniem, Podlasie wkracza na arenę kulinarną z własną wersją tego smakołyku, wzbogacając go o lokalne składniki i tradycje. Wyjątkowa mąka żołędziowa, wykorzystywana od wieków przez ludność tego regionu, staje się fundamentem dla nowoczesnych interpretacji klasycznych przysmaków. To właśnie w tym kontekście pierniki z mąki żołędziowej nabierają znaczenia jako symbol kulinarnej oryginalności Podlasia.

Zdrowe i smakowite

Oprócz walorów smakowych, pierniki z mąki żołędziowej przynoszą ze sobą także bogactwo zdrowotne. Mąka ta, pozyskiwana ze specjalnie przetworzonych żołędzi, obfituje w składniki odżywcze, witaminy i minerały. Sprawia to, że są zdrową alternatywą dla tradycyjnych wypieków. Jej lekko orzechowy posmak i delikatna konsystencja sprawiają, że pierniki te stają się smakowitym przysmakiem.

Pyszne świadectwo lokalnego dziedzictwa: piernik z mąki żołędziowej

Przygotowanie pierniczków z mąki żołędziowej staje się nie tylko kulinarną przygodą, lecz także sposobem na odkrywanie tajemnic i tradycji Podlasia. Oczywiście włączenie się w ten proces, począwszy od zbierania żołędzi, poprzez ich przetwarzanie, aż po wypiekanie i degustację, stanowi nie tylko praktyczne doświadczenie. To właśnie w tych gestach tkwi siła i wyjątkowość lokalnej kuchni, która staje się żywym dziedzictwem. Podsumowując, pierniki z mąki żołędziowej nie tylko wzbogacają kulinarną mapę Podlasia o nowe smaki i aromaty. Także stanowią wyraz lokalnej tożsamości i dziedzictwa kulturowego. Ich receptura, oparta na tradycyjnych metodach i lokalnych składnikach, przynosi ze sobą przyjemność smaku.

Podlaski producent poszedł na rekord

Przeszukując czeluście internetów natrafiamy często na próby bicia rekordów Guinnessa przez mieszkańców Podlasia. Jedna z nich miała miejsce 2 lata temu. Konkurencja brzmiała następująco: ”Największy obszar łąki skoszony zestawem 3 kosiarek dyskowych w 8 godzin”.

 

Białostocki producent kosiarek przygotowywał się do próby przez miesiące. Przede wszystkim trzeba było spełnić warunki nałożone przez kapitułę i odszukać łąkę o powierzchni około 140 ha w jednym kawałku.  Odnalazła się ona na terenach łąk torfowych w Goślubiu, a więc w województwie łódzkim. Trochę daleko od Podlasia ale cóż…

 

Na kwadrans przed regulaminowym zakończeniem czasu ze względu na bardzo dużą nierówność terenu ciągnik ”zaliczył dziurę”  pikując kosiarką głęboko w ziemię. Po błyskawicznej reakcji naszych serwisantów listwa została oczyszczona z ziemi i trawy, po czym maszyna ruszyła do dalszej pracy. Ostatecznie doczekano happy end. Maszyny pobiła rekord dzięki czemu pewnie jej sprzedaż znacząco wzrosła

Białostockie gejsze miały charakter

W międzywojennym Białymstoku żaden mężczyzna nie miał problemu ze znalezieniem domów rozkoszy. Wystarczyło spytać dorożkarza, recepcjonistę czy nawet bufetową, aby otrzymać konkretne namiary. Większość przybytków zlokalizowana była w najuboższej dzielnicy, Chanajkach.

 

Duża przestępczość okolicy nikomu nie przeszkadzała. Policja i urząd sanitarny co rusz zamykały rozpustne lokale, ale po kilku tygodniach powstawały nowe. Sutenerzy znaleźli również sposób na obławy. Gejszom, gdyż nazywała ich lokalna prasa, załatwiano legalne zameldowanie, więc mogły przyjmować kogo tylko chciały.

 

Jedną z najbardziej znanych gejsz w Białymstoku była nijaka Dejla Jewrejska, znana ze swego ognistego temperamentu. Panowie w wyniku intymnych spotkań oprócz pieniędzy tracili również zdrowie. Upodobała sobie również plakaty filmowe z kina Modern. Wieszała je w swym pokoju, aby klienci mieli porównanie, że obcują z naprawdę piękną kobieta, która niczym nie różni się od gwiazd z ekranu. Pracownicy kina myśleli zaś wcześniej, że fotosy kradnie im konkurencja. Jakież musiało być ich zdziwienie.

 

Gejszą nie zostawało się ze zwykłej zachcianki. Nieraz była to jedyna szansa na zarobek. Zerwanie z procederem natomiast było trudniejsze niż się wydaje. Przekonała się o tym Sara Siedlecka, która poślubiła, na pozór wspaniałego Berela Robotnika. Teściowa, niedługo po ślubie młodych zapragnęła otworzyć spelunkę. Sara zaś musiała spełniać wszystkie zachcianki gości. Gdy się nie godziła była dotkliwie bita przez kochaną teściową i swego męża. Dziewczyna nie wyobrażała sobie takiego dalszego życia i postanowiła opuścić miasto na zawsze.

Na Podlasiu wszystko robi się byle jak

Na Podlasiu do niczego nie przywiązuje się wagi.  Na byle czym skacze się do wody w Augustowie, na byle czym zjeżdża się na nartach w Szelmencie. Wyobraźnia mieszkańców naszej krainy nie ma końca. Tylko pozazdrościć pomysłowości.

 

I co z tego, że wehikuły są zwykle jednorazowe. Chociaż praktycznego zastosowania nie posiadają, sprawiają więcej radości niż przejażdżka bolidem formuły 1. W sumie w czym brodzik od prysznica, wykorzystany do przejażdżki na stoku, jest gorszy od super maszyn, jakie znamy z plakatów motoryzacyjnych. Czy Porsche można wstawić do łazienki? Czy schłodzi nasze ciało po upalnym dniu? No właśnie…

 

Chociaż dystanse do pokonania są krótkie, kilka sekund radości, prędzej utkwi nam w pamięci, niż podróż dookoła świata. Globtroterzy pewnie czują się już urażeni…Aby wystartować w skokach czy zjazdach na byle czym, należy włożyć całe serce w przygotowania. Nieraz trwają one wiele miesięcy. Ludzie nie śpią po nocach, dłubiąc w warsztacie, udoskonalając swe pojazdy. Dla kilku metrów lotu czy stu metrów zjazdu naprawdę warto. Zawody to też doskonała okazja na poznanie podobnych sobie freaków. Kto wie, może druga połówka też się znajdzie…

W Supraślu pielęgnują tradycję dzwonienia

Cerkiewne dzwonienie jest ginącą na ziemiach polskich tradycją, polegającą na tworzeniu kompozycji wygrywanych na tych instrumentach. Aby ocalić zjawisko od czarnego scenariusza Muzeum Ikon w Supraślu Międzynarodowy Festiwal Cerkiewnego Dzwonienia “Obwieszcza, wychwala, nawołuje”.

 

W prawosławnej tradycji dźwięk z dzwonu wydobywa się poruszając jego sercem. Dzwonnik pociąga za sznury, ale to już od siły i precyzji uderzenia zależy brzmienie. W prawosławiu dzwony wzywają na nabożeństwa, brzmią zależnie od okresu liturgicznego: na Wielkanoc radośnie, a w Wielkim Poście spokojnie.

 

Dzwonienie to sztuka, w której liczy się nie tylko umiejętność skomponowania melodii, ale i zdolności manualne.  W ciągu 15-u minut zawodnicy mają szansę zaprezentować swe zdolności. Niektórzy chronią słuch nausznikami, innym wystarcza wata w uchu. Festiwal odbywa się co dwa lata. Organizatorzy dbają bowiem o zachowanie wysokiego poziomu i atrakcyjności festiwalu, aby po prostu się nie znudził.

 

 

Gdzie w Białymstoku była ulica 22 lipca?

W okresie PRL-u 22 lipca był najważniejszym dniem w kalendarzu. Dla przeciętnego człowieka to tylko jeden z nielicznych dni wolnych. Rocznicę ogłoszenia w 1944 roku Manifestu Lubelskiego PKWN uważano za Narodowe Święto Odrodzenia Polski. Z tego powodu jego nazwę nadawano zakładom pracy i ulicom. Tak też było i w Białymstoku.

 

30 maja 1947 r. rada narodowa tak właśnie przekształciła ulicę” Św. Rocha. Według nich poprzednia nazwa nie miała żadnego związku z rzeczywistością. Kościoła więc nie zauważyli…Do starej nazwy na szczęście wrócono po zmianie ustroju. 

 

Dla Kowalskiego data ta kojarzyła się głównie z lepszym niż w inne dni zaopatrzeniem sklepów. Na kiermaszach pojawiały się bowiem takie towary deficytowe jak…papier toaletowy. Najlepszym robotnikom nadawano medale, lecz otrzymywali też talony i przydziały na dobra określane jako luksusowe.

 

Swięta Tekla

Święta Tekla – co ma wspólnego z ziemniakiem?

Święta Tekla była męczennicą. Dzień świętej Tekli, choć może być mało znany wśród osób mieszkających w miastach, był ważnym elementem tradycji wiejskich. Najbardziej znany jest wśród wyznawców prawosławia, którzy licznie zamieszkują nasz i okoliczne regiony. Świętą Teklę, czci się 23 września. Jej dzień obchodzili i czasem nadal obchodzą wieśniacy poprzez różnego rodzaju obrzędy, modlitwy i zwyczaje związane z pracami polowymi i plonami.

Święta Tekla i jej dzień

Dzień św. Tekli, obchodzony 23 września, ma głębokie korzenie w tradycji wiejskiej kultury polskiej. Jest to dzień, który symbolizuje rozpoczęcie ważnego okresu w życiu rolników – żniwa ziemniaków. Choć sama Tekla nie jest postacią znaczącą w polskiej tradycji religijnej, to jednak jej dzień był powodem do radosnego świętowania na wsiach, zwłaszcza w regionach o silnych tradycjach rolniczych. Czasu rolnicy mają niemało, bo aż do 15 października. Powiedzenie “W dzień świętej Tekli, ziemniaki będziem jedli” było nie tylko sposobem na upamiętnienie tego ważnego dnia, ale również praktyczną wskazówką dla rolników. Znaczenie tego dnia w kalendarzu rolniczym było więc niezwykle istotne, a jego obchody wpisywały się w głęboko zakorzenioną w tradycji wiejską kulturę i wiarę w związki między naturą a ludzkimi działaniami. Czy wcześniejsze wykopki mogły przynieść pecha. Należy w to wątpić, ale tradycję podtrzymano.

O świętej Tekli

Kim była św. Tekla? Wyznawcy prawosławia uważają ją za pierwszą męczennicę. Wiążą się z nią liczne niezwykłe opowieści. Wielokrotnie cudem unikała śmierci. Miała spalić się na stosie za zerwanie zaręczyn, lecz egzekucję przerwał deszcz. W Rzymie natomiast, rzucona na pożarcie lwom, wyszła z opresji bez szwanku. Zwierzęta bowiem nie były głodne. Uciekając przed cesarskimi  prześladowcami, natrafiła na wielki blok skalny. Dzięki modlitwom ten się rozstąpił, tworząc wąwóz. Święta Tekla może być dla nas wzorem wiary, męczeństwa i nadziei. Z wszystkich strasznych sytuacji wybawiał ją Bóg. Wszystko to działo się dzięki jej wierze i modlitwom, co daje wierzącym nadzieję i powód do wiary.

Wojska zaatakują dziki

Tak, to nie żaden fake news. Afrykański pomór świń nadal szaleje na Podlasiu. Przenoszona przez białoruskie dziki zaraza spędza sen z powiek podlaskim gospodarzom. Lokalni działacze wystosowali wcześniej pismo do pani premier Beaty Szydło w celu utworzenia specjalnej grupy do walk z dzikami. 

 

Teraz pojawiła się propozycja użycia Wojsk Obrony Terytorialnej. W końcu chrzest bojowy nowych oddziałów utworzonych przez Antoniego Macierewicza musi kiedyś nastąpić. Ich zadaniem miałby być odstrzał dzików. W niektórych miejscach konieczny jest nawet całkowite usunięcie populacji tych zwierząt. Aż przypominają się słowa piosenki z dzieciństwa ”Dzik jest dziki, dzik jest zły”. 

 

Na razie wszyscy oczekują na decyzję Ministra Obrony Narodowej. Rolnicy i nie tylko twierdzą, że innego wyjścia po prostu nie ma. Nie chcą już dłużej być zdania na pastwę losu. Dziki nie są bowiem ”świętymi krowami”.

nawiedzony-zamek-kto-straszy-na-zamku-w-tykocinie

Nawiedzony zamek – kto straszy na zamku w Tykocinie?

Nawiedzony zamek w Tykocinie, to miejsce, które obfituje w zjawy. Opisywany zamek jest znany z wielu zdarzeń paranormalnych i opowieści o nawiedzeniach.  Są to duchy nie tylko zwykłych  ludzi, lecz też szlachciców, książąt i królów. W swym straszeniu nie ograniczają się do kilku pomieszczeń. Spotkać ich można na terenie całego zamku. Nawet w łazience nie można liczyć na prywatność. Odbudowana konstrukcja w Tykocinie nad brzegiem rzeki Narew przyciąga regularnie szkolne wycieczki.

Nawiedzony zamek w Tykocinie to miejsce nie tylko pełne historii…

Jest to jedno z najbardziej tajemniczych miejsc w Polsce. Znajduje się w województwie podlaskim, około 30 kilometrów od Białegostoku. Zamek został zbudowany w XV wieku i pełnił funkcję warowni obronnej. Z czasem stał się siedzibą różnych możnych rodów, a także inspirował liczne legendy i opowieści o duchach. Wnętrza zamku również budzą grozę i fascynację jednocześnie. Zachowane gotyckie sale, ciasne korytarze i niesamowicie zdobione komnaty sprawiają wrażenie, jakby czas w tym miejscu stanął w miejscu. Są one świadkami licznych wydarzeń z przeszłości, w tym wojen i innych tragicznych wydarzeń, które mogą wpływać na nastroje odwiedzających. Ponadto, nieopodal zamku znajduje się cmentarz żydowski, na którym także ma miejsce wiele zjawisk paranormalnych. Mieszkańcy miasta twierdzą, że wokół niego można wyczuć obecność duchów, a w niektóre noce można usłyszeć tajemnicze wycie wilków.

Spotkanie z duchem w nawiedzonym zamku w Tykocinie

Na szczęście uczniowie, nie są świadomi, że mogą napotkać istoty z innego świata. Smętne zawodzenie, jęki, głośne kroki. Ponoć na zamku straszy nawet król Zygmunt August i Janusz Radziwiłł. Dlaczego? Po śmierci, w trumnie spędzili tam cały rok, zanim doczekali się godnego pochówku. Regularnie na murach zamku pojawia się też Barbara Radziwiłłówna, która to najbardziej zżyła się z nim. Jednego jegomościa odwiedziła w czasie załatwiania potrzeb fizjologicznych. Uruchomiona fotokomórka w łazience tak wystraszyła mężczyznę, że ten uciekł z krzykiem z bezpieczne (teoretycznie) miejsce.

Odważysz się odwiedzić nawiedzony zamek?

Zamek w Tykocinie jest popularnym miejscem dla miłośników historii, ale również dla poszukiwaczy duchów i zjawisk paranormalnych. Coraz więcej osób przybywa tu ze specjalistycznym sprzętem, aby zarejestrować i zbadać zjawiska paranormalne. Wiele z nich przyznaje, że ich doświadczenia były niezwykłe i niespotykane w innych miejscach. To miejsce nie tylko pełne historii, ale także tajemnicze i fascynujące. Jeśli jesteś odważny i zainteresowany zjawiskami paranormalnymi, warto odwiedzić to miejsce i samemu doświadczyć niezwykłych doznań.

Skąd się wzięła nazwa Czarnej Hańczy?

Czarna Hańcza to malownicza rzeka przepływająca przez Suwalszczyznę. W zeszłym roku zdobyła w prestiżowym konkursie miano rzeki roku. Skąd się wzięła jej nazwa?

 

Aby odpowiedzieć na to pytanie należy przenieść się do XIII w. Były to czasy walk Litwinów z plemieniem Mazowszan. Nad brzegiem rzeki toczono niezwykle zacięte boje.  Krew mogłaby wypełnić do pełna jego koryta. Armia litewska popadła w tarapaty. Jeden po drugim padał od celnych strzałów z łuku. Wielki Książę Trojden już miał w planach odwrót wojsk, lecz niesiony honorem wypowiedział głośno słowa ”Gana cze”. Oznaczają one ”dosyć tutaj”.

 

Niesione echem powtarzane były przez gęste lasy. Los zaczął od tej chwili sprzyjać dla wojownika. Choć bitwa nie została rozstrzygnięta, uratował on wielu swoich towarzyszy. Od tej pory ”Gane cze”powtarzane było z trwogą pośród Mazowszan. Ci trochę je zniekształcili przez swój nieco twardszy język. Po jakimś czasie wykształciło się określenie ”Hane cze”, a potem ”Hancze”. Tak też nazwano rzekę, która była niemym świadkiem odezwy księcia.

 

Leśnicy pomagają sokołom

Już blisko 6 lat trwają starania leśników z Poczopka (Nadleśnictwo Krynki) o przywrócenie populacji sokoła wędrownego. Do tymczasowego gniazda w środku lasu trafiły właśnie dwie opierzone samiczki. Mają kilka tygodni i czują się doskonale w nowym środowisku. Konstrukcja przypominająca klatkę wisi 20 m nad ziemią.

 

Dlaczego tak wysoko? Ptaki muszą trenować skrzydła, a w wyższych partiach drzewa jest to możliwe dzięki większym porywom wiatru. Przez trzy tygodnie sokoły będą szczegółowo obserwowane po czym zostaną wypuszczone w świat. Wraz z otwarciem klatki czeka ich ważny egzamin. Same muszą nauczyć się zdobyć pokarm.

 

W latach 60. liczba sokołów wędrownych drastycznie spadła. Jednak dzięki programowi reintrodukcji, a więc przywracania, udało się uratować te wyjątkowe ptaki, które potrafią pikować nawet do 300 km/h.