Zapomniany i zaniedbany. Ten cmentarz założono w 1662 roku.

Cmentarz żydowski w Krynkach czyli kirkut jest jednym z największych cmentarzy tego typu w północno-wschodniej Polsce. Na ponad 2 hektarach jest “cmentarz stary” założony w 1662 roku oraz powiększona część “nowego cmentarza” z XVIII i XIX wieku. Ta część jest ogrodzona murem. Dawniej znajdowała się jeszcze brama główna.

Żydowskie groby nazywamy macewami. Są one wykonane głównie z betonu, granitu czy piaskowca. Większość jest klasyczna, posiada uproszczoną symbolikę oraz epitafium. Wiele macew na nekropolii charakteryzuje się misternym liternictwem i zróżnicowaną techniką rysunku. Podczas II wojny światowej wiele macew zostało zużytych do budowy mleczarni. Wtedy też Niemcy zniszczyli kaplice cmentarne. Dziś cmentarz w dużej części jest mocno zarośnięty i zaniedbany. To co widzicie na zdjęciach jest częścią odsłoniętą, gdzie dało się fizycznie w ogóle dostać.

Żeby tam dojechać należy na słynnym rondzie w Krynkach kierować się tam gdzie prowadzi znak “Granica Państwa”. Następnie skręcamy w lewo oraz w pierwszą, wąską uliczkę przy domu w prawo. Będzie też prowadził przy niej znak “cmentarz żydowski”. Potem jedziemy prosto aż za gospodarstwa. W pewnym momencie ujrzymy mur i tablicę cmentarza.

Wyjątkowy cmentarz. Tu spoczywają dwa wielkie rody!

Supraśl to jedno z niewielu miejsc w regionie, gdzie znajduje się cmentarz ewangelicki. Stoi na nim bardzo charakterystyczna budowa – grobowiec rodziny Buchholtzów oraz kaplica grobowa rodziny Zachertów. Obie familie odcisnęły swój ślad w rozwoju Supraśla. Dlatego też oba budynki na nekropolii są bardzo okazałe i przyciągają wiele turystów zwiedzających miasteczko. Kaplica grobowa Zachertów jest skromniejsza. Powstała w 1885 roku zaprojektowana przez Henryka Żydoka. Wybudowano ją w stylu neoklasycystycznym, murowana z piaskowca. Nad jej wejściem widnieje herb rodziny.

Kaplica Buchholtzów wybudowana została w 1904 roku, a zaprojektował ją Hugo Kuder w stylu neogotyckim. Uważa się, że jest to jedna z najciekawszych budowli w kraju! Kaplica murowana jest z piaskowca. Warto zwrócić uwagę na mozaikę składająca się na obraz Chrystusa. Oba budynki są przepiękne i przykuwają wiele osób. Choć cmentarz jest bardzo mały, to i tak niewątpliwie jest atrakcją i pamiątką po wielokulturowym Podlasiu.

Po drugiej stronie ulicy, na przeciwko cmentarza ewangelickiego znajduje się natomiast cmentarz katolicki z drewnianą kaplicą. W Supraślu, za mostem znajduje się także cmentarz prawosławny.

Najstarszy grób na Podlasiu pochodzi z 1699 roku

Tak wygląda najstarszy grób na Podlasiu

Pochodzi z 1699 roku i znajduje się na tatarskim cmentarzu w Kruszynianach. Mowa tu o najstarszym grobie na Podlasiu. Warto dodać, że nie jest on najstarszy w Polsce. Ten bowiem należy do Mojżesza Isserlesa, krakowskiego rabina, który pochowany został w 1572 roku. Kto konkretnie jest pochowany w Kruszynianach – tego nie wiadomo.

Warto dodać, że cmentarz muzułmański na Podlasiu czyli Mizar jest obiektem unikalnym w skali całego kraju. Został on uznany za pomnik historii. A ta była następująca: Mizar w Kruszynianach założony został prawdopodobnie w 2. połowie XVII wieku po osiedleniu się Tatarów w Kruszynianach, a w XVIII wieku został ogrodzony kamiennym murem. W takiej postaci cmentarz przetrwał do 1983 roku, kiedy to teren od południa poszerzono i wybudowano nowe bramy w murze zachodnim. Fragment pierwotnego ogrodzenia od południa zachowano jako świadka dawnego przebiegu granic.

Nekropolia znajduje się w pobliżu meczetu. Prowadzi do niej droga pod górę ze świątyni. Najstarsze nagrobki to nieciosane kamienie bez inskrypcji. Najstarszy to z powyższego zdjęcia. Widnieje na nim data 1699. Najliczniejszą grupę stanowią natomiast nagrobki pochodzące z XIX wieku. Jest ich ponad 300. Możemy znaleźć na nich napisy po arabsku, polsku, a także pisane cyrylicą. Najnowsze nagrobki wzorowane są na pomnikach chrześcijańskich. Trzeba przyznać, że niektóre prezentują się wyjątkowo pięknie.

Wyżary w cudownych jesiennych kolorach. To nowy hit turystyczny.

Kto by się spodziewał, że schowane głęboko w Puszczy Knyszyńskiej staną się takim hitem. W ostatnim czasie przypominaliśmy dlaczego warto tam pojechać i przy okazji sami też pojechaliśmy. Na miejscu zastaliśmy tłumy ludzi! Byliśmy trochę w szoku, bo nigdy wcześniej to miejsce nie było aż tak oblegane. Przypomnijmy miejsce znajduje się niedaleko miejscowości Radunin, po drodze na Gródek.

 

Można było zauważyć i rodziny z dziećmi, młodych ludzi zaciekawionych miejscem, a także kilka par młodych z fotografami urządziło sobie sesję. Tylko wędkarze nie byli zbyt zadowoleni z tego popłochu. Wszak na ryby przyjeżdża się przecież łowić w ciszy i spokoju. Tego na Wyżarach zdecydowanie nie było. Zatem jeżeli tego szukacie, to na Wyżarach już nie znajdziecie. Oczywiście to dobrze, że ludzie obcują z naturą. Miejmy tylko nadzieję, że nie będą śmiecić.

 

Ludzie szczególnie byli zainteresowani dwoma miejscami – Sianożątkami – czyli wielkim bagnem, gdzie znajduje się długa kładka na ich środek. Tam oczywiście pary młode robiły sobie zdjęcia, ale nie tylko one. Co chwilę pojawiało się wiele nowych osób. Druga atrakcja to kolejne dwie kładki przez bagna tuż obok głównego zalewu na Wyżarach prowadzące do galerii rzeźb leśnych. Swoją drogą one też zaciekawiły wiele osób. Nie brakowało także grzybiarzy, bo okazów ostatnio co nie miara.

Więcej o Wyżarach w naszym archiwalnym tekście:

http://serwer180971.lh.pl/wyzary-puszcza-knyszynska/

 

Featured Video Play Icon

Doroteusz Fionik postanowił, że będzie żył jak przodkowie. Stworzył magiczny, ludowy świat.

Doroteusz Fionik to bohater dokumentu w reżyserii wybitnego podlaskiego dokumentalisty Jerzego Kaliny. Choć został zrealizowany w 2014 roku, to nic nie stracił na aktualności. Tyle, że dzieci z filmu są już trochę starsze… no może nie tylko one. Tytułowy “Siewca” mieszka w znajdujących się w pobliżu Bielska Podlaskiego Studziwodach. Jest Białorusinem i obywatelem Polski, absolwentem prawosławnego seminarium duchownego, dyrygentem chóru cerkiewnego i założycielem Muzeum Małej Ojczyzny w Studziwodach. Fionik jest również autorem książek o regionie, a także założycielem zespołu Żemerwa wykonującego autentyczny folklor podlaski. Zwiedzając Podlasie, a szczególnie Bielsk Podlaski, to warto odwiedzić również Pana Doroteusza.

 

On przed laty postanowił, że będzie żyć jak jego przodkowie. Uprawia ziemię tradycyjnym sposobem, używając do tego dawnych narzędzi. I jednocześnie niczym biblijny siewca stara się zasiać białoruską kulturę w ludziach tak, by wydała plon. I trzeba przyznać, że wychodzi mu to bardzo dobrze. Białorusini na Podlasiu mają się dobrze. Przy okazji dla Czytelników nie tutejszych musimy podpowiedzieć, że Białorusini to grupa etniczna, która oczywiście posiada obywatelstwo polskie.

 

To, co najpiękniejsze jest w tym magicznym, ludowym świecie to wspólnota ludzka. Wszyscy są razem, śpiewają pieśni. Łączy ich dusza. I to jest piękne. Szczególnie w dzisiejszych czasach, gdy o wspólnotę bardzo trudno. Miejmy nadzieję, że inni ludzie zaczną pana Doroteusza Fionika naśladować, zaczną żyć pełnią życia tak jak robili to przodkowie.

Featured Video Play Icon

Białostockie murale. Zobacz jak wyglądają z góry.

Na to pytanie postanowił odpowiedzieć jeden z internautów stworzonym przez siebie filmem, na którym widzimy białostockie murale pokazane z góry. Dzięki temu perspektywa jest zupełnie inna niż, gdy patrzymy na te ogromne malowidła będąc na dole. Oczywiście nie wszystkie obrazy zostały przedstawione. Murali w Białymstoku bowiem jest bardzo dużo, ale nie zabrakło tych najsłynniejszych – Dziewczynki z konewką, chłopca, babci, Zenka i innych.

 

Ostatnio o Dziewczynce w konewką i Białymstoku zrobiło się głośno, gdy David Attenborough – słynny brytyjski biolog, popularyzator wiedzy przyrodniczej na świecie, pisarz, narrator i podróżnik udostępnił na swoim szeroko obserwowanym Facebooku zdjęcie białostockiego muralu. Nie trzeba być zaskoczonym, że mural przed publiczność został odebrany bardzo pozytywnie. Warto dodać, że takie “rekomendacje” często powodują, że turyści później za ich sprawą przyjeżdżają do miejsca rekomendowanego. Brytyjczycy akurat ukochali sobie Kraków, gdzie mogą sobie szybko przylecieć samolotem na weekend. Być może i u nas za sprawą Krywlan kiedyś będzie to możliwe.

 

Póki co trzeba powoli myśleć o tym, by Dziewczynka z konewką przetrwała. Jak widać na powyższym nagraniu stan budynku nie jest najlepszy. Należy on do Uniwersytetu w Białymstoku. Instytucja chce go sprzedać. Nawet był kupiec, ale wycofał się, gdy wyszło na to, że zaczęto mu robić problemu, gdyby chciał wyremontować elewację z muralem. Jest jasne, że mural zostałby zniszczony, a jego ewentualne odmalowanie nie było pewne. I tak opustoszały budynek stoi sobie, a na nim dziewczynka się sypie. Jeszcze trochę i będą odpadać całe płaty farby.

fot. K. Kundzicz / Wikipedia

Wyjazd do Augustowa to koszmar drogowy? Można pojechać nową, alternatywną drogą. Przy okazji zwiedzicie wiatrak!

Kto nią jechał wie doskonale jaka to była katorga. To na szczęście już przeszłość, bo teraz jest jasna długa prosta, szeroka jak morze… i tak dalej… Mowa oczywiście o drodze prowadzącej z Sokółki do Dąbrowy Białostockiej. To nie tylko prezent dla mieszkańców, ale tez dla turystów i białostoczan.

 

Droga krajowa numer osiem latem jest zapchana. Letnia stolica Polski – Augustów jest szturmowany przez kierowców z całego kraju. Dlatego też alternatywą byłą droga wojewódzka 673, którą to przez Sokółkę, Dąbrowę i Lipsk nieco dłużej, ale szybciej dojechać można do Augustowa. Teraz jeszcze w komfortowych warunkach, bo od lat stan wojewódzkiej był kiepski. Trasa ma długość 31 km. Droga Białystok – Sokółka – Lipsk – Augustów to 120 km, zaś ósemką wynosi 90 km. W teorii jedziemy 20 minut dłużej, a w praktyce latem jest dużo szybciej, szczególnie że korek potrafi sięgać Białobrzegów a podczas powrotów wszystkie główne ulice miasta po prostu stoją zatkane.

 

Dlatego też w najbliższe lato, wybierając się w tamte tereny weźcie pod uwagę alternatywę. Nie tylko zyskacie na czasie, ale też nie będziecie się denerwować siedząc w samochodzie w upale podczas, gdy inni w tym czasie będą zażywać kąpieli w jeziorach. Po drodze, w Dąbrowie Białostockiej możecie napotkać wiatrak z powyższego zdjęcia. Można sobie zrobić przy nim klimatyczne zdjęcie. Zobaczycie go po lewej stronie przed samym miasteczkiem jadąc z Sokółki.

fot. Wojewódzki Urząd Ochrony Zabytków w Białymstoku

To był zapuszczony i odrapany zabytek. Teraz to prawdziwa perełka!

Mieszkańcy Sokółki oraz wszyscy odwiedzający te miasteczko spacerując po centrum będą mogli podziwiać nowo wyremontowany zabytek z pierwszej połowy XIX wieku. Kamienica właśnie odzyskała swój historyczny wygląd. Dokładna data budowy, a także osoby związane z budową nie są znane. Prof. Małgorzata Dajnowicz, podlaska konserwator zabytków przekazała jednak, że budynek jest jednym z najstarszych w mieście.

 

Nim nastąpił remont przeprowadzono badania konserwatorskie elewacji. Wszystko po to by ustalić jak oryginalnie była pomalowana. Sprawdzono też inne detale architektoniczne wewnątrz kamienicy. Teraz dzięki remontowi zostały podkreślone wszystkie zabytkowe walory budynku. Podczas zwiedzania centrum Sokółki, gdy znajdziemy się przy kamienicy warto zwrócić uwagę na gzyms wieńczący, gzymsy pośrednie, profilowane opaski okienne, fryz ozdobny, ozdobną stolarkę drzwiową i inne detale.

 

Warto też dodać, że kamienica wpisuje się w przestrzeń głównego placu miejskiego w Sokółce, dzięki czemu całe otoczenie również zyskało na estetyce.  Wbrew pozorom, mała Sokółka to bardzo atrakcyjne miasteczko zarówno turystycznie jak i  pod względem życia tam. Obecnie dobrze skomunikowana połączeniem kolejowym. Za kilka lat, gdy będzie jeszcze gotowa droga ekspresowa, to miasteczko zyska dodatkowe walory.

 

Featured Video Play Icon

Kult ikon na Podlasiu. Tu przenikają się dwie kultury: wschodniosłowiańska i łacińska.

Bogurodzica – któż nie zna tej pięknej pieśni, która nie tylko jest religijna, ale przede wszystkim wryła się istotnie w istnienie Polski. Jest jej dziedzictwem. Jako pierwszy tekst została napisana w języku polskim. Była także polskim hymnem przed Mazurkiem Dąbrowskiego. Śpiewali ją rycerze walczący pod Grunwaldem oraz przy innych ważnych, dziejowych bitwach naszego kraju. To właśnie ona wspaniale łączy ze sobą kulturę wschodniosłowiańską oraz łacińską. Polskę oraz Wielkie Księstwo Litewskie. Pieśń powstała na przełomie XIII i XIV wieku. Zaś dziś, w XXI wieku kult Bogurodzicy jest wciąż żywy na Podlasiu. Obecnie w naszym regionie znajduje się 30 ikon uznawanych za cudowne, z czego 20 przedstawia wizerunek Bogurodzicy. To właśnie dzięki temu Podlasie jest wielokulturowe, mentalnie, zwyczajowo i religijne będąc nadal pograniczem Polski i Wielkiego Księstwa Litewskiego.

 

Warto o tym wszystkim wiedzieć przede wszystkim, gdy wybieramy się na zwiedzanie różnych zakątków naszego regionu. W wielu przewodnikach, blogach turystycznych i innych miejscach skupiana jest bowiem cała uwaga na architekturę. Tak jakby kolorowe cerkwie były po prostu ładnymi, kolorowymi budyneczkami i nic więcej. Próba oderwania ich od znaczenia religijnego to zwyczajne ignoranctwo. Zarówno na podlaskie cerkwie jak i zabytkowe kościoły patrzeć należy przede wszystkim przez pryzmat ich znaczenia dziejowego. Są to nie tylko ładne budyneczki, ale prawdziwe pomniki polskiej historii. Dawnej potęgi naszego kraju.

 

Stąd też kult ikon na Podlasiu ma bardzo wielkie znaczenie i trzeba o tym pamiętać. Bo jeżeli będziecie zwiedzać, sprowadzając to wszystko co widzicie jedynie do przedmiotów, to tak naprawdę pozbawiacie się odczuwania tego. Będziecie konsumentami, a nie antropologami. A tylko postawienie się w tej drugiej roli ma prawdziwy sens w zwiedzaniu naszego regionu.

fot. Narodowy Instytut Dziedzictwa

To nie pustynia tylko podlaskie wydmy! Tutaj jest piękne w każdą porę roku.

Miejscowość Grądy-Woniecko bardziej mogą kojarzyć się niektórym z tamtejszym zakładem karnym. Jednak cała okolica, to wbrew pozorom wyśmienite miejsce, by spędzić cały dzień podziwiając nietypową przyrodę. Otóż zastaniemy tam wiosną, latem, jesienią i zimą cztery zupełnie różne klimaty. Wszystko dlatego, że tamtejszą przyrodę mają wpływ Łomżyński Park Krajobrazowy Doliny Narwi oraz Biebrzański Park Narodowy.

Wydmy

W czasach starożytnych w tych okolicach ludzie zakładali osady. Dowodów na to dostarczyły prace archeologiczne w tym miejscu. Obszar był zasiedlany przez osadników wielokrotnie, w różnych okresach. Po prostu miejsce to było atrakcyjne do zamieszkania. Z dzisiejszej perspektywy patrzymy na wydmy w Grądach-Woniecku jako o ciekawym, aczkolwiek coraz bardziej zdegradowanym miejscu. Są to bowiem ruchome piaski. Wydmy za sprawą wiatru przesuwają się do 3 kilometrów rocznie, co w zestawieniu z brakiem wegetacji roślin jak i osuszaniem się terenu (przez szkodliwą działalność urzędników, którzy w całym kraju zniszczyli rzeki poprzez budowę systemów melioracji i systemów odwadniających) daje efekt tworzenia się pustyni, co zauważalne jest szczególnie latem.

Wylewy Narwi

To miejsce jest przepiękne wczesną wiosną, aczkolwiek tylko wtedy, gdy są roztopy śniegu po zimie. W ostatnich czasach wszędzie było na tyle sucho, że krajobrazy nie zachwycały. Szczególnie ciekawie jest wtedy, gdy wody jest tak dużo, że występuje ona po obu stronach wąskiej drogi prowadzącej z Grądów-Woniecko do Wizny. Efekt jest naprawdę zdumiewający a i fotografia pamiątkowa może wyjść niczego sobie.

fot. UM Łomża

Jesień i zima

Obie te pory roku w okolicach Grądów-Woniecko to także miejsce szczególne za sprawą pięknych kolorów. Najpierw przekwitające rośliny dają niezwykłe pejzaże, a potem gdy są normalne warunki czyli gdy spadnie śnieg. Wtedy mamy przepiękną, białą scenerię, a cała okolica wygląda jak z bajki. Dlatego też warto tam wybrać się 4 razy do roku, by obserwować zmieniającą się przyrodę. Jest to fascynująca wyprawa, która zachwyci przyrodników, turystów, fotografów oraz tych, co kochają naturę.

Featured Video Play Icon

Czy plaża Dojlidy jest atrakcyjna jesienią? Jeszcze jak!

Jeżeli ktoś myśli, że z nadejściem jesieni plaża w Dojlidach straciła na atrakcyjności, to się myli. Jak widać można pływać, można uprawiać sport, można zwyczajnie spacerować. Szczególnie jest to przyjemne gdy idziemy leśną ścieżką. Wtedy zapach drzew jest oszałamiający! Warto też dodać, że latem za wejście na teren obiektu trzeba płacić. Teraz bramy są otwarte dla wszystkich. Dojlidy składają się z trzech części.

Teren rekreacyjny OSiR

To najważniejsze miejsce. Jest tu parking, jest plac zabaw, są także pomosty oraz dużo miejsca do wszelkiej rekreacji. Naprawdę przyjemnie ćwiczy się i spaceruje wśród drzew lub nad wodą. Co odważniejsi kąpią się i nie przeszkadza im niska temperatura. Mało kto wie, ale Dojlidy to także dobre miejsce podczas pełni księżyca. Bo podczas wschodu ten jest doskonale widoczny właśnie na plaży.

Wyspa

To druga część znajdująca się jeszcze na terenie OSiR. Żeby do niej dojść wystarczy przejść kawałek drogą za wypożyczalnią sprzętu oraz za pomostami z zacumowanymi łodziami. Na wyspie można sobie posiedzieć i odpocząć. Jesienią jest nieco zarośnięta, ale ma swój klimat. Szczególnie upodobali sobie to miejsce wędkarze, jednak spacerowicze także się tam zmieszczą. Widoki są przyjemne szczególnie gdy zachodzi słońce. Można tam zabrać drugą połówkę na romantyczny wieczór.

Dzikie stawy

Ostatnia część leży poza plażą. Dzikie stawy, na których napotkamy wiele gatunków ptaków to wspaniałe miejsce dla tych, co kochają obserwować przyrodę z bliska. Idąc tym cichym i spokojnym miejscem nieraz można zapomnieć, że nadal jest się w Białymstoku! Jeżeli wybierzemy się wcześnie rano to bardzo prawdopodobne będzie, że spotkamy sarny i inne dzikie zwierzęta.

Featured Video Play Icon

Hałoczki z Podlasia. Zobacz jak zrobić ten podlaski przysmak!

Hałoczki to wyjątkowa przysmak z kartofli, który mimo że nieco zapomniany, zasługuje na ponowne odkrycie ze względu na swój niezwykły smak i wszechstronne zastosowanie. Idealne na obiad lub jako dodatek do spotkań z przyjaciółmi, te małe kulki ziemniaczanej przyjemności są prawdziwą gratką dla podniebienia. Aby dokładniej poznać tajniki ich przygotowania, warto zerknąć na powyższy film, gdzie krok po kroku pokazano jak się je robi.

Hałoczki – regionalna uczta dla podniebienia

Jeśli jednak kłopot sprawia zrozumienie gwarowej mowy gospodyni z filmu, nie ma powodu do obaw. Poniżej znajdziesz kompleksowe tłumaczenie, które ułatwi zrozumienie procesu przygotowania tego wyjątkowego dania. Zacznijmy od ugotowania ziemniaków i ich rozdrobnienia – wystarczy użyć łyżki lub widelca. Następnie dodajemy mąkę, starając się zachować równowagę, tak aby ziemniaki były równomiernie pokryte, ale nie całkowicie zasłonięte. Potem formujemy ciasto, wałkujemy je w cienką rurkę, a następnie kroimy na małe kawałki, które przypominają kopytka, czyli właśnie hałoczki. Tak jak powiedziała gospodyni – to cała procedura. Kolejnym krokiem jest smażenie hałoczków na patelni aż do zarumienienia, dodając również pokrojoną w kostkę cebulę, która dodaje im wyjątkowego smaku. Gotowe danie przekładamy do miski, gdzie można jeszcze dokładnie wymieszać, podobnie jak widać to na filmie. Potem wystarczy już tylko podać je z pyszną surówką lub popijać zsiadłym mlekiem, kefirem czy jogurtem naturalnym. Smacznego!

Poznaj tajemnice hałoczków

Hałoczki to prawdziwa uczta dla podniebienia, o której warto pamiętać i cieszyć się nią przy każdej okazji. Ich tradycyjny smak i prostota przygotowania sprawiają, że są one idealnym wyborem na wiele okoliczności. Warto docenić ten przysmak i eksperymentować z jego różnymi wariantami, aby odkryć najlepsze połączenia smakowe. Kluczem do odkrycia prawdziwego smaku hałoczków jest nie tylko ich przygotowanie, lecz także doświadczenie ich spożywania w odpowiedniej atmosferze. To właśnie wspólne posiłki z rodziną i przyjaciółmi, podczas których można delektować się tym prostym, ale wyjątkowym daniem, budują niezapomniane wspomnienia i wzmacniają więzi międzyludzkie. Hałoczki nie tylko karmią ciało, ale również duszę, dodając uroku i autentyczności każdej kulinarnej podróży po Podlasiu.

Featured Video Play Icon

Rzucić wszystko i zamieszkać w Zambrowie. Czy jest sens?

Zambrów to typowe małe miasteczko powiatowe. Czy jest odpowiednim miejscem do życia? Czy warto tam się przeprowadzić? To oczywiście zależy. Od tego jakie mamy plany na przyszłość.

 

Zambrów to miasteczko leżące na granicy województwa Podlaskiego, przez które przebiega ekspresowa droga nr 8. Dzięki temu zmotoryzowani mogą szybko dostać się zarówno do Białegostoku jak i do Warszawy, więc to zdecydowany atut tego miejsca dla kogoś, kto między tymi dwoma miastami dosyć często podróżuje. Możemy na przykład studiować na dwóch kierunkach, albo prowadzić firmę i dojeżdżać do klientów zarówno do stolicy kraju jak i stolicy województwa podlaskiego.

 

Co ciekawe ceny mieszkań są w porównaniu z Białymstokiem oraz z Warszawą bardzo niskie. Z ogłoszeń dostępnych w internecie można napotkać na oferty cenowo przypominające te z Białegostoku 10 lat temu. Gorzej z pracą. Najszybciej znajdziemy pracę fizyczną, pracę kasjerki lub na magazynie. Oczywiście nic nie stoi na przeszkodzie, by mieć własny biznes. W dzisiejszych czasach wiele zawodów przeżywa swój renesans – na przykład stolarz. Wystarczy więc zapełnić niszę na lokalnym rynku i żyć w dostatku.

 

Zambrów to także miejsce, gdzie można ciekawie spędzać czas wolny. Jest park czy plaża oraz wiele terenów do spacerów i jazdy rowerem. Jak już wyżej pisaliśmy – możemy szybko dostać się zarówno do Białegostoku czy do Warszawy. Dzięki temu możemy przebierać w imprezach i wydarzeniach w obu miastach. Szczególnie stolica daje wiele koncertów i wydarzeń kulturalnych. Białystok to dobre miasto na imprezy w pubach czy dyskotekach, bo jest dużo tańsze. Reasumując widać wiele pozytywnych aspektów do przeprowadzki do Zambrowa. Wcześniej tylko trzeba znaleźć sensowne zajęcie, by zarabiać pieniądze potrzebne do utrzymania się.

fot. Muzeum Historyczne w Białymstoku

Dlaczego Pałac Branickich stoi akurat w Białymstoku?

Jeżeli mielibyśmy spisać historię Polski przez pryzmat Podlasia, to kontekst wyszedłby zupełnie inny niż obecnie. Dzieje kraju spisane będąc na Wawelu w Krakowie, w Sączu, czy na wschodzie w Lublinie, a nawet na Mazowszu w Płocku czy Wiźnie były widziane zupełnie inaczej niż na Rusi Kijowskiej, gdzie leżało obecne Podlasie. Mimo upływu wielu lat widać to do dzisiaj w architekturze, gdy zwiedzamy region. Jednak dla tych, co zagłębiają się w historii regionu może pojawić się pytanie o Pałac Branickich. Dlaczego stoi on akurat w Białymstoku, skoro okoliczny Tykocin był starszy i ważniejszy?

Spadek po Rzeczypospolitej Szlacheckiej

Zacznijmy od tego, że ponad 1000 lat temu, gdy przyjmowaliśmy Chrzest, architektura była jeszcze drewniana. Jednak z biegiem lat kierunki rozwoju tej architektury zaczęły wyglądać inaczej w różnych miejscach Polski. Podlasie najpierw było częścią Rusi Kijowskiej, następnie leżało na terenie Wielkiego Księstwa Litewskiego i Rzeczypospolitej Obojga Narodów. Potem będąc pod zaborami było w rękach Rosji. Odzyskanie niepodległości sprawiło, że Podlasie było w Polsce. Potem pod okupacją Niemiec i Rosji. Na koniec, gdy trwał komunistyczny PRL – silny i decydujący wpływ miało ZSRR czyli komunistyczna Rosja. Dzisiejsza stolica Podlaskiego swój rozwój zawdzięcza tak naprawdę carowi, który to zdecydował że to przez nasze miasto przebiegnie kolej żelazna z Petersburga do Warszawy (będącej pod panowaniem Imperium Rosji). Wcześniej dużo ważniejszy był Tykocin.

 

Najbardziej rozpoznawalny Pałac Branickich w Białymstoku to spadek po Rzeczypospolitej szlacheckiej. Dlaczego jednak powstał akurat tu, a nie właśnie w Tykocinie? Zawdzięczamy to kilku wydarzeniom. Zacznijmy od tego, że jeszcze w XIV wieku – gdy Kraków rozkwitał na dzisiejszych terenach Podlasia trwały zaciekłe walki pomiędzy Polakami, Rusinami, Litwinami, Jaćwingami i Krzyżakami. Trudno było w takim gorącym miejscu rozwijać miasta. Jednak w kolejnych stuleciach wszystko zmieniało się na korzyść naszego kraju.

Z rąk do rąk

I tak król Polski Kazimierz Jagiellończyk nadał ziemię nad rzeką Białą potomkowi zasłużonego rodu żmudzkiego Raczce Tabutowiczowi. Następnie w spadku ziemie tą otrzymał jego wnuk Mikołaj Tabutowicz, który to postanowił zasiedlić tereny. Postarał się o ugodę z Bazylianami z Supraśla. Sporządzono pierwszy dokument, gdzie padła nazwa Białystok. To był 1514 rok. Po śmierci Mikołaja osada trafiła w ręce jego żony, która to wyszła za mąż za Piotra Wiesiołowskiego. Ten zaczął rozwijać osadę. Do dziś stoi kościół barokowy (obecnie kaplica przy katedrze). Po jego śmierci Białystok trafił w ręce Krzysztofa Wiesiołowskiego, lecz ten zmarł bez potomka w 1645 roku. Wtedy to Białystok został przyłączony do starostwa tykocińskiego, zaś miasto otrzymał Stefan Czarniecki za swoje zasługi w wojnie ze Szwedami. Jak już pisaliśmy w innym tekście, ten jednak nie miał czasu na Podlasie, bo wolał dalej walczyć – tym razem na Rusi.

 

Dlatego całe starostwo tykocińskie wpadło w ręce Aleksandry Katarzyny Czarnieckiej – córki wielkiego hetmana. Ta wzięła ślub z Janem Klemensem Branickim. Razem jednak rezydowali w Tykocinie. Ich syn Stefan Mikołaj Branicki jednak osiadł już w Białymstoku – leżącego w granicach starostwa tykocińskiego. W 1692 roku uzyskał prawa miejskie dla Białegostoku od króla Jana III Sobieskiego. Wówczas mieszkał w zamku obronnym. Zaczął jednak zamek przebudowywać w barokową rezydencję. Za żonę wziął sobie Katarzynę Sapiehę, z którą miał pięcioro dzieci. Jedno z nich nazwane zostało na część dziadka – Jan Klemens. To on, gdy objął władanie Białymstokiem po śmierci ojca w 1709 roku – dokończył z pierwszą żoną Katarzyną Radziwiłłówną dzieło swego protoplasty, a także zaczął rozwijać miasteczko.

 

W 1749 roku Białystok uzyskał kolejne prawa miejski włączając w to dotąd rozbudowaną część, która wcześniej miastem nie była. Wszystko to dzięki decyzji króla Augusta III Sasa. Matka Stefana Mikołaja Branickiego żyła do 1698 roku. Niedługo po jej śmierci wybuchła III wojna północna, której uczestnikiem była Rzeczypospolita Obojga Narodów. W 1703 roku wojska szwedzkie wkroczyły między innymi do Tykocina. W 1734 roku miasteczko zostało poważnie zniszczone podczas wojny domowej. Jak widać decyzja o postawieniu na Białystok była trafna. Gdyby ród Branickich rozwijał Tykocin, to dziś Białystok prawdopodobnie był miasteczkiem wielkości Łap czy Wasilkowa. A tak kolejne wydarzenia historyczne spowodowały, że stolica województwa podlaskiego dalej się rozwijała mimo zaborów i wojen.

Mapa Białegostoku niedługo przed śmiercią Izabeli Branickiej

Pocztówka z Białegostoku. Ta fotografia przypomina mroczne czasy miasta.

Powyższe zdjęcie jest pocztówką jaką przesyłać mogli żołnierze niemieccy oraz obywatele niemieccy przebywający w Białymstoku podczas okupowania Polski w czasie II wojny światowej. Jedno niepozorne zdjęcie, lecz gdy się skupimy na jego poszczególnych częściach, to znajdziemy na nim wiele interesujących szczegółów, które dla odbiorcy pocztówki były w zasadzie neutralne, a nam po latach przypomnieć mogą o tym jakie piekło zgotowali Niemcy polskim obywatelom oraz o mrocznych czasach Białegostoku podczas okupacji niemieckiej.

Obowiązek noszenia Gwiazdy Dawida

Przyjrzyjmy się z bliska zdjęciu, ale nie z pozycji żołnierza, nie z frontu, tylko z pozycji mieszkańca. Jest słoneczny dzień. Stoimy właśnie na skrzyżowaniu Adolf Hitler Strasse (Lipowa) z Gumienną. Po lewej stronie stoi niemiecki nazista, który pilnuje prowizorycznej bramy do getta, która będzie zamknięta. Kobieta na środku jest Żydówką. Wiemy to, bo ma na plecach Gwiazdę Dawida. Z rozkazu niemieckiego okupanta, Żydzi musieli je nosić od 1 września 1941 roku. “Czarny zarys sześcioramiennej gwiazdy wielkości dłoni na żółtym tle z napisem Jude naszywać w sposób widoczny i nosić na piersi po lewej stronie ubrania”. Zarządzenie to w myśl ustaw norymberskich obowiązywało wszystkich obywateli żydowskich od szóstego roku życia. Żydom nie wolno było pokazywać się publicznie bez gwiazdy. Każdy, kto usiłował schować ją pod szalem lub torbą czy teczką musiał liczyć się z ostrymi karami gestapo, które pilnie nad tym czuwało. Żydzi jeszcze nie wiedzieli, że to wstęp do Holokaustu.

 

Co ciekawe, na fotografii wyraźnie widzimy, że gwiazda jest z tyłu. Nie wiemy co znajduje się z przodu. Jednak bardzo możliwe, że i tam również naszyta jest Gwiazda Dawida z napisem Jude. Po prawej stronie zdjęcia widzimy 3 kobiety. Ta stojąca przodem, w białym płaszczu właśnie wychodzi ze sklepu tekstylnego Willy’ego Bensona. Niezależnie czy zrobiła zakupy czy nie, nie kieruje się do Getta, nie jest oznaczona Gwiazdą Dawida, nie jest Żydówką.

Co można było kupić u Willy’ego?

Warto też zwrócić uwagę na samą nazwę sklepu: Textilhaus Willy Benson. Napis jest w języku niemieckim i oznacza “dom tekstylny. Można było w nim kupić materiały, konfekcję, towary płócienne, wyroby wełniane, pasmanterię, biżuterię, wyroby skórzane, kapelusze, odzież partyjną (cokolwiek to było), rzeczy wojskowe, ordery i odznaczenia. Natomiast Willy jest zdrobnieniem od niemieckiego imienia William. O jegomościu Bensonie w zasadzie nic nie wiadomo. Mało prawdopodobne, by pochodził z Białegostoku. Można uznać, że przyjechał tu wraz z okupantem jak wiele innych Niemców, którzy byli potrzebni do różnych prac od księgowości do prowadzenia sklepów właśnie. Aczkolwiek to tylko przypuszczenia. Warto jednak zwrócić uwagę iż Niemcy mieli zakaz korzystania z targu dla Polaków.

 

Wracając do zdjęcia… Tuż za prowizoryczną bramą widać zupełnie inny świat. Na ulicy tłum. Gdy się przyjrzymy, to stoi tam wóz, na który coś jest ładowane. Do Getta właśnie wchodzi młody chłopak z torbą i pakunkiem pod pachą. Po prawej stronie za bramą stoją starsze kobiety, a na głowie mają chusty. Wszyscy ludzie, którzy stoją za tymi deskami prawdopodobnie niedługo zginą. Później ul. Gumienna zostanie połączona z Kupiecką i zostanie tylko ta druga nazwa. Następnie ulica zmieni nazwę na Icchoka Malmeda – ku pamięci żydowskiego bohatera, który rozpoczął powstanie w Gettcie oblewając kwasem solnym policjanta, który prześladował Żydów.

Czego nie widać?

Warto dopowiedzieć to, czego na zdjęciu nie widać. Jeżeli popatrzymy w lewo, zobaczymy wąską ulicę, wysadzoną lipami. W oddali widzimy niedawno wybudowany kościół Św. Rocha, który góruje nad innymi budynkami. Za plecami mamy natomiast cerkiew św. Mikołaja, która stoi już od XIX wieku. W oddali za plecami mamy ruiny spalonej synagogi, gdzie Niemcy zagonili i uwięzili około 600 Żydów z pobliskich Chanajek oraz Schulhof, a następnie podpalili budynek. Patrząc w prawo widzimy dalszą część Adolf Hitler Strasse, a w oddali budynek ratusza oraz górującej nad innymi budynkami katedry. Przy naprawdę dobrym wzroku dostrzeżemy jeszcze hotel Ritz w oddali.

Spacerując po mieście w tamtą stronę doszlibyśmy wpierw do drogowskazu przy fontannie. Tuż obok wielka tablica z mapą i ze swastyką oraz napis Berlin, Rzym, Tokio – walka o szczęście świata. Na drogowskazie zaś kierunek na Lomscha – 83 km, Warschau – 188 km, Baranowicze – 203 km. Idąc dalej, w pobliżu katedry zauważylibyśmy kawiarnię Antrakt (dawne Archiwum Państwowe), w której czas spędzali wyłącznie Niemcy. Jeżeli znaleźlibyśmy się na placu Pałacu Branickich, to dostrzeglibyśmy nazistowską flagę powiewającą na maszcie umieszczonym przed budynkiem.

 

Wszystko to zamieni się w gruzy, gdy wojska radzieckie zniszczą nalotami część śródmieścia, zaś uciekający Niemcy podpalą za sobą wiele budynków. Następnie zakończy się II Wojna Światowa, zaś Białystok zostanie odbudowany zupełnie od nowa, dla nowych mieszkańców – przyjezdnych do pracy w PRL-owskich fabrykach z okolic miasta.

Żubry będą miały nowe oczka wodne i dostęp do sadów

Żubry z Puszczy Białowieskiej będą miały jeszcze lepsze warunki bytowe. Przypomnijmy, że to duże i piękne zwierze jest pod stałą opieką człowieka, gdyż pozostawione samo sobie mogłoby wyginąć. Wszystko dlatego, że żubrów jest jeszcze zbyt mało. To duży problem podczas rozmnażania, bo jak wiemy bardzo ważna jest różnorodność genetyczna. Drugim problemem są potrzeby obszarowe zwierząt, które bez żadnej kontroli niszczyłyby uprawy rolnikom.

 

Dlatego też leśnicy z Nadleśnictwa Browsk postanowili zadbać o to, by żubrom, które znajdują się w północnej części Puszczy Białowieskiej żyło się jeszcze lepiej. Na obszarze, którym dysponują zostaną wyczyszczone z mułu i lepiej dostępne wodopoje. Dodatkowo na terenie nadleśnictwa znajduje się ogromny sad dzikich jabłoni. Jego część zostanie również przygotowana, tak by żubry mogły zajadać się swoimi przysmakami. Nadleśnictwo planuje także zakup pasz, siana, sianokiszonki czy buraków.

 

Wodopoje dla zwierząt, oprócz życiodajnej funkcji, pełnią na obszarach leśnych także inną rolę: są niezbędne w przeciwpożarowej ochronie lasów oraz stanowią walor krajobrazowy upiększający środowisko. W ramach prac oczyszczających każdy z 18 zbiorników podlegnie odmuleniu, a brzegi ich będą przywrócone do stanu w którym żubry (i inne zwierzęta) będą miały łagodny dostęp do wody. Ograniczy to także dalszy proces zamulania. Konserwacja takich oczek wodnych wpłynie też pozytywnie na ich możliwości retencyjne, co w sytuacji obecnej suszy ma ogromne znaczenie dla ekosystemów.

fot. Lasy Państwowe w Białymstoku
Featured Video Play Icon

Nowa promocja Podlaskiego to… żart? Strona internetowa nie działa, a film to parodia.

W ostatnim czasie Urząd Marszałkowski ogłosił nową propozycję w promowaniu województwa Podlaskiego pod kątem inwestycyjnym. Jeżeli przyjrzeć się z bliska, to wygląda to wszystko jak… jeden wielki żart.

 

Zacznijmy od rzeczy najważniejszej. Marszałek pochwalił się stroną internetową, która w połowie nie działa. Przyciski w menu nie prowadzą donikąd, zaś wersja na telefony komórkowe – która w dzisiejszych czasach to absolutna podstawa – również nie prezentuje się najlepiej. Druga kwestia to film promocyjny. Nie dość, że pokazuje potencjalnemu inwestorowi coś czego nie mamy, to nawet jako proponowana “wizja przyszłości” na 2030 rok ukazuje odgrzewane kotlety, które do tej pory nie działały.

 

Zacznijmy od tego co widzimy na filmie. Hasło “nowy węzeł transportowy” można po prostu nazwać wielkim żartem. Bo ani to węzeł ani tym bardziej nowy. Szlaki komunikacyjne są znane od wielu lat, a dla chińskiej firmy, która wysyła towar do Europy nie to żadnego znaczenia. W tej kwestii ma do wyboru port w Gdyni, gdzie towary z Azji przypływają w wielkich kontenerach lub któreś duże lotnisko. Natomiast dla firm tranzytowych również nie ma to żadnego znaczenia, bo układając trasę wybierają najtańszą opcję, a nie żeby jechać przez konkretny region. Jeżeli natomiast ktoś chciałby otwierać firmę transportową z nastawieniem na eksport na wschód to… już dawno to zrobił u nas albo na Lubelszczyźnie.

 

Kolejny slajd prezentujący podstawowe dane naszego regionu ma również hasło – “atrakcyjna oferta terenów inwestycyjnych”. Ktoś, kto to “wymyślił” jest mentalnie w latach 90. Takie hasło nic nie mówi i można je stosować na całym świecie. Nasze tereny inwestycyjne nie różnią się niczym od innych terenów inwestycyjnych – mają podłączone media, prowadzi do nich droga i są gotowe do postawienia budynku lub budynków. Ponadto warto zauważyć, że ogromne zakłady produkcyjne już nie powstają w Europie od dawna, bo nie mamy czym konkurować z Azją czy ostatnio nawet Afryką. A wielki pomysł na uprzywilejowaną podatkowo strefę gospodarczą w Białymstoku pokazał pokazał dobitnie jakie firmy na tym skorzystały i czy popchnęły swoją działalnością nas do przodu. Zakładanie tych samych butów przez Podlaskie da dokładnie ten sam efekt. Kolejny tekst o 20-milionowej populacji w promieniu 300 km od centrum regionu też nie ma żadnego znaczenia, bo uwaga uwaga mamy internet, którym możemy sprzedawać swoje towary i usługi na drugi koniec świata bez przyjeżdżania na Podlasie.

 

Następny slajd to prawdziwy hit. Promujemy się nieistniejącym lotniskiem CPK (film jest wizją 2030 roku). Przypomnijmy tylko, że dyskusje o lotnisku regionalnym w Podlaskiem już się zakończyły i obecna władza milczy przy wznowieniu tematu. Jedynie aktywnie zwalczała pomysł z Krywlanami, który nieudolnie ale jednak cały czas do przodu realizuje Tadeusz Truskolaski. Wyobraźmy sobie, że taki potencjalny inwestor na pewno będzie chętnie chciał skorzystać z naszej oferty mając opcję lądowania w CPK, by potem jeszcze jechać 2 pociągiem z lotniska. Nie oszukujmy się, jeżeli CPK w ogóle powstanie, to będzie ono atrakcyjne dla nas, a nie dla tych, którzy będą chcieli inwestować w Podlaskiem. Władza natomiast powinna całować po rękach Pana Martyniuka (nie piosenkarza, tylko biznesmena), bo w zasadzie jego prywatne lotnisko w Narwi póki co ma największy potencjał gospodarczy. Dzięki czemu realni inwestorzy w pierwszej kolejności chcąc się dostać do nas najłatwiej wylądują u niego.

 

W kolejnej części filmu zauważyć możemy animację – prowadzących nitek szlaków kolejowych z Azji prowadzących do Kuźnicy i Siemianówki. Zacznijmy od tego, że szlak prowadzi naprawdę na Lubelszczyznę, gdzie w Terespolu jest ogromna brama wymiany towarów na wschód i zachód. Natomiast Siemianówka i Kuźnica to miejsca, przez które również przejeżdżają towary w mniejszej skali, ale… jadą dalej, więc z naszego punktu widzenia nie ma to żadnego znaczenia, co z resztą pokazane nawet jest w dalszej części tej samej animacji. W następnej części pokazujemy się jako miejsce niedaleko Warszawy. No super! Tylko że tak pokazujemy się od wielu lat i nic się w tej kwestii nie zmieniło.

 

Podsumowując znów idziemy w te same stare śpiewki o tym że mamy tereny, że jesteśmy niedaleko Warszawy, że do lotniska jest w miarę niedaleko i że jesteśmy regionem transgranicznym. Tylko, że to wszystko inwestorzy wiedzą od lat. Czy u nas inwestują z tego powodu? Najśmieszniejsze, że to koncepcja pokazująca te walory z uwzględnieniem 2030 roku, czyli za 10 lat! Tak, dobrze zrozumieliście – będziemy promować się tymi samymi tekstami co od lat nie działają, że tacy będziemy w ciągu 10 lat. Cała koncepcja powinna trafić do kosza. Po raz kolejny widać, że koncepcji nie wymyślali specjaliści tylko jakiś urzędnik znający realia zza swojego biurka. Kompletny brak wizji, a w szczególności takiej na najbliższe 10 lat boli. Urzędnicy dalej mentalnie są w 1995 roku, gdy biedna Polska zdenominowała walutę i łaknęła każdych pieniędzy szukając inwestorów dokładnie w ten sam sposób co dzisiaj chcą robić to urzędnicy Urzędu Marszałkowskiego. Bez uwzględniania, że od tego 1995 roku poszliśmy do przodu technologicznie, a w ciągu 10 lat pójdziemy jeszcze bardziej. Ale to już wątek na inny artykuł.

Featured Video Play Icon

Od klasztoru do miasta. Ten film pokazuje historię Supraśla.

Archiwalne zdjęcia, piękne krajobrazy a przede wszystkim bogata historia jednego z najmłodszych uzdrowisk na Podlasiu – Supraśla. Można już oglądać film dokumentalny “Supraśl. Od klasztoru do miasta”. Jest to pierwszy z serii dwóch filmów, który opowiada długą drogę miasteczka do tego co możemy podziwiać dzisiaj.

 

Główną osią filmu jest klasztor i jego historia, ale nie tylko jego. Możemy poznać dzieje całego miasteczka na przestrzeni lat. Przedstawionych w filmie jest także sporo ciekawostek. Ponadto film pokazuje krajobrazy uzdrowiska oraz wszelkie walory, dzięki którym Supraśl jest tak atrakcyjny. A bez wątpienia jest., W rym roku, całe lato trwało oblężenie miasteczka. Przypomnijmy też że regularnie nagrywane są w nim odcinki do serialu Blondynka. Jest to okazja do spotkania wielu znanych aktorów.

 

Nie zapominajmy, że Supraśl to także okalająca go Puszcza Knyszyńska oraz znajdujące się w pobliżu rezerwaty przyrody. Po lasach możemy odbywać długie wycieczki piesze czy rowerowe. Nie brakuje też grzybów, stąd też okolice przyciągają wiele osób z koszami.

Bielsk Podlaski mocno się rozwija. Białystok był wschodzący, teraz trwa szybki zachód.

24 kilometrowy odcinek łączący Bielsk Podlaski z Hajnówką zostanie przebudowany. Każdy, kto jechał tą drogą wie że jest ona w nie najlepszym stanie. Teraz szczególnie, gdy dojazd do Białowieży przez Trześciankę i Narew jest mocno utrudniony, przekonało się o tym również wielu turystów. Droga z Bielska do Hajnówki jest więc alternatywnym połączeniem dla wszystkich tych, którzy chcą zwiedzać rezerwat z żubrami i wiele innych atrakcji. Jednak ta droga służy również mieszkańcom.

 

Warto dodać, że obecnie Bielsk Podlaski jest jednym z lepiej rozwijających się miast w naszym regionie. Wiele osób z Białegostoku jeździ do pracy tam, a nie odwrotnie. To też o czymś świadczy. Dobrze o Bielsku, gorzej o Białymstoku. A potwierdzeniem tych słów niech będzie fakt, że umowę na drogę z marszałkiem województwa podpisywał przedstawiciel wykonawcy – czyli firmy Unibep – Adam Poliński. Niektórzy być może pamiętają, że to były wiceprezydent Białegostoku. Trzeba też uczciwie przyznać, że był dobry w tym, czym się zajmował. To Poliński był twarzą rewolucyjnych zmian na Rynku Kościuszki, a także innych inwestycji, które przewróciły “stary ład miasta”. Skoro po zakończeniu kariery w urzędzie wybrał mniejszy Bielsk, a nie Białystok, to trzeba sobie zadać pytanie dlaczego? Nie trzeba być geniuszem, by domyślać się że tam są lepsze pieniądze i ciekawsze stanowiska do objęcia niż w stolicy województwa.

Niestety z Białymstokiem jest coraz gorzej. Prezydent miasta ciągle zajmuje się polityką i lansuje się z innymi prezydentami miast w mediach. Ostatnio – o czym pisaliśmy – zajmowano się zmianą logo miasta. Konkretnie to tylko jednym słowem w tym logo – “wschodzący”. Rządzący radni w koalicji z Truskolaskim uznali, że Białystok już nie jest “wschodzący”, więc napis trzeba zlikwidować. Teraz jest po prostu Białystok. I można powiedzieć, że to symboliczne nawet. Białystok przestał wschodzić, ale niestety nie jest w zenicie, lecz trwa szybki zachód.

 

Przebudowywany odcinek DW 689 znajduje się w gminach Bielsk Podlaski, Orla, Czyże i Hajnówka. W ramach inwestycji ponad 24 kilometrowy odcinek drogi zostanie rozbudowany i poszerzony do 7 m, a także m.in. powstanie obwodnica miejscowości Hołody, przebudowane będą zjazdy, skrzyżowania i most na Orlance. W miejscowościach, przez które droga przebiega powstaną chodniki. Koszt inwestycji to blisko 115 mln zł. Całość zostanie sfinansowana ze środków centralnych – samorząd województwa podlaskiego nie poniesie żadnych kosztów.
Remontowany odcinek ma być gotowy do użytku pod koniec 2023 r.

Featured Video Play Icon

Białystok z lotu ptaka. Z góry nie widać naszych problemów.

Jeżeli chcielibyście komuś rzetelnie pokazać Białystok pod kątem zamieszkania w nim, to ten film wydaje się najodpowiedniejszy. Nie pokazuje miasta tylko pod kątem atrakcji turystycznych, ale dosyć rzetelnie pokazuje całe miasto. Oczywiście nie ma na nim wszystkiego, ale z pewnością można to nazwać szerszym obrazem miasta. Inne pytanie czy warto mieszkać w ogóle w Białymstoku. Od lat coraz mniej osób chce u nas studiować, a jak już studiuje to potem z dyplomem ucieka dalej. Dużych firm, oferujących specjalistyczne miejsca pracy też u nas za wiele nie ma. Idąc przez miasto widać bardzo wiele ogłoszeń wynajmu lokalu. Marna jest też oferta kulturalna. I mówimy tu o ostatnich latach, a nie tylko ostatnim roku żeby zaraz nie znalazł się ktoś, kto powie że to przez COVID.

 

Dodatkowo wydaje się że będzie coraz gorzej. Przede wszystkim dlatego, że miasto ma problemy finansowe i musi dosłownie na wszystkim oszczędzać. Ostatnio nawet doszło do tak kuriozalnej sytuacji, że urząd miasta nie zgodził się na postawienie stojaków rowerowych w ZOO. A ich koszt to niecałe 200 zł. Pisał o tym portal Dzień Dobry Białystok. Także sami widzicie jak źle u nas jest. Trzeba sobie zadać pytanie, czy my białostoczanie musimy się na to wszystko godzić. Bo skoro nawet na takie drobne sprawy nie ma pieniędzy, to czy nasze miasto czeka jakaś przyszłość?

 

I teraz wróćmy do filmu powyżej. Widzimy jak wszystko prezentuje się tu pięknie. Miasto nie przypomina wielu tych z tak zwanej “Polski powiatowej”, zapomnianych po transformacji ustrojowej, gdzie wszystko dalej wygląda jak w PRL. Aczkolwiek objeżdżając regularnie nasz kraj – także małe miasta – zauważyliśmy, że i coraz mniej tych “powiatowych” wygląda źle. Tylko że pod płaszczykiem tych pięknych wyglądów kryją się ogromne problemy finansowe. Warto sobie zadać pytanie. Czy dobry gospodarz powinien pożyczać pieniądze na operacje plastyczne czy też fundować je sobie wtedy, gdy pieniądze zarobi? Zawsze wydawało nam się że inwestycja to coś, co musi się zwrócić. Tymczasem w Białymstoku od czasów transformacji ustrojowej i utworzenia niezależnego samorządu nie zrobiono nic żeby nasz region był funkcjonalny i rozwinięty gospodarczo. Jesteśmy pięknym miastem, ale jakim kosztem? Takim, że po Truskolaskim i jego wersalu choćby potop.

Featured Video Play Icon

Była rozczarowana, że Podlasie jest tak niedocenione turystyczne. Gdy tu dotarła była zaskoczona.

Zawsze wydawało nam się, że więcej jest blogerów czy też blogerek modowych, a tu miłe zaskoczenie – sporo jest też turystycznych. Serwis YouTube pełen jest filmów i filmików z wypadów – także na Podlasie. Tym razem zwróciliśmy uwagę i postanowiliśmy z Wami się podzielić filmem Gosia – girlontrail. Musimy przyznać, że blogerka wybrała całkiem ciekawy zestaw do odwiedzania w naszym regionie.

 

Najpierw widzimy Ziołowy zakątek w Korycinach, następnie Kaszteltik znajdujący się pod Siemiatyczami, następnie Chatkę Baby Jagi w Orzeszkowie pod Hajnówką. Kolejny kadr to Kraina Otwartych Okiennic oraz ruiny kościoła w Jałówce. Następnie Puchły, Grabarka czy Kruszyniany. Blogerka odwiedza też rezerwat żubrów w Białowieży oraz na koniec zajada się podlaskimi przysmakami.

 

Warto też jeszcze przytoczyć komentarz blogerki – jest rozczarowana, że Podlasie jest niedocenionym turystycznie regionem. Wcześniej kojarzyło jej się z szaro-burym i ponurym miejscem pod granicą z Białorusią. Tymczasem na miejscu okazało się zupełnie inaczej. Jest kolorowo, swojsko oraz z bogatą historią, kulturą i wspaniałą kuchnią. Zgadzacie się? Bo my oczywiście jak najbardziej.

 

W tym roku wiele osób postanowiło nie wyjeżdżać za granicę na wakacje, co też było zauważalne również w naszym regionie. Podlasie przezywało dosłownie oblężenie turystyczne. Szczególnie to było widać w najpopularniejszych miejscach jak Białowieża, Augustów czy Kruszyniany. Po pożarze sporo osób odwiedziło także Biebrzański Park Narodowy, a gdy stan w rzece pozwalał to tłumy szturmowały kładkę łączącą Śliwno i Waniewno. Potężny ruch obserwowaliśmy także w Krainie Otwartych Okiennic. Był tam nawet kamper na czeskich rejestracjach! Miejmy nadzieję, że kolejny sezon będzie również udany. Warto podkreślić jednak, że Podlasie atrakcyjne jest także jesienią i zimą (o ile nie zabraknie śniegu).

fot. PKP S.A.

Dworzec kolejowy w Białymstoku już otwarty! Najpiękniejszy w Polsce?

Tak prezentuje się dworzec PKP w Białymstoku. Swoim wyglądem nawiązuje do czasów, gdy został wybudowany pod koniec XIX wieku, gdy nasz region znajdował się pod zaborem rosyjskim, zaś na zlecenie cara realizowano inwestycję łączenia Petersburga z Warszawą poprzez kolej żelazną. Przy budowie pracowało 15 tysięcy osób! Budowa linii kolejowej zakończyła się w 1862 roku. Pierwszy pociąg ze stacji kolejowej na warszawskiej Pradze ruszył na wschód przejeżdżając przez Białystok oraz Wilno. Wówczas podróż zajmowała 38 godzin. Dziś byłoby znacznie krócej. Wszak to “tylko” 1100 km. Z Warszawy do Białegostoku można było się dostać dwa razy w tygodniu.

 

Dopiero pod koniec XIX wieku pojawiła się rozbudowana poczekalnia, gdyż wzrósł wtedy także ruch kolejowy. Dobudowane zostały wtedy dwa kolejne pawilony i podzielono poczekalnię dla klasy I, II i III. W tej pierwszej podróżni mogli odpoczywać na wygodnych kanapach typu szezlong, które były wyścielone aksamitem. W budynku dworca znajdowała się także ekskluzywna restauracja. Wysoka, śmigająca białymi ścianami ku sufitowi, pod którym płoną jaśniejące misy lamp. Na tle olbrzymich okien, szafirowych od zmierzchu, piętrzą się na bufecie stogi ognistych pomarańczy. To opis dworca, który stworzyła znana pisarka Maria Dąbrowska. Mamy nieodparte wrażenie, że jest on bardzo zbieżny z wizualizacją tego dworca, który ma być w 2020 roku. Oznacza to, że przebywając w białostockiej poczekalni poczuć będziemy mogli klimat XIX wieku.

Warto zaznaczyć, że obecny wygląd nie jest rekonstrukcją, ale nawiązaniem do tego jak dworzec wyglądał na początku swego istnienia. Obecnie nie ma już podziału na klasy poczekalni, zaś  kolumny są obecnie aluminiowe, a dawniej były żeliwne. Jednak dworzec prezentuje się naprawdę przepięknie. Podczas I Wojny Światowej wojska rosyjskie wycofywały się, a po drodze spaliły budynek dworca. Po wojnie dworzec odbudowano. Niestety przyszła II Wojna Światowa i tym razem Niemcy budynek zbombardowali i zniszczyli jak 95 proc. miasta. W PRL budynek nie odzyskał już czasów świetności mimo odbudowy i remontów. Jednak po transformacji ustrojowej było jeszcze gorzej. W 1989 roku rozpoczęła się modernizacja dworca, która trwała… 14 lat! Ostatecznie udało się 28 listopada 2003 roku otworzyć nowy dworzec, który wraz ze swoją antresolą też przeszedł już do historii.

 

Czy białostocki dworzec kolejowy jest obecnie najładniejszy w Polsce? To oczywiście subiektywne odczucie. Dotychczas tak mówiono na dworzec kolejowy w Przemyślu. Tamten bije nasz jednak tym czego u nas zabrakło – freskami. Ale sami oceńcie – wybierając się zarówno na białostocki dworzec oraz na ten, który stoi u stóp Bieszczad.