Wilki ostatnio są bardzo aktywne. Ludzie najchętniej by je wybili. To nie zwierzęta są problemem.

Przyroda i rolnictwo są takimi samymi przeciwieństwami co ogień i woda. Wilki w czasach PRL i ZSRR – czyli w wtedy, gdy w ZSRR i jej satelickiej Polsce intensywnie rozwijało się rolnictwo – bardzo przeszkadzały władzy. Postanowiono je wytępić. Prawie im się to udało. W czasie transformacji ustrojowej w Polsce żyło tylko 200 wilków. W całym ZSRR unicestwiono 1,5 miliona wilków! Ich los był w zasadzie przesądzony. Były skazane na śmierć profilaktycznie, a nie za wyrządzanie szkód. Na szczęście udało się przywrócić przyrodzie jej największego sprzymierzeńca. Wilk bowiem odpowiada za czyszczenie lasu z chorej i starej zwierzyny. Zanim jednak takową upoluje musi się tego nauczyć… Młode wilki uczone są przez rodziców na bydle pasącym się na polach. I tu jest problem.

 

Rolnik traci zwierzę, traci pieniądze, a odszkodowanie nie zawsze dostaje. Bowiem te nie przysługuje, jeżeli szkoda wyrządzona przez wilki powstała od zachodu do wschodu słońca, a zwierzęta pozostawały bez bezpośredniej opieki. Ponadto zagryzione bydło i wniosek o odszkodowanie rozpatruje Regionalna Dyrekcja Ochrony Środowiska. Odszkodowanie obejmuje cenę rynkową za padłe zwierzęta, koszt utylizacji padliny, koszt wizyty lekarza weterynarii oraz ewentualne koszty leczenia, gdy zwierzę padnie w trakcie leczenia. Warto jednak dodać, że nim taka decyzja zapadnie – najczęściej przeprowadzane jest postępowanie administracyjne, podczas którego urzędnik musi znaleźć dowody na to, że zwierzę rzeczywiście zostało zagryzione przez wilka, a nie na przykład dzikiego psa. Nim to wszystko się ustali mija sporo czasu. A pieniędzy do tego czasu nie widać. Dlatego dla rolników istnienie wilka jest problemem. Dla przyrody natomiast brak wilka jest problemem. Dlatego też jest to spór nierozwiązywalny.

 

W ostatnim czasie na terenie wsi pod Białymstokiem i Bielskiem Podlaskim uaktywniły się wilki. Znów nastał czas, że młode są uczone przez rodziców polowania. Dlatego też spór o wilki rozgorzał na nowo. W ostatnim czasie nawet doszło do nielegalnego zabicia dwóch wilków przez myśliwych. Dzieci już od dziecka są uczone, że wilk jest zły na przykład w bajce o “Czerwonym kapturku”. Potem ten mit jest utrwalany. Mamy przecież wilkołaki oraz biblijne posyłanie “jak owce między wilki”. Na szczęście na Podlasiu wśród mieszkańców przyleśnych wiosek, którzy z wilkami obcują na co dzień nie jest tak źle. Nikt tu nie nakręca histerii, nie straszy wilkami dzieci. Ot zwykłe dzikie leśne zwierzęta. Gorzej z rolnikami. Istnienie tych zwierząt jest dla nich uciążliwe. Co roku przy okazji wilczych łowów domagają się zrobienia z wilkami “porządku”. Najchętniej sami by wzięli los we własne ręce.

 

Nie można powiedzieć, że żadnego problemu nie ma. Jednak tak jak stwierdziliśmy w tytule – to nie wilki są problemem. Co prawda straty jakie powodują zwierzęta nie są ogromne, lecz odszkodowania powinny być wypłacane rolnikom bardzo szybko. Warto dodać, że obecnie to rolnik musi zadbać o utylizację zagryzionego zwierzęcia. Skoro wilki są pod ochroną państwa, to właśnie państwo powinno to robić, a nie wypłacać za te czynności w odszkodowaniu. Działalność rolnika powinna ograniczać się tylko do wykonania telefonu. Urzędnicy powinni przysłać odpowiednich ludzi do wykonania dokumentacji, utylizacji i natychmiastowej wypłaty odszkodowania.

 

Populacja wilka w Polsce w ciągu 30 ostatnich lat czyli od transformacji ustrojowej wzrosła pięciokrotnie. W Rosji czyli spadkobiercę ZSRR do dziś walczy się z wilkami. Co roku ginie tam 10 000 osobników. W naszej sąsiedniej Białorusi wilk także nie jest mile widziany. Oficjalnie jest w tym kraju 1200 wilków. W rzeczywistości jest dużo mniej. Warto dodać, że nie brakuje wycieczek polskich myśliwych na Białoruś, gdzie mogą legalnie odstrzelić zwierzę. Warto dodać jeszcze, że myśliwi również nie lubią wilków, bo te sprawiają że ci mogą czuć się zbędni. Bo przecież wilki polują dokładnie na tą samą zwierzynę co myśliwi. Dlatego też nie brakuje z tego środowiska głosów, by wrócić do tępienia wilka.

To ostatnia szansa na taką podróż w tym roku. Szkoda, że połączenia nie ma na co dzień.

Turystyczny pociąg do Walił w sercu Puszczy Knyszyńskiej odjedzie w najbliższy weekend po raz ostatni. Warto wykorzystać ten fakt choćby ze względu na to, że jesień w Puszczy Knyszyńskiej jest przepiękna. Ponadto jeżeli ktoś lubi i zna się na grzybach, to ten kompleks leśny na potężne zasoby pod tym względem. Dlatego bilet w dłoń, koszyk w drugą, nożyk w kieszeń i odjazd!

 

Pociąg do Walił jeździ już czwarty sezon. Można tylko żałować, że połączenia nie ma na co dzień i że pociąg nie dojeżdża do samej granicy państwa. Na pewno by to ułatwiło życie mieszkańcom okolicznych wsi, których po drodze nie jest mało. Skorzystaliby z tego również mieszkańcy Gródka, który położony jest obok stacji Waliły. Patrząc w ogóle na tą część powiatu białostockiego, to można powiedzieć że jest ona poszkodowana pod wieloma względami. Wszystko przez to, że obszar powiatu białostockiego jest rozległy. Zatem władze muszą dbać o miejscowości zarówno na wschodzie – Gródek, Michałowo, Supraśl jak i na zachodzie Tykocin, Choroszcz, Łapy Suraż. Na szczęście z tej puli wyłączony jest Białystok, który stanowi odrębny powiat. Inaczej prawdopodobnie – wymienione miasteczka byłyby w tragicznej sytuacji. Ale w dobrej też nie są co pokazuje właśnie skomunikowanie.

 

Gródek – mógłby mieć stałe połączenie kolejowe, Mieszkańcy Supraśla mają ogromne kłopoty z dojazdem do Białegostoku. Mimo, że miasta dzieli tylko 10 km. Michałowo jakiś czas temu zyskało nową drogę do Białegostoku. Tykocin i Choroszcz również leżą położone w pobliżu ekspresówki, więc też dojazd do tych gmin nie jest najgorszy. Suraż to osobny przypadek – jedno z najmniejszych miast w Polsce, które mimo wspaniałej historii straciło od momentu, gdy kolej przebiegła przez sąsiednie Łapy. To miasteczko natomiast mimo dobrej komunikacji kolejowej ma potężne problemy gospodarcze jakie zafundowało im likwidacja cukrowni oraz Zakładów Naprawczych Taboru Kolejowego. Warto jeszcze wspomnieć o innych miastach powiatu białostockiego.

 

Chodzi o Białostocki Obszar Funkcjonalny, do którego oprócz wymienianych Choroszczy, Łap i Supraśla należą również Czarna Białostocka, Dobrzyniewo Duże, Juchnowiec Kościelny, Turośń Kościelna, Wasilków i Zabłudów oraz oczywiście sam Białystok. Stowarzyszenie tych gmin ma pewne cele, jednak są one dosyć ogólne. Co oczywiście nie jest żadną wadą, gdyż daje bardzo elastyczną możliwość działania. Takie działania jednak nie są zauważalne, a podstawowe działanie, jakie powinny gminy realizować to silna komunikacja miejska.

 

Niestety tu są 2 zasadnicze problemy. Pierwszy to fatalna białostocka komunikacja miejska, która ma tyle wad, że można by było napisać o tym książkę. Dlatego ludzie wolą korzystać z samochodów, a nawet rowerów! Byleby tylko nie jeździć autobusem. Władze miasta nawet się tym chwalą. W skład Białostockiem Komunikacji Miejskiej wchodzą także BiKeRy – które w ostatnim czasie miały trzy milionowe wypożyczenie. Dla władzy jest to oczywiście sukces, tylko ta władza nie chce sobie zadać pytanie – skąd ta popularność roweru? Może właśnie stąd, że Białystok jest mały i jeżeli ktoś może za darmo przejechać 20 minut to nie wybierze autobusu. Gdyby Tadeusz Truskolaski wprowadził pierwsze 20 minut autobusem za darmo, to BiKeRy musiałby likwidować, bo nikt z nich by nie korzystał.

 

Drugi zasadniczy problem jest taki, że Tadeusz Truskolaski nie rozumie interesu miasta w tym, by Białystok był skomunikowany komunikacją miejską z całym obszarem funkcjonalnym. Po pierwsze mieszkańcy podbiałostockich gmin zasilaliby budżet miasta kupując bilety, a po drugie wydawaliby więcej pieniędzy w Białymstoku, bo ich centrum życiowe znajdowałoby się właśnie tutaj. W swojej gminie zaś tylko by odpoczywali po pracy i po szkole. Po drugie gdybyśmy mieli Szybką Kolej Miejską to więcej białostoczan by korzystało z tej formy, bo większe obszary miasta przemierzaliby koleją zamiast zapychać ulice samochodami. To jak źle skomunikowany jest Białystok i jego obszar widać dopiero wtedy, gdy się wyjedzie. Warszawę można pod tym kątem podać za wzór do naśladowania. Natomiast pod względem kolejowym skomunikowanie Dolnego Śląska.

 

I teraz wróćmy do początku. My jesteśmy na etapie, że niektóre połączenia kolejowe są tylko w weekendy w sezonie letnim. Na Dolnym Śląsku natomiast wszystkie trasy kolejowe są czynne cały rok z dużą częstotliwością. Białostocka komunikacja miejska natomiast jest droga i fatalnie zorganizowana. Warszawska natomiast jest tania i mimo wielkiego obszaru można tam się szybko poruszać (nawet jeżeli nie będziemy korzystać z metra). A od tego się zaczyna. Białystok to 10 miasto pod względem liczby mieszkańców, a władze cały czas działają tak jakbyśmy byli gdzieś daleko od świata.

Featured Video Play Icon

Piękna i nowoczesna architektura w Białymstoku. To warto odwiedzić!

Białystok to nie tylko barwna, ale też tragiczna historia, to nie tylko Pałac Branickich, katedra czy Rynek. Jak każde większe miasto to dynamiczna tkanka, której otoczenie się zmienia. Oczywiście ma to swoje minusy – to, co w naszym dzieciństwie i młodości zajmowało krajobraz nieodwracalnie znikło. Zamiast drewnianych domów pojawiać się zaczęły najpierw pstrokate bloki, a teraz “apartamenty”. Zniknęło też wiele drzew, które zastąpione zostało przez chorobę wielkich miast – betonozę. Jest jednak coś, co w tym całym nowym świecie jaki nas otacza może wzbudzać zachwyt. Mowa tu o niektórych nowoczesnych budynkach, jakie w ostatnich latach pojawiły się w Białymstoku.

Jakieś 2 dekady temu przy ul. Legionowej pojawił się pierwszy w Białymstoku szklany biurowiec. Wyróżniał się bardzo w swoim otoczeniu, które dookoła miało spuściznę PRL i pozostałości po Chanajkach. Był to pierwszy taki budynek w mieście. Dziś aż takiego zachwytu już nie wzbudza. Za to są takie budynki, które w ostatnich latach zostały wybudowane i zrobiły furorę. Spacerując po Białymstoku warto przyjrzeć się im z bliska.

Opera i Filharmonia przy Odeskiej

To budynek, który wzbudził nieco kontrowersji. Jest przepiękny, ale ta wielka bryła będąca dachem nazywana była przez wielu “niepotrzebnym klocem”. Dziś, gdy zarasta zielenią wygląda dużo ładniej niż wtedy, gdy opera zaczynała działalność. Sam budynek posiada łąki kwietne, po których można spacerować, posiada na dachu mini park z rzeźbą. Jest także przepiękny w środku. Wszystko tam błyszczy i zachwyca. Zarówno foyer, widownia jak i to co się znajduje za kurtyną.

Kampus przy Ciołkowskiego

To niesamowite połączenie czterech budynków z placem, na środku którego znajduje się kula to kolejny obiekt, który warto zwiedzić. Już samo jego otoczenie – Las Zwierzyniecki oraz alejki spacerowe za budynkiem – jest bardzo przyjemne. W środku warto zwrócić uwagę na znajdujące się tam ozdoby. Nie można sobie też odmówić przejścia z budynku do budynku szklanym korytarzem.

Stadion Miejski przy ul. Słonecznej

To co prawda nie jest obiekt tak wielki jak Stadion Narodowy, ale na skalę i możliwości Białegostoku absolutnie wystarczający. Stadion to nie tylko miejsce, gdzie rozgrywa swoje mecze Jagiellonia, ale też miejsce wielu innych imprez i koncertów. Obiekt bowiem to nie tylko trybuna i boisko lecz cały kompleks pomieszczeń. To wszystko warto właśnie zwiedzić. Okazji do tego jest wiele. Można też bez okazji.

Centrum Nowoczesnego Kształcenia PB przy Zwierzynieckiej

Ten budynek tak wtopił się w otoczenie, że nie rzuca się w oczy. Jednak z bliska widać z jakim wspaniałym architektonicznym dziełem mamy do czynienia. Dostrzegli to niektórzy twórcy disco polo, a także pary młode – wybierając otoczenie budynku na plener zdjęciowy. Budynek ma z jednej strony schody, na których można posiedzieć, a z drugiej również ciekawy architektonicznie plac. Warto też zajrzeć do środka.

Archiwum Państwowe przy Mickiewicza

To nowy budynek, który bardzo mocno wyróżnia się swoją bryłą oraz przede wszystkim kolorem. Ciemne, rdzawe barwy, które tworzą klimat historii i samego miejsca jakim jest archiwum, gdzie znajduje się mnóstwo pożółkłych już papierów to tylko jeden z elementów jaki zachwyci na miejscu. Całość to kompleks trzech budynków. Warto do nich zajrzeć i zobaczyć co mają do zaoferowania.

Featured Video Play Icon

Podlasie oczami znanej blogerki. Duuużo jedzenia.

Paulina to urodzona w Luksemburgu blogerka, która szukała swojego miejsca w życiu. W ciągu 8 lat mieszkała w trzech krajach w 7 różnych miastach, by na koniec powrócić do Luksemburga. W ostatnim czasie szczupła dziewczyna przyjechała na Podlasie. Oglądając film można jednak dojść do wniosku, że po tej ilości jedzenia z jaką miała tu do czynienia do ojczyzny wracała z pełnym brzuchem. Takie gościnne nasze Podlasie.

 

Na filmie, w którym Podlasie jest promowane możemy zobaczyć Krainę Otwartych Okiennic i miejscowość Soce, możemy też zobaczyć Białowieski Park Narodowy, a także mnóstwo jedzenia. Oczywiście na talerzu królowały pierogi i kartacze. Paulina także liznęła podlaskiej kultury – tworząc gliniane rękodzieło oraz ugniatając ciasto na tradycyjne wypieki. Oprócz tego Paulina posmakowała co to jest jazda drezyną przez Puszczę oraz lepiła pierogi oraz zjadła prawdziwą zupę grzybową.

 

Musimy przyznać, że Paulina to prawdziwa szczęściara, że mogła wystąpić w takim filmie. Teraz jej czytelnicy przeczytać mogą 10 powodów dla których warto odwiedzić Podlasie. Jakież to powody? Numer pierwszy to żubry. Tam na zachodzie są znane jako “bizony”. Drugi powód – las Puszczy Białowieskiej. Kolejny to jakżeby inaczej – jedzenie. A na zachętę blogerka obrazuje ten powód sękaczem.

 

Kolejne powody to wolno płynący czas oraz wsie zatracone w czasie, a razem z nimi mieszkańcy. Paulina zachwycona jest również kulturą słowiańską oraz florą i fauną Podlasia. W zachwyt wpadła także widząc carski wystrój. Jako zalety wskazała również możliwość obcowania z prawosławiem oraz bliskość granicy z Białorusią, do której też można się wybrać. My od siebie możemy tylko dodać, że w Białowieży i jej okolicach jest niesamowity klimat także zimą. Puszcza wtedy jest naprawdę jak z bajki!

 

Jeżeli nie macie problemów z angielskim, to możecie sami przeczytać co napisała o nas Paulina – tutaj.

Lasoterapia na Carskiej Tropinie. Poczuj magię Puszczy Białowieskiej!

Jesień w Puszczy Białowieskiej jest przepiękna. Złote kolory w połączeniu ze wschodami i zachodami słońca tworzą prawdziwie magiczną aurę. Warto wykorzystać dobrą pogodę na spacery po lesie. Wolne w weekend daje nam namiastkę wakacji. Ostatnie ciepłe dni można wykorzystać na przykład na długi spacer Carską Tropiną w Puszczy Białowieskiej. Warto zarezerwować sobie kilka godzin. Jakie atrakcje nas czekają?

 

Carska Tropina to bardzo stara droga, po której chodzili dawniej królowie. Dziś to miejsce, które ma głównie przyrodnicze walory. Po drodze oprócz bujnej roślinności możemy zobaczyć też panoramę Narewki z wysokiej wieży widokowej. Oprócz tego spacerując mijać będziemy wielkie dęby. To nie wszystko. Wędrując kładką będziemy mijać także bagna. Te w zależności od pory roku wyglądają naprawdę cudownie. Kolory na tafli wody tworzą niesamowitą mozaikę. Warto też wspomnieć o wilkach, których w tamtych rejonach nie brakuje. Oczywiście te mają bardzo dobry węch, dlatego już z dala nas poczują i będą trzymać dystans. Może jednak tak się zdarzyć, że zwierzę przebiegnie w zasięgu naszego wzroku. Nie tylko one – możemy napotkać też ostatnio aktywne jelenie lub inne dzikie stworzenia mieszkające w puszczy. Głównym atutem tego miejsca jest cisza, która przerywana jest tylko śpiewem ptaków. Obcowanie z naturą w tym miejscu daje dużo sił witalnych. Nie tylko odetchniemy pełną piersią, ale także uspokoimy wszystkie zmysły. Jest to tak zwana “lasoterapia”.

 

Jak dojechać na Carską Tropinę? Najlepiej dostać się do Narewki. Potem możemy piechotą iść nawet do Białowieży. Zajmie nam to około 5-6 godzin. 26 km na świeżym powietrzu dobrze nam zrobi. Możemy też skończyć w Teremiskach czyli 5 km wcześniej. Jeżeli chcemy szybciej wrócić, to najlepiej pożyczyć rower w Narewce i dojechać nim do Kosego Mostu. Wtedy pierwsze 8 km przejedziemy, a dopiero potem będziemy mogli wybrać się piechotą lub jeżeli chcemy więcej to zrobić kółko. Pamiętajmy, że szlaki turystyczne są oznaczone, dzięki czemu nie zgubimy się. Jednak dla wszystkiego lepiej mieć w pełni naładowany telefon, zapas jedzenia i wody. Trasa wiedzie przez bardzo głęboki las z dala od cywilizacji.

Featured Video Play Icon

Obserwowanie godów to świetna atrakcja. Jelenie potrafią toczyć ze sobą bitwy.

Chociaż minęło lato, to w Podlaskiem nie ma nudy. Wciąż można liczyć na wspaniałe atrakcje. Jedną z nich jest rykowisko. Czyli spędzenie nocy w lesie, by posłuchać godów jeleni. Można to zrobić na dwa sposoby – z leśnikami i samodzielnie. Wbrew pozorom noc w lesie nie jest taka straszna. Oczywiście lepiej wybrać się z kimś niż samemu. Wtedy nie będziemy bali się każdego szmeru. A tych nie zabraknie, bowiem gdy jest ciemno nasz zmysł słuchu wyostrzy się. Oczywiście to dobra okazja, by to wykorzystać do słuchania godów jeleni lub przy odrobinie szczęścia i umiejętności również obserwowania.

 

Czym właściwie jest rykowisko? Dorodne samce jak na facetów przystało spotykają się i zaczynają popisy przed innymi, próbując udowodnić sobie nawzajem kto jest mocniejszy. Robią to rycząc, co stanowi o ich wielkości czy sile. Gdy “samców-alfa” jest zbyt wiele w jednym stadzie, to dochodzi do bójek. Generalnie sceny przypominające zachowanie ludzi. Leśnicy i przyrodnicy wykorzystują czas rykowiska do obserwacji tych godów, a także do ich słuchania. Robią to także często turyści. Warto jednak pamiętać, że u jeleni hormony buzują i przez to mogą zaatakować również człowieka – dlatego nie należy absolutnie podchodzić do zwierzęcia zbyt blisko.

/napotkac-jelenia-lesie/

Jeżeli nie chcemy siedzieć w lesie samotnie lub nawet z kimś, to warto skorzystać z ofert nadleśnictw i parków narodowych, któe cyklicznie organizują wypady na rykowiska połączone z ogniskiem. Świetne przeżycie, dlatego polecamy!

Dziewczynka z konewką wkrótce zniknie? Jej czas zaczyna mijać…

Każdy wie i udaje że nie ma problemu. A problem jest. Oto mamy wspaniały mural – Dziewczynkę z konewką, który wzbudza zachwyt na całym świecie (skopiowano go w  Chinach czy Chorwacji). Niestety jest on namalowany na starej elewacji budynku, który powinien być wyremontowany. To kwestia czasu, gdy Dziewczynka z z konewką zniknie przez starość elewacji. Właścicielem budynku jest Uniwersytet w Białymstoku, który chciałby go sprzedać. Jeden potencjalny kupujący już był, ale wszystko rozeszło się po kościach. Mieszkańcy mocno protestowali, gdy zobaczyli plany inwestora. A w nich odnowienie elewacji całego budynku, po których Dziewczynka z konewką byłaby już przeszłością. Ostatecznie wszystko zablokował Minister Kultury, a budynek jest w rejestrze zabytków. Od tamtej sprawy minęło parę lat, a budynek jak stał tak stoi. Bez remontu, bez użytku, bo Wydział Chemii UwB jest już na kampusie.

 

W latach 30 ubiegłego wieku, gdy jeszcze nie było Al. 1 Maja (czyli dzisiejszej Al. Piłsudskiego) to w budynku przy nieistniejącej już ul. Szlacheckiej znajdowało się prywatne, żydowskie gimnazjum Dawida Druskina. W międzywojniu uznawana byłą ta szkoła za jedną z lepszych szkół prywatnych w mieście. Szkołę tą ukończyła między innymi znana wówczas aktorka Nora Ney, która ma swoją uliczkę w pobliżu ul. Skłodowskiej. Szkoła przestała działać w 1939 roku. Wybuchła wojna, a uczniowie już do szkoły nie poszli.

Sprawa z niesprzedaną kamienicą to cichy problem dla Uniwersytetu, bo mają budynek, w atrakcyjnym miejscu, którego nie mogą się pozbyć. Potencjalnych inwestorów odstrasza właśnie Dziewczynka z konewką. A konkretnie boczna elewacja budynku, która się sypie, a której nie można wyremontować, bo mural. Jeżeli jej się przyjrzymy to zauważymy w jak bardzo kiepskim stanie malowidło jest. Powstało 6 lat temu. Uczelnia nie planuje remontu, bo po co miałaby to robić skoro budynek jest na sprzedaż. Tylko nie ma nikogo, kto by budynek odkupił. Nawet białostocki magistrat nie jest nim zainteresowany.

 

Problem polega na tym, że inwestorzy chcieli kupić budynek za 2 miliony złotych. To było jednak w 2016 roku. Niszczejący budynek wciąż traci na wartości. Zaś Dziewczynka z konewką będzie się sypać razem ze starą elewacją. Wielkie, piękne malowidło, które ma gigantyczny potencjał promocyjny i przebojem stało się jednym z symboli miasta dziś jest także wielkim problemem. Trudno w tej sytuacji czekać aż mural zaniknie. Nie wiadomo nawet czy autorka Natalia Rak chciałaby go znów odmalować. To przecież kosztuje, a nie wiadomo kto miałby za to zapłacić. Zanim jednak by to zrobiła – to elewacja musiałaby zostać odnowiona, bo odmalowywanie muralu na starej nie ma sensu. Żeby jednak elewacja była wyremontowana budynek musi zostać sprzedany. A nowy właściciel wcale nie musi być zainteresowany odnawianiem muralu. Szczególnie, że ten sam w sobie nie jest pod żadną ochroną. Zabytkiem jest budynek. Jedno jest pewne, nie można stać z założonymi rękami – trzeba działać.

Kolej planuje Kolejową Obwodnicę Białegostoku. Protestom nie będzie końca.

PKP zaczyna się przymierzać do nowej inwestycji – Kolejowej Obwodnicy Białegostoku. Brzmi to bardzo ciekawie na pierwszy rzut oka, ale oglądając wstępne plany to misja samobójcza. Żeby je zrealizować spółka PKP Polskie Linie Kolejowe S.A. Centrum Realizacji Inwestycji Region Centralny będzie miała przeciwko sobie mieszkańców, którym chce pod domami budować tory, a także ekologów bo chce budować na terenach cennych przyrodniczo. Biorąc pod uwagę na to na jakim etapie jest planowana inwestycja można powiedzieć, że szanse na nią są marne.

 

Obecnie należy wykonać tak zwane “Studium Wykonalności” czyli przekładając na język ludzki – należy sporządzić taki dokument, w którym przeprowadzi się analizę czy obiektywnie jest sens robić ten projekt czy nie. Powody “za” są atrakcyjne. Mało kto wie, ale na naszych białostockich torach ruch jest całkiem spory – kursują pociągi osobowe, pośpieszne, towarowe. Korków nie ma, ale gdy będzie w pełni funkcjonować Rail Baltica oraz “Szprycha” na Centralny Port Komunikacyjny, to z pewnością połączeń kolejowych będzie jeszcze więcej niż teraz.

 

Dlatego ktoś wpadł na pomysł zbudowania “Kolejowej Obwodnicy Białegostoku” czyli nowej dwutorowej, zelektryfikowanej linii kolejowej, umożliwiającej połączenie linii Białystok – Warszawa i Białystok – Ełk w rejonie Stacji Białystok. Raczej nie po to by pociągi pasażerskie omijały Białystok, ale raczej te towarowe. Dodatkowo taka linia ma umożliwiać przejazd pociągów pasażerskich przez Stacje Białystok, bez konieczności zmiany czoła. Chodzi o to, że jeżeli pociąg starego typu ma podłączoną lokomotywę tylko z jednej strony (w nowych czoło jest z dwóch stron), to nie będzie trzeba odpinać tej lokomotywy, wyjeżdżać ze stacji, przestawiać torów i robić “oblotu” tak by pociąg mógł ustawić się z drugiej strony wagonów. Po prostu pociąg pojedzie dalej prosto, a następnie nową trasą zawróci w drugą stronę.

 

Wszystko brzmi pięknie, ale na pierwszy rzut oka widać już tu kilka minusów, które będą musiały być uwzględnione w takim Studium Wykonalności. Przede wszystkim zacznijmy od trasy tej obwodnicy. Są 4 warianty. Pierwsze 3 zakładają, że nowe tory będą skręcać na os. Białostoczek. Rzecz jasna częściowo ulegną likwidacji ogródki działkowe. Przypomnijmy ile czasu Tadeusz Truskolaski budował 900-metrowe połączenie Białostoczka i Dziesięcin, który również postanowił przebijać się przez działki. Protestów i problemów nie było końca. Zanim więc ruszyła inwestycja minęło bardzo wiele lat. Tym razem jest trochę łatwiej, bo działa tak zwana ustawa wywłaszczeniowa, ale w Polsce bardzo szybko zrozumiano jak ważna dla Unii Europejskiej jest ekologia. Dlatego też pierwszy wariant może mieć kłopoty bo już raz na działkach odnaleziono gatunek ptaka, którego nie można się pozbyć. Właśnie przy okazji realizacji 900-metrowej drogi.

 

Druga część pierwszych trzech wariantów to droga przeprowadzona przez Las Pietrasze. Co prawda nie jest on przyrodniczo wartościowy, bo został posadzony dość niedawno przez człowieka, ale wycinanie drzew w czasach mocnego kryzysu klimatycznego może nie być najlepszym pomysłem. Ponadto warto zobaczyć ile protestów jest przy okazji wycince Lasu Solnickiego pod lotnisko na Krywlanach.

 

W trzech pierwszych wariantach tory mają wychodzić z lasu w okolicy Kolonii Zawady oraz miejscowości Kolonia Osowicze. Co na to mieszkańcy? Wiadomo, że są zaskoczeni, że ktoś chce im budować tory pod domem. Mimo, że trasa nie będzie przebiegać bezpośrednio przez wsie tylko w oddaleniu, to każdy kto mieszka w pobliżu dworca wie jak głośne są pociągi. Tym bardziej słychać będzie je na wsiach. O ile w dzień nie będzie to problem, to nocą ciężkie składy towarowe dadzą popalić nieprzyzwyczajonym i tym, którzy uciekli z miasta od hałasu. Zapewne szykują się protesty.

 

Kolejnym problemem trzech pierwszych wariantów jest to, że trasa ma przebiegać przez dolinę rzeki Supraśl. Tą samą, którą na tym odcinku urzędnicy raz już zniszczyli dokonując niepotrzebnej melioracji. Mało kto wie, ale istnieje też unijna dyrektywa, która nakazuje przywracać naturalny stan rzek. Taki dokument może stanowić kolejny powód, by naprawić tereny cenne przyrodniczo, a nie budować na nich tory. Ponadto nie będzie można ich zbudować tak po prostu, bo każdej wiosny byłyby pod wodą. Dlatego w ramach inwestycji byłby wybudowany most kolejowy.

 

Jest jeszcze czwarty wariant. Również wiąże się z wycinką w lesie. Tory będą przebiegać pomiędzy miejscowościami Sielachowskie oraz Osowicze. Następnie mostem kolejowym nad rzeką Supraśl. Dalej, we wszystkich wariantach w okolicach Nowego Aleksandrowa przebiegać ma trasa aż do Dobrzyniewa Kościelnego, a dalej łącząc się z linią ełcką oraz warszawską.

 

Nie ma “najlepszego” wariantu. Pierwsze trzy zakładają dużą ingerencję – zabierając tereny działkowcom, wycinając drzewa, wywołują konflikt z mieszkańcami Kolonia Zawady i Kolonia Osowicze, ingeruje w tereny cenne przyrodniczo. W czwartym wariancie natomiast nic nie tracą działkowcy, ale linia przebiega pomiędzy większymi niż kolonie – Osowiczami i Sielachowskimi. Także ingeruje w tereny cenne przyrodniczo. Warto też dodać, że każdy z wariantów zakłada również zakłócenie spokoju mieszkańców Aleksandrowa oraz Dobrzyniewa Kościelnego.

 

Czy cenna dla Białegostoku inwestycja dojdzie do skutku? Trudno powiedzieć. Jeszcze bardzo wiele może się zmienić, ale jedno jest pewne protestom nie będzie końca.

Czy na Siennym Rynku coś można było kupić? Oj wiele…

Wielki plac na Siennym Rynku może sugerować, że znajdował się tam wcześniej bazar. Obecnie zagrodzony i pusty. Jaka była historia tego miejsca? Bardzo barwna. Zacznijmy od tego, że za czasów Branickiego dzisiejszy Sienny Rynek był poza miastem, dlatego też to miejsce było częścią większego obszaru, gdzie znajdowały się cmentarze. W tym konkretnym chowano ewangelików. Podczas ostatniego remontu ul. Młynowej, gdy wymieniano nawierzchnię – odkryto tam 400 grobów. Nekropolia funkcjonowała od końca XVIII wieku przez kolejne 100 lat.

 

XX wiek to czas bardzo krwawy dla Białegostoku i wielokrotna zmiana okupanta miasta. Międzyczasie na Siennym Rynku rozwijało się wielkie drewniane osiedle Chanajki. Rynek Sienny znajdował się pomiędzy ulicami Mazowiecką, Młynową, Suchą, Piękną, Surażską i Odeską. To właśnie tam białostoccy włodarze postanowili utworzyć nowy bazar i przenieść handlarzy spod gwarnego ratusza. Powstał też Rynek Rybny przy ul. Piwnej. Oba miejsca były połączone wyżej wspomnianą ul. Suchą.

 

Na Siennym Rynku można było kupić wszystko to wyprodukowali rolnicy. Po II Wojnie Światowej na Rynku Siennym pojawili się już wszyscy handlarze. Nie na długo, gdyż w PRL zaczęto odbudowywać zniszczone miasto co wiązało się także z jego rozwojem. Bazar z dotychczasowych obrzeży zaczął się przesuwać w kierunku ul. Bema, gdzie funkcjonował do 1992 roku. Międzyczasie zanikły ul. Sucha i Odeska. Surażska zmieniła się na Suraską.

Lata 90-te na Rynku Siennym to czas, gdy stał się on wielkim postojem dla taksówek bagażowych. Od rana do wieczora stali tam kierowcy gotowi na przewóz dużych gabarytów. W 1996 roku na dawnym cmentarzu postawiono wielką scenę i zorganizowano “Inwazję Mocy RMF FM”. Wielkie tłumy bawiły się na koncercie. Kolejne lata to kompletna zapaść tego miejsca. Po każdej ulewie tonęło ono w błocie. Kierowcy podskakiwali przejeżdżając przez “kocie łby”. Po dwóch stronach ul. Młynowej stały jednak drewniane domy, gdzie mieszkało wiele osób.

 

Od strony ul. Legionowej a wcześniej Mazowieckiej – wybudowano biały pasaż z żółtymi oknami i czerwonym dachem. Typowy fikuśny styl z lat 90-tych XX wieku. Obok powstały też inny budynek, który do dziś nie jest wykończony. W XXI wieku białostoczanie doczekali się wielkiego remontu Młynowej. Wymieniono tam nawierzchnię na kostkę, położono nowe proste chodniki. Zanikła także ul. Mazowiecka, zaś zastąpiła ją wielka Kaczorowskiego. Po Rynku Siennym został tylko pusty plac ograniczony do terenu dawnego cmentarza. Obecnie jest ogrodzony i przygotowywany pod skwer z miejscem pamięci.

Wizualizacja miejsca pamięci, gdy będzie ukończone.

Uderzać o świcie siedemnastego!

Mołotow oświadczył, że wystąpienie zbrojne Związku Sowieckiego nastąpi zaraz, być może nawet jutro (…) Stalin przyjął mnie o drugiej w nocy w obecności Mołotowa i Woroszyłowa i oświadczył, że Armia Czerwona przekroczy dziś rano o godzinie szóstej granicę sowiecką na całej długości od Połocka do Kamieńca Podolskiego. Dla uniknięcia nieporozumień prosił usilnie, aby lotnictwo niemieckie od dzisiaj nie przekraczało na wschód linii Białystok-Brześć-Lwów. Samoloty sowieckie rozpoczną już dzisiaj bombardowanie terenów na wschód od Lwowa.
— Friedrich-Werner von der Schulenburg, Ściśle tajne, nr 371

O 3 nad ranem oddziały Armii Czerwonej przekraczały polską granicę kierując się na Wilno, Grodno, Nowogródek i Kobryń. Zaskoczeni polscy żołnierze pełniący warte na pograniczach (kiedyś ochroną granic zajmowało się wojsko) szybko ulegli wrogowi. Sprawy nie ułatwił naczelny wódz Polski, który zalecił by unikać konfrontacji z Sowietami. Po kilku dniach z jednej strony armia niemiecka stała na linii Knyszyn – Białystok – Narew – Hajnówka – Brześć Litewski. Zaś po drugiej stronie Białostocczyzny znajdowała się armia rosyjska, która wyparła polskich żołnierzy z Białegostoku w nocy z 21 na 22 września 1939r.

5 dni po ataku Rosji na Polskę w 1939 roku żołnierze radzieccy dotarli do Białegostoku. Wtedy też okupujący miasto Niemcy przekazali Rosjanom władanie grodem. Akt przekazania odbył się w dzisiejszym Pałacu Branickich. Wówczas budynek nie przypominał go, gdyż został ogołocony całkowicie z “polskości”. Tylko w pokoju, gdzie spotkały się delegacje obu agresorów na ścianie uchował się polski orzeł.

Orkiestra grała „Deutschland, Deutschland uber Alles”. Obie kompanie sprezentowały broń i flaga ze swastyką zaczęła się opuszczać. Do masztu podszedł oficer sowiecki i założył inną, czerwoną flagę, z sierpem i młotem. Na balkonie Pałacu zawisł wielki portret Stalina. Po oficjalnym przekazaniu miasta – Rosjanie i Niemcy udali się na wspólny obiad do hotelu Ritz. Białostoczanie automatycznie stali się obywatelami ZSRR, Białystok zaś stolicą Zachodniej Białorusi. Z takiego obrotu spraw cieszyli się Żydzi, którzy uważali że przy Sowietach będą bezpieczniejsi. Słyszeli bowiem jak traktowani są inni Żydzi w Niemczech. Nie były to jeszcze czasy Holocaustu, ale spirala nienawiści już narastała.

 

Z nową sytuacją nie mieli problemu również mieszkający w mieście Ukraińcy i Białorusini. Rosjanie byli im bliżsi kulturowo niż Niemcy. Ponadto pamiętali “Bieżeństwo” czyli masowe wygnania i wysiedlenia osób prawosławnych w 1915 roku. Z obszarów na wschód od Białegostoku wyjechało nawet osiemdziesiąt procent mieszkańców. Wędrowali w skwarze, bez wody i jedzenia. Niemieckie samoloty bombardowały wojsko, nie szczędząc uciekinierów. Przy drogach pozostały mogiły, a część ciał była niepogrzebana. Wybuchły epidemie oraz doszło do masowej śmierci dzieci.

 

Po takich pamiątkach trudno więc winić za przyjazne nastawienie Żydów, Ukraińców oraz Białorusinów do Rosjan. Polacy naturalnie traktowali ich jak agresorów i wrogów. Niestety, prawda jest brutalna niewiele mogli. Cios z Rosji był potężny, ale nie oszukujmy się, nawet gdyby takowy nie nastąpił, to Hitler bez problemu by zajął pozostałe polskie Kresy, do których jeszcze niemieckie wojska nie dotarły.

 

Polskie wojsko w II RP było fatalne. W czasie wybuchu II Wojny Światowej – mieliśmy milion żołnierzy przeciwko prawie 2 milionowej armii Niemiec. Ta w 2 tygodnie zajęła połowę kraju. Dlatego, gdy Stalin 17 września dołożył do siebie jeszcze 600 000 żołnierzy, to tym bardziej nie mieliśmy szans. I to na własne życzenie. W 1939 roku mężczyzn zdolnych do służby wojskowej było w Polsce około 4,5 mln. Tylko połowa miała przeszkolenie wojskowe. Polacy na modernizację armii, fortyfikacje i zapasy mobilizacyjne wydawali 1/8 wojskowego budżetu. Reszta była przejadana przez żołnierzy, oficerów oraz przeznaczana była na utrzymanie potężnej ilości koni, gdy prężnie rozwijała się już motoryzacja. Swoje dołożyła także rozdmuchana administracja wojskowa. Przegraliśmy, bo militarnie byliśmy gotowi na kolejną I Wojną Światową oraz dlatego, że wierzyliśmy że przyjdą nam z pomocą sojusznicy. 

 

Okupacja Białegostoku przez Rosjan trwała do 22 czerwca 1941 roku. Wówczas wybuchła wojna niemiecko-sowiecka.

Featured Video Play Icon

Tak pozytywnego klipu o Białymstoku jeszcze nie było. “Jesteśmy wizytówką miasta”.

“Jesteśmy wizytówką miasta, chcemy tu dorastać, razem tworzyć, w nas jest pasja”. To główne przesłanie najnowszego klipu, gdzie raper Cira razem z grupą Winnica bardzo ciepło pokazują Białystok. Warto zwrócić uwagę również na sam montaż, gdyż jest bardzo nietypowy. Otóż sceny nawiązują do nazwy całego mini-albumu “Pocztówki z miasta B. cz.2”. Na klipie możemy zobaczyć Rynek Kościuszki, katedrę, Pałac Branickich, Teatr Dramatyczny czy też Operę. 

 

Przesłanie piosenki “Wizytówka miasta” jest proste, by młodzi pomagali mamie, odwiedzili dziadków, a przede wszystkim zajęli się czymś pożyteczniejszym niż granie w gierki. W tekście są także przedstawiane propozycje spędzania czasu w mieście. Zajęcia w Młodzieżowym Domu Kultury, chodzenie do galerii sztuki zamiast do galerii handlowych czy też pójście do skateparku. Młodzi zaś w odpowiedzi dla Ciry śpiewają o tym właśnie, że są wizytówką miasta, chcemy tu dorastać, razem tworzyć bo w nich jest pasja. Wszystko ma bardzo ciepły charakter. Wspominani młodzi to członkowie scholi “Winnica”, która prowadzona jest przez księdza Wojtka Trzaskę.

 

Z albumu “Pocztówki z miasta B. cz. 2” pochodzi również kawałek “Druga pocztówka”, gdzie Cira zabiera widzów na spacer po mieście nocą. 

Featured Video Play Icon

Kultowe filmy i seriale kręcone na Podlasiu. Było tego całkiem sporo!

Dawniej większość polskich filmów realizowano w Warszawie bądź w Łodzi. Każdorazowo realizacja pochłaniała gigantyczne kwoty. Z biegiem czasu technika jednak się zmieniła, dzięki czemu można zaoszczędzić wiele pieniędzy. Dziś żyjemy w czasach, gdzie filmy kręcić można telefonem komórkowym – co już w praktyce można było zobaczyć na przykład u Smarzowskiego w Drogówce. W czasach, gdy się kręciło filmy na taśmie mimo wspomnianych lokalizacji – byli tacy, co nagrywali także w dzisiejszym województwie podlaskim. Warto też wspomnieć o wielu wspomnieniach o naszych terenach w dialogach.

Filmy, gdzie wspominano o nas

Zacznijmy właśnie od tego. Na pewno wszyscy pamiętają kultowy film Miś. Jego bohaterem jest Ryszard Ochódzki (Stanisław Tym), który wciela się w role chytrego prezesa klubu sportowego “Tęcza”. Na swoim stanowisku może robić różne “wałki”. Film został zrealizowany przez Stanisława Bareję. Kiedy reżyser zmarł, to Sylwester Chęciński postanowił kontynuować “przygody” Ochódzkiego. Akcję filmu Rozmowy kontrolowane osadził w czasach stanu wojennego. Jednym z wątków była przeprowadzka Ochódzkiego do Suwałk, gdzie mówiąc krótko “narobił bigosu” tak dużego, że ponoć sam Jaruzelski nie spał. Kadry dotyczące Suwałk były dość ogólne lub w pomieszczeniach, więc raczej nie były realizowane w Suwałkach. Jednak najbardziej zapamiętanym tekstem z filmu było “Niech i Suwalszczyzna odznaczy się politycznie”.

 

Sam Bareja w “Nie ma róży bez ognia” robił nawiązania do Łomży. Mieszkała tam porzucona przez Dąbczaka żona. Samego miasta nie pokazano. Podobnie jak w serialu 07 zgłoś się. Realizowało go kilku reżyserów. Głównie jednak Krzysztof Szmagier, który był autorem scenariusza. W jednym z odcinków jest nawiązanie do Białegostoku. Podczas dialogu porucznika Borewicza z prostytutką rozmawiali o naszym mieście jako o miejscu przypominającym zesłanie. W innym odcinku akcja toczyła się rzekomo w Augustowie.

Filmy, gdzie nas pokazano

Sztandarowym produktem i jednocześnie ponadczasową laurką jest U Pana Boga za piecem. Nie będziemy po raz kolejny rozpływać się nad tym filmem, ale zachęcamy do przeczytania i obejrzenia zdjęć w naszym materiale, gdy odwiedziliśmy sceny filmu po 20 latach. Dodajmy tylko, że 3 filmy U Pana Boga za piecem były kręcone w Sokółce, Wierzchlesiu, Supraślu, Tykocinie i w Białymstoku.

 

Ekranizacja lektury szkolnej – Nad Niemnem również była częściowo realizowana u nas. Po drodze z Zabłudowa do Bielska Podlaskiego znajduje się miejscowość Koźliki. To tam została nagrana scena żniw. Ponadto tytułowy Niemen to tak naprawdę Bug. W miejscowościach Gnojno i Wasilewo. Trochę dalej bo w Bielsku Podlaskim realizowano natomiast kultowego Znachora. Dziś już miasteczko wygląda trochę inaczej.

 

 

Kolejny kultowy film – Piłkarski Poker – został także częściowo realizowany w Białymstoku. W jednej ze scen można zobaczyć jak przy dworcu kolejowym stoją… furmanki. W filmie padł również kultowy tekst “Co jak co, ale społeczeństwo białostockie jest ofiarne” – w kontekście tego, jak kibice zrzucili się na łapówkę dla sędziego, by ten nie skrzywdził fikcyjnej drużyny “Biała Białystok”.

 

 

Warto też wspomnieć o filmie Smarzowskiego – Wołyń. Reżyserowi tak przypadł do gustu most w podłomżyńskim Bronowie, że zrealizował tam jedną ze scen. Można też przypomnieć o tym, jak w kompletnej tajemnicy z samego Hollywood przyjechała ekipa nad Siemianówkę, by zrealizować jedną ze scen Opowieści z Narnii: Lew, czarownica i stara szafa.

Seriale

Akcja kultowego serialu Blondynka dzieje się w Supraślu. Natomiast produkcja serialu Kruk była częściowo realizowana w Czarnej Białostockiej (także w charakterystycznym zajeździe), Kruszynianach oraz w Białymstoku. W TVN można było oglądać Chyłka – Zaginięcie. Akcja toczyła się w Kolnie i Augustowie. Białystok odwiedził też Tomasz Karolak i Małgorzata Kożuchowska gdzie nagrywano odcinek serialu Rodzinka.pl. Warto podkreślić, że to nie wszystkie produkcje. Było ich dużo więcej, ale są znane prawdziwym koneserom kina!

Featured Video Play Icon

Te 4 wsie znajdują się obok siebie. W każdej są inne atrakcje!

Kruszewo to miejsce, które raz do roku ściąga do siebie tłumy za sprawą Dnia Ogórka. W tym roku ne było inaczej. Warto jednak wiedzieć, że Kruszewo dobrze jest odwiedzić nie tylko od święta, ale przy każdej możliwej okazji. Znajduje się tam bowiem zerwany most oraz od niedawna prywatna wieża widokowa. Dobrze jest też się wybrać na drugą zerwanego mostu czyli do Kurowa. Tam zwiedzający mogą spacerować po kładce przyrodniczej nad rzeką. Raz do roku odbywa się tam także Biesiada Miodowa. Idealnie by było zahaczyć jeszcze o pobliskie Śliwno i Waniewo. Jednak w tym roku to pechowe miejsce. Najpierw było zamknięte z powodu remontu. Po ponownym otwarciu nadmiar chętnych doprowadził do wywrócenia jednej z platform służącej do przepraw. To spowodowało zamknięcie kładki. Gdy po kolejnej dłuższej przerwie otwarto kładkę, to stan wody w Narwi spadł na tyle, że przeprawa znów stała się niemożliwa.

 

Ten swoisty czworokąt w Narwiańskim Parku Narodowym ma wiele do zaoferowania. W Kurowie oprócz kładki znajduje się też zabytkowy dworek z parkiem. Sama kładka ma 1 km długości i prowadzi przez bagna. Zwiedzający zobaczyć mogą z bliska trzcinowisko, turzycowisko, rzekę, dziką łąkę oraz zarosła. Wszystko na miejscu jest obszernie opisane na tablicach. Dodatkowo – gdy Narew pozwala – można skorzystać z Pychówek. Są to specjalne łódki, którymi można zwiedzać park narodowy z pozycji tafli wody. Po drugiej stronie zerwanego mostu w Kruszewie jest doskonałe miejsce widokowe. Siedząc na skraju konstrukcji można wypocząć. Warto też dodać, że sama droga prowadząca do mostu jest atrakcyjna. Po obu stronach znajdują się bowiem rozległe bagna i zarośla. Przy odrobinie szczęścia można napotkać łabędzie.

 

Waniewo oprócz kładki ma do zaproponowania jeszcze wieżę widokową, z której możemy podziwiać nie tylko przyrodę. Otóż w zarośla przy rzece jeden z gospodarzy często wypuszcza swoje konie. Ich obserwacja może być fascynująca. W Śliwnie natomiast również możemy napotkać koniki. Znajduje się tam również wiata, gdzie możemy urządzić sobie piknik. Jeżeli wybierzemy się na środek kładki łączącej obie wsie to tam również jest wieża obserwacyjna. Świetne miejsce by posiedzieć i porozmyślać patrząc na przyrodę.

Puszcza Białowieska w ogniu! Stan zagrożenia jest olbrzymi. Ludzie muszą otworzyć oczy!

Kilka tygodni temu pisaliśmy o tym jak drastycznie wzrasta zagrożenie pożarem w Puszczy Białowieskiej. Kilka dni temu pisaliśmy, że Polska w ciągu kilku najbliższych dekad może stracić 75 procent lasów. To straszne, ale scenariusz ten realizuje się na naszych oczach. 9 września doszło do pożaru w Puszczy Białowieskiej. Ogień strawił 1,5 hektara lasu! Martwy świerk upadając, przewrócił się na linie energetyczną powodując jej zerwanie po czym powstało zarzewie pożaru. Pożar rozprzestrzenił się w trybie natychmiastowym. W ciągu pół godziny ogień pochłonął hektar lasu. W ciągu następnej pół godziny kolejne pół hektara. Dodatkowo akcję utrudniał silny wiatr, który rozdmuchiwał ogień. Strażacy walcząc z żywiołem z ziemi i powietrza na szczęście uratowali Puszczę. Jednak ten pożar jest jednym z wielu jaki dotyka ten rejon. W tym rou aż 10 razy doszło pożaru w okolicy Puszczy Białowieskiej. W popularnym kompleksie leśnym znajduje się aż 7 milionów ton martwego drewna. Ponadto panuje susza.

Brak opadów oznacza znaczny spadek wód gruntowych. Zjawisko to jest obserwowane już od kilku lat. Corocznie poziom wody spada o 20-30 cm, jest to katastrofalne w skutkach dla drzewostanów. Najbardziej wrażliwe są gatunki drzew o płytkim systemie korzeniowym. Zjawisko suszy hydrologicznej negatywnie wpływa także na gatunki wymagające żyznych i wilgotnych siedlisk, takie jak dąb i jesion, które są osłabione.

 

Koalicja Kocham Puszczę oskarża Lasy Państwowe oraz nadleśnictwo o zaniedbania, które doprowadziły do pożaru. Wymieniają brak planu zapobiegania pożarom, brak urządzeń piętrzących wodę, wykonanie rozległych wycinek, które zwiększyły zagrożenie pożarowe. Ponadto członkowie Koalicji Kocham Puszczę zauważyli iż pożar miał miejsce w nasadzeniach wykonanych przez nadleśnictwo, które są bardziej podatne na pożar niż dojrzałe lasy. Zdaniem członków organizacji nie powinno się wykonywać takich nasadzeń.

 

 

Warto jednak zwrócić uwagę na coś innego. Ludzie muszą otworzyć oczy. Trwają właśnie poważne zmiany środowiskowe i dotykają one także nasz region. Stan zagrożenia jest olbrzymi. Suche martwe świerki cały czas padają na drogi, szlaki turystyczne i linie energetyczne. Naukowcy rekomendują zasadzie drzew na 2 milionach hektarach powierzchni Polski. Tam gdzie grunty są najsłabsze, tam gdzie są góry i zlewnie rzek. Według nich potrzebujemy 11 mln hektarów lasów. Czyli musimy zwiększyć poziom drzew z obecnego o 5 procent. Do tego należy przywrócić naturalne koryta rzek, które powodowały, że woda płynęła powoli rozlewając się po całej okolicy. Teraz koryta rzek są jak rury. Woda szybko spływa do morza. W ten sposób pozbywamy się nawodnienia na gigantycznych obszarach kraju.

Kuriozalna sytuacja w komunikacji miejskiej. Gapowicze dostaną zniżki.

O tym jak zła jest Białostocka Komunikacja Miejska można napisać książkę. Tym razem przebito chyba wszystko do tej pory. Otóż ktoś wpadł na “genialny” plan wyposażenia kontrolerów w terminale płatnicze. Teraz będzie taka oto sytuacja. Gapowicz został przyłapany? A to nie szkodzi może na miejscu zapłacić za swoje przewinienie kartą. Dodatkowo dostanie w promocji 100 zł zniżki. Jest to tak kuriozalne, że aż trudno uwierzyć, że prawdziwie.

 

Każdemu zapewne zdarzyło się jechać na gapę. Mogła to być sytuacja losowa. Dawniej były w mieście kioski (ale prezydent w większości kazał je likwidować, żeby brzydko się nie prezentowały), gdzie było można kupić bilet papierowy. Dzisiaj trzeba szukać sklepu, a i nie w każdym są bilety. Generalnie miasto od lat ma gdzieś dystrybucję biletów papierowych. Ceny hurtowe niewiele różnią się od detalicznych, przez co sprzedawcom nie opłaca się biletów sprzedawać. Niektórzy mimo wszystko to jednak robią.

 

Mamy jednak XXI wiek i można kupić bilety na różne sposoby elektronicznie. Niestety wadą tych rozwiązań jest wcześniejsze przygotowanie się do podróżowania autobusem. Tzn. rozwiązania te wykluczają spontaniczną potrzebę jazdy autobusem. Można też kupić u kierowcy, ale trzeba mieć odliczoną kwotę. Kierowcy jednak w większości wydają resztę, chyba że jednak nie mają. W Warszawie, gdzie jest bardzo dobrze zorganizowana komunikacja miejska trzeba naprawdę nie chcieć kupić biletu. Są one dostępne dosłownie wszędzie – w sklepach, kioskach, automatach przy przystankach orz automatach w autobusach. W Białymstoku dopiero planuje się biletomaty. Być może pojawią się jeszcze w tym roku.

 

Generalnie w Białostockiej Komunikacji Miejskiej dojdzie po kilkunastu latach znów do sytuacji, że tak jak w Warszawie – bilet będzie można kupić dosłownie wszędzie zatem na gapę będzie można jechać tylko celowo. Kuriozalne jest to, że zamiast zachęcać ludzi do jazdy z biletem, to daje się im jeszcze zniżki. W sytuacji, gdy można kupić bilet w każdym miejscu, to mandat powinien być dotkliwy.

Budynek z tajemnicą w centrum miasta. Tutaj działali masoni.

Fundamentaliści muzułmańscy, ortodoksyjni Żydzi oraz katolicy – ich wszystkich coś łączy. Wspólna niechęć do wolnomularzy, którzy bardziej znani są jako masoni. Na świecie nadal działają tajne loże, a w Białymstoku do dziś pozostała po nich wielka pamiątka. Budynek z tajemnicą przy ul. Kilińskiego.

 

Masoneria to ruch z czasów Oświecenia, który skupiał bogatych mieszczan oraz arystokratów. Głosili oni jak na tamte czasy “herezje”. Była to idea braterstwa bez względu na pochodzenie, stan społeczny czy religię. Coś, co dla wielu było nie do pomyślenia. Ruch masoński był jednak coraz modniejszy, a jego członkami zostawali nawet królowie. Atrakcyjne dla wszystkich była tajność stowarzyszenia oraz stopnie wtajemniczenia. Ruch masonów przywędrował równie do Polski, gdzie w 1721 roku w Warszawie założono pierwszą lożę. W Białymstoku mniej więcej masoni zorganizowali się dopiero 50 lat później. Wówczas członkowie loży “Przyjaźń” spotykali się gdzieś na wschodzie miasta. Warto pamiętać, że to były czasu Hetmana Branickiego i Wersalu Podlaskiego. Białystok wtedy nie miał nawet 2 tysięcy mieszkańców.

 

Warto wiedzieć, że wielkim przyjacielem Branickiego był wojewoda mazowiecki Andrzej Mokronowski – jeden z głównych masonów w I Rzeczypospolitej. Zatem można przypuszczać, że “Przyjaźń” spotykała się za wiedzą i akceptacją białostockiego hetmana. Nie podziałali jednak masoni zbyt długo. Wkrótce “Przyjaźń” została zastąpiona przez “Złoty Pierścień”, która wchodziła w skład Wielkiej Loży Cnotliwego Sarmaty w Warszawie. W 1795 roku nastąpił trzeci rozbiór Polski. Białystok został przekazany w ręce Prusów. W mieście pojawili się nowi mieszkańcy. Niektórzy z nich działali dotychczas w lożach masońskich, zatem i w Białymstoku uformowano takową. Loża “Zum Golden Ring” przejęła nazwę po poprzedniczce, podporządkowana była Berlinowi. W 1806 roku do tajnego stowarzyszenia należało 45 osób. Składający się z oficerów, urzędników oraz pracowników sądowych. Wszyscy oczywiście pruscy. Wyjątek stanowił Feliks de Michelis – nadworny lekarz Izabeli Branickiej. Do loży należał też inny Polak – Filip Nereusz Kamiński – urzędnik administracji.

Pruscy masoni postanowili zbudować sobie stałą siedzibę w mieście. Wybrano lokalizację przy jedynym kościele w mieście. Stała tam wozownia, która została zburzona. W jej miejsce postawiono okazały budynek, który ma dosyć ciekawą konstrukcję architektoniczną. Otóż budynek jest tak ustawiony, by osoba z ulicy nie zwracała uwagi na północno-wschodni narożnik. Od wschodu jest on zasłonięty pierzeją ul. Kilińskiego. Natomiast od północy biegnie ul. Kościelna, przez co przechodząc obok budynku zwraca się uwagę na kościelny ogród. Prawdopodobnie to właśnie w tym narożniku odbywały się tajne spotkania. Loża “Zum Golden Ring” przetrwała do 1807 roku. Wtedy Białystok przeszedł pod panowanie Rosjan. Car w 1792 roku zakazał “sztuki królewskiej” czyli wolnomularstwa. Prusacy, którzy nie wyjechali z miasta musieli się pogodzić z końcem ich loży w Białymstoku.

 

W 1818 roku białostocka loża masońska została wskrzeszona. Wówczas Car Aleksander I nie miał nic przeciwko masonerii. Przewodniczącym został Feliks de Michelis. Powrócono do polskiej nazwy “Złoty pierścień”. Spotkania znów odbywały się przy ul. Kilińskiego. Ich działalność trwała jednak krótko. Polska była kongresowym królestwem złączonym z Rosją. Rodacy dążyli jednak do niepodległości. Car obawiał się, że w lożach członkowie będą głosić hasła dążące do obalenia jego władzy i przywrócenia Polsce suwerenności. Dlatego też rosyjscy urzędnicy próbowali kontrolować działanie lóż. Ostatecznie ruch w Białymstoku został zawieszony aż do I Wojny Światowej.

 

W 1916 roku loże próbowali znów wskrzesić niemieccy oficerowie, którzy okupowali Białystok. Kolejna próba miała miejsce już w 1927 roku, ale niewiele o niej wiadomo. Budynek przy ul. Kilińskiego służyć zaczął za prywatne mieszkania, potem uczono się w nim baletu. W 1944 roku Niemcy jak większość budynków w Białymstoku zniszczyli. W PRL dzięki Stanisławowi Bukowskiemu – odbudowano dawny gmach masonów. W 1954 utworzono tam bibliotekę, która działała tam jeszcze w 2016 roku. Później przy Kilińskiego działalność rozpoczął jeden z departamentów Urzędu Marszałkowskiego. Po masonach zostały tylko legendy.

Znani aktorzy w Białymstoku. Kręcili tu popularny serial.

Małgorzata Kożuchowska oraz Tomasz Karolak to popularna aktorska para z serialu Rodzinka.pl. To właśnie kolejny odcinek kręcono właśnie w Białymstoku. Nagrywany odcinek powstaje z inicjatywy urzędu marszałkowskiego w ramach promocji regionu. Oprócz Białegostoku realizacja będzie również w Supraślu. Warto dodać, że Rodzinka.pl to bardzo popularny serial emitowany w TVP.

 

Warto zauważyć, że serial, w którym mieszkańcy całej Polski mogą zobaczyć Białystok może dać bardzo pozytywny efekt. W ostatnim czasie nasze miasto mogło w Polsce kojarzyć się głównie źle. Najpierw pewien przestępca uczynił sobie biznes ze szkalowania Białegostoku, przez co ogólnopolskie media urządziły sobie festiwal uderzania w stolicę Podlaskiego, która jest rzekomo “rasistowska”. Potem na domiar złego, niczym samospełniająca się przepowiednia został zorganizowany marsz równości, na którym doszło do przepychanek. Dlatego serial rodzinka.pl, a zaraz za nim wielki koncert w Polsacie to miła odmiana dla tego obrazka, jaki dominował do tej pory. Ostatnio taka miła odmiana była 20 lat temu przy okazji premiery “U Pana Boga za piecem”.

 

Rodzinka.pl opowiada o Boskich, pięcioosobowej rodzinie mieszkającej w Warszawie. Panią domu jest Natalia (Małgorzata Kożuchowska), szefowa wydawnictwa pism kobiecych. Jej mężem jest Ludwik (Tomasz Karolak), architekt. Razem wychowują trójkę dzieci: Tomka (Maciej Musiał), Kubę (Adam Zdrójkowski) i Kacpra (Mateusz Pawłowski). Serial na antenie TVP2 pojawił się 2010 roku. Od tej pory widzowie mieli okazję oglądać 15 sezonów opowiadających o perypetiach rodziny Boskich. A już 8 września premiera kolejnej odsłony Rodzinki.pl.

Featured Video Play Icon

Krowie wyspy na Podlasiu. Autorzy magicznego filmu o naszym regionie znów ukazują nieznane.

Najbardziej kojarzeni są z filmu “Cząstka Podlasia”, którego nagrywanie zajęło im 5 lat. Można na nim oglądać magię naszego regionu – mnóstwo przepięknych widoków jak z baśniowej krainy. Tymczasem to  wszystko dzieje się tak niedaleko nas. Film w wersji skróconej można oglądać w internecie.

Tym razem twórcy postanowili nagrać serię “Po drugiej stronie”. Zaczęli od “krowich wysp”. Słyszeliście, że jest coś takiego w naszym regionie? My też nie. Dlatego warto zobaczyć. Krowie wyspy znajdują się nad Zalewem Siemianówka. Jest to “koniec świata”. Samodzielnie ciężko się tam dostać gdyż jest on otoczony bagnami. W tym przypadku jednak nie działa zasada “im dalej w las tym ciemniej”. Tutaj jest im dalej tym piękniej. Autorzy postarali się pokazać wspaniałe, nieznane miejsce jak najlepiej. I to im się udało. Dodatkową zaletą filmu jest ich osobista narracja. Na pierwszy rzut oka wygląda super i cóż… czekamy na kolejne odcinki twórców.

 

Featured Video Play Icon

W Białymstoku będzie coraz goręcej, a Podlasie może stracić swoje lasy!

W 1960 roku w Białymstoku wystąpiły tylko 2 dni, gdy temperatura przekroczyła 32 stopnie Celsjusza. Gdy naukowcy zorientowali się iż ma miejsce ocieplenie klimatyczne, to zaczęli wyliczać upalne dni (takie powyżej 32 stopnie) jakie mogą mieć miejsce w przyszłości. Dla Białegostoku w 2019 roku liczba tych dni wynosi średnio 7 do 15 dni. Mamy końcówkę lata i już widać, że prognozy się potwierdziły. Zatem należy zakładać, że prognozy na dalszą przyszłość również się potwierdzą.

 

Należy pamiętać, że temperatura nie skacze nagle do 32 stopni tylko najczęściej rośnie gdy na danym obszarze występuje wyż. Najpierw taki Białystok jest jego obrzeżach, następnie w jego centrum. Zupełnie jak z innymi zjawiskami atmosferycznymi. Dlatego liczba dni z upałami pokazuje też, że gorąco będzie dużo dłużej niż statystycznie. Ponadto trzeba zwrócić uwagę, że 32 stopnie to są w cieniu. Natomiast na słońcu jest dużo goręcej. Nie wiadomo jak bardzo, bo pomiar temperatury powietrza jest prawidłowy tylko wtedy, kiedy dokonuje się go w miejscu silnie zacienionym, na wysokości 200 centymetrów nad gruntem, na wolnej przestrzeni, z dala od miejsc zabudowanych. Jednak wystarczy wyjść na słońce, by poczuć że jest dużo goręcej.

 

W ciągu kolejnych 50 lat liczba dni, w których przekroczone będą 32 stopnie wyniesie w Białymstoku co najmniej 15. Wtedy w Warszawie będzie takich dni około 40. Obecnie występuje ich tam około 25. Ekstremalne upały nie grożą za to Łodzi. Tam prezydent miasta idzie pod prąd i nie ulega głupim trendom wycinania starych drzew zamieniając je na beton i małe drzewka. – Nie możemy czekać bezczynnie i patrzeć, jak nasze miasta zamieniają się w pustynie, na osiedlach zabraknie wody, a plastikowe śmieci zasypią nasze ulice – mówiła w czerwcu Hanna Zdanowska, prezydent Łodzi. Zapowiedziała zieloną rewolucję. Za 10 lat Łódź stanie się wola od smogu z węglowych pieców oraz plastiku. W mieście posadzone zostanie 50 tys. drzew.

 

Jej śladem powinny pójść wszystkie polskie miasta. Jak wyliczyli naukowcy Polskiej Akademii Nauk – współcześni 30-40 latkowie mogą dożyć czasów, gdy z naszego kraju zniknie 75 proc. drzew! Warto tutaj dodać, że jak nie będzie drzew to zniknie też bardzo wiele gatunków innych roślin, grzybów a nawet zwierząt! Obecnie lasy zajmują 30 proc. powierzchni naszego kraju. Tylko województwo podlaskie może poszczycić się Puszczą Białowieską, Puszczą Knyszyńską oraz Puszczą Augustowską. Jeżeli będziemy biernie się przyglądać, to zamiast tych kompleksów leśnych będzie tak samo jak na bieszczadzkich szczytach. Wszędzie stepy.

 

Naukowcy rekomendują zasadzie drzew na 2 milionach hektarach powierzchni Polski. Tam gdzie grunty są najsłabsze, tam gdzie są góry i zlewnie rzek. Według nich potrzebujemy 11 mln hektarów lasów. Czyli zwiększyć poziom drzew z obecnego o 5 procent. Patrząc na wycinki w miastach i betonowanie wszystkiego co się da – zdaje się na razie idziemy w odwrotnym kierunku.

Tajemnice Białegostoku. Chociaż są od dawna, to mało kto o nich wie.

Przeglądając różne przewodniki turystyczne, blogi i inne materiały dotyczące Białegostoku można zauważyć, że wszystko kręci się wokół Pałacu Branickich, Rynku Kościuszki czy też białostockiej Katedry. Tymczasem nawet nasze miasto ma swoje tajemnice, o których nawet mieszkańcy znający miasto na wylot mogą nie wiedzieć. A można się dowiedzieć o nich na przykład z filmów na YouTube, które tworzone są przez różnych pasjonatów, którzy podchodzą do naszego miasta “na świeżo”.

Wieża widokowa

Jedną z takich tajemnic jest fakt, że wieża Kościoła Św. Rocha ma otwarty dla zwiedzających punkt widokowy. Było to wiadome kilka lat temu, gdy go uruchamiano, jednak sprawa jakoś przycichła i się rozmyła i wydawać się mogło, że to zbyt dużo zachodu, by wejść na punkt widokowy. Nic bardziej mylnego. Panoramę miasta można podziwiać od poniedziałku do soboty w godz. 9.00 – 16.00 zaś w niedzielę i święta od 14.00 do 17.00. Punkt widokowy jest odpowiednio zabezpieczony. Jedynie trzeba pokonać trochę schodów idąc w kółko. Na pewno warto to zrobić. Widoki wspaniałe a i wchodzenie po schodach jest zdrowe!

Dziewczynka z konewką

Drugą z takich tajemnic jest fakt, że na muralu z dziewczynką z konewką są też inne postacie. Mało kto o nich wie, gdyż są malutkie i trzeba podejść naprawdę bardzo blisko, by je zobaczyć. Wszak zgodnie z legendą dziewczynką z konewką jest wielkoludem. Dlatego malutcy ludzie u jej stóp są oczywistością, jednak jakoś zawsze pomijani. Poza tym mało kto podchodzi do muralu, by popatrzeć na niego z bliska. Wszak jego rozmiar jest taki, by był widoczny z daleka. Warto jednak pamiętać, że każde dzieło sztuki nie tylko jest odbierane jako całość. Bardzo często dużą rolę grają detale. Tak jest i w tym przypadku.

Rzeźba na dachu

Opera i Filharmonia Podlaska to przepiękne miejsce, na które można wchodzić nie tylko do środka. Można też spacerować w otoczeniu pięknych łąk dookoła budynku. To jednak wiadomo, bo widać z ulicy. Niewiele osób jednak wie, że można również wejść na sam dach budynku, na którym widnieje osobliwa figura, która miała być pomnikiem Czesława Niemena. Wdowa po artyście nie wyraziła jednak na to zgody. Figura jednak stoi. Jest z żeliwa, ma dwa metry wysokości i waży dwie i pół tony. Rzeźba nie ma oficjalnej nazwy.

Podlaskie po wakacjach. Uroczysko “Kosy Most” to idealne miejsce jesienią.

Upalne lato skłoniło wszystkich, by wyjeżdżali jak najwięcej nad wodę, grillowali ze znajomymi czy po prostu spędzali czas zwiedzając województwo podlaskie. Warto wiedzieć, że po wakacjach w Podlaskiem istnieje także życie. Warto się wybrać na przykład do Puszczy Białowieskiej. Szczególnym miejscem, które jest mało znane jest Uroczysko “Kosy Most”. Można tam podglądać żubry, zbierać grzyby i podziwiać przyrodę, która obecnie przygotowuje się na przyjście jesieni.

 

“Kosy Most” jest położone w malowniczej dolinie rzeki Narewki w Białowieskim Parku Narodowym. Znajduje się tutaj ostoja żubrów. Przy odrobinie szczęścia i zachowania ciszy – będziemy mogli napotkać te dzikie zwierzęta. Największa szansa jest o świcie. Później żubry mogą wejść w głąb lasu, a tam już nie będą widoczne dla człowieka. Warto pamiętać o zachowaniu ostrożności. Gdy napotkamy te majestatyczne zwierzęta, nie podchodźmy do nich zbyt blisko. Przestraszone mogą nas poturbować, poważnie ranić, a nawet zabić! Na miejscu jest specjalna platforma widokowa – warto z niej skorzystać. Jeżeli szczęście nam dopisze to spotkamy także jelenie czy sarny. Oprócz zwierząt warto też podziwiać niesamowite widoki. Krajobraz doliny Narewki zapiera dech w piersiach – także o świcie.

 

Na miejsce dojedziemy samochodem oraz rowerem – drogą narewkowską. Prowadzi tam między innymi szlak Green Velo, więc można się poruszać po pomarańczowych znakach lub z nawigacją. Będąc w Białowieskim Parku Narodowym pamiętajmy o tym, że jest to miejsce bardzo cenne przyrodniczo. Nie zostawiajmy po sobie żadnych śmieci, nie niszczmy roślin, a także nie palmy ognia. W Puszczy Białowieskiej jest obecne bardzo sucho i każda iskierka mogłaby wywołać niewyobrażalny pożar.