Najczęstszym punktem wypadowym Łomżynian jest Stary Rynek. Owy prostokątny plac znajduje się w śródmieściu, a jego główny budynek to zlokalizowany we wschodniej części ratusz. Powstał on w XIX w. według projektu Aleksandra Graffe. Podczas późniejszej przebudowy dobudowano do ratusza oficyny, przez co stworzono wewnętrzny dziedziniec.
Wokół rynku możemy podziwiać odbudowane kamienice naśladujące styl barokowy. Zastąpiły one zniszczone w czasie drugiej wojny światowej klasycystyczne obiekty. Dzięki staraniom mieszkańców powstał deptak na ulicy Farnej. Wyłożono go bazaltową kostką, wkomponowano stylowe lampy i ławki. Ciekawa szczególnie jest rzeźba słynnej aktorki Hanki Bielickiej, której pomnik-ławka, zachęca do fotografowania.
Już w najbliższą sobotę, 25 marca, kościół św. Antoniego Padewskiego w Sokółce uzyska status sanktuarium. Jest to miejsce szczególne dla wiernych nie tylko z Podlasia. W 2008 r. doszło tam do cudownych wydarzeń. Na odstawionym do naczynia liturgicznego komunikancie odnaleziono ślady tkanki sercowej. Wiadomość szybko obiegła cały kraj.
Od tej pory kościół stał się celem pielgrzymek nie tylko z Polski. Świątynia gościła przybyszy choćby z Chin czy Indonezji. Modlitwy przy sokólskiej hostii przyniosły ukojenie wielu cierpiącym. Szczególną moc posiadają również jej wizerunki utrwalone w postaci obrazków. Wszystkie przypadki uzdrowień zostały udokumentowane medycznie. To wszystko zadecydowało o ustanowieniu świątyni sanktuarium. Z pewnością teraz pielgrzymów będzie jeszcze więcej.
Czarna Hańcza, której źródło znajduje się na terenie Suwalskiego Parku Krajobrazowego została uznana ”Rzeką Roku 2016”. Konkurs zorganizowany został przez Klub Gaja, od wielu lat realizujący kampanie ekologiczne. Głównym zadaniem plebiscytu jest zwiększenie pielęgnowanie dziedzictwa przyrodniczego w ramach projektu ”Zaadoptuj rzekę”. Była to już czwarta edycja konkursu.
Internauci mogli głosować w sumie na 11 propozycji. Czarną Hańczę na kandydata zgłosiła Podlaska Organizacja Turystyczna. Było to strzał w dziesiątkę. Według danych organizatora, łącznie napłynęło 14 tys. ważnych głosów. Czarną Hańczę poparło ponad 5 tys. osób. Za nią znalazł się fragment Wisły w okolicy Bydgoszczy, a następnie rzeka Bzura. Konkurs stanowi doskonałą okazje na promowanie atrakcji turystycznych regionu. Pozwala też na mobilizację lokalnej społeczności.
Jeśli kiedykolwiek mieliśmy problem z odnalezieniem atrakcji Puszczy Białowieskiej, teraz to niemożliwe. Wszystko dzięki aplikacji mobilnej ”Obieżylas”. Przygotowali ją niezwykle starannie pracownicy nadleśnictwa Białowieża, Browsk i Hajnówka. Aplikację można pobrać bezpośrednio na stronie internetowej e-puszcza.pl bądź też za pośrednictwem sklepu obsługującego nasz system w komórce.
Program umożliwia m.in. rozpoznawanie ptaków czy roślin. Analizowana jest pora roku, otoczenie środowiskowe, a także barwa kwiatów. Przewodnik stanowi swoistą encyklopedię okolicy. Oprócz szlaków turystycznych, ścieżek edukacyjnych czy atrakcji przyrodniczych, bez trudu odnajdziemy miejsca noclegowe i lokale gastronomiczne. System GPS zaprowadzi nas już do celu. Opisywane atrakcje mieszczą się na zarówno na obszarze Białowieskiego Parku Narodowego, jak i tzw. gospodarczej części Puszczy. Baza powstała dzięki wsparciu lokalnych samorządów i organizacjom turystycznym.
Przez kilkaset leżał pokryty kurzem w bibliotece Monasteru Zwiastowania Najświętszej Maryi Panny w Supraślu. Odkrył go przypadkiem na początku XIX w. ksiądz Michał Bobrowski. Mowa tu o średniowiecznym manuskrypcie spisanym w języku staro cerkiewnym – kodeksie supraskim. Domniemuje się, że trafił on do miasteczka za sprawą patriarchy Joachima. Odnajdziemy w nim żywoty świętych i kazania czołowych postaci kościoła. Odnalezione pismo składało się łącznie z ośmiu kart.
Po opuszczeniu Supraśla XI-to wieczne dzieło przeszło długą drogę. Podzielono je na trzy części. Większość stron znajduje się w Bibliotece Narodowej w Warszawie. Pozostałe możemy podziwiać w Słowenii i Rosji. W czasie II Wojny Światowej został wywieziony przez hitlerowców. Odnalazł się lata później w USA. Do kraju wrócił na pokładzie statku ”Batory”. Traktowano go niczym relikwie świętego. Dziesięć lat temu Kodeks Supraski wpisano na listę ”Pamięci Świata” UNESCO.
Wycieczki kajakowe łączą przyjemne z pożytecznym. Idealne warunki do uprawiania takiej formy turystyki znajdziemy na Suwalszczyźnie. Drogą wodną możemy również przekroczyć granicę kraju w Rudawce. Aby bez problemu dostać się na Białoruś należy zabrać paszport, wizę oraz ubezpieczenie. Należy również zgłosić zamiar przekroczenia granicy trochę wcześniej. Formalności załatwia się w konsulacie Republiki Białoruskiej w Białymstoku.
Co roku z wodnej odprawy korzysta kilkaset turystów. Może to dziwić, ale do oddziału straży granicznej zgłaszają się częściej osoby indywidualne. Organizatorzy wycieczek rzadko zgłaszają zbiorowe przekroczenie granicy. Na Białoruś dostaniemy się dzięki Kanałowi Augustowskiemu, który sięga 19 km poza nasze terytorium. Granica znajduje się zaś na śluzie Kurzyniec.
Muzeum Rolnictwa w Ciechanowcu, leżącego na granic Podlasia i Mazowsza, zebrało od lat 60-tych ponad 28 tys. eksponatów. Możemy je podziwiać w ramach kilkudziesięciu stałych ekspozycji. Jako że mieści się przy zespole pałacowo-parkowym rodziny Starzeńskich, całość jest niezwykle zadbana. Od zbiorów może zakręcić się w głowie. Dawne maszyny rolnicze, wyroby rzemiosła czy obrazy religijne to tylko ułamek z bogatej kolekcji.
Największe wrażenie robią drewniane chaty i zabudowania gospodarcze z XVIII w. Większość z nich pokryta jest strzechą. Część pełni nawet funkcję domków gościnnych dla przyjezdnych. Budynki otaczają różnego typu plecione płoty, a także zadbane ogródki. Między zagrodami utrzymanymi w dawnym stylu przechadzają się zwierzęta, jak kozy czy gęsie, co tylko nadaje uroku. Na szczególną uwagę zasługuje ogród roślin. Każda z nich została opatrzona tabliczką informacyjną. Warto wspomnieć, iż cały zbiór gatunków może posłużyć do celów medycznych.
Rozwój placówki trwał przez lata i w tej materii nic się nie zmieniło. Obecnie istnieją dwie filie Muzeum. W każdej z nich podziwiać drewniane wiatraki. Na terenie skansenu odbywają się imprezy o cyklicznym charakterze. Do najważniejszych należą Święto Chleba i Konkurs Gry Na Instrumentach Ludowych Pasterskich.
Pierwszy drewniany dwór w Jedwabnem (powiat łomżyński) powstał w połowie XVIII w. Nikt jednak nie wie, jak wyglądał i przez kogo został wybudowany. Można tylko domniemywać. Obecny dwór, choć nieco zmieniony, powstał dzięki sekretarzowi Stanisława Augusta Poniatowskiego, Stanisławowi Rembielińskiemu. Warto wspomnieć, iż był to pierwszy murowany budynek w mieście.
Pierwsza przebudowa nastąpiła po śmierci Rembielińskiego i trwała blisko 50 lat. Dwór został otoczony przez duży park, który rozciągał się od zabudowań gospodarczych aż do stawu. Biegła przez niego główna aleja, a po jej obu stronach powstał ogród ozdobny. Graniczył on z sadem przechodzącym następnie w łąki.
W okresie I Wojny Światowej przez Jedwabne przebiegała linia frontu. Dwór ucierpiał tak bardzo, że ówcześni właściciele pozbyli się majątku. Ich następcy, chcąc zdobyć środki na odbudowę, dokonali podziału ziemi. Areał zmniejszał się coraz bardziej. Bez dobrych gospodarzy dwór i jego okolice popadły w ruinę. Sady zostały wycięte, a park zlikwidowano. Wkrótce zabudowania całkowicie się rozpadły. W latach 50 – tych doprowadzono do remontu. Wnętrza zmieniły się całkowicie, lecz jeśli chodzi o wygląd zewnętrzny, przywrócono dworek niemal do pierwotnej wersji. Obecnie w dworku swoją siedzibę ma policja, dom kultury i biblioteka.
Fani muzyki alternatywnej nie mogą przejść obojętnie wokół tego wydarzenia. Basowiszcza, czyli Festiwal Młodej Białorusi, przyciągają gości z całego kraju i zagranicy. Miejscem imprezy tradycyjnie jest polana Boryk nieopodal Gródka w powiecie białostockim. Kto bawił się tam raz, wróci na pewno za rok. Wyjątkowa atmosfera wciągnęła już wielu. Pierwsza edycja miała miejsce w 1990 r.
Na scenie prezentują się głównie białoruskie zespoły rockowe, przez co festiwal stanowi istotne wydarzenie dla tej mniejszości narodowej. Pierwszy dzień imprezy zaczyna się zazwyczaj konkursem młodych kapel, który zawsze wyłoni nową gwiazdę. Wcześniej zostały one wyselekcjonowane przez odpowiednie jury. Na deser zostaje koncert czołowych zespołów specjalizujących się w srogich riffach i genialnych solówkach na gitarze. Do tej pory na Festiwalu zagrał chociażby Kult czy Pidżama Porno. Basowiszcza to jednak nie tylko doznania muzyczne. Organizatorzy przewidują liczne konkursy, naukę podstaw języka białoruskiego czy warsztaty kulinarne.
O tym że Podlasie jest wyjątkowe nie trzeba nikogo przekonywać. W krajobrazie wsi i małych miasteczek jest jednak coś czego próżno szukać w innych miejscach Polski. Mowa to o przydrożnych krzyżach i kapliczkach. Modlitwy nabierają tam materialnego charakteru.
Większość krzyży pochodzi jeszcze z czasów zaborów. Na przełomie XIX i XX w. doszło bowiem do wzrostu aktywności ruchów narodowych i religijnych. W ten sposób starano się również zapomnieć o ciemiężycielu. Liczba krzyży na mieszkańcach Podlasia nie robi szczególnego wrażenia. Traktują je jako coś zupełnie naturalnego. Przyjezdni jednak mogą być nieco zszokowani. Przy wjeździe do wsi – krzyż, na wyjeździe – to samo! Czasem zdarzają się podwójne krzyże. Jeden z nich postawili wyznawcy prawosławia, drugi zaś katolicy.
Przydrożny krzyż odgrywał wśród mieszkańców wsi szczególną rolę. Nie każdy miał szansę dojechać do kościoła, dlatego często stanowił imitację świątyni. Przy nim dziękowano za otrzymane łaski, jak i proszono o zakończenie klęsk żywiołowych. Niejednokrotnie stawiano je też właśnie dla ochrony miejscowości przed zarazą. Do dziś przetrwały liczne zwyczaje, jak zdejmowanie czapki, czy zwykłe przeżegnanie się na widok wbitych w ziemię belek. Kondukt pogrzebowy zatrzymuje się zaś z odkrytą trumną przy najbliższym krzyżu. W ten sposób zmarły może pożegnać się ze swoim sąsiedztwem.
Pałacyk zlokalizowany na białostockich Dojlidach, powstał w latach 60-tych XIX w samym środku folwarku. Wybudował go senator Alekander Kruzensztern. Jego okazały taras umożliwiał podziwianie największego z sąsiadujących stawów. Budynek stylizowano na neorenesansową wille włoską, choć posiadał również wstawki klasycystyczne. Największe wrażenie robi skierowana ku północy fasada.
Do dziś nie wiadomo nic o wystroju pałacowych komnat. Nie zachowały się żadne fotografie i rysunki. Jako że gościły samego cara Mikołaja II musiały opływać w luksusy. W czasie wizyty właścicielką pałacu była hrabina Zofia Rudigerowa. Największy rozkwit obiektu nastąpił dzięki staraniom Jerzego Lubomirskiego. Rozbudował on okoliczny browar, przez co stał się głównym zakładem w regionie. Lubomirski znacznie rozbudował okalający pałac park, zajął się też stawami, które dawały 50 tys. kilogramów ryb rocznie.
Okres prosperity skończyła II Wojna Światowa. Wpierw Rosjanie zniszczyli wnętrza, zaś Niemcy rozebrali wschodnie skrzydło na rzecz budowy bunkra. Szef niemieckiej administracji nie spędził w nim zbyt wiele czasu. Dowiedziawszy się o planowanym zamachu wytrzymał w pałacu tylko jedną noc. Po zakończeniu wojny pałac został przekazany szkole rolniczej, a następnie prywatnej uczelni, która doprowadziła do remontu generalnego, przywracając obiektowi dawny blask.
Do najczęstszych rozrywek wybieranych przez turystów przebywających w Augustowie i okolicach, należą zdecydowanie spływy kajakowe. Co najważniejsze, każdy ma wpływ na wybór trasy i jej długość. Dzięki temu w takich wyprawach uczestniczą również dzieci. Spływy mogą być zarówno jednodniowe, jak i trwać przez prawie cały tydzień. Wówczas to po drodze zapewnione są inne atrakcje, uwieńczane nocowaniem nad brzegiem jezior. Trasy wiodą przez malownicze tereny Puszczy Augustowskiej – bagna i łąki.
Spotkamy na swej drodze różnego rodzaju ptactwo i rzadkie rośliny. Najczęściej wybiera się spływy po Czarnej Hańczy, jeziorze Sajno, Rospudzie i Netcie. Niezwykle ciekawa jest trasa biegnąca przez Dolinę Rospudy. Miejscami możemy mieć wrażenie, że jest to rzeka górska. Kamieniste dno, szybki nurt i powalone drzewa – to jej cechy charakterystyczne. Cała podróż może trwać nawet do pięciu dni, a jej łączna długość liczy łącznie około 105 km.
Na terenie Bielska Podlaskiego odnajdziemy liczne budowle sakralne. Jedną z ciekawszych jest bez wątpienia drewniana cerkiew św. Michała Archanioła. Działkę pod jej budowę podarował sam król Zygmunt I Stary, lecz sama cerkiew powstała za pieniądze wiernych. Większa część konstrukcji pochodzi z końca XVIII w. Niektóre fragmenty, w tym też dzwonnicę dobudowano znacznie później.
Świątynia posiada oprócz głównej wieży, jeszcze trzy mniejsze. Ciekawostką jest fakt, że ikony zdobią cerkiew zarówno wewnątrz, jak i na zewnątrz.Ponad wejściem do świątyni zauważymy ikonę jej patrona – św. Michała Archanioła. Na tyłach cerkwi ulokowano baptysterium, a tuż przy niej dom parafialny.Wnętrze obiektu nie jest dostępne dla turystów.
Dużą atrakcją dla fanów historii i militariów jest Twierdza Osowiec, nazywana również polskim ”Verdun”. Odnajdziemy ją kilkadziesiąt kilometrów na północ od Białegostoku, w powiecie monieckim. W 1988 r. wpisano ją do rejestru zabytków. Niegdyś stanowiła istotny element umocnień imperium rosyjskiego, doskonale wykorzystując walory obronne bagien biebrzańskich. Budowę twierdzy zaczęto w 1882 r. by zakończyć 10 lat później. Towarzyszył jej rozkwit gospodarczy regionu.
Wzrósł transport kolejowy i rozwinął się handel. Do wybuchu I wojny światowej prowadzono prace modernizacyjne, które skupiały się na wzmacnianiu ceglanych budowli dolewkami betonu. W sumie stworzono cztery forty – Centralny, Zarzeczny, Szwedzki i Nowy. Umocnienia zdały swój egzamin celująco. Żołnierze opuścili twierdzę dopiero ze względu na niekorzystną sytuację na froncie. W czasie II Wojny Światowej, sam fakt jej istnienia odstraszył wroga, do czego przyczyniły się również zapory przeciwczołgowe.
Na terenie tego pierwszego fortu, dzięki Osowieckiemu Towarzystwu Fortyfikacyjnemu, utworzono Muzeum Twierdzy Osowiec. Oddano również do zwiedzania trasę historyczno – przyrodniczą. W podziemiach budowli wojskowych znajduje się jedno z największych zimowych nietoperzy w Polsce. Ze schronami wiążą się liczne legendy. Oprócz czarnej damy mamy tu też tunel śmierci, gdzie pokutuje duch rosyjskiego oficera.
Najstarszym muzeum w województwie podlaskim jest Muzeum Przyrodniczo-Leśne w Białowieży. Prezentacja zbiorów opiera się on na nowoczesnych technologiach i w niczym nie przypomina kojarzącego się ze słowem muzeum zwiedzania wystaw w gablotach za szkłem. Na wystawach podziwiać można fragmenty ekosystemu Puszczy Białowieskiej oraz pełne sceny z życia zwierząt, np. żery wilków. W muzeum zobaczymy również fazy rozkładu drewna i inne procesy ekologiczne.
Twórcy wystaw zadbali o pełną oprawę dźwiękową i świetlną ekspozycji, dlatego zwiedzając poszczególne wystawy towarzyszą nam odgłosy zwierząt, śpiewy ptaków i inne dźwięki puszczy. Ponadto, przygotowane makiety są otoczone wielkoformatowymi fotografiami. Wszystko to sprawia, że zwiedzający muzeum mogą poczuć się niemal jak w puszczy. Wystawom przyrodniczym towarzyszy również ekspozycja kulturowa ukazująca sposoby użytkowania puszczy na przestrzeni dziejów.
Po Muzeum Przyrodniczo-Leśnym w Białowieży oprowadza przewodnik, jednak innowacyjny charakter muzeum pozwala na pozyskiwanie dodatkowych informacji na temat puszczy w zainstalowanych przy wystawach ekranach dotykowych. Istnieje możliwość zwiedzania muzeum samodzielnie (wejście grupy kilkuosobowej). Pomocne wtedy stają się elektroniczne przewodniki po wystawach.
W cenie biletu otrzymujemy audio-przewodnik, który opisuje poszczególne ekspozycje. Muzeum Przyrodniczo-Leśne w Białowieży ma jeszcze jedną ważną zaletę. Cały obiekt jest przystosowany do potrzeb osób niepełnosprawnych – budynek nie stwarza barier architektonicznych, sprzyja poruszaniu się na wózku, a w przypadku osób niewidomych możliwe jest dotykowe poznawanie niektórych eksponatów.
W dolinie Narwi można spotkać nietypowe drewniane łodzie, które pozwalają dostać się w mało dostępne miejsca. Mowa tu o tzw. pychówkach. Nazwa powiązana jest ściśle z techniką pływania. Aby odepchnąć się od dna należy używać długiego wiosła bądź tyczki. Przed laty pychówki służyły głównie do połowu czy przewozu siana. Nieraz umieszczano na nich również zwierzęta.
Spływy pychówką należą do jednych z ciekawszych atrakcji Narwiańskiego Parku Narodowego. Takie podróże mogą trwać nawet do pięciu godzin. W ich czasie dostrzeżemy, zwłaszcza latem wiele gatunków ptaków i innych zwierząt. Łodzie pomieszczą dwie osoby i przewodnika, a to ze względu na dosyć ograniczone rozmiary – 4 m. Dzięki flisakom wiele turystów nie musiało błądzić po dolinie. Znając teren jak własną kieszeń zawsze sprowadzą przyjezdnych do przystani.
Chyba inaczej nie można go było nazwać. Utrzymane w nieskazitelnej bieli tynkowane ściany wzbudzają podziw zwiedzających. Mowa tu o Białym Dworku w Supraślu pod Białymstokiem.
Po traktacie w Tylży Białostocczyzna znalazła się pod rosyjskim zaborem. W 1819 władze carskie ogłosiły przetarg na dzierżawę majątku zakonu bazylianów. Ci nie mogli do niego stanąć, gdyż nie zebrali odpowiedniej sumy. Taką kwotę posiadał jednak biskup Leon Jaworowski. Ten zarządzał majątkiem bardzo efektywnie co zaowocowało zbudowaniem dworku. Stał się on swego rodzaju rezydencją duchownego. Na przestrzeni kolejnych lat wielokrotnie zmieniał swoich właścicieli. Toczono o niego liczne spory i kłótnie.
W czasie II Wojny Światowej w budynku mieścił się przymusowy oddział szkoły uczącej obsługi bydła i innych prac wymagających sprawności. Oczywiście zajęcia praktyczne tam się nie odbywały. W Białym Dworku przygotowywano posiłki dla uczniów. Młodych chłopców wywożono później do nazistowskich Niemiec, gdzie ”pracowali” za darmo już jako wykształceni robotnicy. Wojna nie oszczędziła dworku. Został odbudowany w 1955 r. stając się siedzibą Szkoły Mechanizacji Rolnictwa. Służył też jako internat.
Budynek powoli niszczał, aż w połowie lat 80-tych zgłoszono go do remontu generalnego. Zanim doszło do rozpoczęcia prac, obiekt nie miał przez pewien czas nawet dachu. Odbudowa pod nadzorem Wojewódzkiego Konserwatora Zabytku przywróciła dawny blask. Obecnie mieści się w nim siedziba zarządu Parku Krajobrazowego Puszczy Knyszyńskiej.
W Łomży niemal całe dzieciństwo i młodość spędziła słynna aktorka kabaretowa Hanka Bielicka. Dla jej uczczenia, rok po śmierci artystki, na ulicy Farnej, powstała ławeczka przedstawiająca tą wybitną osobę ze słynnym już kapeluszem. Rzeźba została odlana z brązu, a uroczystemu odsłonięciu patronował sam prezydent miasta Jerzy Brzeziński. Jeszcze dwa lata przed odejściem, Hanka Bielicka otworzyła salonik poświęcony swej osobie. Mieści się on w Centrum Katolickim im. Jana Pawła II, działającym przy nowym kościele św. Krzyża.
W jednym pomieszczeniu zgromadzono kostiumy, kapelusze, karykatury, portrety, a także przedmioty osobiste. Obecnie salonik stanowi swoiste miejsce pamięci, a administratorzy Centrum Katolickiego chętnie udostępniają go wszystkim zainteresowanym. Hołd aktorce złożono jeszcze w inny sposób. Dwa skrzyżowania ulic – ronda znajdujące się w pobliżu Teatru Lalki i Aktora nazwano oficjalnie Rondami Hanki Bielickiej.
To chyba jedyne w Polsce ronda uliczne będące jednocześnie rondami olbrzymich kapeluszy-kwietników. Place skrzyżowań uformowano na kształt kapeluszy, których kolekcjonowanie i noszenie było życiową pasją pani Hanki Bielickiej.
Duża ilość połączonych ze sobą jezior sprawia, że Augustów nadaje się do aktywnego wypoczynku na wodzie. Jeśli jednak to za mało, możemy spróbować czegoś zupełnie innego – np. jazdy konnej. Jeździectwo uprawia się w każdych warunków pogodowych, niezależnie od pory roku. Szlak konny Puszczy Augustowskiej i Mazur liczy sobie ponad 400 km.
Na określonych terenach dopuszcza się także ruch pojazdów zaprzęgowych. Większość trasy w okolicach Augustowa stanowią trakty leśne, a 400-to metrowa przeprawa wodna nad jeziorem Sajno utkwi nam w pamięci na długo. W Augustowie odbywają się ponadto liczne imprezy związane z jeździectwem. Od lat we wrześniu ma miejsce Augustowski Rajd Konny, który trwa przez kilka dni. Wyścigi wierzchem stanowią również jedną z konkurencji ”Biegu przez Kanał Augustowski”.
Mońki to jedno z najmłodszych miast na Podlasiu. Wsią przestały być dopiero w 1965 r. Do dawnej sytuacji Moniek pasują słowa piosenki góralskiego zespołu Golec Orkiestra: ”Tu na razie jest ściernisko, a powstanie San Francisco”. W okresie komunizmu jak grzyby po deszczu wyrastały okazałe domy. Powstawały one dzięki ciężkiej pracy osób, które przesyłali fundusze z zagranicy. Większość mieszkańców Moniek wyemigrowało bowiem do USA. Całe pensje przeznaczano na inwestycje. Ponoć nawet Pewex działał lepiej niż w dużo większym Białymstoku.
Tradycja wyjazdów za ocean sięga jeszcze odleglejszych czasów. Pierwsze wyprawy za chlebem miały miejsce już przed wybuchem II Wojny Światowej. Najpierw wyjeżdżali dziadkowie, potem rodzice, a na końcu dzieci gdy już dorosły. Wpływy amerykańskie zauważyć w Mońkach nie trudno. Większość ulic w mieście zbudowano pod kątem prostym, a do ślubu jeździ się białym Lincolnem. Przykłady można mnożyć bez końca.
Według szacunków obecnie na emigracji w USA przebywa kilka tysięcy osób z Moniek. Największe skupisko znajduje się w Chicago, a zloty organizowane są już regularnie. Czasy się jednak powoli zmieniają. Nowe pokolenia wybierają inne kierunki. Otwarcie rynków pracy w Unii Europejskiej okazało się wybawieniem. Praca w Skandynawii czy krajach Beneluksu umożliwia częstsze wizyty nie tylko w święta. Kurs dolara również nie jest tak korzystny jak kiedyś. Zmiany zauważyli zwłaszcza właściciele kantorów. Teraz raczej nikt nie odwiedza ich z walizką ”zielonych”.
Harcerska Górka to uroczysko położone na skraju Puszczy Białowieskiej. Jej nazwa nie jest związane z jakąś cudowną historią. Po prostu na ogniskach spotykali się tam druhowie. O wiele ciekawsze wydają się być krążące wokół miejsca opowieści. Niestety należą do tych tragicznych. Tuż po zakończeniu II Wojny Światowej na brzozie powiesiło się dwóch szewców. Nikt nie znał przyczyny desperackiego kroku.
Obecnie po wisielczej brzozie pozostał jedynie pień, lecz nadal w okolicy czuć pewien niepokój. Być może ta sama siła skłoniła młodych zakochanych harcerzy do pójścia w ich ślady. Ponoć nic nie zwiastowało nieszczęścia. Wydawało się, że nic prócz śmierci ich nie rozłączy. Las po raz kolejny upomniał się o ofiary. Harcerze od tej pory unikali tego miejsca na biwak. Na szczęście jeszcze w lesie nie straszy…chyba, że nikt nie chce się przyznać do spotkania z duchami.
Harcerska górka rozpoczyna się przy cmentarzu, przechodząc obok stadionu leśnego. Przez jej teren przebiega ścieżka edukacyjna, co wcale nie przeszkadza uczniom chodzić tam na wagary. Niestety pozostawiają tam góry śmieci.
Noc Kupały przypada na najkrótszą noc w roku, czyli przesilenie wiosenne 23-24 czerwca. Na samym Podlasiu określa się ją również jako Sobótka. Nazwa pochodzi od słowiańskiego boga miłości, Kupały, który według wierzeń był jednym z synów Swaroga. Sobótka z kolei oznacza dosłownie ”mały sabat”. Brzmi złowieszczo, gdyż stanowi skutek zwalczania pogańskich wierzeń w okresie chrystianizacji. Kościół nie zdołał do końca zwalczyć przyzwyczajeń, dlatego dołożył do święta własne elementy. Dlatego też patronem święta stał się św. Jan Chrzciciel. W całym województwie podlaskim w Noc Kupały organizowane są liczne imprezy i festyny. Muzyka, regionalne dania i przemarsz korowodów na stale wpisały się do planu obchodów. Noc Kupały to noc żywiołów – ognia i wody. Wiąże się z nią wiele zwyczajów.
Siła tradycji
Nad brzegami rzek rozpalano ogniska. Do ognia wrzucano zioła, które miały tej nocy szczególną moc. Czarodziejskie właściwości przypisywano głównie bylicy, piołunowi i dziurawcowi. Dym, który przemieszczał się po polach zapewniać miał ochronę przed klęskami. Między ogniskami przeprowadzano również zwierzęta. Pochodnie tej nocy odwiedzały również domostwa aby przegonić złe duchy. Noc Kupały była szczególna zwłaszcza dla ludzi młodych. Stanowiła doskonałą okazję do poznania swej miłosnej przyszłości. Skoki przez ognisko miały nie tylko na celu oczyszczenie z grzechów i wszelkich chorób. Z wysokości płomieni odczytywano rozmiary pomyślności.
Wiła wianki i…
Noc Kupały nierozerwalnie wiąże się w wiankami. Nie tylko dziewczyny nosiły je wplecione we włosy. Zakładano je również…bydłu na rogi. Wianki miały służyć nie tylko przyciąganiu męskiego wzroku. Puszczane na wodzie decydowały o przyszłych losach. Gdy były puszczane przez pary zakochanych bacznie obserwowano czy płyną obok siebie czy oddzielnie. Oczywiście przychylność zwiastowała ta pierwsza opcja. Zabawa z wiankami stanowiła jednak domenę samotnych. Im szybciej wianek został wyłowiony przez kawalera tym szybciej miało przyjść małżeństwo. Chłopcy wspomagali się łodziami, aby sprostać zadaniu. Co miały powiedzieć te, których wianek przepadł i oddalił się wolno w ciemności? Przede wszystkim musiały uzbroić się w cierpliwość. Wianek zaplątany w roślinność rzeczną informował o pozostaniu w samotności, bądź nawet o śmierci. Pannom nie było więc do śmiechu.
Co jednak gdy w okolicy nie było rzeki? Dziewczyny stawały tyłem i rzucały wianki na dach zabudowań bądź drzewa. Gdy wianek się nie zsunął oznaczało to korzystne wieści.
Będąc w Augustowie nie sposób nie skorzystać z rejsów po Kanale. Największą jednostką od 2012 r. jest statek ”Swoboda” . Zabiera on na pokład ponad 330-u pasażerów. Imię zostało nadane przez żonę starosty augustowskiego, która rozbiła butelkę szampana o burtę. Nazwa nawiązuje do jednej ze śluz Kanału Augustowskiego, a także do jednego ze stawów nieopodal Augustowa. ”Swoboda” to czwarty statek Żeglugi Augustowskiej. Dołączył do wysłużonego”Perkoza”, ”Serw” i ”Sajna”, które powstały w latach 60-tych.
Najnowocześniejsza jednostka śródlądowa w Polsce może pochwalić się restauracją z barem na pokładzie. Na górze odnajdziemy tylko i wyłącznie miejsca siedzące, aby turyści w spokoju podziwiali piękne krajobrazy. Koszt budowy statku wyniósł w sumie 3 mln zł. Wart jest jednak swojej ceny. Długi na 40 i szeroki na 6 m, stanowi dumę Augustowa. Podobnie jak ”Serwy” odbywa kursy do Sanktuarium Maryjnego w Studzienicznej.
Hajnówka od czasów średniowiecznych była otoczona szczególną opieką przez wielkich książąt litewskich a potem królów polskich. Wokół Puszczy powstały liczne małe osady. Warto przenieść się w czasie i poznać warunki życia prostych ludzi. Dla regionu charakterystyczna była słomiana chata.
Strzecha ze słomy która mogła przetrwać nawet 50 lat. Swoją długowieczność zawdzięczała temu, że młócono ją cepem. Wewnątrz mieszkały zazwyczaj trzy, czasem cztery pokolenia. W sumie izby mogły pomieścić nawet 18 osób. Papierowe wycinanki na oknach i własnoręcznie wyszywane ręczniki stanowiły za swego rodzaju ozdoby. Taki zwyczaj przetrwał do XX w.
Jako że podatki były proporcjonalne do wielkości okna, raczej oczywiste było, że otwory należały do niewielkich. Aby nie panował półmrok wnętrze oświetlano łuczywem. Chatę ogrzewano glinianym piecem. Jego wykonanie wymagało długiej pracy. Suchą glinę należało tłuc przez miesiąc aby stała się elastyczna niczym kauczuk. Czyniono to przez 12 godzin dziennie. Ze względu na brak czasu posiłki przygotowano raz dziennie. Gotowano jednocześnie domownikom i zwierzętom. Potrawy zachowywały ciepło dzięki umieszczeniu w piecu. Dzięki niemu też mieli również świeży chleb. Wytwarzane z żytniej mąki bochenki układano wysoko na półce i przykrywano je lnianym obrusem. Zapobiegało to wysychaniu i pleśnieniu. Mieszkańcy chałup jedli z glinianych a łyżki wykonane z dobrej jakości drewna służyły przez lata.
Pałacyk w Choroszczy, oddalonej kilka kilometrów od Białegostoku, stanowił niegdyś letnią rezydencję Jana Klemensa Branickiego. Dziś wstęp ma do niego każdy. W obiekcie mieści się bowiem muzeum posiadające wszelkie eksponaty i dokumenty związane z historią budynku. Gromadzi również meble i wyroby rzemiosła artystycznego.
Wiejski domek odwiedzany był przez samych królów – Augusta III Sasa i Stanisława Augusta Poniatowskiego. Jeden z zagranicznych dyplomatów stwierdził, że poza Francją, nie widział nic piękniejszego. Pałacyk powstał wpierw na sztucznej wyspie. Jako że otoczony był kanałami i położony na bagnie, natura szybko się o niego upomniała. Hetman Branicki w połowie XVIII w. nakazał więc jego rozbiórkę.
Początkowo obiekt nie należał do luksusowych. Konsekwentna rozbudowa przyniosła jednak oszałamiające rezultaty. Szczególną chlubę przynosił park typu francuskiego. Otoczony kanałami, z licznymi alejkami i drewnianymi rzeźbami budził podziw wielu możnych. Okres świetności skończył się wraz ze śmiercią hetmana i jego żony. Nikt z rodziny nie przejął rezydencji, a kolejny właściciel przerobił ją pod potrzeby fabryki włókienniczej. Dzieła zniszczenia dopełniła I Wojna Światowa. W połowie lat 50-tych ruiny pałacu z parkiem wpisano do rejestru zabytków. Z oryginalnego wyposażenia pałacu zachowano tylko dwie płyty kominkowe z herbami Branickich i Poniatowskich. Kilka lat temu rozpoczął się remont, który miał na celu przywrócenie elewacji dawnej kolorystyki. Wymieniono również wszystkie okna.
Pałacyk o okolice z lotu ptaka mogą Państwo podziwiać w filmie poniżej.
Mija 7 lat od powstania ostatniej części komediowej trylogii Jacka Bromskiego ” U pana Boga za…” Akcja wszystkich z nich rozgrywa się w Królowym Moście. W rzeczywistości jednak na ową podlaską wieś składa się cerkiew i kilka domostw. Na ekranie wykorzystano bowiem głównie obiekty w Sokółce, Supraślu i Tykocinie. Dwie sceny, jakie faktycznie kręcono w Królowym Moście, to były: akcja z policją przy drodze, kiedy to zobaczymy tabliczkę z nazwą miejscowości, a także, gdy komendant charakterystycznie modli się do kapliczki po wezwaniu z pagera.
Główny plan zdjęciowy komedii stanowił Supraśl. Centrum Kultury i Rekreacji zostało przerobione na dom komendanta. Komin, z którego skoczył ojciec głównego bohatera odnajdziemy zaś przy Centrum Edukacji. Na ekranach jednak najczęściej pojawia się uliczka 3-go Maja. Po niej raz po raz maszerował słynny już komendant.
W pierwszej części zobaczymy również kilka kadrów z Białegostoku. Chodzi tu o bazar zlokalizowany przy ulicy Kawaleryjskiej. Co prawda obecnie ilość kupców jest dużo mniejsza, ale nadal można posłuchać tam swojskiej muzyki. Dyskoteka, na którą jeden z bohaterów jeździł po pagery mieściła się z kolei w Janowie. Działała ona do 2016 r. Teraz działa tam fabryka soków. Sokółka stanowiła miejsce dowodzenia niezapomnianego proboszcza. Na potrzeby filmu wykorzystano tamtejszy kościół oraz plebanię.
W Tykocinie nakręcono większość ujęć do ostatniej części trylogii. Najwięcej pracy wymagały sceny kaskaderskie, w których to samochód przestępcy miał efektownie dachować. Kręcono je na jednej z głównych ulic przy rynku. Mieszkańcy Tykocina bez trudu rozpoznają również budynek banku czy karczmy.
Sukces filmu nie przełożył się w ogóle na rozwój turystyki. A warto tutaj podać przykład Sandomierza, w którym przyjezdni zaczęli pojawiać się masowo po sukcesie Ojca Mateusza. Przyjezdni w Tykocinie przechodząc obok filmowych obiektów, nie mają najczęściej o tym pojęcia. Sporo winy tu lokalnych władz, które nie starały się w ten sposób promować miejscowości.
Przeżył ponad 450 lat. Przegrał z wiatrem w połowie lat 70-tych. Tuż przed zwaleniem drzewo dalekie było już od optymalnej kondycji. Do dziury w pniu mogło wejść nawet kilka osób. Upadek odbił się szerokim echem w mediach. Powstawały reportaże i publikacje. Dąb Jagiełly stanowi nierozerwalny symbol Białowieskiego Parku Narodowego. Turyści dotrą do niego dzięki specjalnie wytyczonej trasie w ścisłym rezerwacie. Jako, że dąb był bardzo wiekowy dosłownie obrósł w legendy.
To przy nim król Władysław Jagiełło rozbił obozowisko na czas przygotowań do bitwy z krzyżakami. Monarcha jednak nie mógł schronić się w cieniu drzewa, gdyż było jeszcze zbyt małe. Okolica doskonale nadawała się do gromadzenia zapasów. Przez okolicę przepływa bowiem rzeka Narewka, którą to transportowano mięso do Płocka. Twórcą legendy jest dyrektor Białowieskiego Parku Narodowego Jan Jerzy Karpiński. W pierwszy publikacjach drzewo jednak nie miało imienia. Z osobą króla zostało powiązane w latach 30-tych.
Kilka kilometrów od przejścia granicznego z Litwą. Dalej na Podlasiu nie można już mieszkać. Z pozoru cicha spokojna wieś Becejły mają jednak swój niepowtarzalny urok. Codzienne o godz. 20:00 z wieży kościelnej odgrywany jest hejnał. Nikt nie wie dlaczego, ale tradycja rzecz święta. Stare zwyczaje należy pielęgnować. Nazwę Becejły odnotowano po raz pierwszy w XV w. Z jej powstaniem wiążą się dwie krótkie, lecz ciekawe opowieści.
W zamku w pobliskim Jeleniewie mieszkał książę wraz ze swoją córką. Jadąc do kościoła spotkali na swej drodze syna rybaka. Księżniczka zakochała się od pierwszego wejrzenia. Ojciec jednak nie chciał jednak o tym słyszeć. Syn rybaka zdecydował się na desperacki krok. Postanowił uciec z dziewczyną. Książę widząc, że uczucia córki to nie tylko kaprys w końcu wydal zgodę na ślub. W prezencie otrzymali wieś, którą nazwano na cześć nowego pana – Becejły.
Druga wersja pochodzenia nazwy wsi posiada kryminalny wydźwięk. Pewien rozbójnik zarabiał na podróżnych… okradając ich. Nie można było zliczyć osób, na których wymusił okup. Z niemieckiego słowo ”bezahlen” znaczy dosłownie ”płacić”. Stąd też prawdopodobnie nazwa wsi.
Kiedyś odzwierciedlał potęgę militarną. Teraz nic po nim nie pozostało. Chodząc po okolicy, ciężko uwierzyć, że mógł stanąć tam zamek. Mowa tu o dawnej twierdzy w Mielniku.
Składała się on z dwóch części – górnej i dolnej. Wyposażona w dwie baszty obronne stanowiła solidną fortyfikację. Najwcześniejsze zapiski o niej pochodzą z końca XIV w. z kronik krzyżaka Wiganda z Marburga. Wówczas to zakon podjął nieudaną próbę oblężenia. Zamek okazał się nie do zdobycia. Czasy świetności przypadają na okres panowania króla Kazimierza IV Jagiellończyka. Na początku XVI w. podpisano w nim Unię Mielnicką. Polska i Litwa miały stać się jednym państwem. Na pismach się jednak skończyło. Traktat nie był przestrzegany, gdyż Aleksander Jagiellończyk obawiał się utraty tronu.
Postrachem dla wrogów stanowiła tzw. ”Izba Czarna”. W tym zamkowym więzieniu wyroki odsiadywali głównie moskiewscy kniaziowie. Z biegiem lat zamek stracił swe znaczenie, głównie ze względu na brak modernizacji. Już samo przekształcenie baszty w mieszkalną kamienicę mówi samo za siebie. Najgorsze jednak przyniósł ogień. Pozostał tylko kościół na zamku dolnym, który też wkrótce zamienił się w popiół. Budowli nigdy nie odbudowano.
Synagogę w Tykocinie odwiedza rocznie ok. 60 tys. turystów. Połowa z nich pochodzi z zagranicy, głównie Izraela. W zeszłym roku w konkursie organizowanym przez ”National Geographic” zajął piąte miejsce w kategorii ”7 nowych cudów Polski”.
Początki synagogi w Tykocinie sięgają początków XVI w. Wówczas to wielki kanclerz litewski Olbracht Gasztołd sprowadził Żydów z Grodna. Szybko powstał ośrodek myśli judaistycznej, obejmujący swym zasięgiem Podlasie, Mazowsze i Litwę. Z dawnej murowanej świątyni do dziś przetrwału polichromie z tekstami modlitw, które pełnią rolę ściągi. Ich konserwację przeprowadzono w latach 70-tych. W czasie II Wojny Światowej synagoga została ograbiona. W mieście przeżyło tylko 21 wyznawców judaizmu. Połowa z nich stała się autorami książki o losach tykocińskich Żydów. Jedyny polski egzemplarz odnajdziemy w lokalnym muzeum.
W pamięci ocalałych przetrwały liczne opowieści. W synagodze przed laty wisieć miał cudowny żyrandol, w którym ukryto magiczne amulety z wypisanymi modlitwami. Ich głównym zadaniem miało być ochrona Żydów od wszelkich nieszczęść. Tak też się działo. Żyrandolowi przypisywano brak ofiar przy niemieckim bombardowaniu. Mimo że świątynia cała się zatrzęsła, obyło się bez rannych. W czasie jednego nabożeństwa żyrandol się urwał. Choć synagoga była pełna wiernych, żyrandol w niewytłumaczalny sposób zmienił trajektorię. Nikomu nic się nie stało. Synagoga w Tykocinie pełna była też skarbów. W połowie XIX w. przy remoncie podłogi odkryto choćby 9 staropolskich łyżek. Na części z nich widniała data – 1647. Inne posiadały wygrawerowane przysłowia.
Nad augustowskimi jeziorami odpoczywają latem tłumy wczasowiczów. Co roku do miasta przyjeżdżają z koncertem gwiazdy muzyki światowego formatu. Odbywają się również liczne imprezy sportowe o dużej randze. Najwięcej śmiechu przynosi jednak konkurs, który zyskał już pełnoletność. Mowa to o ”Mistrzostwach w pływaniu na byle czym”. Konstruktorzy wodowanych na rzece Netta wehikułów, ściągają z całej Polski, by wziąć udział w tym niecodziennym wydarzeniu.
Warunkiem jest zbudowanie pojazdu napędzanego „wiatrem, wiosłem, silnikiem lub siłą i godnością osobistą” – jak piszą organizatorzy – oraz przepłynięcie w ten sposób określonego dystansu. Załoga oczywiście musi być na pokładzie. Co roku pula nagród jest coraz większa, dochodząc do 40 tys. zł. Tym, którzy nie mają odwagi stawić czoła takiemu wyzwaniu, radzimy wziąć do Augustowa na tę okoliczność lornetkę i dobry humor. Patronat nad imprezą tradycyjnie obejmuje Polskie Radio Białystok.
Będąc w okolicy Sokółki nie sposób przeoczyć Zalewu. Lokalizacja łatwa jest do zapamiętania dla turystów, a to ze względu na to, że położony jest przy ulicy…. wodnej. Zalew Sokólski zajmuje łącznie powierzchnię ok. 20 ha. Powstał on już w 1942 r. w czasach okupacji hitlerowskiej. Siłę roboczą stanowili zaś głównie Żydzi.
Istnieją dwie wersje celu jego budowy. Pierwsza z nich mówi o obniżeniu poziomu wód gruntowych w związku z osuszaniem bagien, druga zaś, sugeruje chęci utworzenia kurortu dla niemieckich pacjentów. Obecnie zalew stanowi doskonałe miejsce do spędzenie wolnego czasu. Posiada on łącznie dwa zejścia do wody. Funkcjonuje przy nim wypożyczalnia sprzętu rekreacyjnego – kajaków, żaglówek i rowerów wodnych.
Z atrakcji można korzystać codziennie w godzinach 10-18. Na miłośników siatkówki czekają dwa piaskowe boiska. Nad wodą organizowane są liczne imprezy – mistrzostwa w skokach na nartach wodnych, zawody skuterów i rywalizacja wędkarzy. W maju 2013 r. nad zalewem postawiono pomnik braci Ejsmontów – słynnych żeglarzy z Węgorzewa. Odnowiono również promenadę, która posiada teraz nową nawierzchnię, barierki i oświetlenie. Wokół zalewu ma powstać kompleks z zapleczem hotelowym, gastronomicznym i kręgielnią. Głównym punktem w przyszłości ma zostać odkryty basen.
To pierwsza taka placówka. W pełni multimedialna zapewnia doskonałą interakcję z gośćmi. Od 3 miesięcy w Grajewie działa Centrum Tradycji Mleczarstwa – Muzeum Mleka. Całość powstała dzięki wsparciu Unii Europejskiej.
Muzeum zaprojektowano tak, aby zarówno dzieci, jak i dorośli mogli dowiedzieć się czegoś nowego o białym napoju. Obiekt podzielono łącznie na siedem stref. Pierwsza z nich to łąka, gdzie odnajdziemy automatyczne zwierzęta. W dziale historycznym zapoznamy się z losami mleka na przestrzeni dziejów. Kolejna wystawa to swoista podróż w czasie. W imitacji obory zawarto wszelkie eksponaty funkcjonujące w branży mleczarskiej. Muzeum uświadomi nam jaką drogę pokonuje mleko, zanim dotrze na nasz stół.
W barze mlecznym wrócimy zaś do PRL-u. Na ekranie telewizora puszczane są też doskonale polskie komedie z dawnej epoki. Dzieci szczególnie ucieszą się z wizyty w laboratorium. W ruch pójdą mikroskopy i wirówki oddzielające śmietanę od mleka. Muzeum czynne jest codzienne w godzinach 10 -18. Dzięki niemu dokładnie zapoznamy się w wyjątkowym naturalnym napojem. Od ilości ciekawostek głowa nie zaboli.
Białystok jako pierwsze miasto w Polsce złożył hołd muzyce bluesowej. Idea powstania Alei Bluesa pojawiła się w 2007 r. Pomysł zrealizowano błyskawicznie. Deptak z chodnikiem w kształcie klawiatury fortepianu powstał w sąsiedztwie Rynku Kościuszki. Spacerowiczów tylko kilkaset metrów dzieli od parku planty.
Powstanie Alei zbiegło się kilkoma istotnymi wydarzeniami. W mieście obchodzono Rok Bluesa, festiwal Jesień z Bluesem, a także rocznicę śmierci Ryszarda ”Skiby” Skibińskiego. Ten ostatni był legendarnym założycielem Kasy Chorych. Deptak pełni funkcję edukacyjną, przypominając młodym pokoleniom o osiągnięciach największych muzyków gatunku. Mało kto wie, ale to właśnie w Białymstoku działa wiele znanych kapel, które posiadają fanów w całej Polsce. Dlatego należy uważać miasto za jeden z istotnych ośrodków Bluesa. Ponadto w Białymstoku odbywa się najstarszy festiwal bluesowy.
W Alei Bluesa odsłonięto tabliczki takich gwiazd estradowych, jak Ada Rusowicz czy Martyna Jakubowicz. Regularnie dołączają do nich nowe nazwiska.
Miejscówki na majówkę są już zabukowane. Na wymarzony urlop jednak jeszcze trochę poczekamy. Nim rozkwitną pąki na drzewach, a wiosenne słońce opali nasze blade twarze, warto skorzystać już teraz z całego wachlarza możliwości, jakie daje nam Podlaskie.
Mieszkańcy Białegostoku i okolic powinni udać się do Tykocina. Skoro kręci się tam filmy, coś musi być w tym miasteczku. Oprócz zwiedzenia nietypowego trapezowego rynku szczególnie polecamy most na rzece Narew. Podobno przyniosła go armia ZSRR z Wrocławia. Miał on trafić dalej na wschód, lecz został w Tykocinie. Trzeba przyznać, że pasuje do barokowych budowli.
https://www.youtube.com/watch?v=TOUgXcC_A2U
W niewielkim oddaleniu od stolicy Podlasia znajduje się malowniczy Supraśl. Czeka tam na nas choćby Muzeum Sztuki Drukarskiej i Papiernictwa, a także najbardziej oblegane Muzeum Ikon. We wszystkich obiektach poznamy na pewno wiele ciekawostek. Miasteczko wyróżnia się licznymi drewnianymi zabudowaniami. Przykładem takiej perełki jest Stara Poczta nazywana też Domem ogrodnika.
https://www.youtube.com/watch?v=cpEGZG_TwBM
Kto jeszcze nie był w Białowieży, ten niech nadrobi zaległości. Najstarsze muzeum na Podlasiu znajduje się właśnie tam. Prezentacja zbiorów opiera się on na nowoczesnych technologiach i w niczym nie przypomina kojarzącego się ze słowem muzeum zwiedzania wystaw w gablotach za szkłem. Na wystawach podziwiać można fragmenty ekosystemu Puszczy Białowieskiej oraz pełne sceny z życia zwierząt, np. żery wilków.
Jeśli stęskniliśmy się za wodą, najlepszym wyjściem będzie wycieczka do Augustowa. Aby rozprostować kości przyda się spacer, najlepiej po bulwarach. Augustowski deptak to fantastyczny trakt, wyłożony kostką brukową, czysty i prowadzący przez ciekawe zakątki Augustowa. Przy bulwarze powstały hotele, ośrodki wypoczynkowe i restauracje. Stoi tu również piękny Pałac na Wodzie. Przy moście cumuje często statek wycieczkowy Jaćwież, należący do Żeglugi Augustowskiej. Podczas rejsu tym statkiem poznamy historię Jaćwingów.
Śniegi stopniały, więc warto wrócić do aktywnego wypoczynku. W Puszczy Białowieskiej skorzystamy z pewnością ze szlaków do nordic walking, który staje się coraz popularniejszy. Przez Podlasie, warto przypomnieć, przebiega słynny szlak rowerowy Green Velo, liczący w sumie 2000 km. Okolice Łomży, Augustowa czy Suwałk powinny więc w weekend zapełnić się jednośladami. Jeśli lubimy łączyć podziwianie widoków ze spalaniem kalorii, to wręcz idealna propozycja.
Puszcza Białowieska pełna jest tajemniczych uroczysk. Jedno z nich znajduje się w okolicy wsi Zastawa. Podmokły las nosi imię Knihiniówka, lecz przewodnicy określają się go Knaziewka”. Nazwa pochodzi prawdopodobnie od gwarowej nazwy czajki, która gniazduje właśnie na terenach uroczyska. Dawniej uroczysko stanowiło dla człowieka dużą przeszkodę. Ułożone w poprzek kłody ściętych drzew stanowiły jedyną drogę do okolicznych miejscowości. Dziś przebiega przez nie tzw. ”Kładka Żubra” stanowiąca istotny dla rozwoju turystyki szlak edukacyjny.
Zagubieni
Podróżni nie są świadomi tego, że mokradła są nawiedzone. Wielu było świadkiem niewyjaśnionych wydarzeń. Pierwsze relacje pochodzą jeszcze sprzed wojny. Mężczyzna wiózł koniem drewno. Gdy zapadł zmrok, zwierzę zarżało w panice. Z mroku wyłoniła się biała postać. Aby lepiej jej się przyjrzeć rolnik podpalił wiązkę siana. Nim płomienie objęły uschniętą trawę, postać rozpłynęła się we mgle.
Innym razem dwóch kłusowników ujrzało na drodze ognisty krzyż, który z wielką prędkością mknął w ich kierunku. Przerażające. Mężczyźni nie mogli uwierzyć własnym oczom. Z krzykiem uciekli do domu. Dziwne zjawiska mają miejsce do tej pory. Nikt nie wie co jest tego przyczyną. Domniemuje się, że mam to związek z dawnymi magicznymi rytuałami.
Jeśli ktoś wybiera się na uroczysko, niech lepiej weźmie dobrą nawigację. Mokradła w tajemniczy sposób wpływają na orientację. Mnóstwo osób nie mogło znaleźć drogi powrotnej. Gdyby nie telefon komórkowy, być może zostaliby tam na zawsze.
Na Podlasiu znajdzie się miejsce dla wszystkich tych, którzy lubią podróżować własnym autem i coś zwiedzić. Mamy kilka propozycji, jak zwiedzić Podlaskie, by się nie wykosztować. Wystarczy zatankować i przygotować trochę gotówki na dobre jedzenie i wypoczynek.
Piątek wieczór i rozpoczęcie przygody na Podlasiu
Przypuśćmy, że przyjeżdżacie zaraz po pracy i na Podlasiu meldujecie się w piątek wieczorem. Z pewnością naszą przygodę powinniśmy zacząć w Białymstoku. Wieczorem na Rynku Kościuszki życie tętni na całego. Jest tu bardzo wiele miejsc, gdzie skosztujemy regionalnego jadła czy browarów.
Sobota przed świtem
fot. K. Gopaniuk
Z pewnością jeżeli chcemy kierować samochodem, to nie powinniśmy zbyt wiele tych browarów wypić. Wcześniej niż wstanie świt powinniśmy wybrać się nad zalew Siemianówka. Nieopodoal miejscowości Pasieki znajduje się wieża widokowa, z której przy odrobinie szczęścia o bladym świcie można podziwiać żubry.
fot. K. Gopaniuk
Kolejny przystanek to śniadanie w Kruszynianach. Zwiedzimy tam tatarski meczet (polscy Muzułmanie). Do wyboru mamy kilka miejsc, w których zjemy tradycyjne tatarskie jedzenie. Najsławniejszy jest Pierekaczerwnik. Bez wątpienia możemy polecić baraninę.
Następnie warto zwiedzić Krynki, Poczopek i Kopną Górę. W tej pierwszej miejscowości znajdziemy między innymi stary, żydowski cmentarz, w Poczopku zaś wspaniały rezerwat, a w Kopnej Górze kolejny rezerwat. W konsekwencji obiad będzie smakować doskonale. Tam zdecydowanie polecamy babkę ziemniaczaną. Można ją skosztować przy głównej ulicy w Supraślu.
https://www.youtube.com/watch?v=cpEGZG_TwBM
Na wieczór wróćmy do Białegostoku, by solidnie odpocząć bo całodniowej wycieczce.
Niedziela
Niedzielę zaś możemy spędzić w Augustowie i Suwalszczyźnie. W centrum tego pierwszego znajduje się port, z którego możemy odpłynąć statkiem, by zwiedzić znaną w całej Polsce Dolinę Rospudy. Później, po wspaniałej wodnej wycieczce warto zajechać do klasztoru w Wigrach i Szelmentu, by spróbować swoich sił na wyciągu nart wodnych. Tam też znajduje się restauracja, w której możemy się posilić przed dalszą drogą. Kolejny przystanek to Wiżajny, gdzie znajduje się trójstyk granic Polski, Litwy i Rosji.
fot. K. Gopaniuk
Na zakończenie ostatnim przystankiem będą Stańczyki i wielkie akwedukty. Miejsce warte odwiedzenia, gdyż w Polsce niewiele jest tak wielkich budowli.
fot. K. Gopaniuk
Cała wycieczka zajmie nam nie więcej niż 400 km podróżowania. Dlatego jeżeli ktoś ma samochód na gaz, to będzie go kosztować ta wycieczka jedną, standardowa butla gazu.
Twierdza Osowiec powstała w drugiej połowie XIX w. Zbudowana została w miejscu zwężenia biebrzańskich bagien, co miało służyć ochronie linii kolejowej Białystok – Królewiec. Składała się ona z czterech fortów i do dziś sławi się tym, że nigdy nie została zdobyta. Pochłonęła jednak wiele ofiar, co z pewnością miało wpływ na nietypowe zjawiska.
W Twierdzy Osowiec przetestowano po raz pierwszy gazy bojowe. Chmura o szerokości kilku kilometrów, która powstała po wypuszczeniu chloru z baterii gazowych, przyniosła śmierć tysiącu Rosjan. Wielu próbowało uciec. Jednym się udało, drudzy nie mieli tyle szczęścia. Ocalałych oskarżono o dezercję. Na sądzie polowym żołnierze przyznali, że w oparach widzieli czarną zjawę, wybierającą swe ofiary. Czarna dama, gdyż tak ją nazwano, dusiła ich za gardło, pozbawiając ostatniego tchnienia. Potwór w ciemnej pelerynie miał mieć ponoć szerokość kilku metrów. Ducha widziano również współcześnie. Przypadek został udokumentowany przez reporterów. Na jednym ze zdjęć, po ich wywołaniu okazało się, że przy dziennikarce stała właśnie złowroga Czarna Dama.
Pani w czerni to nie jedyna zjawa, jaką można spotkać bądź usłyszeć na terenie Twierdzy Osowiec. Wiele osób skarżyło się, że w czasie zwiedzania czuło na karku mroźny oddech. Nic nam jednak nie grozi, gdyż jest to ”Dobry duch Twierdzy”. Przed wojną młody rosyjski oficer popełnił samobójstwo z powodu odrzuconych zaręczyn szlachcianki z Goniądza. Jego żywot zakończyła kula w skroń i od tej pory towarzysze broni byli świadkami zjawisk paranormalnych. Pewnego dnia odkryli na ścianie wykonany krwią napis ” Chryste, daj wieczny odpoczynek duszy sługi Twojego”. Jęki i zawodzenia w tunelach słychać do dziś. Wszystkich odważnych, nie bojących się upiorów, zapraszamy na wycieczkę po Twierdzy Osowiec.
Czy dziecko może przebywać w fabryce? Tak, o ile jest to fabryka..misia. Zeszłego roku w Białymstoku powołano do życia pierwsze takie miejsce w Europie. Każde dziecko po przekroczeniu murów poznaje bajkę o misiu Madrusiu, który bardzo chce poznać nowych kolegów. Należy jednak ich najpierw stworzyć. To jest właśnie zadanie dla maluchów.
Zrób to sam
Dzieci sami decydują o wyglądzie misia swoich marzeń. Wybierają futro, oczy i nos, a także serce, które własnoręcznie malują. Następnie z niewielką pomocą dorosłych wypełniają skórę puchem. Przy użyciu maszyn, igły i nici w krótkim czasie otrzymają nowego przyjaciela. To jednak nie wszystko. Każdy miś musi mieć też imię i określony charakter. Tak więc dziecko decyduje o życiowej postawie pluszaka. Cały proces kończy się otrzymaniem odpowiedniego certyfikatu.
Moc atrakcji
Właściciele fabryki sami zbudowali maszyny służące do produkcji misia na życzenie. Śmiało postawili na miejscowych rzemieślników zaopatrujących fabrykę w skórki i inne niezbędne elementy, w tym ubranka. Zrezygnowano z taniej chińszczyzny na rzecz jakości. Fabryka misia zapewnia ponadto inne atrakcje, jak choćby interaktywna podłoga. Zdecydowanie jest to miejsce godne polecenia, nie tylko na przyjęcie urodzinowe dziecka.
Fabryka Misia znajduje się przy ul. Zwycięstwa 8 w budynku Madro.
Wieża ciśnień w Łomży to bez wątpienia jedna z wizytówek tego miasta. Swą pracę zakończyła oficjalnie w 1992 r. Od tej pory stoi opuszczona i nic na razie nie wskazuje, by sytuacja miała ulec zmianie.
Budynek powstał na początku lat 50. przez co mógłby już oficjalnie zostać zabytkiem. Wpisanie do rejestru zagwarantowałoby ochronę obiektu i zachowanie dziedzictwa kulturowego. Władze miasta chciały sprzedać wieżę razem z działką, lecz niestety bez skutku. Poprzedni prezydent Łomży, Mieczysław Czerniawski, planował przekształcenie jej w obserwatorium astronomiczne. Byłaby to doskonała rozrywka dla uczniów. Taki pomysł nie spodobał się jednak dla Ministerstwa Edukacji Narodowej. Bez uzyskania dotacji inwestycja nie mogła zostać dopięta na ostatni guzik.
Kolejne próby przetargu kończą się niepowodzeniem, mimo obniżki ceny za otaczającą działkę. Warunkiem nabycia jest też konieczność rozpoczęcia inwestycji w ciągu dwóch lat. Obecne władze Łomży oczami wyobraźni widzą w wieży ciśnień hotel z restauracją. Na razie to pobożne życzenia. Obiekt mieści się na terenie wpisanym do rejestru zabytków o ”historycznym układzie urbanistycznym miasta Łomży”. Dlatego tez każda decyzja musi przejść przez Wojewódzki Urząd Ochrony Zabytków. Tymczasem wieża coraz bardziej niszczeje i bardziej odstrasza niż przyciąga.
Nadeszła wiosna. Na dach chaty powróciły bociany. Z promieniami słońca i przyszedł jednak głód. Pozostało chude mleko i ziemniaki. Tak wyglądał marzec Macieja Skiby, mieszkańca niewielkiej osady na Podlasiu. Uśmiech mężczyzny wzbudzał jedynie syn, który niedawno przyszedł na świat. To w nim upatrywał nadzieję na lepsze jutro. Wedle tradycji dziecku nadano imię po ojcu.
Zatrute powietrze
Minęło 12 lat. Wybuchła epidemia. Większość ludzi albo zmarła, albo uciekła jak najdalej. Maciej Skiba nie przetrwał zarazy, lecz jego syn miał więcej szczęścia. Długo tułał się po innych miastach, lecz nie mając ani wykształcenia, ani fachu w ręku, nie mógł znaleźć pracy. Wrócił więc do rodzinnej osady. Następnego dnia na podwórzu odnalazł pisklę i stojącego przy nim bociana.
Bogactwo pod kamieniem
Maciej bez chwili zastanowienia odłożył młodego ptaka do gniazda. Pełen żalu mówił sam do siebie, że chce zakończyć swój żywot. Wówczas bocian przemówił ludzkim głosem. Nakazał Maćkowi porzucić troski. W zamian za pomoc wskazał dla chłopaka ukryty pod kamieniem skarb. Bocian mówił prawdę. Faktycznie kufer pełen był złotych i srebrnych monet. Maciek jednak ostrożnie dysponował niespodziewanym majątkiem. Kupił kilka koni, krów i zbudował dom. Wkrótce spotkał miłość swego życia. Wioska powoli zaczęła się zaludniać. Po dziś nosi nazwę Boćki.
Przez Augustów przepływa rzeka Netta, stanowiąca swoiste źródło miejskich rozrywek. W 1999 r. uruchomiono na niej pierwszy w kraju profesjonalny wyciąg nart wodnych. Władze miasta zostały nagrodzone z okazji tego wydarzenia. Wyciąg otrzymał bowiem tytuł ”Atrakcji turystycznej roku”.
Parametry wyciągu są imponujące. Posiada om 740 m długości, a prędkość, jaką pozwala rozwinąć to blisko 60 km/h. Na miejscu obsługa zapewnia wynajem fachowego sprzętu, a doświadczeni instruktorzy zapewniają bezpieczeństwo turystom. Wyciąg czynny jest codziennie w lipcu i sierpniu. W miesiące takie jak maj, czerwiec i wrzesień, z jego usług skorzystamy jedynie w weekendy. Jednorazowy wypad ze sprzętem wiąże się z kosztem 4 zł, zaś za całodniowe szaleństwo bez ekwipunku zapłacimy 100 zł.
Mimo że taki sport wymaga sprawności fizycznej, co roku tysiące turystów zostawia obawy za sobą. W drugiej połowie lipca odbywają się zawody w skokach na nartach wodnych – memoriał Zygmunta Kowalika ”Netta Cup”. Konkurs ten posiada międzynarodowy wydźwięk i organizowany był już w latach sześćdziesiątych. Od kilku lat rozgrywane są też konkurencje o puchar burmistrza miasta, które rozpoczynają się po zachodzie słońca. W sierpniu z kolei mamy do czynienia z prestiżowymi Mistrzostwami Polski. Kategorie w jakich startują zawodnicy to: slalom, skoki i jazda figurowa.
Między miejscowościami Śliwno i Waniewo, oddalonymi od Białegostoku o około 30 km, odnajdziemy kładkę, która tylko z nazwy jest zwyczajna. Na początek naszej przygody musimy użyć siły mięśni aby przyciągnąć platformę, która pozwoli dostać się na drugi brzeg Narwi. Znajdujące się na kołowrotku liny nie powinny sprawić żadnego kłopotu. Dlatego też posiłować się mogą też dzieci. Łącznie na trasie przygotowano pięć takich tratw.
Gdy już uporamy się z platformami możemy się delektować pięknem okolicy. Przejście nad rozlewiskami jest całkowicie bezpieczne przez co nie musimy obawiać się o nasze pociechy. Jako że turystów nie ma zbyt wielu nic nie zakłóci spokoju przyjezdnym. Kilometrowa drewniana kładka posiada wieżę obserwacyjną, z której skorzysta nie tylko miłośników ptaków. Wieża powstała w miejscu dawnego zamczyska. Kładkę można zwiedzać z obu stron. Do nas już należy wybór czy spacer rozpoczniemy w Śliwnie czy w Waniewie.
Pobojna Góra według przekazów stanowiła grodzisko Jaćwingów. Plemię osiedlało się często na terenach oo szczególnej koncentracji energii. Takie też znaleźli nad Biebrzą. Nazwa góry wiązać się może ze szwedzkim potopem, bowiem właśnie tam wojska walczyły najdłużej. Pobojna Góra to jednak nie tylko miejsce śmierci wielu żołnierzy. Dziesiątki osób doświadczyło tam czegoś niewytłumaczalnego.
Jeśli zachowamy ciszę z łatwością usłyszymy odgłosy, które wydobywają się z ziemi. Najczęściej są one w obcym języku. Niejednokrotnie okolicę przeszywa krzyk, lecz również i piękny śpiew. Pewne jest, że każdy biwakowicz będzie miał nad Biebrzą fantazyjne sny, które okazują się być niesamowicie realne. Wypoczywający na urlopie nauczyciel usłyszał głos mężczyzny żądający zapłaty za miejsce namiotowe. Gdy ten odmówił niespodziewany gość runął z hukiem na konstrukcję. Nauczyciel błyskawicznie obudził się z bólem. Faktycznie namiot spadł mu na głowę.
Przed laty reformator społeczny hrabia Karol Brzostowski wyznał nad Biebrzą miłość Wiktorii Rymaszewskiej. Niespotykane widoki działają na wyobraźnię do dziś. Na Pobojną Górę nadal przybywają chętnie pary zakochanych. Okolice pobudzają siły witalne. Noc to gwarancja erotycznych snów. Niejedni wracali do cywilizacji jako już zaręczeni. Samotni mężczyźni muszą mieć się na baczności. Duchy młodych dziewic są aktywne zwłaszcza latem i nie koniecznie okażą im dobroć. Opowieści o Pobojnej Górze zainteresowały znanego jasnowidza, ojca Kilimuszkę. Stwierdził on obecność wielu bytów i tajemniczych przedmiotów.
W okolicach Puszczy Białowieskiej powstało 11 tras łączących naukę z zabawą. Mowa to o tzw. szlakach questingowych. Uczestnicy zabawy odpowiadając poprawnie na pytania otrzymują wskazówki umożliwiające dotarcie do ukrytego w skrzyni skarbu. Poruszać możemy się w dowolny sposób. Możemy wybrać pieszą wędrówkę bądź też rower. Nietypowa forma wypoczynku promowana jest jako produkt turystyczny powiatu hajnowskiego. Stanowi doskonałą propozycję na spędzenie wolnego czasu zarówno dla osób indywidualnych, jak i grup zorganizowanych, zwłaszcza szkolnych wycieczek.
Questing w praktyce
Zgodnie z zasadami questingu trasy w terenie nie są opisane, lecz znajdziemy je wyłącznie w sieci. Zagadki dotyczą różnych dziedzin. Dzięki questom historycznym zagłębimy się choćby w tematykę związku królowy Bony z Narwią. Zagadki kulturowe czekać zaś będą na nas w miejscowości Nowoberezewo, gdzie to będziemy podziwiać krajobraz podlaskiej wsi. Z kolei Dubicze Cerkiewne zapraszają na ”Szlak Błękitu” i zapoznanie się z obrządkiem wschodnim. W kolejnych miasteczkach na własne oczy przekonamy się o wzajemnym przenikaniu kultur , będziemy też świadkami prac rękodzieła ludowego. Questy w powiecie powstały dzięki projektowi dofinansowanemu z Unii Europejskiej – ”Questing – Wyprawy odkrywców w Puszczy Białowieskiej”.
Niejednokrotnie z ust turystów wydobywa się stwierdzenie, że Suwalszczyzna posiada bajkowe krajobrazy. Co więcej, w Suwałkach urodziła się autorka wielu książek dla dzieci, Maria Konopnicka. Było to powodem utworzenia tzw. Baśniowego Szlaku. Oprócz Suwałk, składa się na niego sześć innych okolicznych miejscowości – Nowa Wieś, Kopiec, Puńsk, Bakałarzewo, Rutka Tartak oraz Sejny.
Na szlaku odnajdziemy siedem przystanków nazywanych Wioskami Bajek. Na początek czeka na nas zaułek krasnoludków. Mieści przy Muzeum Marii Konopnickiej, utworzonym w domu gdzie pisarka przyszła na świat. Sympatyczne krasnoludki zabiorą chętnych na poszukiwanie skarbu, a w czasie wędrówki opowiedzą nam wiele barwnych opowieści. Każda wioska to inne atrakcje. Towarzyszyć nam będą postacie z różnych bajek i baśni. Wycieczki umożliwiają poznanie zarówno świata fauny i flory, jak i dawnych zwyczajów. Dzieci nauczą się też niemało o litewskiej kulturze. Przede wszystkim jednak szlak daje dzieciom szansę na aktywny wypoczynek, a to choćby dzięki parkom linowym istniejącym w Wiosce Zapomnianych Wojów.
Śnieg, noc i pot. W połowie lutego już po raz piąty odbył się w Suwałkach bieg narciarski na orientację. Spragnionych adrenaliny gościła trasa ”papiernia”. Imprezę zorganizował tradycyjnie Klub Rowerowy MTB Suwałki przy wsparciu nadleśnictwa Suwałki. Uczestnicy musieli wykazać się kondycją i umiejętnością szybkiego myślenia przy wzmożonym wysiłku, co wcale nie jest łatwym zadaniem.
Śmiałkowie, mając do dyspozycji jedynie czytelną mapę, musieli odszukać zaznaczone na niej punkty kontrolne. Mapy zawierały wszelkie niezbędne informacje na temat gęstości lasu czy rodzaju podłoża. Większość punktów kontrolnych stanowiły tablice ścieżki edukacyjnej. Gdy już im się to udało, należało za pomocą odpowiedniego kasownika potwierdzić swoją obecność.
Biegi na orientację (już bez nart) odbywają się również w innych porach roku. Aby stanąć na starcie nie trzeba być wcale wyczynowcem. Wystarczy chęć aktywnego spędzenia czasu na łonie natury. Nadleśnictwo Suwałki przygotowało w tym celu trzy stałe trasy. Są to kolejno ”Las Suwalski” , ”Szwajcaria” oraz ”Rutka”.
Na skraju Puszczy Białowieskiej leży niewielka wieś Dubicze Cerkiewne. Już sama nazwa wskazuje na związki z obrządkiem prawosławnym. Pierwsza świątynia powstała w połowie XVI, co potwierdza przywilej wydany przez króla Zygmunta III Augusta. W sąsiedztwie przebiegał trakt carski z Bielska Podlaskiego do Kamieńca. Z tego właśnie względu droga aż do dzisiaj nazywana jest gościńcem Kamienickim.
Pierwsza świątynia pod wezwaniem Piotra i Pawła zakończyła swe istnienie w gwałtowny sposób. Stanęła bowiem w płomieniach. Ikona niesiona przez silny wiatr zatrzymała się na samym końcu wsi. Mieszkańcy uznali, że właśnie tam powinna powstać nowa cerkiew.
Bardziej fantastyczna wersja mówi o zapadnięciu się świątyni przez ziemię. Miała to być kara za grzechy parafian. Ponoć jeśli 12 lipca w południe, gdy przyłożymy ucho do ziemi na wzgórzu, usłyszymy bicie cerkiewnych dzwonów. W miejscu tym stoi do dziś kamienny krzyż. Stanowi pamiątkę po starej cerkwi. Obecna drewniana świątynia w Dubiczach Cerkiewnych powstała tuż po zakończeniu drugiej wojny światowej. Jej konsekracja nastąpiła zaś w 1955 r.
Sam zbudował sobie zamek. W połowie drogi między Drohiczynem a Mielnikiem ukazuje się coś wyjątkowego, coś, czego nie spotyka się codziennie w podróży przez te ziemie. W świecie, gdzie wiele zabytków chyli się ku upadkowi, jedno miejsce śmiało wyłamuje się z tego trendu – Korona Podlasia, zamek wznoszony od dziesięciu lat z niesłabnącym zapałem przez jednego człowieka. To dzieło pasji, które z dnia na dzień nabiera coraz większego blasku, budząc zachwyt i podziw. Prasa nie omieszkała poruszyć tematu tego niezwykłego zamku, a reportaże o nim krążą w mediach publicznych, zdumiewając widzów swoją historią i rozmachem przedsięwzięcia.
Sam zbudował sobie zamek – ogrodzenie z nietypowego surowca
Historia tego monumentalnego dzieła sięga początku, kiedy to właściciel, Jerzy Korowicki, postanowił zbudować z kamienia solnego ogrodzenie. Dlatego coś co początkowo miało być jedynie płotem, przerodziło się w ambitne przedsięwzięcie – wzniesienie prawdziwej twierdzy. Korowicki, niezłomny we wznoszeniu murów, zajął się każdym szczegółem, każdym kamieniem, by z dnia na dzień spełniać swoje marzenie. Krzemienie i otoczaki, starannie obrabiane własnoręcznie, stanowią główny budulec zamku, nadając mu niepowtarzalny charakter i solidność, która robi wrażenie.
Wyposażenie zamku
Chociaż wnętrza zamku nie są jeszcze w pełni wyposażone, natomiast jego imponująca bryła robi już ogromne wrażenie. Wśród surowych murów odnajdziemy na razie tylko prosty stół rycerski, dlatego w przyszłości zamierza się tu stworzyć salę uroczystości kameralnych. Na szczycie zamku, dumnie wznosi się korona, symbolizująca jego wyjątkową rangę. Dlatego też nawet własny herb nie został zapomniany – lustrzane odbicie herbu Siemiatycz stoi za znakiem tego dzieła.
Wykorzystanie obiektu
To miejsce stało się ulubionym punktem sesji fotograficznych dla nowożeńców. Zapewne dlatego, że przyciąga ich swoim niezwykłym urokiem, jak również romantycznym krajobrazem, rozpościerającym się dookoła, na malowniczych terenach nad Bugiem. Warto również dodać, że pierwotnie na terenie zamku planowano uruchomić zakład przetwórczy. Na szczęście te plany nigdy nie ujrzały światła dziennego. Pozwolono Koronie Podlasia zachować swój dostojeński charakter i historyczną rangę, którą tak dumnie nosi.
Historia Klasztoru w Puszczy. Klasztor w Puszczy, położony na jednej z wysp jeziora Wigry, jest nie tylko miejscem o bogatej historii, ale również miejscem, które od wieków przyciągało uwagę wielu znakomitych postaci. Jego otoczenie pełne jest magicznych zakątków i tajemniczych legend. Nieopodal klasztoru rozciąga się urokliwa kraina, w której niegdyś królowie Polski urządzali swoje polowania, a teraz jest to miejsce, gdzie czas zatrzymuje się, pozwalając na refleksję i kontemplację.
Historia klasztoru w Puszczy – sprowadzenie kamedułów
Na wyspę, na której znajduje się klasztor, król Jan Kazimierz podarował kamedułom wieczyste użytkowanie, chcąc w ten sposób zapewnić im bezpieczeństwo i odpoczynek od ziemskich zmartwień. Choć upływ lat sprawił, że klasztor nieco niszczeje, wciąż emanuje swoim wyjątkowym urokiem. Figury zakonników, dawne eremy oraz majestatyczna wieża zegarowa stanowią niepowtarzalną atmosferę tego miejsca, przyciągając do siebie wielu pielgrzymów i turystów. Historia sprowadzenia kamedułów na polskie ziemie ma swe korzenie w wydarzeniach początku XVII wieku. Jeden z królewskich marszałków, przechodząc spowiedź przed papieżem, otrzymał zadanie sprowadzenia zakonu do Polski jako akt pokuty za swoje grzechy. Mimo wątpliwości i obaw, przeorowie podjęli się tej misji, rozpoczynając budowę pierwszych eremów w Krakowie i Warszawie. W końcu osiedli na terenach Suwalszczyzny, gdzie na wyspie Wigier założyli swoją siedzibę.
Życie na wyspie
Początkowo życie na wyspie było trudne, jednak dzięki wytrwałości i determinacji zakonników, szybko powstało miasto Suwałki. Zakonnicy, choć przyrzekli życie w ubóstwie, stali się posiadaczami wielkiego majątku. Czerpali z różnorodnych działań gospodarczych, takich jak rybołówstwo, rolnictwo czy przemysł. Pomimo złożenia ślubów milczenia, sprawnie zarządzali swymi dobrami. Sprawiło to, że pustelnia na wyspie stała się jednym z najbogatszych ośrodków w całej Europie, przyciągając uwagę wielu ludzi. Dzisiaj klasztor w Puszczy nadal przyciąga pielgrzymów i turystów, którzy pragną zanurzyć się w atmosferze spokoju i zadumy. Pragną również odkryć tajemnice jego historii oraz doświadczyć bliskości Boga w otoczeniu natury i piękna architektury.
Kontynuując przeglądanie strony, zgadzasz się na instalację plików cookies na swoim urządzeniu. Ustawienia prywatnościOK
Polityka prywatności i cookies
POLITYKA PRYWATNOŚCI
Szanujemy prawo użytkowników do prywatności. Dbamy, ze szczególna troską, o ochronę ich danych osobowych oraz stosuje odpowiednie rozwiązania technologiczne zapobiegając ingerencji w prywatność użytkowników osób trzecich. Chcielibyśmy, by każdy Internauta korzystający z naszych usług i odwiedzający nasze strony czuł się w pełni bezpiecznie.
Dane osobowe po 25.05
25 maja 2018 roku wchodzi w życie Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z 27 kwietnia 2016 roku tzw. RODO. Nowe prawo nakłada na nas obowiązek uzyskania Twojej zgody na przetwarzanie przez nas danych osobowych podawanych przez Ciebie w zaszyfrowanych plikach cookies.
Przetwarzamy dane użytkownika, za jego zgodą, m. in. w celu analitycznym. Dane te pomagają nam w określeniu upodobań użytkowników, a tym samym – doskonaleniu kierowanej do nich artykułów.
Cookies – jak działają
Cookies to pliki tekstowe, które serwer zapisuje na dysku urządzenia końcowego użytkownika, dzięki czemu będzie mógł go “rozpoznać” przy ponownym połączeniu.
Portal używa cookies do zapamiętania informacji o Internautach. Rozpoznajemy ich po to, by dowiedzieć się kim są, jakiej informacji potrzebują i szukają na naszych stronach. Wiedząc, które serwisy odwiedzają częściej niż pozostałe, możemy stać się dla Nich znacznie ciekawszym i bogatszym portalem niż dotychczas. To użytkownicy dają nam wiedzę o tym, w jakim kierunku rozwijać serwisy już istniejące, jakim wymaganiom musimy jeszcze sprostać, co uzupełnić, co stworzyć nowego, by odpowiedzieć na ich oczekiwania i potrzeby.
Pliki cookies są wykorzystywane także w celach statystycznych (tworzenie statystyk dla potrzeb wewnętrznych i w ramach współpracy z naszymi kontrahentami, w tym reklamodawcami); oraz związanych z prezentacją reklam w portalu – w szczególności aby uniknąć wielokrotnej prezentacji temu samemu odbiorcy tej samej reklamy oraz w celu prezentacji reklam w sposób uwzględniający zainteresowania odbiorców
Cookies są ustawiane przy “wejściu” i “wyjściu” z Portalu. W żaden sposób nie niszczą systemu w komputerze użytkownika ani nie wpływają na jego sposób działania, w szczególności nie powodują zmian konfiguracyjnych w urządzeniach końcowych użytkowników ani w oprogramowaniu zainstalowanym na tych urządzeniach.
Należy podkreślić, że cookies nie służą identyfikacji konkretnych użytkowników, na ich podstawie nie ustala tożsamości użytkowników.
Zaufani partnerzy
Dane o Użytkownikach przetworzone w postaci profili marketingowych są udostępniane podmiotom trzecim, jednak żadne dane umożliwiające bezpośrednie zidentyfikowanie osób nie są przechowywane ani analizowane. W zakresie, w jakim Dane udostępniane są podmiotom trzecim, Użytkownik, który nie chce aby dane o ich odwiedzinach były przekazywane temu podmiotowi może w dowolnym momencie wyłączyć.
Lista zaufanych partnerów
1. Google Ireland Limited (usługa AdSense, usługa Analytics)
2. Facebook.com (komentarze pod artykułami)
Na naszej stronie używane są ciasteczka firmy Google Ireland Limited będącej naszym partnerem. Ciasteczka te służą przede wszystkim do analizy oglądalności stron internetowych w Polsce i oceny skuteczności działań reklamowych. Użytkownik może w każdym czasie zrezygnować z korzystania z tego rodzaju plików wybierając odpowiednie ustawienia w swojej przeglądarce.
Wyświetlanie reklam
Zasadą działania Portalu jest możliwość darmowego czytania artykułów dla użytkowników. Aby zapewnić sprawne działanie systemu musimy zapewnić odpowiedni poziom usług (serwery, administracja itp.) co niestety wiąże się ze sporym kosztem. Dlatego na portalu obecne są reklamy. Staramy się, aby profil reklam odpowiadał zainteresowaniom użytkowników, aby były one użyteczne i przyczyniały się do możliwości zdobycia dodatkowej wiedzy o interesujących produktach i usługach.
Cookies to pliki tekstowe, które serwer zapisuje na dysku urządzenia końcowego użytkownika, dzięki czemu będzie mógł go “rozpoznać” przy ponownym połączeniu.
Portal używa cookies do zapamiętania informacji o Internautach. Rozpoznajemy ich po to, by dowiedzieć się kim są, jakiej informacji potrzebują i szukają na naszych stronach. Wiedząc, które serwisy odwiedzają częściej niż pozostałe, możemy stać się dla Nich znacznie ciekawszym i bogatszym portalem niż dotychczas. To użytkownicy dają nam wiedzę o tym, w jakim kierunku rozwijać serwisy już istniejące, jakim wymaganiom musimy jeszcze sprostać, co uzupełnić, co stworzyć nowego, by odpowiedzieć na ich oczekiwania i potrzeby.
Pliki cookies są wykorzystywane także w celach statystycznych (tworzenie statystyk dla potrzeb wewnętrznych i w ramach współpracy z naszymi kontrahentami, w tym reklamodawcami); oraz związanych z prezentacją reklam w portalu – w szczególności aby uniknąć wielokrotnej prezentacji temu samemu odbiorcy tej samej reklamy oraz w celu prezentacji reklam w sposób uwzględniający zainteresowania odbiorców
Cookies są ustawiane przy “wejściu” i “wyjściu” z Portalu. W żaden sposób nie niszczą systemu w komputerze użytkownika ani nie wpływają na jego sposób działania, w szczególności nie powodują zmian konfiguracyjnych w urządzeniach końcowych użytkowników ani w oprogramowaniu zainstalowanym na tych urządzeniach.
Należy podkreślić, że cookies nie służą identyfikacji konkretnych użytkowników, na ich podstawie nie ustala tożsamości użytkowników.