17 lat prezydenta Truskolaskiego na stołku. Czy Białystok coś osiągnął?

Patrząc na stare zdjęcia Białegostoku (lub go po prostu pamiętając miasto z epoki Ryszarda Tura – poprzednika Tadeusza Truskolaskiego) widać radykalną zmianę. Ryszard Tur był prezydent tak wielowymiarowo złym, że bycie od niego lepszym nie jest żadnym wyczynem. Warto jednak zauważyć, że ta radykalna zmiana miasta kosztowała nas – mieszkańców – gigantyczne pieniądze. Nawet jeżeli inwestowano dzięki dofinansowaniom z Unii Europejskiej, to przy każdym przedsięwzięciu był wymagany też wkład własny. Dziś po tych 17 latach rządzenia miastem Tadeusza Truskolaskiego – możemy zauważyć czy to – ile wydaliśmy – było warte tych pieniędzy z Unii Europejskiej.

Zapewne nie raz słyszeliście o krótkowzroczności wielu osób, które przy niskich stopach procentowych zakredytowały się maksymalnie, a gdy stopy w wyniku inflacji podwyższono, raty wzrosły i zrobił się wielki problem. Aż dziw bierze, że ekonomista z wykształcenia – Tadeusz Truskolaski – też wpadł w tą samą pułapkę. Otóż sądził, że zaciągnie długi, będzie pożyczać w nieskończoność, a inflacja powolutku będzie zjadać dług, zaś wpływy z podatków i zarobki miasta będą dorzucać do budżetu potrzebne kwoty, by wszystko zbilansować. Ot takie wieczne życie na kredycie.

A wystarczyło obejrzeć pierwszy z brzegu program telewizyjny, posłuchać pierwszy z brzegu podcast (czy tez audycje radiową) lub po prostu przeczytać pierwszy z brzegu artykuł w gazecie lub internecie na temat gospodarowania budżetem domowym. W każdym z nich jest uniwersalna zasada mówiąca o tym, że trzeba mieć poduszkę finansową. Bo jeżeli wydarzy się nieoczekiwane zdarzenie, to ta poduszka się mocno wtedy przyda. Jak się okazało, ta zasada dotyczy nie tylko budżetów domowych, ale również budżetu gminy.

Pandemia COVID wstrząsnęła polską gospodarką na tyle, że wpływy z podatków musiały drastycznie spaść. Swoje zrobił też odchodzący rząd PiS – wprowadzając korzystne rozwiązania podatkowe dla obywateli – kosztem samorządów. I nikt nie oczekiwał od Tadeusza Truskolaskiego, że on pandemie i obniżkę podatków przewidzi. Natomiast na obojętnie jakie zdarzenie powinna być przygotowana poduszka finansowa. A co mamy w Białymstoku? Hasła o budżetach przetrwania i utyskiwanie na rząd, że obniżył ludziom podatki – uszczuplając z kieszeni samorządów.

Zatem wniosek jest taki, że Tadeusz Truskolaski jest prezydentem krótkowzrocznym. Można go porównać do osoby, która wygrała w totolotka i zamiast zapewnić sobie dostanie życie, postanowiła wszystko przepuścić w krótkim czasie. Podobnie było w Polsce za panowania Edwarda Gierka – najpierw wielkie inwestycje, a potem gigantyczne rachunki do opłacenia. Tak wielkie, że zobaczyliśmy na półkach sklepów puste półki oraz wprowadzono reglamentację (kartki). Oczywiście teraz świat rządzi się innymi prawami i pustych półek i kartek (raczej) nie będzie (a na pewno nie przez Truskolaskiego).

Jednak już teraz widać – że jeżeli obecny prezydent zdecyduje się w końcu wystartować w najbliższych wyborach do Europarlamentu i daj Boże się dostanie, to pozostawi po sobie następcy budżetowe bagno oraz oczekiwania społeczne – by politykę wielkich, w stylu gierkowskim inwestycji kontynuować.

O tym, że w Białymstoku nie jest tak cudownie – mimo tych wszystkich inwestycji – świadczyć może masowa ucieczka białostoczan do gmin ościennych. A to kwestia czasu, gdy zaczną tam płacić podatki. Taki Wasilków już kusi loteriami, co działa. Supraśl to uzdrowisko – nie musi specjalnie dodatkowo kusić. Nie bez powodu wspomniane przez nas gminy – w ostatnich rankingach zajęły 1 i 2 miejsce jako gminy najlepsze do życia w Podlaskiem. Białystok był dopiero trzeci.

To tylko jeden z aspektów podsumowujący Tadeusza Truskolaskiego ostatnie 17 lat. A jakże ważny, bo pokazujący, że Białystok nie tylko wypada blado przy innych, największych polskich miastach. Teraz wypada blado także przy własnych sąsiadach.

Featured Video Play Icon

Fascynujący film, który łączy dawny i współczesny Białystok. Zaczęło się od odkrycia dwóch chłopców.

Teledysk do utworu „Center” promującego album „Spacer” to prawie 4 minutowy kolaż archiwalnych zdjęć oraz współczesnych nagrań video. Przez kilka miesięcy, tysiące zdjęć zostało poddane selekcji, tak aby powstała spójna opowieść spaceru po istniejącym i nieistniejącym mieście. Scenariusz, szczęśliwym trafem kojarzy się z historią Bolesława Augustisa, przypadkowego odkrycia przez dwóch nastoletnich chłopców w czerwcu 2004 kilku tysięcy jego zdjęć w opuszczonej posesji przy ul. Bema w Białymstoku.

A było to tak. W 2004 roku ul. Bema, Młynowa i całe okolice nie składały się z blokowisk jak teraz, lecz z drewnianych domów (które ktoś podpalał jeden za drugim przy bierności władz. Następnie ustąpiły blokowiskom).  Przed II wojną światową była to dzielnica Chanajki, w której mieszkała najbiedniejsza część społeczności żydowskiej. I tak – w jednym z domów przy ul. Bema – na obrzeżach tychże Chanajek do 2004 roku przeleżały stare klisze. Dwaj chłopcy odkryli je i przekazali jednej z białostockiej redakcji. Następnie okazało się, że zdjęcia wykonywał Bolesław Augustis – przedwojenny fotograf, który prowadził swój zakład przy ul. Kilińskiego.

To odkrycie dało życie wielu inicjatywom. Jedną z nich jest stworzenie strony http://albom.pl/, gdzie można obejrzeć wywołane zdjęcia. Ponadto na wielu fotografiach przejawiało się pozowanie przy rzeźbie brzydkiego psa. Okazało się, że to carski pułkownik, bardzo ceniony przez społeczność Białostocką – Mikołaj Kawelin. Ten okropny pies to jego podobizna – jako dowód sympatii do pułkownika.

Mikołaj Kawelin w 1905 zorganizował w Białymstoku pierwszy wyścig kolarski, kolarzy wspierał też w okresie międzywojennym. Wielokrotnie przekazywał drewno ze swoich lasów na budowę obiektów sportowych. Dotował też samych sportowców. Po powstaniu w 1932 klubu piłkarskiego Jagiellonia został jednym z jego pierwszych prezesów. Funkcję tę pełnił do 1935. Wspierał też należącą do jego majątku wieś Kamionka. Wybudował w niej Dom Ludowy a tamtejszym strażakom remizę.

Rzeźba psa stała tam, gdzie dziś stoi pomnik ks. Jerzego Popiełuszko. W czasie wojny Niemcy ukradli rzeźbę. I tak po odkryciu zdjęć Augustisa powstała inicjatywa, by odtworzyć psa Kawelina. Tak też się stało. Pupil wita teraz wszystkich, którzy od ul. Legionowej wchodzą na Planty.

 

fot. LTG Link

Marzysz o przejażdżce świątecznym pociągiem? Teraz jest okazja!

Zapewne kojarzycie takie miniaturowe zabawki ze świątecznymi pociągami, które krążą po torach jako ozdoba choinkowa lub jako element dekoracji świątecznej? A gdyby tak wsiąść do środka i przejechać się pięknym świątecznym pociągiem? Otóż tak się składa, że teraz jest doskonała okazja. Dzięki temu, że jesteśmy kolejowo połączeni z Wilnem.

W tegorocznej odsłonie świątecznych pociągów LTG Link (kolejowy przewoźnik litewski), pasażerowie będą mogli poczuć atmosferę świąt, korzystając z trzech różnych tras pociągów: popularnych połączeń między Wilnem a Kownem oraz Wilnem a Kłajpedą, a także wspólnej trasy do Warszawy (przez Białystok) na trasie z Wilna do Mockavy, oferowanej przez Go Vilnius. Świąteczne pociągi kursują od 1 grudnia do 7 stycznia, kontynuując zimową tradycję użycia dekoracji inspirowanych starymi pociągami, antykwariatem i innymi elementami opowiadającymi historie. W ciągu ostatnich dwóch lat na festiwalowych pociągach podróżowało ponad 74 470 tysięcy osób, z czego prawie 14 543 tysiące osób zdecydowało się przesiąść z podróży własnym pojazdem na podróż pociągiem​.

Bilety na popularne połączenia świąteczne na trasach Wilno–Kowno i Wilno–Mockava można kupować wyłącznie z wyprzedzeniem, aby zapewnić płynne i przyjemne podróże, zwłaszcza w najpopularniejsze dni podróży, jak piątki, soboty i święta. Kontrolerzy będą sprawdzać bilety przed wejściem na pokład pociągu świątecznego​.

Żeby skorzystać z połączenia – należy wykupić bilet kolejowy z Białystok – Mockava/Kowno/Wilno, a następnie kupić bilet na wybrane połączenie z rozkładu jazdy poniżej. Niezależnie od kupionego biletu – pierwsza przesiadka czeka nas w Mockavie na koleje litewskie, którymi dojedziemy albo do Kowna albo do Wilna. Jeżeli uda nam się zarezerwować połączenie na świąteczny pociąg z Mockavy, to tu rozpoczniemy swoją magiczną podróż świątecznym pociągiem.

Rezerwować bilety na świąteczny pociąg można tutaj:

https://ltglink.lt/en

Wiadomo już do kiedy powstanie Podlaska część Krajowej 19! Wyłoniono wykonawców.

Chińska firma Stecol, Unibep z Bielska Podlaskiego, a także Budimex z Warszawy – te firmy do 2028 roku (jeżeli nie będzie niespodzianek i trudności) stworzą ekspresową dziewiętnastkę w województwie podlaskim. O tej drodze mówiło się od bardzo dawna. Droga prowadzi z Kuźnicy (granica Polska-Białoruś) do granicy z województwem mazowieckim w miejscowości Turna Mała, a dalej przez Lublin, Rzeszów do granicy ze Słowacją. Jej stan – delikatnie mówiąc – nie jest zbyt dobry. Wąska, przepełniona  TIR-ami, niebezpieczna to zdecydowanie miejsce, które trzeba omijać – gdy tylko można. Nawet jadąc do Lublina – lepiej wybrać inną, dłuższą i bezpieczniejszą trasę.

Obecnie w budowie jest już odcinek Kuźnica – Sokółka. Jako, że granica jest zamknięta, to nie jest to zbyt kluczowa inwestycja, ale od czegoś trzeba było zacząć. Kolejny odcinek Sokółka – Czarna Białostocka stworzy chińska firma Stecol. Następnie 2 fragmenty trasy od Czarnej Białostockiej po Białystok, a dalej z Białegostoku do Dobrzyniewa wybuduje Unibep. Nie wiadomo jeszcze nic co z fragmentem Dobrzyniewo – Ploski. To najtrudniejszy fragment do realizacji, ze względu na cenne przyrodniczo obszary.

Realizacja wszystkich trzech odcinków – od Sokółki po Dobrzyniewo planowana jest na lata 2025-28. To oznacza, że kierowcy powinni móc z nich skorzystać jeszcze w 2028 r. Fragment drogi z Sokółki do Czarnej Białostockiej poprowadzony będzie w przybliżeniu śladem istniejącej DK19. Dodatkowo na istniejącej obwodnicy Wasilkowa dobudowana zostanie druga jezdnia, a dotychczasowa zostanie przystosowana do parametrów drogi ekspresowej. Na całym odcinku przewidziano 18 obiektów inżynierskich.

Na odcinkach, które wybuduje – czyli prowadzące przez Białystok zaplanowano 14 obiektów inżynierskich – mosty, wiadukty, przejścia dla zwierząt. Powstanie też węzeł drogowy w Dobryzniewie, który będzie łączyć drogi 19 i 16. To tam także w przyszłości będzie nowy wylot na Augustów.

Na odcinku Haćki – Bielsk Podlaski – budowa także już postępuje, obecnie rozpoczęto realizację obiektów ‎mostowych. Za ten fragment odpowiedzialny jest Budimex. Na odcinku ‎wykonano już m.in. pierwsze fundamenty oraz podpory obiektów mostowych. W ramach zadania poza zaprojektowaniem i budową drogi ekspresowej S19 o długości 9 km oraz drogi krajowej ‎nr 66 o długości 2,16 km wykonane będzie połączenie istniejącej drogi krajowej nr 19 poprzez wybudowanie ‎łącznic oraz ronda, które zostanie zlokalizowane przed wjazdem do Bielska Podlaskiego od strony Białegostoku. W ‎zakres robót drogowych wchodzi również budowa Węzła ‎„Bielsk Podlaski Północ” z łącznicami, ‎ Węzła „Bielsk ‎Podlaski Zachód” ‎z dwoma średnimi rondami stanowiącymi ‎elementy węzła‎ oraz skrzyżowania typu czterowlotowe ‎rondo średnie ‎łączące projektowane ‎przełożenie DK66 z ‎istniejącą drogą krajową 66.‎ Łącznie w ramach inwestycji ‎ma także powstać siedem wiaduktów, siedem przepustów ekologicznych i dwa przejścia dla zwierząt.‎ Oprócz ‎wymienionych prac, inwestycja będzie obejmowała wykonanie‎ ‎Obwodu Drogowego na Węźle „Bielsk Podlaski ‎Zachód”‎ wraz z m.in. budynkami, parkingiem i magazynem soli.‎

5 najlepszych podlaskich miejscówek do zwiedzania w śnieżną zimę

Podlaskie, kraina pełna naturalnego piękna i historycznej głębi, odkrywa swoje prawdziwe oblicze zimą, gdy pada intensywny śnieg. Wtedy to region zamienia się w baśniową krainę, gdzie zarówno miłośnicy przyrody, jak i entuzjaści historii oraz aktywnego wypoczynku znajdą coś dla siebie. Oto pięć najlepszych miejsc, które trzeba odwiedzić, aby poczuć magię tej wyjątkowej zimy.

1. Białowieski Park Narodowy

Jest to park narodowy w województwie podlaskim, znany z ochrony najlepiej zachowanej części Puszczy Białowieskiej, ostatniego fragmentu pierwotnego lasu, który kiedyś rozciągał się na całą Nizinę Europejską. Park jest domem dla największej populacji żubrów w Europie i został uznany przez UNESCO za Światowe Dziedzictwo. Warto jednak też pamiętać, że jest on przepełniony wspaniałymi atrakcjami. Mamy tu rezerwat ścisły – dostępny tylko z przewodnikiem, mamy też piękny park do spacerów, drewniane zabytki, wspaniałą kuchnię regionalną oraz mnóstwo miejsca do zimowych spacerów.

2. Narty na Suwalszczyźnie (w Szelmencie) i w okolicach Łomży (w Rybnie)

To propozycja dla tych, którzy lubią narty lub chcą je polubić. Podlaskie oferuje aż dwa miejsca, w których możemy szusować. Jeżeli chcemy zatrzymać się na kilka dni, to warto też zwiedzić okolicę Szelmentu oraz Rybna. Na Suwalszczyźnie czekają na nas zapierające dech w piersiach górzyste krajobrazy. Rybno położone jest w otulinie Łomżyńskiego Parku Krajobrazowego Doliny Narwi. Dlatego warto zwiedzić cała okolicę. Przyrodniczo jest to przepiękne miejsce.

Szelment

Fantastyczny ośrodek na Suwalszczyźnie, który działa cały rok. Latem – wyciąg nart wodnych i plaża, zimą wyciąg narciarski i możliwość zjeżdżania różnymi trasami. Do tego baza hotelowa i restauracja z bardzo dobrym jedzeniem. Od razu należy zaznaczyć, chętnych jest tak wielu, że jeżeli chcecie nocować na miejscu, to nie planujcie wyjazdu spontanicznie tylko z wyprzedzeniem. Z dojazdem łatwo się pomylić, gdyż jest miejscowość Szelment oraz Jezioro Szelment. Wpisywanie w nawigację pokaże nam miejscowość. Dlatego należy wpisać “WOSIR SZELMENT”. Tak czy inaczej na miejsce dojedziemy kierując się z Suwałk na granicę z Litwą. Gdy miniemy Żubryn, to 2 km dalej będzie skrzyżowanie. Wtedy jedziemy w lewo i już nie powinniśmy się dalej zgubić. Gdy pogoda będzie kapryśna w Szelmencie dośnieżają stok. Oczywiści na miejscu wypożyczymy sprzęt, a także będziemy mogli skorzystać z serwisu – gdy mamy własny. Atrakcje jakie oferuje WOSiR Szelment to Narty, snowboard, snowtubing (zjeżdżanie na dmuchanych kołach), a także sauna.

Rybno:

Podłomżyńska miejscowość oferuje warunki do uprawiania białego szaleństwa dla całej rodziny. Tak jak w powyższych przypadkach w razie kiepskiej pogody dośnieżane jest wszystko sztucznie. Trasy narciarskie mają łączną długość 2300 metrów. Wszystkie są łatwe i sprzyjają narciarstwu rodzinnemu. Na miejscu dostępne są trzy wyciągi, wypożyczalnia sprzętu, a także instruktorzy jazdy na nartach. Nie brakuje oczywiście baru i… pięknych widoków na dolinę Narwi. Zimą jest tak jak w bajce!

fot. WOSiR Szelment
fot. WOSiR Szelment

3. Supraśl i Puszcza Knyszyńska

Puszcza Knyszyńska, druga co do wielkości po Puszczy Białowieskiej w Nizinie Podlaskiej, zajmuje obszar około 1050 km². Znajduje się tu wiele gatunków drzew, takich jak sosna, świerk, brzoza, olcha i dąb. W puszczy żyją żubry, jelenie, wilki, łosie i wiele innych dzikich zwierząt, które można napotkać przy zwiedzaniu. A jest gdzie chodzić. Zwiedzenie samego Supraśla i okolicznych lasów może nam zająć nawet cały dzień. Do tego są jeszcze okoliczne miejscowości takie jak Podsokołda z przepięknym Arboretum. Do tego jest Poczopek. Te obie miejscowości razem ze śniegiem tworzą prawdziwie magiczną krainę.

W Puszczy Knyszyńskiej pod Supraślem znajduje się także wspaniały szlak leśny, a w nim Góry Krzemienne. Trasa jest przede wszystkim ciekawa krajobrazowo. Szlak rozpoczyna się w Grabówce i wiedzie przez najciekawsze fragmenty Puszczy Knyszyńskiej, przez Supraśl – centrum turystyczne Puszczy Knyszyńskiej i skupisko zabytków XVII-XIX- wiecznych, a kończy się w Kopnej Górze, gdzie dodatkową atrakcją jest możliwość obejrzenia arboretum. Z uwagi na fakt, że jest on stosunkowo łatwy do przebycia (więcej trudności może sprawić jedynie pokonanie Krzemiennych Gór) mogą go przemierzać turyści zarówno zaawansowani jak i początkujący. Piękne bory w dorzeczu Supraśli oraz mocno pofałdowany teren w okolicach Krzemiennego to największe atuty tego szlaku.

W małej, zapomnianej wsi Kołodno (gdzie kończy się droga) można wspiąć się na najwyższy szczyt w województwie podlaskim. Mówimy tutaj dokładnie o Wzgórzach Świętojańskich składających się z Góry Kopnej, Góry Św. Jana oraz Góry Św. Anny. Ta druga jest najwyższa, bo znajduje się 209 metrów n.p.m. Ostatnia góra jest 7 metrów niższa. Trafić na górę jest bardzo łatwo. Można to zrobić aż trzema drogami. Pierwsza znajduje się jeszcze w Królowym Moście, a w zasadzie na jego granicy. Idziemy szeroką drogą, a w pewnym momencie w lewo wydeptaną ścieżką zaczynamy się wspinać w górę. Druga droga znajduje się w Kołodnie i prowadzi prosto na górę Św. Anny, do mogiły Powstańców. Stamtąd już blisko do wieży widokowej. Trzecie wejście jest lepsze jako zejście – gdyż prowadzi leśną drogą do asfaltowej ulicy. Niestety jest ona kręta i idąc pod górę łatwiej się zgubić. Na pierwszy raz warto wybrać wejście w Kołodnie. Widoki z dwupiętrowej wieży są piękne przez cały rok.

4. Podglądanie żubrów (Sokółka, Szudziałowo, Krynki, Kruszyniany, Bobrowniki)

Jesienno-zimowy okres jest najlepszym czasem na obserwację żubrów, ponieważ wtedy opuszczają lasy w poszukiwaniu pożywienia na polach i łąkach. Nie jest to jednak łatwe, by napotkać dziko żyjące żubry. Musi być dobra pora dnia oraz sprawdzona miejscówka. Tych w regionie jest sporo, ale najpopularniejsze to trasa wiodąca z Sokółki do Szudziałowa i Krynek, a dalej Kruszynian i Bobrownik. Szansa na sukces jest największa, gdy wstaniemy przed świtem i w okolicach wschodu słońca wyruszymy z Sokółki w trasę. Nawet jak żubrów nie spotkamy, to przy pięknej słonecznej pogodzie i tak widoki będą nieziemskie.

Miejscowości nad Bugiem (Niemirów, Drohiczyn, Mielnik, Siemiatycze)

  • Drohiczyn: Miasteczko powstało na początku XI wieku. Oprócz odpoczynku nad Bugiem, można zwiedzać tam zespoły poklasztorne i kościoły. Interesującym miejscem jest Góra Zamkowa z widokiem na dolinę Bugu.
  • Niemirów: Mała wioska, granica między Polską a Białorusią, oferuje wyjątkowe widoki na rzekę.
  • Mielnik i Sutno: Mielnik znany jest z kopalni kredy, tarasów widokowych oraz góry zamkowej. Sutno oferuje piękne widoki wyspy na Bugu, zwłaszcza o wschodzie słońca.

Jest także dobra propozycja na wędrówkę trasą Siemiatycze – Grabarka – Mielnik. Po drodze miniemy górzyste tereny, będziemy mogli podziwiać przepiękne widoki na Bug z góry zamkowej, klasztor przyciągający pielgrzymów z całej Polski, a także inne osobliwe miejsca jak miejscowość Końskie Góry. Cała trasa to lekko ponad 30 km – czeka nas cały dzień drogi, ale dla tych widoków warto!

Województwo podlaskie to prawdziwa perła zimowego zwiedzania, oferująca nie tylko wspaniałe krajobrazy, ale także bogate dziedzictwo kulturowe i historyczne. Od narciarskich szaleństw na malowniczych stokach, poprzez spacery po puszczy i obserwacje żubrów, aż po zabytkowe miasteczka pełne historii – każdy odwiedzający znajdzie tu coś dla siebie. Podlasie zimą to nie tylko miejsce na mapie, to przede wszystkim niezapomniane przeżycia i odkrycia, które pozostaną w sercu na długo po powrocie do domu.

Featured Video Play Icon

Podlaskie zasilane naturą. Ten filmik pokazuje piękno regionu

Czy rozpoznajecie te miejsca z filmu? Są bardzo znane i charakterystyczne i mają przyciągnąć turystów w nasze skromne progi. W wielu krajach wpływy z turystyki to ogromny zastrzyk pieniędzy, bez którego mogłoby dojść nawet do bankructwa. W Polsce turystyka (jako źródło dochodów państwa) to taki kwiatek do kożucha. Widać to szczególnie po działaniach promocyjnych. Powyższy film został zrealizowany w ramach projektu pn. „O przyrodzie dla każdego – mozaikowe działania edukacyjne w województwie podlaskim”, dofinansowanego ze środków NFOŚiGW i WFOŚiGW w Białymstoku. I tu jest główny problem.

Gdyby nie te dotacje, to prawdopodobnie nigdy ten film by nie powstał. Można odnieść wrażenie, że tak jest ze wszystkim w Polsce. Nie powstają ciekawe inicjatywy, płynące prosto z serca, tudzież sensowne biznesowo. Wszystko jest wyznaczane przez dotacje. Ktoś tam na górze wymyślił na co będzie dawać pieniądze, a ci na dole mogą brać albo nie. To zabija jakiekolwiek samodzielne myślenie. Dlatego te wszystkie filmy promocyjne są do siebie podobne i mogą nużyć odbiorcę. Nie ma potrzeby by powstało coś bardziej oryginalnego, z większym rozmachem. Liczy się że film powstał, a nie co zawiera.

Dlatego te piękne obrazki, które możemy oglądać na tym filmie powyżej są jedynie fasadą, która przykrywa wielki problem. Turystyka w Podlaskiem ma gigantyczny potencjał biznesowy. Natomiast nikogo to nie obchodzi, by osoby z kapitałem tu przyjechały i w tą turystykę zainwestowały. A te osoby nie przyjadą tu jak zobaczą filmik. One tu przyjadą jak zobaczą, że w Podlaskiem przyjeżdżają tłumy turystów i można na tym zarobić. Dlatego skoro już urzędnicy ciągną te dotacje na filmiki, to powinni robić to w ramach większych kampanii reklamowych. Jeżeli takowe w ogóle są, to pozostają niezauważalne.

Sekrety wschodniej Polski. Fascynujące dziedzictwo unitów.

Kiedy myślimy o wielokulturowości Podlasia, pierwszym co przychodzi do głowy jest wiara bądź narodowość. Rzeczpospolita Obojga Narodów – potęga w Europie składała się bowiem głównie z Polaków, Litwinów i Rusinów. Dziś powiedzielibyśmy, że chodzi o Polskę, Litwę, Białoruś i Ukrainę. Pod względem religijnym dominującą wiarą był katolicyzm rzymski, jednak nikt tu nie prześladował wierzących ludzi z innych obrządków chrześcijaństwa, a nawet osób nie będących chrześcijanami. Zatem dobrze się mieli prawosławni, protestanci, kalwini. Nie mieli też problemu Żydzi i Tatarzy (Islam). Choć o nich mówi się w kontekście historii Polski najmniej. A już zupełnie nie mówi się o Unitach. A to dosyć ciekawy obrządek, który przetrwał do dzisiejszych czasów i szczególnie jest powiązany z Podlasiem.

Unici mają własną tradycję, bizantyjsko-słowiańską w kościele katolickim. Mówiąc w największym skrócie są to prawosławni, którzy uznają zwierzchnictwo katolickiego papieża. Czy nie ma lepszego połączenia wiary w miejscu, gdzie zdarzały się antagonizmy pomiędzy katolikami i prawosławnymi?

Zaczęło się od Unii

W 1596 roku, na synodzie w Brześciu, niecałe 30 lat po powstaniu Rzeczpospolitej Obojga Narodów, grupa biskupów prawosławnych z terenów Rzeczpospolitej postanowiła nawiązać bliskie związki z Kościołem Katolickim, przy jednoczesnym zachowaniu swoich tradycyjnych obrzędów, języka liturgicznego, prawa kościelnego i wyglądu swoich cerkwi. To wydarzenie doprowadziło do powstania Kościoła Katolickiego wschodniego obrządku, znanego jako Kościół unicki. Rosja, która wówczas traktowała Kościół prawosławny jako część swojej tożsamości narodowej, była przeciwna tej unii. Gdy Rosja zdobywała kontrolę nad częścią ziem polskich, zaczęła eliminować Kościół unicki. W Rosji, proces ten został zakończony w 1839 roku, a w Kongresowym Królestwie Polskim (pod władzą Rosji) – w 1875 roku, kiedy to ostatnia diecezja unicka w Chełmie została zlikwidowana. Mieszkańcy tych terenów, wcześniej katolicy, zostali zmuszeni do przejścia na prawosławie, co stało się obowiązkową religią państwową w Rosji. Unici, broniąc swojej wiary, doświadczyli prześladowań i represji, a niektórzy z nich nawet oddali życie za swoje przekonania. Pomimo późniejszej możliwości powrotu do katolicyzmu (ale tylko w obrządku rzymskim), wiele osób i miejscowości przeszło na prawosławie i pozostało przy tej wierze.

Po odzyskaniu niepodległości przez Polskę, wiele osób, wcześniej zmuszonych do przejścia na prawosławie, zaczęło wyrażać chęć powrotu do katolicyzmu, ale w obrządku wschodnim. W odpowiedzi na te aspiracje, w 1924 roku, został utworzony Kościół Katolicki obrządku bizantyjsko-słowiańskiego, zatwierdzony przez papieża Piusa XI, który nazwał go „neounią”. Ten nowy Kościół miał zachować obrzędy i liturgię prawosławną, jednocześnie uznając papieża. Mimo początkowego zainteresowania, brakowało księży znających ten obrządek, a władze polskie miały mieszane uczucia co do tego projektu, obawiając się napięć na tle wyznaniowym i narodowościowym. Kościół ten przetrwał do końca II wojny światowej, ale po wysiedleniu Ukraińców i zmianach granic państwowych, jego obecność znacznie się zmniejszyła.

Piękne drewniane cerkwie i kościoły

Co dziś pozostało po Unitach? Piękne drewniane cerkwie i kościoły. Zwiedzający zwykle skupiają się na ich kolorach, a nie stylach architektonicznych (co zrozumiałe). Jednak cerkwie unickie różnią się od tych, budowanych w stylu moskiewskim.

Pod wpływem obrządku łacińskiego w cerkwiach unickich zaczęły występować elementy wyposażenia, które były nie do pomyślenia w świątyniach ortodoksyjnych: architektoniczne ołtarze (przy braku niekiedy ikonostasu) z figuralną dekoracją rzeźbiarską, ołtarze boczne, ambony, organy, ławki, bardzo zlatynizowane malarstwo. Po 1839 r. często przebudowywano świątynie w duchu moskiewskim, w związku z czym zatraciły one pierwotny charakter. Nowi właściciele podjęli działania zmierzające do oczyszczenia dawnych cerkwi unickich z łacińskiego nalotu, jaki w ciągu dwóch stuleci zdołał się na nich nawarstwić.

Na terenie województwa podlaskiego zachowało się całkiem sporo obiektów powstałych jako cerkwie unickie, a dziś pełniących funkcje świątyń prawosławnych lub katolickich (parafialnych i cmentarnych). Są to np. świątynie w Bielsku Podlaskim, Czeremsze, Czyżach, Folwarkach Tylwickich, Grodzisku, Jurowlanach, Koźlikach, Kuraszewie, Lewkowie Starym, Łosince, Mielniku, Nowej Woli, Nowoberezowie, Orli, Parcewie, Pasynkach, Pawłach, Ploskach, Rudawce, Sokołach, Zawykach, Żurobicach itd.

Występują one dziś jako kościoły rzymskokatolickie lub cerkwie prawosławne. Jednak są i takie, które nadal są unickie: Cerkiew Unicka Bazylianów w Sokołach oraz Cerkiew Unicka w Wysokiem Mazowieckiem. Ten drugi to murowany budynek w stylu późnobarokowym. Ten pierwszy w Sokołach to piękna drewniana budowla w stylu barokowym. Sokoły znajdują się na pograniczu Mazowsza i Podlasia, wzdłuż dolnego biegu rzeki Narwi. Tamtejsza drewniana cerkiew, jest częścią grupy barokowych świątyń zbudowanych około połowy XVIII wieku. Te wyjątkowe konstrukcje, prawdopodobnie dzieło jednego warsztatu ciesielskiego, wyróżniają się prostokątnym korpusem nawowym, połączonym z ryzalitem frontowym oraz wydłużonym prezbiterium. Całość pokryta jest wspólnym dachem z charakterystyczną sygnaturką. Charakterystyczne dla tych świątyń są elewacje z szerokimi, drobno profilowanymi gzymsami oraz okna o dekoracyjnych kształtach. Cerkiew w Sokołach wyróżnia się tym, że jest jedyną cerkwią w tej grupie.

Historia cerkwi sięga 1778 roku, kiedy to została zbudowana w Tykocinie jako cerkiew unicka pod wezwaniem św. Mikołaja, należąca do bazylianów supraskich. Po utracie przez nich majątku w 1805 roku, cerkiew została przekształcona w kościół rzymskokatolicki. Następnie, w 1833 roku, została przeniesiona do Sokołów, gdzie zastąpiła spaloną kaplicę cmentarną. Przez lata cerkiew była wielokrotnie remontowana, z czego najważniejsze prace miały miejsce w latach 1984-1986. Remont ten obejmował naprawę fundamentów, wymianę szalunku i pokrycie dachu blachą. Ostatni remont odbył się w latach 2010-2011 i wiązał się z wymianą stolarki okiennej, pokrycia dachu na miedziane oraz obiciem blachą sygnaturki. Dzisiaj cerkiew w Sokołach stanowi nie tylko cenny zabytek architektoniczny, ale także ważne świadectwo historii regionu, łącząc elementy unickie i katolickie, odzwierciedlając wielowarstwowość kulturową i religijną tego obszaru Polski.

Elita dawnego Podlasia – Suprascy Bazylianie

W kontekście religii unickiej trzeba jeszcze wspomnieć o Bazylianach Supraskich. To właśnie od nich zaczęła się historia monasteru. To jedyna w Polsce świątynia obronna, która łączy ze sobą cechy gotyku i architektury bizantyjskiej. Klasztor prowadził tu silną działalność wydawniczą i drukarnię. To dzięki nim w nasz zakątek dotarło oświecenie. Produkowaliśmy bowiem księgi religijne, czasopisma, kalendarze. To w końcu u nas wydrukowano słynne do dziś dzieła Franciszka Karpińskiego. Jedno z nich czasie świąt Bożego Narodzenia. Mowa tu oczywiście o kolędzie “Bóg się rodzi – moc truchleje”.

W 1498 r. Aleksander Chodkiewicz sprowadził z Ławry Pieczerskiej do Gródka mnichów reguły Bazylego Wielkiego, którzy w 1500 r. przenieśli się do uroczyska Suchy Grąd nad rzeką Supraśl. Pierwszą budowlą klasztorną była niewielka drewniana cerkiew pw. św. Jana Ewangelisty w 1501 roku. Budowę murowanej cerkwi pw. Zwiastowania NMP ukończono w 1511 r. W połowie XVI wieku ściany pokryto bizantyńskimi freskami autorstwa serbskiego malarza Nektarija. W 1603 r. klasztor supraski przystąpił do obrządku unickiego.

Od przyjęcia unii brzeskiej między 1601 r. a 1603 r. aż do 1839 r. konwent supraski był jedynym w Polsce klasztorem autonomicznym. Nie podlegał zwierzchnictwu centralnie zarządzanym kongregacjom bazyliańskim. Zależny był jedynie od swojego metropolity i Stolicy Apostolskiej. Opatami supraskimi byli najwyżsi dostojnicy Cerkwi unickiej w Polsce, w tym metropolici tego Kościoła.

W latach 1695-1803 istniała w Supraślu typografia klasztorna. Prasy drukarskie w ciągu 108 lat działalności wytłoczyły 452 zarejestrowanych współcześnie pozycji, spośród których aż 73 proc. wydrukowano czcionką łacińską, zaś 27 proc. cyrylicą.

Unici to dziedzictwo naszego regionu

Wielokulturowość Podlasia ujawnia się w pełnej krasie, gdy przyjrzymy się historii i teraźniejszości cerkwi unickich, które stanowią nie tylko architektoniczne, ale i kulturowe dziedzictwo regionu. Kościół unicki, będący połączeniem tradycji prawosławnej i katolickiej, a zapoczątkowany na synodzie w Brześciu w 1596 roku, wskazuje na historię tolerancji i integracji różnych kultur i wyznań na Podlasiu. W XIX wieku, pod wpływem polityki rosyjskiej, Kościół unicki został zmuszony do zaniku, a jego wierni przeszli na prawosławie. Po odzyskaniu przez Polskę niepodległości, próbowano ożywić tradycję unicką poprzez utworzenie Kościoła Katolickiego obrządku bizantyjsko-słowiańskiego, jednak z czasem jego rola znacząco zmalała.

Dziedzictwo Unii Brzeskiej żyje dziś w postaci zabytkowych cerkwi, jak ta w Wysokiem Mazowieckiem, Sokołach, Supraślu i wielu innych miejscach, które są świadectwem bogatej historii religijnej regionu. Wiele z tych cerkwi, niegdyś unickich, obecnie służy jako kościoły rzymskokatolickie lub prawosławne, co odzwierciedla skomplikowaną historię wyznaniową tych ziem. Bazylianie Suprascy, jako ważny element tej historii, przyczynili się do rozwoju kulturalnego i religijnego regionu, a ich dziedzictwo jest nadal widoczne w regionie. Ich wpływ na oświecenie i działalność wydawnicza miały kluczowe znaczenie dla kultury Podlasia.

Jeżeli chcielibyście poznać lepiej obrządek unicki, możecie wybrać się na drugą stronę Bugu do miejscowości Kostomłoty. Jest to miejscowość, która w końcu XVIII wieku znajdowała się w powiecie brzeskolitewskim województwa brzeskolitewskiego Wielkiego Księstwa Litewskiego. Teraz to województwo lubelskie. Przy samej granicy z województwem podlaskim.

Zima przycisnęła. Pierwszy raz od 7 lat nie było próby przekroczenia granicy z Białorusią.

Warunki atmosferyczne w Podlaskiem zmieniły się. Nadciągnął niż syberyjski, region pokryło śniegiem i ten śnieg się utrzymuje dzięki mrozowi. Temperatura będzie wahać się w najbliższych dniach od -5 do -10 st. C. Zapewne to jest główny powód dla którego 27 listopada był pierwszym od siedmiu lat dniem, w którym nie odnotowano żadnego przekroczenia granicy.

Pisaliśmy i publikowaliśmy, że takie przekroczenie odbywa się etapami. Najpierw chętni dolatują do Moskwy samolotem. Następnie pociągiem jadą do Mińska i innych białoruskich miast, gdzie korzystają z najmu mieszkań krótkoterminowego (dawniej koczowali w lasach). W kolejnym kroku muszą stawić się w okolicach płotu i czekać aż ktoś się po nich zgłosi. W tym czasie załatwiany jest kurier po polskiej stronie oraz ten, co wskazuje miejsce gdzie i kiedy bezpiecznie przekroczyć granicę.

Obecnie oprócz złych warunków atmosferycznych trwają też kontrole na granicach – jak za czasów sprzed strefy Schengen. Toteż trudno jest dostać się do Niemiec. Zatem podróż najczęściej kończyłaby się w Polsce, co nie jest atrakcyjne dla nielegalnych migrantów. Dlatego w ostatnim czasie na popularności zyskiwał też szlak przez Finlandię. W ostatnich dniach jednak ten kraj całkowicie zamknął wszystkie przejścia graniczne z Rosją. Warto tu odnotować fakt, że jednym z takich przejść było rowerowe, które chętnie wykorzystywali nielegalni migranci. Mimo, że przejścia graniczne tam są zamknięte, to mierząca 1200 km granica Finlandii z Rosją nie ma fizycznej bariery. Chyba, że uznamy za takową jeszcze niższe niż u nas temperatury.

Dlatego zakładać należy, że w naszym regionie tymczasowo sytuacja z przekroczeniami bardzo się uspokoi. Drugi łatwy do sforsowania szlak wiedzie przez granice Serbii z Węgrami. Mimo, że istnieje tam fizyczna bariera, to Węgry są krajem mocno skorumpowanym, więc wystarczy jedna z wielu łapówek, by przejść przez dwie drabiny.

Jeżeli chcecie więcej dowiedzieć się o świecie nielegalnej migracji, to zapraszamy do obejrzenia naszego krótkiego dokumentu na ten temat:

Jurowce to jeden z ostatnich punktów, gdzie kierowcy mogą jechać lepszą drogą do Augustowa. Za moment będzie Katrynka i początek mordęgi.

Czy są szanse na nowoczesną drogę z Białegostoku do Augustowa?

Białystok jako stolica województwa jest połączona ekspresówką tylko z Warszawą, ale w stosunkowo niedalekiej przyszłości będzie połączony także ekspresówką z Ełkiem i Lublinem. Z pobliskiego Knyszyna dojedziemy także nowoczesną drogą do Augustowa przez Korycin, a dalej do Suwałk. Gdy spojrzymy na mapę drogową naszego regionu to zauważyć można, że brakuje w tych planach bardziej bezpiecznej drogi łączącej Białystok z Korycinem – a dalej z przyszłą ekspresówką.

Każdy, kto jeździ do Augustowa wie jak w marnym stanie jest obecnie krajowa ósemka. Wspomniany fragment trasy do Korycina jest szczególnie niebezpieczny. Tuż za Katrynką kończy się piękna droga i trzeba razem z TIR-ami jechać starą i zdezelowaną drogą, która ma po jednym pasie w każdą stronę.

Jeżeli dodamy do tego często powtarzające się niebezpieczne zachowania kierowców ciężarówek, idiotyczne wybryki kierowców osobówek – szczególnie dwie niemieckie marki przodują, a do tego krętą drogę i las, to mamy prawdziwy miks niebezpieczeństw czekających na podróżnych. Z tego powodu wiele osób woli nadrobić drogi jadąc najpierw do Sokółki, a dalej nową drogą przez Dąbrowę Białostocką. TIR-ów teraz tam jak na lekarstwo, ogólnie ruch też mniejszy.

Dlatego też w ferworze tych wszystkich ekspresówkowych inwestycji nie można zapominać o potrzebie nowoczesnej drogi z Katrynki do Korycina, tak by samochody osobowe nie musiały gonić do Knyszyna z Białegostoku. Na ekspresówkę szans już nie ma – to jest pewne. Natomiast skoro udało się zbudować nowoczesną drogę do Supraśla, to musi się też udać do Korycina. Szczególnie, że druga do Supraśla powstać w takiej formie nie powinna. Przypomnijmy, że zgłoszono wniosek o dofinansowanie drogi z gigantyczną estakadą przy czubkach drzew. Te kuriozum było potrzebne tylko po to, by dofinansowanie w ogóle dostać. Co ciekawe, gdyby zbudować tą drogę bez estakady – kwota realizacji byłaby podobna do kwoty wkładu własnego.

Gdyby budować ekspresówkę do Korycina to koszt wyniósłby 1,2 mld zł. Bez funduszy rządowych nie ma na to żadnych szans. Natomiast wątpliwe jest, by odchodzący czy nadchodzący rząd taką kasę wyłożył, gdyż pomiędzy Katrynką a Korycinem nie nie ma żadnego miasta, są same wsie. Skoro więc powstanie ekspresówka z Knyszyna, to na łącznik nikt nie wyłoży. Jednak gdyby zbudować drogę taką jak do Łap czy do Supraśla, to koszt by wyniósł około 300-400 mln zł. Jest to około jedna trzecia budżetu województwa podlaskiego. Zatem gdyby Województwo Podlaskie, Powiat Białostocki, Powiat Sokólski, a także Rząd RP zrobili “zrzutkę”, to wtedy szansa na realizację drogi by była.

I tu dochodzimy do sedna sprawy. Politycy nie potrafią się porozumieć nawet co do nazwy ulicy, zatem porozumienie aż czterech podmiotów zakrawa o fikcję. Pamiętać jednak należy, że niedługo wybory, zatem trzeba od nowych kandydatów wymagać i potem twardo rozliczać. Wybory do Parlamentu pokazały jak wielką siłę mamy jako Obywatele.

Czy o tym wszystkim nie wie Prezydent Truskolaski? Trudno kogoś, kto tyle lat zajmuje stołek, podejrzewać że nie zna prawa. Zatem nie ma tutaj mowy, by działo się to poza jego świadomością.

Pułapka na radnych. Czy milioner dostanie odszkodowanie od Białegostoku?

Dziś (27.11.2023) bardzo ważne głosowanie podczas obrad Rady Miasta Białegostoku. Prezydent Tadeusz Truskolaski rękami swoich urzędników we wręcz maniakalnym uporze dążył, by na Dojlidach w miejscu obecnej fabryki sklejek powstało blokowisko. Jest to w stu procentach zgodne z życzeniem właściciela działki, znanego białostockiego biznesmena. I w stu procentach niezgodne z wolą mieszkańców Dojlidy, którzy jak tylko się dało protestowali na każdym kroku. Tyle, że tu nie o samą wolę chodzi. Jeżeli dzisiaj radni uchwalą plan zagospodarowania przestrzennego, którym zezwolą na budowę bloków na fabryce sklejek, to otworzą drogę do… odszkodowania dla tegoż biznesmena. Dlatego każdy radny, który dziś podniesie rękę ZA – będzie działać na niekorzyść miasta. I to w wielu wymiarach. Nie może być tak, że jeden człowiek się uparł i trzeba mu dać. Szczególnie, że tak wielu mieszkańców Dojlid nie chce blokowiska i wszystkich negatywnych skutków jego wybudowania.

Zabudować każdą dziurę

Białystok to miasto, a co za tym idzie dynamicznie się rozwija, zastępuje nowe starym. To jest normalne. Natomiast jeżeli patrzymy gdzie nowe zastępuję starym i w jaki sposób to aż dziw bierze, że prokuratura kompletnie się tym nie interesuje. Dziesiątki pożarów domów przypomina metodę warszawskiej mafii – tzw. czyścicieli kamienic. W Białymstoku mieliśmy do czynienia z czymś w rodzaju “czyścicieli osiedli”. Wypalano pustostany jeden za drugim, straż pożarna gasiła, a następnie w tym miejscu powstawały gigantyczne blokowiska. Nikt nie broni pustostanów, ale przeciwstawiamy się bandyckim metodom ludzi za to odpowiedzialnych.

To jeszcze nie wszystko. Budowanie blokowisk przy samej Rzece Białej połączone z betonowaniem wszystkiego dookoła spowodowało, że po każdej ulewie w mieście występują powodzie. Nawet w miejscach, gdzie zbudowano od zera nową kanalizację przed wymianą starej drogi na nową. Gdyby rzeka wraz z przyległymi terenami miała więcej miejsca, to byśmy wody na ulicach miasta nie widzieli.

Ostatni przykład to gęsta zabudowa w miejscach, gdzie jest już gęsto zabudowane. W centrum miasta można podać przykłady ulic, które są permanentnie zakorkowane dlatego, że dobudowano tam jeszcze więcej budynków, pozajmowano każdy wolny skrawek, byleby wepchać blokowiska czy biurowce.

Jak widać nie ma jakiegoś szerszego pomysłu na to, by budować bez powodowania szkód, by rozbudowywać a nie zabudowywać, by nie stawiać blokowisk w miejscach sprzecznych z logiką. Nikt się nie przejmuje, by wszystko od początku odbywało się też zgodnie z prawem.

Maniakalny upór Truskolaskiego

Dziś jednak będzie miała sytuacja bez precedensu. Otóż zmierzamy do finału batalii o Dojlidy. Wbrew protestom, uwagom i propozycjom mieszkańców, Tadeusz Truskolaski rękami swoich urzędników parł jak szalony, by wszystko było zgodne z wizją jednego z białostockich biznesmenów. Właściciel fabryki sklejki ma plan, by przenieść się z biznesem z gminy Białystok do gminy Wasilków, a miejsce po fabryce na Dojlidach przeznaczyć pod blokowisko.

Mieszkańcy Dojlid stanowczo protestują z kilku powodów. Tuż obok znajduje się rzeka. Dotychczas woda po deszczu spływała do niej oraz do stawu, który znajdował się na terenie fabryki. Obecnie staw został zasypany, a woda pojawiła się na ulicach i posesjach mieszkańców. Dołożenie jeszcze większej ilości bloków w tym miejscu spowoduje, że tych powodzi będzie więcej, a woda osiągnie nowe poziomy zalewając to, do czego wcześniej nie dosięgała.

To jeszcze nie wszystko. Nowe blokowiska to nowi mieszkańcy. A Dojlidy stanowczo nie są na to gotowe. Przebiegająca przez osiedle krajowa 19 już dziś jest zapchana. Jeżeli dołożymy do tego jeszcze nowych mieszkańców, to utworzą się korki, zacznie brakować miejsc do parkowania, zacznie brakować miejsc w placówkach edukacyjnych. Ponadto zniknie przychodnia lekarska, która znajduje się na terenie planowanego blokowiska. Czy powstanie po zmianach? Nic o tym nie wiadomo.

Warto też wspomnieć, że leżą w białostockim urzędzie miejskim od bardzo dawna plany przebudowania drogi tak, by była jeszcze szersza i przebiegła nowym torem tuż przy posesjach ludzi. Obecna droga przebiega z dala od nich. Blokowisko będzie idealnym pretekstem, by ogromną drogę budować. Znów wbrew mieszkańcom.

Sytuacja bez precedensu

Dzisiejsze głosowanie to sytuacja bez precedensu. Jeżeli radni podniosą rękę ZA, zmieniając plan zagospodarowania przestrzennego, to jednocześnie zmienią przeznaczenie terenu z fabryki na blokowisko. A tu prawo mówi jasno – zmiana przeznaczenia terenu otwiera drogę do odszkodowania właścicielowi, jeżeli ten nie może dalej kontynuować swojej działalności. I tak właśnie się stanie. Nowy plan oznaczać będzie przymus likwidacji fabryki. O ile jest to zbieżne z planami biznesmena, o tyle co innego mieć plan, a co innego być do tego przymuszonym prawnie. Zatem nic nie stoi na przeszkodzie, by najpierw właściciel Sklejek zażądał od miasta pieniędzy, by potem za te pieniądze zbudować blokowisko i sprzedać ludziom. Czysty zysk.

Czy o tym wszystkim nie wie Prezydent Truskolaski? Trudno kogoś, kto tyle lat zajmuje stołek, podejrzewać że nie zna prawa. Zatem nie ma tutaj mowy, by działo się to poza jego świadomością.

Featured Video Play Icon

Będzie lodowisko na Rynku w Białymstoku! Jarmark Bożonarodzeniowy już się zbliża.

W sercu Białegostoku, na Rynku Kościuszki, już 2 grudnia pojawi się nowoczesne lodowisko. To wielki powrót miejskiej ślizgawki, tym razem w duchu ekologii i z technologią przyjazną dla środowiska. Ale to tylko dodatek do całej reszty – wspaniałego, pięknego, bajkowego Jarmarku Bożonarodzeniowego.

W tym roku stolica Podlaskiego ponownie ożyje świątecznym duchem, zapraszając mieszkańców i turystów na Rynku Kościuszki. Jarmark rozpocznie się w sobotę ceremonią otwarcia na której przemówi Prezydent Białegostoku Tadeusz Truskolaski. Następnie odbędzie się świąteczny koncert Krzysztofa Kiljańskiego. Miasto rozświetlą świąteczne iluminacje, tworząc magiczną atmosferę. Dzień po otwarciu czyli w niedzielę 3 grudnia, rozpocznie się oczekiwanie na Mikołaja ze wspólnym kolędowaniem. Punktem kulminacyjnym będzie uroczyste uruchomienie miejskiej choinki o 16:30.

Lodowisko rozstawione na Rynku Kościuszki oferować będzie nie tylko tradycyjne łyżwiarstwo, ale również dodatkowe atrakcje jak silent disco na lodzie (8.12) oraz pokaz mistrzów świata w rzeźbie lodowej (15.12). Stworzone z myślą o środowisku, lodowisko wykorzysta panele samo-smarowane, które oferują poślizg porównywalny do klasycznego lodowiska. Organizatorzy chwalą się, że brak potrzeby mrożenia tafli znacząco ograniczy emisję CO2. Na dachu ślizgawki będzie instalacja fotowoltaiczna. Cała impreza będzie promowała ekologiczne postawy.

Na miejscu będą także punkty gastronomiczne, w których będzie można wypić i zjeść coś ciepłego. Dzięki temu można będzie spędzić więcej czasu na świeżym powietrzu podziwiając magię świątecznej atmosfery. Nie możemy się doczekać!

Jak robić coś przed wyborami, żeby się nie narobić? Prezydent i marszałek już to wiedzą.

Od wielkich politycznych wrogów po koalicje dla lotniska na Krywlanach – tak można opisać najnowszą wspólną inicjatywę Prezydenta Białegostoku Tadeusza Truskolaskiego oraz Marszałka Województwa Podlaskiego Artura Kosickiego. Jeżeli robi się szum wokół Krywlan może oznaczać to jedno – idą wybory.

21 listopada 2023r., obaj wspomniani wraz z prezesem Polskich Portów Lotniczych Stanisławem Wojterą podpisali list intencyjny w sprawie budowy lotniska na Krywlanach. Tak, tego samego, które istnieje już od tak dawna, że odnotowano na nim nawet lądowanie Hitlera w czasie II wojny światowej. Pomysł, by zbudować lotnisko w Krywlanach powstał w 1925 roku. Prace zaczęto dopiero 5 lat później, bo ciągle brakowało na to pieniędzy i co chwile prace wstrzymywano. Ostatecznie udało się je ukończyć inwestycję w 1937 roku, jeszcze ulepszono ją trochę w 1939. Lecz to co powstało nie było zbyt imponujące. Otóż lotnisko na Krywlanach składało się jedynie z krótkiego pasa i niewielkiego hangaru. Co zabawne mamy już koniec 2023 roku i praktycznie nic się nie zmieniło.

Przypomnijmy, że w poprzedniej kadencji samorządowej, swoim uporem Tadeusz Truskolaski doprowadził do wybudowaniu utwardzonego pasa startowego na tymże lotnisku. Wcześniej był tylko trawiasty. Obecnie prezydent rządzi miastem z przychylną sobie większością w radzie miasta, ale na budowę pasa pozwolili mu jeszcze rządzący radni PiS – z przeciwnego obozu politycznego. Wówczas prezydent postawił ich w zasadzie pod ścianą. Bo mamili ludzi bajkami o lotnisku regionalnym, na które było wiadomo że nie ma pieniędzy i długo nie będzie. Ostatecznie zgodzili się na lotnisko lokalne w Białymstoku.

Po zbudowaniu pasa został jeszcze jeden problem. Wycięcie Lasu Solnickiego, który przeszkadza w lądowaniu i startowaniu dla większych samolotów. Zatem w chwili obecnej nie można korzystać z pełnej długości wybudowanego pasa. Ponadto na Krywlanach nie ma też rozbudowanej infrastruktury do obsługi lotów. To są problemy do rozwiązania od dawna, ale to że prezydent i teraz także marszałek chcą, nie znaczy że i wszyscy mieszkańcy. Zamieszkujący okolicę Krywlan – nie chcą tam rozbudowy lotniska.

Pierwsza decyzja Truskolaskiego została zaskarżona i uchylona przez sąd. Druga decyzja również została zaskarżona przez wspomniane stowarzyszenie i czeka na rozpatrzenie. Dopóki nie będzie wiadomo jaki jest werdykt, to trzeba czekać na dalsze ruchy. Warto też przypomnieć o decyzji sprzed kilku dni. Otóż Las Solnicki (który trzeba wyciąć) chciałoby zająć wojsko, by powiększyć swoją bazę do ćwiczeń. Nasunęło się od razu pytanie – czy pozytywna decyzja od Wojewódzkiego Sądu Administracyjnego w sprawie wycinki nie sprawi, że nic się nie zadzieje, bo tym razem wojsko będzie przeszkodą lotniczą?

Co zatem wnosi list intencyjny? No właśnie nic. Tworzy fikcję, że rzeczywiście ktoś coś robi. Chociaż marszałek Kosicki przekonywał, że trzeba rozmawiać z mieszkańcami, by wycofali skargę. To ciekawe, że do takich rozmów potrzebował podpisania listu. Nie mamy wątpliwości, że zbliżające się wiosenne wybory samorządowe powodują, że zainteresowani startem już zaczynają przebierać nogami, by mieszkańcy widzieli że coś robią.

Supraśl to najlepsza gmina do życia w Podlaskiem. Powód jest bardzo prosty.

W ostatnim czasie Supraśl zdobywa same nagrody. Najpierw zyskała tytuł “Symbolu Polskiej Samorządności 2023” organizowany przez “Monitor Rynkowy”, “Monitor Biznesu” – czyli dodatki do Gazety Prawnej i Rzeczpospolitej. Ponadto Supraśl zwyciężył jako “Gmina Dobra do życia”. Ten konkurs zorganizowała Polska Agencja Prasowa. Najpierw stworzono ranking z wyśrubowanymi kryteriami, który miał ustalić które gminy są najlepsze. Zwyciężył Supraśl, wyprzedzając choćby Białystok. Jak to możliwe, że aspirująca do metropolii stolica województwa ustąpiła niewielkiemu uzdrowisku oddalonemu o 10 km?

Warto dodać, że pod uwagę były brane 63 wskaźniki. To na ich podstawie wyznaczono ogólny wskaźnik jakości życia. Wyniki podzielono na pięć kategorii w zależności od wielkości i roli gminy. Potem zrobiono podział na województwa i w Podlaskiem Supraśl był najwyżej w kategorii “jakość życia”.  Na drugim miejscu jest Wasilków, a dopiero trzeci Białystok. W zestawieniu brano pod uwagę: wydatki inwestycyjne gmin i infrastrukturę, poziom oświaty oraz dostępność przedszkoli i żłobków. Do tego rolę odegrały tereny zielone, walory estetyczne i zanieczyszczenie środowiska.

Jak spojrzymy na te wskaźniki to odpowiedź nasuwa się sama. Supraśl (na szczęście) ma nie do końca uregulowaną sytuację z gruntami. Chodzi o to, że miasteczko dawniej było prywatne i do dziś ma spadkobierców. A to powoduje, że deweloperzy, którzy chętnie by się wepchali z blokowiskami do uzdrowiska nie mogą tego zrobić, bo nie mają gdzie. Supraśl też w wielu kwestiach inwestycyjnych ma związane ręce. Jak widać jednak – dzięki temu dziś jest najlepszy do życia. Ma bowiem wszystko to co potrzeba do szczęścia na co dzień – dobre drogi dojazdowe. Warto też pamiętać że Grabówka jest częścią gminy Supraśl – toteż “dokłada” swoje do ranking choćby przedszkola i żłobki. Co do terenów zielonych to położenie w Puszczy Knyszyńskiej wygrywa na starcie. Ponadto nie brakuje w Supraślu oraz pomiędzy Supraślem i Grabówką miejsc do spacerów, sportu i rekreacji.

Nie bez powodu Wasilków jest na drugim miejscu. Tu deweloperzy zbudowali ogromne osiedle Dolina Cisów, ale zrobili to zupełnie od zera na pustym polu, nie niszcząc “starej” części Wasilkowa – za zalewem. Ponadto tu także są świetne drogi, mnóstwo przedszkoli i żłobków. Do tego otulina Puszczy Knyszyńskiej, zielone tereny w pobliżu Zalewu, a także inne dodatkowe tereny zielone z małym lasem pomiędzy Wasilkowem i Białymstokiem tworzą wspaniałe otoczenie. Zarówno walory estetyczne i brak zanieczyszczenia w Supraślu i Wasilkowie są niepodważalne.

A teraz spójrzmy na Białystok. Deweloperzy przy aprobacie rządzących miastem wcisnęli się w każdy możliwy kąt z blokowiskami, kompletnie zaburzając ład, zakorkowując ulice, zanieczyszczając środowisko. Jedyny plus miasta to liczba przedszkoli – tu wybór naprawdę jest duży. A że mamy obecnie niż demograficzny, to miejsc nie brakuje. Tereny zielone? Zabetonowane. Można najwyżej pójść do Parku Zwierzynieckiego połączonego z Lasem Zwierzynieckim. Nomen omen ekipa rządząca miastem swego czasu miała plan zabetonować ścieżki w tymże lesie. Na szczęście nagłośniono sprawę i oburzenie społeczne wybiło im to z głowy.

Zatem przy obecnie rządzącym Tadeuszu Truskolaskim i jego ekipie Białystok do powrotu na pierwsze miejsce szans nie ma. Miasto potrzebuje radykalnej zmiany w stylu rządzenia. Skończyły się czasy “ja wiem wszystko najlepiej”, a także “zadłużajmy się ile tylko można, bo dotacje przepadną”. Teraz trzeba słuchać świadomego społeczeństwa, które potrafi się zmobilizować na wybory, potrafi jasno wskazywać swoje potrzeby i jest mocno wymagające jeżeli chodzi o realizację. Pod tym kątem, zapatrzony w siebie Truskolaski się kompletnie nie nadaje. W Supraślu i Wasilkowie rządzą osoby z młodszego pokolenia. Adrian Łuckiewicz, burmistrz Wasilkowa, pogonił w wyborach właśnie takiego “Truskolaskiego”, który wiedział najlepiej i nie chciał słuchać mieszkańców. Tak samo Radosław Dobrowolski – burmistrz Supraśla. Kto pamięta jeszcze jego poprzednika, ten dokładnie wie jak mieszkańcy odetchnęli, gdy pojawił się następca.

30 lat czekali i się doczekali. Centrum Kultury Białoruskiej powstanie w Białymstoku.

Głównym celem Centrum Kultury Białoruskiej będzie rozwój i promocja kultury białoruskiej oraz integracja tej mniejszości w Podlaskiem. Instytucja, która rozpocznie działalność od 1 stycznia 2024 r., będzie finansowana z budżetu województwa. Z1arezerwowano na ten cel 1,5 mln zł. Do czasu ustalenia stałej lokalizacji, CKB będzie tymczasowo mieścić się w budynku urzędu marszałkowskiego przy ul. Kilińskiego.

Inicjatywa powołania Centrum ma swoje korzenie w postulatach środowiska białoruskiego z początku lat 90. ubiegłego wieku. W kwietniu 2022 r. dwanaście organizacji pozarządowych działających na rzecz społeczności białoruskiej utworzyło związek stowarzyszeń Centrum Kultury Białoruskiej, a we wrześniu br. zwróciły się one z prośbą o utworzenie instytucji. Marszałek Województwa Artur Kosicki, który odpowiada między inny za zadania związane z kulturą, przychylił się do propozycji utworzenia placówki. Do czasu wyboru dyrektora CKB, jego obowiązki będzie pełnił Anatol Wap. Nowa organizacja planuje organizować koncerty, festiwale, warsztaty, seminaria oraz działania popularyzujące język białoruski i kulturę.

Ostateczna decyzja w sprawie powołania CKB należy do radnych wojewódzkich, którzy będą głosować nad projektem budżetu 27 listopada br.

Lotnisko na Krywlanach ostatecznie pogrzebane? Ten ruch może je zablokować na zawsze.

Wojsko wystąpiło do prezydenta Białegostoku i Lasów Państwowych o powiększenie garnizonu w mieście. Wskazano do tego teren Lasu Solnickiego. Jeżeli mundurowi przejmą zarządzanie kompleksem, to prawdopodobnie nie powstanie tu lotnisko na Krywlanach. Przypomnijmy, że nie można korzystać z pasa startowego w pełni, bo Las Solnicki jest przeszkodą lotniczą, którą trzeba usunąć. Zatem przejęcie tego lasu przez wojsko jeszcze bardziej skomplikuje sprawę.

Warto dodać, że przy ul. Kawaleryjskiej jest jednostka wojskowa i Las Solnicki jest po sąsiedzku. Ponadto wojsko już zapowiedziało, że nie planuje tam robić żadnej wycinki. Ponadto kompleks nie będzie dostępny dla mieszkańców. Zatem spacerowicze będą musieli znaleźć sobie inne tereny.

Trudno nie podejść krytycznie do wojska pod katem tego co ostatnio się dzieje w Podlaskiem. Przypomnijmy – przy granicy mieszkańcy i turyści często się skarżą na problemy z wojskowymi, gdy wybierają się do lasu. Ogólny zarzut jest taki, że wojskowi mają zachowywać się tak, jakby kompleks mieli na wyłączność. Ponadto ich maszyny nie są odpowiednie w miejscach przyrodniczych. Szczególnie, że polska armia w tych przygranicznych lasach nie ma konkretnego zadania. Nie grozi nam wojna ze strony Białorusi. Nie są prowadzone tam ćwiczenia.

Kolejny problem ujawnił ostatni wypadek z potrąconym żubrem w Masiewie – przy Puszczy Białowieskiej. Tam wojskowa ciężarówka uderzyła w zwierzę. Z relacji świadków wynika, że żubr był ciągnięty po jezdni, a zatem pojazd poruszał się zbyt szybko. W tym miejscu obowiązywać ma ograniczenie prędkości do 30 km/h. Wojsko utrzymuje, że pojazd jechał 40 km/h. Poruszający był widok drugiego żubra, który próbował cucić nosem swego kompana i długo przy nim czuwał.

Teraz sprawa z Lasem Solnickim to kolejna niezbyt potrzebna inicjatywa. O ile samo powstanie nowej jednostki wojskowej jest w porządku, to nie ma potrzeby by stacjonowała w miejskim lesie, z którego korzystali mieszkańcy. Ponadto może to zablokować powstanie Krywlan już na zawsze, bo nie będzie jak usunąć przeszkód lotniczych.

Co dalej z zaporą na granicy? Wiele się zmieni.

Co dalej z zaporą na granicy z Białorusią? Oczywiście nikt nie myśli o jej rozebraniu. Przynajmniej dopóki za płotem rządzi Łukaszenka. Natomiast obserwując wywiady z politykami, którzy potencjalnie będą o tym decydować, można wysnuć pierwsze założenia polityki nowego rządu, który wkrótce powstanie.

Przypomnijmy – sama 5-metrowa zapora to nie wszystko. Jest ona na bieżąco monitorowana kamerami i czujnikami, dzięki czemu czas reakcji na nielegalną migrację jest szybszy. Próby jednak nadal nie ustają. Mało tego, widać też że sam płot łatwo jest pokonać. Dlatego problem nie zniknął.

Jest też druga strona medalu. Na granicy oprócz Straży Granicznej znajduje się także policjanci i wojskowi. Ci pierwsi mogliby zostać oddelegowani do innych zadań, związanych z ich właściwą pracą. Nie ma też potrzeby, by drudzy stacjonowali pod granicą, bo zagrożenia napaścią ze strony Białorusi nie ma żadnego. Natomiast są negatywne konsekwencje przebywania żołnierzy na Podlasiu.

Ostatnio potrącono śmiertelnie żubra ciężarówką w małej przygranicznej wiosce w Puszczy Białowieskiej. W samej Białowieży wiele osób skarży się, że turyści nie mogą swobodnie zwiedzać szlaków. Wielokrotnie mieli być przeganiani przez wojskowych. W ogóle sam fakt przebywania wojska w tym miejscu zabija turystykę i biznes. A to już duzy kłopot, bo turyści przyjeżdżają, zostawiają pieniądze, te potem w podatkach trafiają zarówno do kasy państwa jak i małych gmin Puszczy Białowieskiej.

Z zapowiedzi polityków, którzy będą potencjalnie mieli wpływ na te sprawy można wywnioskować, że policja i wojsko zostaną odesłane. W ich miejsce w przyszłości ma być poszerzona kadra Straży Granicznej. Mówi się nawet o kilku tysiącach etatów. Obecnie jest ich prawie 15 tys. w całym kraju.

Warto jednak wiedzieć, że nie da się tego zrobić zbyt szybko. Zatrudnienie takiej ilości osób to proces na kilka lat. Jeżeli wymiana Wojska, Policji na Straż Graniczną będzie tyle trwało, to w Puszczy Białowieskiej nie będzie już czego zbierać. Albo nie będzie już Putina i Łukaszenki i płotu, albo cały biznes i turystyka wymrze i regionalna gospodarka poniesie straty. A warto wiedzieć, że Podlaska gospodarka dysponuje takim samym budżetem co Albania. Jak wiecie, nie jest to zbyt bogaty kraj. Przykładowo taka niemiecka Bawaria ma budżet jak cała Polska. Zatem zubożanie biednego regionu nie jest dobrym pomysłem. Bo potem ludzie chcą zasiłków. Czyli wszyscy pracujący Polacy będą się musieli składać nie tylko na policję, wojsko, to jeszcze wszystkich tych co stracili pracę i firmy przez obecność tych mundurowych.

Dlatego zanim będziemy mieli na granicy sprofesjonalizowaną służbę, rozbudowaną o tysiące nowych etatów, która zawodowo będzie bronić granicy, a nie doraźnie czyniąc szkody, to potrzebny jest stan pośredni. Nie jest to pomysł nowy, ale taki, o którym odchodząca władza nie chciała słyszeć. Mowa tu o zaproszeniu FRONTEX-u czyli europejskiej straży granicznej.

Problemem dla odchodzącej władzy było to, że obecność FRONTEX-u oznaczałoby koniec z pushbackami i związanym z tą procedurą brakiem pomocy dla tych, którzy przekroczyli granicę, ale utknęli na podlaskich bagnach w Puszczy. Nowi natomiast chcą i z jednym i drugim skończyć. Na pewno jest to rozwiązanie humanitarne, ale warto od razu zasygnalizować, że ośrodki tymczasowe dla migrantów są przepełnione. Dokładanie tam kolejnych ludzi spowoduje ogromny problem. Tworzenie nowych ośrodków spowoduje jeszcze większy problem. Dla nowych rządzących oznaczać to będzie powrót obecnie odchodzących za 4 lata.

Miasto sprzedało XIX-wieczny zabytek. A mogli zamknąć oczy i poczekać aż spłonie.

Był kiedyś taki żart o Stalinie, o tym jak stał na trybunie i oglądał defiladę. Podbiegło do niego dziecko i krzyczy – Wujku daj cukierka. – Paszoł Won! – odkrzyknął Stalin. A mógł zabić – skomentowano.

I od tego możemy rozpocząć opowieść o Koszykowej 1. Stoi tam kolejny zabytek, który miasto sprzedało. Przypomnijmy, że wcześniej na handel poszła zabytkowa, żydowska szkoła stojąca na zapleczu ul. Lipowej. Miasto zamiast remontować zabytki, sprzedaje je. I tak jak w tym żarcie o Stalinie powinniśmy się cieszyć, bo mogli nic nie robić i poczekać aż spłonie. Wtedy pusta działka byłaby mniej problemowa. Pożarów tego typu domów w mieście było bez liku i miasto za każdym razem ten fakt zupełnie ignorowało. I tak o to powstały blokowiska po pożarach na Bojarach i Przydworcowym. Dom przy Koszykowej też stoi na Bojarach.

Zabytki trzeba ratować, remontować i przeznaczać na działalność publiczną. Gdy zwiedzamy europejskie miasta, to są one przepełnione pięknymi zabytkowymi budynkami, które nie są puste i zniszczone. U nas po prostu je sprzedaje z zastrzeżeniem, że ma być odremontowany w konkretnym terminie. Problemy są dwa.

Jeżeli nowy właściciel nic nie zrobi, to miasto może odkupić nieruchomość (o ile będzie miało pieniądze i chęć zrobienia afery). Przypomnijmy jak to sprzedano zabytkowy pałac na Dojlidach z ogromną bonifikatą na cele Wyższej Szkoły Administracji Publicznej. Szkoła splajtowała, piękny zabytek przez lata niszczał, aż został wykupiony przez osobę prywatną. Miasto mogło go odkupić, ale nie chciało, bo wartość nieruchomości znacząco wzrosła, a do tego wynikłoby że poprzedni prezydent sprzedał pałac za grosze, a drugi odkupuje za miliony.

Drugi problem jest taki, że jeżeli dom na Koszykowej spłonie to automatycznie przestanie być zabytkiem. A zatem ktoś będzie mógł zgarnąć całkiem atrakcyjną działkę i pozbyć się “problemu”. Oczywiście nie należy zakładać złej woli, ale patrząc na to, co się działo dotychczas w Białymstoku, warto być ostrożnym ze sprzedawaniem zabytków. A najlepiej tego nie robić. Szczególnie, że mieszkańcy byli przeciwni sprzedaży domu na Koszykowej i wielokrotnie apelowali do prezydenta by tego nie robił.

Featured Video Play Icon

Jak obecnie wygląda przebudowa dworca kolejowego?

Dworzec Kolejowy w Białymstoku właśnie zyskuje nowe perony i zadaszenie. Najbliżej budynku jest już pod dachem, dalsze perony są rozkopane. Budowany jest także tunel łączący perony z budynkiem dworca oraz z przejściem pomiędzy ul. Bohaterów Monte Cassino a Kolejową. Na powyższym filmie można zauważyć, jak dużo zostało już zrobione od strony Wyszyńskiego – mamy tam centrum przesiadkowe, a także nowe rondo. Malowano tam również pasy. Od strony Kolejowej natomiast prace już skończyły się jakiś czas temu. Podobnie jak na wspomnianym centrum przesiadkowym.

Prace miały być zakończone w tym roku, jednak rzeczywistość pokazała, że nie jest to możliwe, dlatego planowane teraz zakończenie jest na 2024 rok. Prace są prowadzone przy maksymalnie możliwym ruchu pociągów. Oprócz prac nad dworcu, prace są wykonywane także na samej trasie do Warszawy. Gdy zostaną ukończone, to pociągi do stolicy pojadą szybciej niż obecnie. Podróż potrwa 90 minut.

Warto przypominać i cały czas naciskać osoby decyzyjne, że konieczna jest elektryfikacja odcinka pomiędzy Sokółką a Suwałkami. Mieszkańcy powinni mieć możliwość komfortowo i szybko docierać do Suwałk. Potrzebne są także decyzje polityczne, by połączyć Suwałki, Białystok z Lublinem i Rzeszowem. Tu największą przeszkodą jest brak zainteresowania władz województwa mazowieckiego remontem swojego odcinka. Mało kto pamięta, że fragment mazowieckiego jest wciśnięty pomiędzy Podlaskie i Lubelskie. Akurat na tym terenie jest trasa kolejowa.

Nie zapominajmy też, że Łomża i Białystok powinny zostać również połączone kolejowo. Tu decyzje zapadły. Trasa zostanie wznowiona poprzez rewitalizację linii kolejowej nr 49 Łomża – Śniadowo oraz odbudowę infrastruktury pasażerskiej na linii kolejowej nr 36 na odcinku Śniadowo – Łapy. Całkowity koszt tej inwestycji to ponad 431 mln zł, z czego 15 proc. czyli około 64 mln zł zostanie pokryte z budżetu województwa. Z kolei z Rządowego Programu Uzupełniania Lokalnej i Regionalnej Infrastruktury Kolejowej – Kolej+ na realizację połączeń do Łomży zostanie przeznaczone około 367 mln zł. Warto tu dodać, że w najbliższym czasie rząd się zmieni, dlatego trzeba będzie mocno naciskać podlaskich parlamentarzystów, by pieniędzy mocno pilnowali. W przeszłości już się zdarzały przesunięcia.

Podlasie ma nowy przystanek kolejowy. Rzut beretem od rodzinnej wsi Zenka.

Nowy peron ma wysokość 76 cm, co ułatwia wsiadanie do pociągów. Zainstalowano oznakowanie i tablice informacyjne, wiatę chroniącą przed opadami, ławki oraz ekologiczne oświetlenie LED. Na potrzeby mieszkańców łączących podróż rowerem i koleją przygotowano stojaki. Dostęp osobom o ograniczonej mobilności zapewnia pochylnia. Sąsiadujący z nowym peronem przejazd kolejowo-drogowy został wyposażony w nowe urządzenia – o nadjeżdżającym pociągu poinformuje sygnalizacja świetlna i dźwiękowa.

Na terenie województwa podlaskiego w ramach Programu Przystankowego przewidziano łącznie budowę lub modernizację piętnastu przystanków. Na linii Białystok – Czeremcha podróżni korzystają już z peronów w Kleszczelach oraz Suchowolcach. Powstanie także nowy przystanek – Repczyce Zalew. Dzięki tej inwestycji mieszkańcy zyskają możliwość dojazdu koleją do popularnego miejsca wypoczynku nad zalewem na rzece Nurzec. Modernizowany będzie także przystanek Podbiele. Na linii Sokółka – Suwałki gotowych jest osiem zmodernizowanych peronów, prace kontynuowane są w Dąbrowie Białostockiej, zmodernizowany zostanie również przystanek Kamienna Nowa.

Featured Video Play Icon

Czy zobaczymy jeszcze śnieg zimą? To zależy od nas.

Pełno śniegu oraz temperatura minus 17 stopni. Jeszcze 5 lat temu tak wyglądała podlaska zima. Czy są szanse, że taka pogoda jeszcze wróci?

Zacznijmy od wyjaśnienia marudom, co śniegu nie lubią, jak bardzo ważne jest, by spadło jak najwięcej puchu i poleżało do wiosny. Przede wszystkim każde anomalie pogodowe zaburzają ekosystem. Jeżeli nie spadnie śnieg, namnażać się będą wszelkiej maści owady. A latem odczujemy tego skutek. Ponadto brak śniegu spowoduje, że wiosną nie będzie miało się co rozpuszczać i zasilać gruntów i rzek. Inaczej mówiąc – jeżeli wiosną nie będzie regularnych opadów po zimie, to nastanie susza. Wówczas ceny polskiego jedzenia skoczą do góry i będziemy skazani na importowane, które delikatnie mówiąc nie smakuje zbyt dobrze i jest przepełnione chemią.

Brak śniegu to także więcej gatunków roślin i zwierząt inwazyjnych, które w Polsce normalnie nie występują. Zatem długotrwały brak zim może doprowadzić do całkowitej zmiany naszego ekosystemu. Ostatecznie będzie coraz mniej drzew, zanikną rzeki, a krajobraz w Polsce będzie przypominał taki, jaki mamy w Bieszczadach – czyli niska roślinność i dużo kamieni. Do tego zaadaptowane do takiego klimatu owady i zwierzęta. Czy wyobrażacie sobie Podlaskie choćby bez łosi, które kochają bagna i wysokie trawy?

Należy sobie zadać pytanie czy coś w ogóle możemy zrobić. Ależ owszem, nie tylko nasz region, ale cały nasz kraj powinien obfitować w zbiorniki retencyjne, w których gromadzić będziemy deszcz. Ponadto trzeba naprawić to, co zniszczył PRL – a mianowicie koryta rzek. Otóż wówczas urzędnicy próbując rozwiązać problem powojennego głodu, udrożnili i wyprostowali koryta rzek tak, by woda szybko spływała do morza. W efekcie odsłonięto nowe pola, które mogli zasiać rolnicy. Dziś w XXI wieku, gdy jedzenia nie brakuje – koryta rzek muszą zostać przywrócone, by znów woda w nich mogła powoli meandrować i zasilać szeroko całą okolicę wodą. W efekcie będziemy mieli bujną roślinność w Podlaskiem.

W tamtym roku śnieg zasypał całą okolicę tylko na jeden dzień. Jeżeli chcielibyśmy, by padało dłużej i utrzymywało się wszystko częściej, to musimy przestać emitować tak dużo ciepła jak obecnie. To nie tylko globalny problem, to także trzeba rozwiązywać lokalnie. Wystarczy wziąć termometr i przejechać się z centrum Białegostoku do okolicznych miejscowości, by zobaczyć jak bardzo zabetonowanie stolicy województwa wpływa na temperaturę. Te wszystkie samochody spalinowe, które Unia Europejska chce zlikwidować, nie są winne tego, że urzędnicy wylali miliony ton betonu w Europie. Nawet mocno pro-ekologiczna Kopenhaga, stolica Danii jest mocno zabetonowana. Pozytywnie natomiast można wyrazić się pod tym względem od Wiedniu – czyli stolicy Austrii. Tam kierunek jest odwrotny – nie walczy się z samochodami, tylko betonem właśnie.

Dlatego i my powinniśmy iść drogą Wiednia. Odbetonować Białystok i inne miasta, nasadzić ile się da i gdzie się da oraz poczekać aż cała okolica się schłodzi. Wtedy będzie przyjemnie latem i zobaczymy śnieg zimą.

Ten most “zagrał w filmie” Wołyń. Jest potrzebny rolnikom i turystom.

Ten most dla rolników jest bardzo ważny. Dzięki niemu nie muszą do swoich pól jechać okrężną drogą 30 km. Jakiś czas temu wybuchł na nim pożar. Na szczęście latem wszystko wróciło do normy. Ta sama konstrukcja “zagrała” w filmie Wojciecha Smarzowskiego pt. Wołyń. Warto wspomnieć, że pod mostem płynie Narew i to akurat w takim miejscu, gdzie koryto jest bardzo szerokie, w pobliżu są też rozlewiska tej rzeki. Cały teren jest przepiękny. W pobliżu są także jedyne w Podlaskiem wydmy. Znajdują się one około 7 km od mostu.

Największą ciekawostką konstrukcji jest zachowanie pierwotnego wyglądu. Most powstał w 1986 roku dla rolników, korzystają z niego też turyści podróżujący pomiędzy Biebrzańskim Parkiem Narodowym a Łomżyńskim Parkiem Krajobrazowym Doliny Narwi. Przed 1986 rokiem w tym miejscu była przeprawa promowa. Jego obsługą zajmował się mieszkający nieopodal Aleksander Matejkowski (senior), a po wojnie Aleksander Matejkowski (junior). Ojciec został wywieziony przez Niemców do obozu koncentracyjnego i nigdy już nie wrócił. Wszystko dlatego, że pomagał w przeprawie partyzantom.

Co ciekawe konstrukcja to “tymczasowa przeprawa rzeczna”, która nie była budowana z uwzględnieniem wymogów technicznych, nie ma też dokumentacji. Natomiast jak widać, wszystko działa i ma się dobrze. Aczkolwiek niektóre deski wymagają wymiany. Podobnie jak poręcze. Warto wiedzieć, że od strony Bronowa stoi na moście znak “Zakaz wjazdu”, który nie dotyczy rolików. Most utrzyma 10 ton. Jego podstawy są stalowe, tylko góra jest drewniana.

fot. Bialystok.pl

Białystok nie będzie grabić liści. Ktoś tam w końcu poszedł po rozum do głowy.

Kiedy obserwuje się Białystok w cyklu 4 pór roku, to do tej pory można było zauważyć takie oto prawidłowości: latem intensywne koszenie każdego kawałka trawy, jesienią dmuchanie i grabienie liści, zimą odśnieżanie i intensywne solenie, zaś wiosną nasadzenia. A gdyby tak Wam powiedzieć, że nie trzeba ani kosić, ani grabić i zdmuchiwać, ani odśnieżać i solić. Jedynie warto sadzić. To może Wam się wydawać dziwne, ale jeżeli popatrzycie na to logicznie, to szybko dostrzeżecie, że te wszystkie czynności powodują jedynie stratę pieniędzy. Korzyści w tym nie ma żadnych.

Nie kosić trawy

Niekoszenie trawy pozwala na rozwinięcie się dzikim roślinom, owadom, takim jak pszczoły, motyle i inne owady, które dbają o zapylanie. Daje im to dostęp do pożywienia i schronienia, co z kolei przyczynia się do ochrony bioróżnorodności. Ponadto koszenie trawy w miastach wymaga znacznych nakładów pracy, czasu i kosztów związanych z zakupem i utrzymaniem sprzętu oraz paliwem. Pozostawienie trawy nienaruszonej może przyczynić się do oszczędności tych zasobów. W konsekwencji mamy też redukcję emisji gazów cieplarnianych i ogranicza emisje dwutlenku węgla i innych zanieczyszczeń powietrza. Jeżeli uważacie, że to jest fanaberia – to możecie sami sprawdzić na własnej skórze. Wystarczy termometr. W centrum Białegostoku potrafi być o około 2 stopnie więcej niż na jego obrzeżach. Niby nic, ale z biegiem lat będzie coraz goręcej, więc działać trzeba teraz.

Dzika trawa i rośliny korzeniowe mogą przyczynić się do utrzymania zdrowej struktury gleby oraz zatrzymywania wody opadowej, a to pomaga w zapobieganiu erozji gleby. Jeżeli spojrzymy na rzekę Białą i jej niski stan, to szybko się przekonamy dlaczego to takie ważne. Nieskoszona trawa może też pomóc w zatrzymywaniu zanieczyszczeń z opadów deszczu, zapobiegając tym samym zanieczyszczeniu gruntu.

Jest jeszcze kwestia estetyczna. Niektórzy ludzie uważają, że dzika, niekoszona trawa ma swój urok i dodaje naturalnego piękna miejscom w mieście. Może to stworzyć bardziej przyjazne dla ludzi otoczenie. Jeżeli pamiętacie Białystok z lat 90. To wszędobylska zieleń upiększała szare i smutne miasto.

Nie grabić liści

Podobne korzyści daje także niegrabienie liści jesienią. Oprócz ochrony owadów, schronienie mają także małe zwierzęta. Ponadto liście stanowią naturalny materiał organiczny, który po rozkładzie wzbogaca glebę w składniki odżywcze. To z kolei przyczynia się do poprawy struktury gleby, zwiększenia jej zdolności do zatrzymywania wody i zapewnia lepsze warunki dla roślin. Nie będziemy tu rozwijać po raz kolejny argumentów ekonomicznych, bo są oczywiste. Ważniejsze jest to, że liście pomagają w zatrzymaniu erozji wodnej i wietrznej. Chroni to teren przed utratą składników gleby i degradacją terenu. Pozostawienie liści przy korzeniach roślin może pomóc w regulowaniu temperatury gleby i utrzymywaniu jej wilgotności. To korzystne dla korzeni i ogólnego zdrowia roślin.

Tu także można użyć argumentu estetyki otoczenia. Liście na trawnikach lub pod drzewami w okresie jesieni dodają uroku krajobrazowi. Mogą tworzyć naturalne dywany o różnych kolorach, co jest cenione za swoją piękność. Wystarczy przejść się do Parku i Lasu Zwierzynieckiego, by zobaczyć to na własne oczy.

Nie odśnieżać i nie solić

Tutaj warto zaznaczyć, że nieodśnieżanie ulic doprowadziłoby do paraliżu, ale jeżeli przypomnimy sobie ostatnie zimy to odśnieżanie też nic nie dało i paraliż następował. Wynikało to z braku odpowiednich zasobów, które mogłyby zniweczyć skutki siły natury. Warto jednak rozważyć ograniczenia solenia i odśnieżania w niektórych miejscach. Szczególnie tam, gdzie rządzi natura. Mowa tu przede wszystkim o parkach i innych tego typu miejscach. Wbrew pozorom ścieżki w nich nie muszą być odśnieżane. Takie Planty czy ogrody Pałacu Branickich z powodzeniem mogłyby tego nie mieć.

Używanie soli do odśnieżania i rozprawiania się z gołoledzią może wprowadzać duże ilości soli do gleby i wód gruntowych. To może prowadzić do zanieczyszczenia wód i szkodliwego wpływu na rośliny oraz organizmy wodne. Ponadto wydobywanie, przechowywanie i rozprowadzanie soli na chodnikach wiąże się z kosztami i zużyciem energii. Pozostawienie śniegu i lodu w parkach i innych podobnych miejscach może pomóc zaoszczędzić zasoby finansowe i energię. Ponadto w ten sposób ochronimy też swoje buty.

Wracamy do liści

Brak odśnieżania prawdopodobnie skończyłby się wielką awanturą, bo nie ma co się oszukiwać – wszyscy uwielbiają wygodę, zaś natura jest dla nich drugorzędna. Podobnie w Polsce zdecydowanie więcej fanów jest nieustannego koszenia trawy. Wygolona zieleń jest piękna i inne argumenty, że nie warto, nie są w ogóle przyswajane. Ale małymi kroczkami coś też się zmienia. Miasto Białystok pozytywnie zaskoczyło ogłaszając, że nie zamierza grabić liści. Gdyby jeszcze w jego ślad poszły spółdzielnie mieszkaniowe, które pieniędzmi swoich mieszkańców tak zarządzają, jakby palili nimi w piecach.

W tym sezonie jesienno-zimowym liście nie zostaną wygrabione w następujących miejscach:w zabytkowym Parku Lubomirskich, w zabytkowym Parku Konstytucji 3 Maja, w zabytkowym Parku Starym im. Księcia J. Poniatowskiego, w Parku Centralnym przy ul. K. Kalinowskiego, na terenie Skweru Armii Krajowej wokół Pałacyku Gościnnego, na terenie Skweru im. Wł. Zankiewicza i na terenie bulwarów przy ul. Z. Herberta. Gdyby miasto w tych samych miejscach zimą nie odśnieżało, a latem nie kosiło – to byłoby idealnie!

Oto najciekawsze żydowskie kirkuty. Tych nekropolii w Podlaskiem jest prawie 90!

Województwo Podlaskie kryje w sobie szczątkowe dziedzictwo kultury żydowskiej. Jedną z cząstek tejże są cmentarze żydowskie, które stanowią nie tylko miejsca spoczynku zmarłych, ale również ważne świadectwo kultury, religii i historii społeczności żydowskiej w regionie. Poniżej przedstawiamy pięć największych kirkutów w regionie.

Cmentarz żydowski w Krynkach

Cmentarz żydowski w Krynkach znajduje się w północnej części tego malowniczego, przygranicznego miasteczka. To jeden z największych cmentarzy żydowskich w północno-wschodniej Polsce. Cmentarz zajmuje obszar 2,3 ha (według innych źródeł 3,3 ha) i zawiera około 3100 nagrobków, z najstarszym pochodzącym z 1750 roku. Nekropolia dzieli się na starą część, z nagrobkami z XVII i XVIII wieku, oraz nową, która powstała po rozszerzeniu cmentarza w 1840 roku. Macewy na cmentarzu wykonane są z różnych materiałów, takich jak zlepieńce, piaskowce, granity i beton.

W okresie II wojny światowej część macew została wykorzystana przez Niemców do budowy lokalnej mleczarni, a wiele uległo zniszczeniu. Na terenie cmentarza znajdują się również dwie zbiorowe mogiły pochodzące z czasów wojny.

Cmentarz żydowski w Knyszynie

Cmentarz żydowski w Knyszynie to cmentarz z XVIII wieku, zlokalizowany na groblach królewskich sadzawek, które były częścią założenia dworskiego Zygmunta II Augusta. Jest to jeden z największych i najlepiej zachowanych kirkutów w województwie podlaskim. Początki społeczności żydowskiej w Knyszynie sięgają XVI i XVII wieku, kiedy to niewielka grupa żydowska należała do gminy wyznaniowej w Tykocinie. Jednak dopiero około 1705 roku powstał kahał (gmina) w Knyszynie, co prawdopodobnie spowodowało, że rozpoczęto pochówki na terenie grobli królewskich.

Ostatecznie, w 1786 roku, uzyskano oficjalną zgodę na chowanie zmarłych w Knyszynie, co uznaje się za datę założenia cmentarza. Na cmentarzu znajdują się zarówno stare, nieoznakowane nagrobki, jak i bardziej nowe, datujące się na XX wiek. Cmentarz przestał być używany w 1942 roku, a obecnie zachowuje się tylko jeden nagrobek. W 2012 oznaczono miejsce zbiorowej mogiły z 1942. W 2014 Knyszyńskie Towarzystwo Regionalne im. Zygmunta Augusta przeprowadziło prace rewitalizacyjne na cmentarzu: kirkut został uporządkowany, z jego terenu usunięto krzaki i chwasty, ostawiono część wywróconych macew. Wytyczono również ścieżkę zwiedzania z najciekawszymi miejscami na cmentarzu.

Cmentarz żydowski w Białymstoku

Cmentarz żydowski w Białymstoku to jedno z najważniejszych miejsc pamięci województwa podlaskiego. Oficjalnie założony w 1892 roku (chociaż pierwsze pochówki miały miejsce od 1890 roku), cmentarz ten pełnił nie tylko funkcję cmentarza, ale także stał się symbolem historii żydowskiej społeczności w Białymstoku. Na powierzchni 13 ha, otoczonej ceglanym murem, znajduje się około 5-6 tysięcy nagrobków, z których najstarszy pochodzi z 1876 roku. Cmentarz ten ma także swoje miejsce w historii pogromu białostockiego z 1906 roku, gdy pochowano tu ofiary tego tragicznego wydarzenia.

Cmentarz żydowski w Sokółce

Cmentarz żydowski w Sokółce ma swoje korzenie w XVII wieku i zajmuje obszar 1,68 ha. To jedno z lepiej zachowanych miejsc pochówku żydowskiego w województwie podlaskim. Cmentarz podzielony jest na dwie części – starą i nową. Na terenie cmentarza zachowało się ponad dziewięćset macew, które świadczą o bogatej historii i tradycji żydowskiej w Sokółce.

Cmentarz żydowski w Tykocinie

fot. Nexusdx / Wikipedia

Cmentarz żydowski w Tykocinie jest najstarszym zachowanym kirkutem województwa podlaskiego i stanowi niezwykle cenny element dziedzictwa kulturowego. Założony w 1522 roku, wraz z powstaniem gminy żydowskiej na mocy przywileju Kanclerza Wielkiego Litewskiego Olbrachta Gasztołda, ten cmentarz jest jednym z najważniejszych miejsc pamięci żydowskiej historii w regionie. Zajmuje powierzchnię 2,2 ha i jest położony na zachodnim krańcu miasta, pomiędzy rzeką Narew a drogą do Nieciec.

Na cmentarzu w Tykocinie zachowało się około 100 macew, z których najstarsza datuje się na 1791 rok. Warto podkreślić, że początkowo na tym cmentarzu chowano zarówno Żydów tykocińskich, jak i tych pochodzących z Białegostoku. Przed II wojną światową cmentarz został otoczony betonowym parkanem ufundowanym przez emigrantów żydowskich z USA. Obecnie zarówno ogrodzenie, jak i sama nekropolia są zdewastowane, a wiele macew uległo zniszczeniu.

Cmentarze żydowskie województwa podlaskiego są nie tylko miejscami pamięci. Pomimo upływu czasu i prób zniszczenia, zachowały się one jako świadectwo długiej i bogatej historii żydowskiej w Polsce, która kiedyś była integralną częścią wielokulturowej, wielonarodowej Rzeczpospolitej Obojga Narodów – ogromnej potęgi w Europie.

Odkryj tatarskie mizary w Podlaskiem. Teraz jest świetna okazja!

Jesień to doskonały czas na odkrywanie tajemniczych i pełnych historii miejsc. Województwo Podlaskie kryje wiele takich zakątków, a jednymi z nich są urokliwe cmentarze tatarskie. Zbliżające się Święto Wszystkich Świętych oraz piękna jesienna pogoda stanowią idealną okazję, aby odwiedzić te unikatowe nekropolie.

Cmentarz Muzułmański w Kruszynianach

Jedną z nich jest Cmentarz Muzułmański w Kruszynianach. To miejsce, które przywodzi na myśl historię i dziedzictwo tatarskie w Polsce. Cmentarz ten został założony w II połowie XVII wieku przez społeczność tatarską i zajmuje obszar 0,6 hektara. Cały teren mizaru otoczony jest kamiennym murem, co nadaje mu wyjątkowy urok. Podobnie jak otoczenie lasu górzyste położenie. Najstarszy nagrobek z czytelną inskrypcją na tym cmentarzu pochodzi z 1699 roku, ale wiele starszych niestety zostało zatartych przez upływ czasu. Na terenie cmentarza znajdują się również bogato zdobione kamienne nagrobki z XIX wieku, które przybierają różne formy, takie jak ostrosłupy, kolumny czy szlifowane płyty.

Cmentarz Muzułmański w Bohonikach

Innym fascynującym miejscem jest Cmentarz Muzułmański w Bohonikach. Ten cmentarz, założony w XVIII wieku, zajmuje obszar aż 2 hektarów, co czyni go największym mizarem w Polsce. Jest on również objęty ochroną w ramach parku kulturowego Bohoniki. To miejsce jest tak wyjątkowe, że 22 października 2012 roku zostało ono uznane za pomnik historii Polski z mocy zarządzenia Prezydenta RP.

Najstarszy nagrobek z czytelną inskrypcją na Cmentarzu w Bohonikach pochodzi z 1786 roku. Na terenie cmentarza zachowało się około trzydziestu nagrobków z II połowy XIX wieku. Można tu również znaleźć najdawniejsze groby z dwoma kamieniami nagrobnymi – jednym u stóp zmarłego i drugim nad jego głową, jednak napisy na nich są niestety nieczytelne. Cechą charakterystyczną tatarskich grobów jest ich orientacja na wschód. Wierzy się, że dusza opuszcza ciało z prawej strony, dlatego groby są zwrócone prawą stroną w kierunku Mekki, co w tym przypadku oznacza południe.

Wejście na mizar zdobi brama, na której znajdują się inskrypcje w trzech językach: arabskim, białoruskim i polskim. To symbol wielokulturowości i długiej historii współistnienia różnych narodowości i wyznań na tych ziemiach.

Odwiedzenie tatarskich cmentarzy województwa podlaskiego to nie tylko okazja do zapoznania się z historią tej wyjątkowej społeczności, ale także doskonały sposób na spędzenie jesiennego dnia na łonie natury. Pośród złotych liści i kamieni nagrobków można odnaleźć spokój i zadumę.

Niezależnie od wyznania czy kultury, cmentarze tatarskie województwa podlaskiego stanowią fascynujące świadectwo przeszłości i jednocześnie zapraszają do refleksji nad wielokulturowym dziedzictwem naszych terenów. W tym sezonie jesieni, kiedy natura sama ukazuje swoje piękno, warto udać się w podróż do tych magicznych miejsc, aby poznać historię tatarskiej społeczności i docenić jej wkład w kształtowanie kultury regionu.

Zwiedzanie miasta późną jesienią. Co można robić, gdy pogoda jest brzydka?

Tak, wiemy że mówi się iż nie ma brzydkiej pogody, tylko źle ubrani ludzie. Natomiast nie oszukujmy się, kiedy od rana do wieczora jest ciemno za oknem, to chęci na robienie czegokolwiek maleją do zera. Problem polega na tym, że taka aura potrafi się utrzymywać tygodniami, a nie ma takiej ilości czipsów i innych przekąsek, popijanych herbatą i kawą, której człowiek by nie był w stanie zjeść pod ciepłym kocem. Skutki później są jednak tragiczne. W styczniu siłownie przeżywają kilkutygodniowy szturm, dietetycy uwijają się jak w ukropie, a my zaczynamy kalkulacje – czy coś zacząć ze sobą robić czy przetrwać te kilka tygodni wstydu na plaży, gdy będzie lato. Dlatego, jeżeli jesteś mądrym Polakiem przed szkodą, to koniecznie powinieneś zapoznać się z tym poradnikiem. Przekaże Ci jak przetrwać późną jesień w mieście.

Odkryj tajemnicze kafejki i restauracje

Deszczowa pogoda to doskonały pretekst, aby odwiedzić lokalne kafejki i restauracje. W wielu miastach można znaleźć miejsca o unikalnym charakterze, które serwują wykwintne potrawy i napoje. To idealna okazja, aby spróbować regionalnych specjałów i zanurzyć się w miejscowej kuchni. Nie musicie się martwić, że przytyjecie. Porcje w restauracjach są takie, jakby kot napłakał.

Muzea i galerie sztuki

Muzea i galerie sztuki to doskonałe miejsce na schronienie przed deszczem. Wnętrza tych miejsc często kryją niezwykłe dzieła sztuki, które mogą zapewnić Ci niezapomniane wrażenia. Dzięki nim poznasz historię miasta i jego kulturalne bogactwo. Tak się składa, że w Białymstoku niedawno otwarto świetne Muzeum Pamięci Sybiru, w Supraślu jest zapierające dech w piersiach Muzeum Ikon. Interesujące propozycje mają też placówki w Suwałkach i Łomży.

Spacer po starej części miasta

Deszczowa pogoda dodaje staremu mieście tajemniczości. I chociaż Białystok starówki nie ma, to odbudowany z gruzów po wojnie, Rynek Kościuszki doskonale taką udaje. Suwałki i Łomża też mają miejsca do dreptania. I tak się składa, że wszędobylski beton w taką pogodę zbytnio się nie nagrzewa. Spacer po uliczkach miasta w deszczu może dostarczyć niezapomnianych wrażeń. Pamiętaj tylko o odpowiednim ubraniu i parasolu. Starówki są często pełne urokliwych kafejek, małych sklepików i historycznych budynków, które czekają na odkrycie.

Spacer nad rzeką lub zalewem

Tak się składa, że wszystkie 3 największe miasta Podlaskiego mają miejsce, gdzie można pochodzić nad wodą. Białystok ma bulwary nad Białą i zalew w Dojlidach, Łomża – rzekę Narew i wiele interesujących na niej punktów, a Suwałki słyną z zalewu Arkadia. Mało kto pamięta, że przez miasto przepływa też rzeka Czarna Hańcza. Zatem deszczowa pogoda może nadać tym miejscom specjalnego uroku. Spacer wzdłuż brzegu w deszczu może być niezwykle romantyczny i relaksujący.

Festiwale i wydarzenia kulturalne

Wiele miast organizuje wydarzenia kulturalne, nawet w deszczową pogodę. Przejrzyj różne kalendarze imprez czy w okolicy nie odbywają się festiwale, wystawy, koncerty lub inne wydarzenia. To doskonała okazja do poznania innych mieszkańców. Na pewno w grudniu atrakcją będą jarmarki świąteczne.

Spacer po parkach i ogrodach

Parki i ogrody wciąż zachowują swój urok. Spacer po nich w deszczu i po deszcze może dostarczyć unikalnych wrażeń, a aura sprawi, że otoczenie będzie wydawało się jeszcze bardziej zielone i soczyste. Nie zapomnijcie o kaloszach, bo tam nikt betonu nie wylewał.

Jak widzicie, deszczowa pogoda nie musi zniechęcać do zwiedzania miasta. Wręcz przeciwnie, może ona dostarczyć wyjątkowych wrażeń i okazji do poznania Podlaskiego w inny sposób. Nie zapomnijcie tylko odpowiednio ubrać się i zabrać parasola lub innej ochrony przed zimnem i deszczem. Cieszcie się tajemniczych zakątków miast, odkrywajcie je, bo deszczowej aurze mogą wydawać się jeszcze bardziej urocze.

Featured Video Play Icon

Historia Hajnówki na zdjęciach. Widać po nich kiedy był największy rozwój miasta.

Hajnówka to urokliwe miasto położone w województwie podlaskim. Miasto to leży w bezpośrednim sąsiedztwie granicy z Białorusią i jest ważnym punktem na mapie Podlasia. Z racji swojego położenia na skraju Puszczy Białowieskiej, jej początki mają związek z pozyskiwaniem i handlem drewnem. W 1951 roku Hajnówka otrzymała prawa miejskie, co było ważnym krokiem w rozwoju tego miasta. W latach 1954-1957 pełniła funkcję siedziby władz powiatowych, co dodatkowo wzmocniło jej znaczenie. Od 1 stycznia 1999 roku jest także siedzibą powiatu. Według danych z 31 grudnia 2022 Hajnówka liczyła 19 221 mieszkańców i cały czas się wyludnia. Zgodnie z najnowszymi prognozami GUS, do 2060 roku liczba mieszkańców w powiecie hajnowskim ma spaść o 30 proc!

Tam, skąd jedni uciekają, inni mogą upatrywać szansy na spokojne życie. Nie wszyscy bowiem ludzie lgną do tłumów. Ponadto Hajnówka jest atrakcyjnym miejscem dla turystów, a od niedawna po długoletniej przerwie dojeżdża tam znów pociąg. Zatem na przyszłość miasta i powiatu nie należy patrzeć w czarnych barwach.

Wracając do historii, to warto zauważyć, że po zdjęciach widać iż silny rozwój miasta dały czasy PRL-u. W tak zwanej epoce Gierka, gdy inwestowano krocie – powstało wiele nowych budynków przeznaczonych pod: szkoły, instytucje, mieszkalnictwo, produkcję i sklepy. Oczywiście późniejsze czasy, gdy dług Polski za komunistyczne eksperymenty Gierka zaczął być gigantyczny, cały system zaczął się walić i nastąpiła transformacja ustrojowa, a po niej otrzeźwiające lata 90.  Wtedy to większość dawnych inwestycji przestała istnieć, ale budynki pozostały i służą po dzisiejszy dzień.

Warto też spojrzeć na Hajnówkę, że w porównaniu z innymi miastami, jest bardzo młoda. W 2021 roku świętowała dopiero 70-lecie nadania praw miejskich. Zatem można przypuszczać, że przed bramą do Puszczy Białowieskiej jeszcze świetlana przyszłość.

Sokółka to dziecko “złotej ery” w polskiej historii. Przeszłość pełna kontrastów.

Sokółka, to malowniczo położone miasto na wschodnich rubieżach Podlaskiego i Polski. W 2023 roku ukończyła 414 lat i ma fascynującą historię, która kształtowała zarówno miasto, jak i jego mieszkańców. Przyjrzyjmy się jej przeszłości.

Początki osadnictwa w okolicach Sokółki sięgają czasów, gdy jej mieszkańcy zajmowali się hodowlą i tresurą sokołów. Zatem stąd pochodzi nazwa. Pierwsza wzmianka o wsi pochodzi z XVI wieku, kiedy to na terenie Sokółki istniał dwór myśliwski będący własnością królowej Bony. Jednak historia miasta zaczyna się naprawdę rozwijać wraz z ufundowaniem kościoła w 1565 roku przez samego króla Zygmunta Starego.

Kolejnym ważnym etapem w historii Sokółki jest rok 1609, kiedy to Zygmunt III nadał miastu prawa miejskie. To wydarzenie miało ogromne znaczenie, ponieważ Sokółka stała się ośrodkiem kulturowym i gospodarczym na wschodnich ziemiach Rzeczypospolitej. Warto zaznaczyć, że miasteczko zaznacza swoją obecność już na najstarszych, dostępnych mapach. A to dlatego, że miała także swoje znaczenie na ówczesnych szlakach komunikacyjnych. Leżąc na szlaku pocztowym pomiędzy Warszawą a łotewskim miastem Mitawa, miasto pełniło rolę ważnego punktu przesiadkowego i handlowego.

Zanim przejdziemy dalej, należy się chwila wyjaśnienia. Zapewne z historii znacie takie miejscowości jak Grodno, Druskienniki, Troki, czy Wilno. To one są najbliższej położone Sokółki i ogólnie Podlasia. Po co więc połączenie pocztowe z łotewską Mitawą? Jakoś tak się złożyło, że w szkołach nie uczą o polskich sukcesach tylko o porażkach. A warto wiedzieć, że XVI i XVII wiek to dla naszego kraju złota era. Ostatni wielki mistrz Zakonu Liwońskiego, pierwszy wielki książę Kurlandii i Semigalii (dziś Łotwa), Gotthard Kettler, by obronić kraj przed Szwecją i Iwanem Groźnym przyjął zwierzchnictwo Polski i zrzekł się na jej korzyść Kurlandii i Semigalii, a w 1561 r. złożył przysięgę wierności polskiemu królowi Zygmuntowi Augustowi. Król przyłączył Inflanty z Rygą i Dorpatem do Polski, przekazując Kurlandię w lenno Kettlerowi. Za czasów Zygmunta Augusta i Stefana Batorego nastąpił rozwój kulturalny i gospodarczy państwa. Ambicje polityczne państw zainteresowanych Inflantami doprowadziły w drugiej połowie XVI w. do wojen na obszarach dzisiejszej Łotwy i Estonii. Wojna inflancka trwała ćwierć wieku (1558-1583). O panowanie nad Bałtykiem walczyły ze sobą: Rzeczypospolita, Dania, Szwecja i Rosja.

Wracając do Sokółki. We wspomnianej “złotej erze” osiedlali się urzędnicy oraz przedsiębiorcy, zakładając pierwsze manufaktury i rzemieślnicze warsztaty. W wiekach XVII i XVIII miasto prężnie się rozwijało, przyciągając inwestorów i przedsiębiorców. Ważnym impulsem dla rozwoju była obecność garnizonu kawalerii królewskiej, który stacjonował w miasteczku. Warto też wspomnieć, że zaznaczyła ona swoją obecność w historii Polski również w okresie insurekcji kościuszkowskiej.

Niestety złote czasy skończyły się wraz z rozbiorami. W 1795 roku Sokółka znalazła się w zaborze pruskim. Jednakże, na mocy Pokoju w Tylży w 1807 roku, miasto przeszło pod panowanie rosyjskie, stając się częścią zaboru rosyjskiego. Niestety, wiek XVIII i XIX przyniósł również Sokółce liczne pożary, które spowodowały zniszczenia części miasta. Jednak w międzyczasie do miasta sprowadziła się społeczność żydowska, która wywarła wpływ na kulturę i życie miasta. Obok istniejących kościołów i cerkwi, zaczęły powstawać też synagogi, odzwierciedlając różnorodność religijną i narodową mieszkańców. Wielokulturowa i wielonarodowa kultura Sokółki przetrwała do dziś i jest nadal pielęgnowana.

Po zakończeniu I wojny światowej Sokółka wróciła do granic odrodzonej Polski. Miasto przeszło jednak burzliwe czasy wojny polsko-bolszewickiej w 1920 roku i przez pewien czas ponownie znalazło się w rękach radzieckich. W czasach pokojowych międzywojennego okresu, Sokółka stała się siedzibą licznych jarmarków i targów, które przyciągały zarówno mieszkańców miasta, jak i okolicznych obszarów. Niestety, podczas II wojny światowej miasto znalazło się w okupacji niemieckiej, a następnie radzieckiej, a przez to ucierpiało w wyniku działań wojennych. Mieszkańcy musieli przejść przez trudne chwile okupacji. Po zakończeniu wojny, Sokółka wróciła do Polski i stała się częścią nowych granic państwa. Jednak miasto nie uniknęło walki podziemia antykomunistycznego z nowymi władzami komunistycznymi w Polsce.

fot. Yarl / Wikipedia

Czego się uczyły żydowskie dzieci? Ten budynek jest pamiątką.

Piękny budynek, zwany Tarbutem, który stoi schowany w Białymstoku pomiędzy ul. Kalinowskiego, Grochową i Lipową, mimo że jest wyjątkowym zabytkiem, to zostanie sprzedany przez prezydenta Białegostoku. Jako, że w mieście rządzi koalicja deweloperska, to różne “cuda” mogą się z tym budynkiem stać, gdy znajdzie już nowego nabywcę. Dlatego postanowiliśmy opisać jego historię i przypomnieć – do czego kiedyś służył. Dziś też mógłby służyć temu samemu, ale prezydent Truskolaski od lat trzyma go zamkniętego na kłódkę.

Przez wiele lat, edukacja dzieci żydowskich w Białymstoku koncentrowała się głównie wokół nauki Talmudu i Tory, a także nauki języka niemieckiego, rachunków i gimnastyki. Początkowo nauka odbywała się w języku niemieckim, ale po odzyskaniu przez Polskę niepodległości po I wojnie światowej, język polski zastąpił język niemiecki. Jedną z głównych placówek edukacyjnych dla dzieci żydowskich była szkoła przy ul. Pięknej 11 (dziś stoją w tym miejscu wieżowce). Szkołę tę sfinansował fabrykant Iser Szapir, a w 1924 roku uczyło się w niej 600 uczniów, a w jesziwie (wyższej szkole religijnej) – 100 uczniów. Program nauczania obejmował wiele przedmiotów, począwszy od nauki czytania i pisania w języku hebrajskim i polskim, poprzez czytanie biblii, modlitwy, kaligrafię, rachunki, geometrię, aż po historię i geografię Polski. Była to kompleksowa edukacja, która łączyła elementy religijne z naukami świeckimi.

Po zakończeniu I wojny światowej, w Białymstoku powstały dwie hebrajskie szkoły podstawowe. Pierwsza z nich rozpoczęła działalność w 1919 roku i miała 8 klas oraz ponad 300 uczniów. To właśnie ta placówka znajdowała się w dzisiejszym zabytku przy ul. Lipowej. Budynek tej szkoły był wyposażony w wiele udogodnień, takie jak sala gimnastyczna, gabinet fizyczny i biblioteka z książkami w języku hebrajskim i polskim. Wiadomo też, że był tam piękny ogród. Dzisiejszy zabytek powstał w latach 1904-1906.

W 1925 roku utworzono drugą hebrajską szkołę podstawową, co było odpowiedzią na rosnącą liczbę chętnych do nauki w języku hebrajskim. Znajdowała się ona przy ul. Kupieckiej 34 (dziś to ul. Malmeda). Również i po tej szkole nie ma już żadnego śladu. Warto dodać, że w mieście funkcjonowało łącznie 37 szkół – podstawowych, gimnazjów, szkół zawodowych i przedszkoli. Dlatego Tarbut przy Lipowej jest ostatnim miejscem – które jest bardzo dobrze zachowane i przypomina doskonale o edukacyjnej historii Białegostoku. Można tylko bardzo ubolewać, że mógłby służyć edukacji, a przejdzie w ręce prywatne i na zawsze utraci swój wyjątkowy charakter.

39 lat od śmierci bł. ks. Kerzego Popiełuszki. W jego rodzinnej Suchowoli powstał mural.

Cała Polska nadal pamięta o męczeńskiej śmierci błogosławionego księdza Jerzego Popiełuszki, który został zakatowany, skrępowany i wyrzucony jeszcze żywy do zalewu przez funkcjonariuszy PRL-owskiej Służby Bezpieczeństwa. Grzegorz Piotrowski, Waldemar Chmielewski oraz Leszek Pękala – mordercy kapłana są już od dawna na wolności. W Suchowoli (konkretnie to wieś Okopy, która jest obok), z której ksiądz pochodził, stoi jego pomnik. Wczoraj odsłonięto także mural na budynku szkoły. Autorem projektu malunku jest Andrei Filipovich, a wykonawcą Sylwester Łaskawski.

19 października 1984 roku ks. Jerzy Popiełuszko został porwany i zamordowany przez funkcjonariuszy SB. Zginął męczeńską śmiercią, mając zaledwie 37 lat. W dniu śmierci odprawił nabożeństwo różańcowe w Kościele Świętych Polskich Braci Męczenników, a ostatnie słowa, które wypowiedział publicznie do wiernych brzmiały: „Módlmy się, byśmy byli wolni od lęku, zastraszenia, ale przede wszystkim od żądzy odwetu i przemocy”.

Grzegorz Piotrowski, Waldemar Chmielewski oraz Leszek Pękala – to mordercy ks. Jerzego Popiełuszki, kapelana warszawskiej Solidarności, który urodził się w małej wsi Okopy pod Suchowolą. Warto podkreślić, że są już oni na wolności od dawna. Do okrutnej zbrodni na duchownym doszło 19 października 1984 roku. W 1974 roku, gdy ks. Jerzy był wikariuszem w podwarszawskich Ząbkach, służby bezpieczeństwa PRL próbowały zwerbować go na tajnego współpracownika. Ten odmówił im. 6 lat później został kapelanem warszawskiej Solidarności, w której słynął ze wsparcia dla prześladowanych i skrzywdzonych przez komunistów działających na rzecz totalitaryzmu PRL. Między innymi uczestniczył w procesach osób aresztowanych za przeciwstawianie się prawom stanu wojennego. Prowadził również działalność duszpasterską. Z głośniejszych działań było przeprowadzenie pogrzebu skatowanego przez milicję na śmierć Grzegorza Przemyka. Odprawił też mszę świętą na Jasnej Górze, gdzie zorganizował pierwszą pielgrzymkę ludzi pracy.

fot. Andrzej Iwański

Swoimi działaniami zyskał duży autorytet opozycji, przez co władze PRL uznały go za swojego wroga. SB inwigilowało księdza. Został też wezwany na przesłuchanie do Komendy Stołecznej MO, gdzie usłyszał zarzuty posługiwania się kłamstwem i pomówieniami podczas kazań na mszach świętych, przez co miał nadużywać funkcji kapłana i szkodzić PRL. Ksiądz Popiełuszko był przesłuchiwany kilka godzin, a następnie przeprowadzono rewizję w jego mieszkaniu, gdzie rzekomo odnaleziono granaty łzawiące, naboje do karabinu, inne materiały wybuchowe i farby drukarskie. Oczywisty jest fakt, że zostały one podrzucone przez SB. Kapelan Solidarności został zatrzymany, lecz wypuszczony następnego dnia po interwencji arcybiskupa Bronisława Dąbrowskiego u ówczesnego ministra spraw wewnętrznych Czesława Kiszczaka.

Dla władz PRL – ksiądz Jerzy Popiełuszko był coraz większym problemem. Dlatego zaczęto go coraz bardziej atakować. Wojciech Jaruzelski miał nakazać Kiszczakowi uciszenie Popiełuszki. Rzecznik rządu PRL – Jerzy Urban nazwał kazania Popiełuszki “seansami nienawiści”. Episkopat otrzymał pismo z Urzędu ds. Wyznań, by przestali tolerować wystąpienia Popiełuszki. Zaś sam zainteresowany otrzymywał listowne pogróżki. 13 października próbowano zamordować księdza pozorując wypadek. Duchowny wracał samochodem z Gdańska do Warszawy. W okolicach Olsztynka – SB-cy rzucili kamieniem w przednią szybę samochodu.

Tydzień później ksiądz Jerzy został porwany. Na trasie Toruń-Bydgoszcz zatrzymano golfa, którym poruszał się ks. Popiełuszko wraz ze swoim kierowcą. Duchownemu założono kajdanki i knebel. Następnie Piotrowski, Pękala i Chmielewski pobili go i nieprzytomnego wrzucili do bagażnika. Kierowca Popiełuszki uciekł z samochodu w czasie jazdy. Pod Toruniem funkcjonariusze otworzyli bagażnik, a duchowny próbował uciec. Wtedy został pobity do nieprzytomności. Założono mu też sznurek w taki sposób, że gdy spróbuje wyprostować nogi, to zaciśnie mu się pętla na szyi. W obawie przed złapaniem SB-cy przywiązali do nóg księdza worek kamieni. Usta zakleili plastrem. Następnie wyrzucili jeszcze żywego księdza do zalewu Wiślanego w okolicach Włocławka. Dzień później ciało kapelana wyłowiono zmasakrowane ciało. Sprawcy zostali skazani na 25, 15 i 14 lat więzienia. Wszyscy są już na wolności. Wychodzili kolejno w 1990, 1995 i 2001 roku.

Tak wyglądały zwłoki wyłowionego księdza. Został zamordowany w bardzo okrutny sposób.

Po trwającym 13 lat procesie beatyfikacyjnym, 6 czerwca 2010 roku, ksiądz Jerzy Popiełuszko – jako męczennik za wiarę – został ogłoszony Błogosławionym Kościoła Katolickiego przez papieża Benedykta XVI, a w 2014 r. papież Franciszek ustanowił go patronem “Solidarności”. Parafia św. Stanisława Kostki w Warszawie jest głównym miejscem kultu duszpasterza ludzi pracy. Wspomnienie liturgiczne kapelana „Solidarności” przypada 19 października, w rocznicę Jego śmierci. Od 2018 r. w rocznicę męczeńskiej śmierci bł. ks. Jerzego Popiełuszki – 19 października – obchodzony jest w Polsce Narodowy Dzień Pamięci Duchownych Niezłomnych. Święto przypomina o roli, jaką odegrali duchowni w obronie oraz kształtowaniu postaw patriotycznych.

Featured Video Play Icon

Czy Podlaskie to królestwo grzybów? Jeszcze jak!

Ich świat tylko z pozoru jest oczywisty i widoczny gołym okiem. Królestwo grzybów to nie tylko skarbnica znanych smaków, ale też niezwykłych właściwości i połączeń z naturą. Dr Ewa Zapora z Instytutu Nauk Leśnych Politechniki Białostockiej, w rozmowie z Magdą i Petrosem z programu Zasilani, opowiedziała o pasji i współpracy naukowców na rzecz poszerzania wiedzy o grzybach, których ekstrakty mogą być wykorzystane do wielu celów, w tym leczniczych, antybakteryjnych, antygrzybicznych, antywirusowych, czy nawet przeciwnowotworowych.

Grzyby to organizmy, które są znacznie bardziej złożone niż rośliny, ale jednocześnie bardziej zbliżone do zwierząt pod względem budowy komórkowej. Grzyby rozwijają się z zarodników, które można znaleźć w różnych środowiskach, takich jak lasy, łąki czy ogrody. Warunki atmosferyczne, dostępność wilgoci, światła i składniki odżywcze odgrywają kluczową rolę w procesie wzrostu i rozwoju grzybów.

Leśne skarby są cenione na całym świecie ze względu na ich wyjątkowy smak i wartość odżywczą. Stanowią one ważne źródło białka, witamin (szczególnie witaminy D) oraz minerałów, takich jak selen, potas i żelazo. Grzyby, takie jak pieczarki, są często wykorzystywane w kuchni jako składniki dań mięsnych, wegetariańskich i wegańskich. Ich wyjątkowy smak i konsystencja sprawiają, że są popularnym składnikiem wielu potraw.

Grzyby mają różne właściwości, w tym zdolność do wzmacniania układu immunologicznego, regulowania poziomu cukru we krwi oraz obniżania ciśnienia krwi. Są również źródłem przeciwutleniaczy, które pomagają w zwalczaniu wolnych rodników w organizmie. Niektóre gatunki grzybów, takie jak reishi, są wykorzystywane w medycynie naturalnej ze względu na swoje potencjalne korzyści zdrowotne.

Pomimo obiecujących badań nad niektórymi gatunkami grzybów i ich wpływem na zdrowie, nie można jednoznacznie stwierdzić, że grzyby mogą skutecznie leczyć raka. Istnieją jednak gatunki grzybów, takie jak wspomniane reishi, które zawierają związki zwane polisacharydami, uważane za potencjalnie korzystne w walce z niektórymi rodzajami nowotworów. Niemniej jednak, leczenie raka wymaga skomplikowanego podejścia medycznego, takiego jak chirurgia, chemioterapia czy radioterapia.

Featured Video Play Icon

Suwałki. Dlaczego tu jest zimno? Odpowiedź może Cię zaskoczyć.

Kiedy myślimy o Polsce, zazwyczaj przychodzi nam na myśl klimat umiarkowany, z ciepłym latem i chłodną zimą. Jednak istnieje miejsce, które jest znane z tego, że w zimie robi się tam naprawdę zimno. Mówimy oczywiście o Suwałkach, urokliwym mieście położonym na północnym wschodzie Polski. Suwałki to nie tylko piękne krajobrazy i malownicze jeziora, ale także miejsce, w którym termometry potrafią spadać do ekstremalnie niskich temperatur. Dlaczego więc w Suwałkach jest zimniej niż w reszcie Polski? Odpowiedź tkwi w geografii, historii i klimatologii tego regionu.

Suwałki to miejsce, które zyskało sobie miano “Polskiego Bieguna Zimna” z kilku bardzo ważnych powodów. Po pierwsze, leży ono na północnym wschodzie Polski, blisko granicy z Litwą i Białorusią. To miejsce, w którym polarne masy powietrza z Syberii i Arktyki napotykają cieplejsze masy powietrza z zachodu i południa. Ta mieszanka powoduje, że temperatury w Suwałkach mogą gwałtownie spaść, szczególnie w okresie zimowym.

Następny ważny czynnik to topografia regionu. Na Suwalszczyźnie znajdują się wzniesienia. Najwyższe osiąga 275 m n.p.m., a najniższym punktem w Parku jest jezioro Postawelek (146 m n.p.m.). Tak duże zróżnicowanie wysokości względnych jest rzadko spotykane w Polsce północnej. To wszystko wpływa na procesy termiczne w okolicy. Wzniesienia te działać mogą jak naturalna bariery, zatrzymując zimne powietrze nad obszarem Suwałk, co sprawia, że temperatura spada jeszcze bardziej.

Północno-wschodnia Polska to również miejsce, które cieszy się dużym zainteresowaniem zarówno naukowców, jak i miłośników słabych warunków atmosferycznych. Wielu badaczy klimatu przyjeżdża tu, aby zbadać i zrozumieć mechanizmy, które działają na Suwalszczyźnie. Jest to także raj dla miłośników zimowych sportów, takich jak narciarstwo i snowboard, którzy cenią sobie dobre warunki do jazdy i piękne krajobrazy.

Wybory w Polsce, foto archiwalne / fot. Lukasz2 / Wikipedia

Rekordowa frekwencja wymiotła ich z Sejmu. Zasiadali tam od wielu lat.

Pamiętam czasy, gdy wystarczyło lekko ponad 2 tysiące głosów, by dostać się do Sejmu. Było to możliwe dzięki bardzo niskiej frekwencji. Dlatego ostatnie wybory, gdy Polacy poszli tłumnie do urn i pobili rekord frekwencji, dosłownie zdmuchnęły ze sceny politycznej tych, którzy przez wiele lat bardzo małym wysiłkiem zostawali posłami. I tak, po raz pierwszy od bardzo dawna nie zobaczymy już na wiejskiej takich parlamentarzystów jak:

Tania pietruszka

Mieczysław Baszko (Zjednoczona Prawica / Partia Republikańska), Robert Tyszkiewicz (KO), Eugeniusz Czykwin (KO). To właśnie ta trójka musiała ustąpić nowym posłom, ze swoich ugrupowań. Po raz pierwszy w Sejmie zobaczymy Sebastiana Łukaszewicza z PiS (dotąd wicemarszałek województwa podlaskiego), Alicja Łepkowska-Gołaś z KO oraz Jacek Niedźwiedzki również z KO. Na razie skupmy się na tych, co właśnie odchodzą. Mieczysław Baszko był posłem dwie kadencje. Nie przemęczał się tam zbytnio. W ciągu ostatnich 4 lat – tylko 16 razy wyszedł na mównicę, złożył 47 interpelacji, wygłosił 6 oświadczeń, i złożył 15 pytań i zapytań. Warto jednak podkreślić, że to tylko liczby. Bywają tacy parlamentarzyści, co nie produkują na papierze, ale są bardzo wpływowi, dzięki czemu region tylko zyskuje.

Baszko jest związany z Sokółką. Czy coś nasz region albo chociaż powiat sokólski zyskały z jego obecności w parlamencie? Na TVN24.pl w styczniu tego roku mogliśmy przeczytać: 14 milionów złotych, czyli ponad połowę z puli dotacji w ramach programu “Sport dla Wszystkich”, otrzyma Krajowe Zrzeszenie Ludowych Zespołów Sportowych, na którego czele stoi poseł Partii Republikańskiej Mieczysław Baszko. Według informacji portalu, w tym samym czasie pełnił funkcję prezesa Krajowego Zrzeszenia Ludowych Zespołów Sportowych od listopada 2021 roku. Baszko zasłynął też w mediach ogólnopolskich udowadnianiem, że inflacja spada, ponieważ potaniała pietruszka.

Podlaski baron

Kolejny przegrany to Robert Tyszkiewicz, zwany przez podlaskie media “podlaskim baronem”. Jemu poświęcimy najwięcej, bo posiadał taką pozycję w Platformie, że mógł zdziałać dla regionu bardzo wiele. Białostoczanin w parlamencie zasiadał przez 5 kadencji. Jeżeli spojrzymy na jego ostatnie 4 lata, to też się nie przemęczał. 123 interpelacje, 8 pytań i zapytań, jedno oświadczenie i 18 wypowiedzi. Warto jednak spojrzeć na tą postać z perspektywy ostatnich 20 lat w Sejmie i tego, że nazywany był “baronem”. To szmat czasu, by coś dobrego dla regionu zrobić. Pierwszą kadencję, przez 2 lata rządził PiS. Jednak kolejne 8 lat – przewodniczący podlaskiej Platformy miał gigantyczne możliwości.

Zarówno w 2007 jak i 2011 w Białymstoku i w Podlaskiem przewijały się w kampanii tematy dróg krajowych nr 8 i 19, obwodnicy Augustowa, lotniska, szybkiej kolei do Warszawy, ale też hali widowiskowej w Białymstoku. Palących problemów było jeszcze więcej. Wszystkie miały wspólny mianownik. W 2004 Polska weszła do Unii Europejskiej, każdy chciał inwestować, ale do niektórych realizacji potrzebne były pieniądze rządowe. Jeżeli porównamy Tyszkiewicza jako barona PO do Jarosława Zielińskiego – barona PiS, to wsparcie za czasów PiS tego drugiego dla Suwałk było widoczne bardzo mocno w porównaniu do wsparcia dla Białegostoku za czasów PO.

Ostatecznie w czasach PO (2007-2015) powstała ekspresówka łącząca Białystok z Warszawą. Tymczasem do granicy z Litwą lepsze są tylko fragmenty, zaś do Augustowa droga fatalna. Krajowa 19 w zasadzie dopiero teraz zaczyna być budowana. Lotniska nie ma. Swoją drogą była szansa na jego powstanie w czasach PO. Gdyby tylko poseł Tyszkiewicz potrafił wylobbować, by pani minister w rządzie Tuska – Bieńkowska nie obcięła kasy unijnej na regionalne lotniska. Chociaż na nasze podlaskie.

Warto też wspomnieć o Rail Baltica. Poseł mógłby przekonać rząd, by przebiegała trasa przez Sokółkę i Augustów (obecnie nie ma tam nawet na trasie elektryfikacji). Tymczasem wariant będzie prowadzić przez Ełk i Olecko. Dopiero z Warmii i Mazur pociąg dojedzie do Białegostoku. A warto wspomnieć, że umowę, która ma realizować inwestycję podpisano już w 2014 roku. Zatem poseł miał bardzo dużo możliwości, gdyby tylko potrafił je wykorzystać w Warszawie.

Zaczynał w PRL

Na koniec został jeszcze Eugeniusz Czykwin – również z KO. Wiele osób o nim zapewne zbyt dużo nie słyszało. Małe liczby wystąpień i interpelacji też niewiele o nim powiedzą. W Sejmie zasiadał przez 8 kadencji – czyli zaczynał jeszcze w czasach PRL. Pochodzi z podbielskiej Orli i w zasadzie od lat koncentrował się na sprawach mniejszości białoruskiej oraz sprawach osób prawosławnych. I to w zasadzie dla nich będzie największa strata.

Swoją drogą w kontekście Czykwina warto przypomnieć jak słowny jest Donald Tusk. “Kto nie głosuje, ten nie kandyduje” – powiedział były premier o posłach, którzy nie potrafili usprawiedliwić swojej nieobecności podczas głosowania za “Lex Czarnek”. W gronie tychże był Eugenisz Czykwin, który dostał w obecnych wyborach wysokie 7 miejsce.

Jesień na Podlasiu. Zakochaj się w kolorowych pejzażach.

Podlaskie, region w północno-wschodniej Polsce, to miejsce o niezwykle zróżnicowanej przyrodzie i bogatej kulturze. Jednak to jesień nadaje naszemu regionowi wyjątkowy urok, kiedy lasy, jeziora i miasta przemieniają się w malownicze krajobrazy o bogatych kolorach. Oto przewodnik po tym, co można zwiedzać w Podlaskiem jesienią i dlaczego to jest najlepszy czas na odwiedziny.

Zacznijmy od samej stolicy regionu czyli Białegostoku. Tutaj bezapelacyjnie trzeba wybrać się na spacer zaczynając od ogrodów w Pałacu Branickich, przez Planty, po Park i Las Zwierzyniecki. Szczególnie przepięknie prezentuje się ten ostatni. To bowiem rezerwat przyrody niemalże w centrum miasta! Wszędzie po drodze krajobraz będzie skąpany złotem, czerwienią oraz innymi barwami.

Kolejny pomysł wart zrealizowania to wyjazd do Puszczy Białowieskiej. Jeden z najstarszych lasów na świecie jest prawdziwą skarbnicą przyrodniczą. Jesienią drzewa liściaste zmieniają swoje oblicze, kryjąc się za odcieniami czerwieni, pomarańczy i złota. Spacer po tutejszych ścieżkach jest niezapomnianym doświadczeniem, które pozwala na obcowanie z przyrodą w jej pełnej okazałości. Szczególnie pięknie jest na terenie Białowieskiego Parku Narodowego.

Następna doskonała propozycja to Łomżyński Park Krajobrazowy Doliny Narwi. Miejscowości znajdujące się wokół rzeki Narew od Łomży, Piątnicy po Drozdowo, Bronowo, Gać, Pniewo i Starą Łomżę. Najpiękniejsze miejsce jakie tam spotkanie to z pewnością Muzeum Przyrody – Dwór Lutosławskich. Wspaniała kładka drewniana, parkowa aleja z drzewami to takie cuda, których nie zapomnicie długo.

Niezależnie od tego, czy jesteś miłośnikiem przyrody, historii czy kultury, w Podlaskiem znajdziesz coś dla siebie. Dlatego właśnie jesień to doskonały czas, by odkryć uroki tego regionu i cieszyć się jego niezwykłą atmosferą.

Powstaną nowe ścieżki rowerowe w regionie

Supraśl połączony zostanie z Podsokołdą, a Nowogród ze Zbójną. W Augustowie powstanie kładka dla rowerów nad kanałem, zaś Bielsk Podlaski zostanie połączony z miejscowościami Augustowo i Biała. Warto dodać, że w przyszłości ze Zbójnej trasa rowerowa powiedzie dalej. Będzie to tak zwana Kurpiowska Ścieżka Rowerowa im. Adama Chętnika. Dzięki niej rowerzyści będą mogli jeździć z Mazowsza w Podlaskiem do Kurpi w województwie mazowieckim.

Ważne będzie także połączenie Supraśla z Podsokołdą. Obecnie kierowcy jadący w stronę Krynek lub z tej miejscowości do Supraśla, mijają bardzo wielu rowerzystów. To bardzo duże zagrożenie dla tych drugich. W Polsce kierowcy nie są nauczeni korzystać z dróg razem z rowerzystami. Dochodzi do wielu wypadków z winy kierowców samochodów. Głównym problemem jest brak należytego dystansu przy wymijaniu. Bardzo często zdarza się, że kierowca jednośladu dzieli centymetry od pojazdu. Prowadzący samochody często robią to złośliwie, bo brakuje im rozumu. Inni nie mają umiejętności, bo gdy zdawali egzamin na prawo jazdy, to nie istniało takie zjawisko jak rowerzysta na drodze.

Wszyscy czekają także na ogłoszenie budowy trasy dla rowerów z Hajnówki do Białowieży. Obecnie jezdnia prowadząca pomiędzy dwoma miastami jest bardzo wąska, przez co mijające się samochody robią to bardzo blisko siebie. Jeżeli dodamy do tego jeszcze rowerzystów, to ryzyko wypadku znacząco wzrasta. Na szczęście jest leśna alternatywa dla kierowców jednośladów. Problem polega na tym, że podczas upałów w lasach jest susza, a po deszczu błoto. Wtedy nie da się tamtędy przejechać.

Featured Video Play Icon

Podglądamy Puszczę Białowieską. Dlaczego zwierzęta kochają taplać się w błocie?

Puszcza Białowieska to klejnot przyrody nie tylko w samej Polsce, ale także w skali całej Europy. Znane ze swojej dzikiej i nieskażonej urody to miejsce, w którym natura rządzi się swoimi prawami, a zwierzęta mają wolność do bycia sobą. W tej niezwykłej puszczy można znaleźć wiele gatunków ssaków, takich jak jelenie, żubry, wilki i dziki. Ale to, co ich łączy, to zamiłowanie do spędzania czasu w błocie.

To zjawisko, choć może wydawać się nieco dziwaczne, jest integralną częścią życia dzikich zwierząt w Puszczy Białowieskiej. Dlaczego tak się dzieje? Otóż, błoto pełni kluczową rolę w życiu tych zwierząt i ma wiele praktycznych zastosowań. Przede wszystkim jest źródłem chłodzenia. W gorące dni, kiedy temperatura sięga zenitu, błoto staje się naturalnym klimatyzatorem. Zwierzęta wytaplane w błocie mogą obniżyć temperaturę ciała. To doskonały sposób, by chronić się przed przegrzaniem. Jest to szczególnie istotne dla gatunków takich jak jelenie i żubry które nie posiadają skutecznych mechanizmów termoregulacji.

Spędzanie czasu w błocie jest również formą rozrywki i zabawy dla tych zwierząt. Dla młodych osobników, takich jak żubrzątek, jeleni młodych, szczeniaków czy warchlaków błoto jest miejscem do eksploracji i zabawy. To także doskonały sposób na umocnienie więzi społecznych w grupie. Dla wilków i dzików błotne kąpiele są również sposobem na znakowanie terytorium. Poprzez tarzanie się w błocie, zwierzęta pozostawiają zapach, który informuje inne osobniki o ich obecności i dominacji na danym terenie.

Puszcza Białowieska, jako jedno z ostatnich europejskich ostoi dzikiej przyrody, daje nam unikalną szansę obserwacji tych fascynujących zachowań. To również przypomnienie, że zachowanie dzikich zwierząt jest zgodne z ich naturalnymi instynktami, a my mamy obowiązek chronić i szanować tę niezwykłą przyrodę. Wizyta w Puszczy Białowieskiej to nie tylko okazja do podziwiania piękna lasów, ale także do zrozumienia, że natura zawsze wie, co robi. Błotne przygody dzikich zwierząt w tej puszczy to jedno z wielu tajemniczych i niezwykłych zjawisk, które czynią to miejsce tak fantastycznym.

Featured Video Play Icon

To wydarzenie zmieniło Sokółkę na zawsze. To już 15 lat od cudu.

W codziennej rzeczywistości zdarzają się cuda gospodarcze, medyczne czy przyrodnicze. Sokółka jest jednym z niewielu miejsc na świecie, gdzie doszło do cudu religijnego – i to takiego – który został potwierdzony przez kościół. A warto zaznaczyć, że ta instytucja jest niezwykle konserwatywna co do swoich dogmatów i do wszelkich “cudów” podchodzi niezwykle ostrożnie. Na całym świecie uznano tylko 132 zdarzenia za cuda eucharystyczne! Dlatego Sokółka jest w elitarnym gronie.

Dzięki temu, każdego roku wschodnie, podlaskie miasteczko odwiedza bardzo wiele turystów i pielgrzymów. Nikt o cudzie nie zapomina. Minęło już 15 lat od zdarzenia, a pamięć o nim dalej jest pielęgnowana. Dlatego też niedawno odbyła się ogromna celebracja. Wierni ponownie mogli zobaczyć cudowną hostię, na której nieoczekiwanie pojawiła się tkanka ludzka.

Cud miał miejsce w 12 października 2008 roku. Podczas mszy, gdy udzielano Komunii Świętej w kościele św. Antoniego w Sokółce, jeden z komunikantów upadł na schody do ołtarza. Zgodnie z procedurą kościelną, upuszczoną hostię należy umieścić w naczyniu liturgicznym, zalać wodą i rozpuścić. Zgodnie z liturgią, rozpuszczony komunikant nie jest już Ciałem Chrystusa, w które ksiądz przemienia na mszy świętej komunikanty.

Zalaną wodą hostię przeniesiono do sejfu w kościelnej zakrystii. Po dwóch, okazało się, że hostia nie rozpuściła się, a w jej środku powstała krwista plamka. Wydarzenie zaczęła badać komisja kościelna oraz niezależni profesorowie medycyny, stwierdzając, że czerwonobrunatna plamka to fragment mięśnia ludzkiego w stanie agonalnym. Jeżeli ktoś sceptycznie podchodzi do takiej informacji, to warto poznać stanowisko osoby, która badała ów plamkę. – W tak małej ilości pobranego materiału można było zaobserwować wiele charakterystycznych pod względem morfologicznym wykładników wskazujących na tkankę mięśnia sercowego. Jednym z takich wykładników jest zjawisko segmentacji, tj. uszkodzenie włókien mięśnia sercowego w miejscu wstawek, oraz zjawisko fragmenta-cji. Uszkodzenia te są widoczne jako drobne pęknięcia. – powiedziała dla deon.pl prof. dr hab. Maria Sobaniec-Łotowska, która jest naukowcem Zakładu Patomorfologii Lekarskiej Wydziału Lekarskiego Uniwersytetu Medycznego w Białymstoku. – Innym ważnym dowodem na to, że badany materiał może być mięśniem ludzkiego serca, było głównie centralne ułożenie jąder komórkowych w obserwowanych włóknach, co jest charakterystycznym zjawiskiem dla tego mięśnia. Na przebiegu niektórych włókien znajdowaliśmy również obrazy mogące odpowiadać węzłom skurczu. Natomiast w badaniu mikroskopowo-elektronowym widoczne były zarysy wstawek i pęczki delikatnych miofibryli. – czytamy dalej na deon.pl

fot. Tomasz Łotowski / PKP Polskie Linie Kolejowe S.A.

Stare, ciężkie dźwignie to już przeszłość. Białystok ma nowoczesne centrum sterowania ruchem na kolei.

Przełomowa modernizacja w białostockim kolejnictwie. Zaczęło działać nowoczesne centrum sterowania ruchem kolejowym. Jest ono oparte na zaawansowanych systemach komputerowych, zastąpiło przestarzałe urządzenia mechaniczne, które służyły kolejarzom przez ostatnie 50 lat.

Codzienne obowiązki dyżurnych ruchu w Białymstoku były do tej pory związane z obsługą specjalnych urządzeń mechanicznych, takich jak semafory i inne układy mechaniczne, które wymagały siły i precyzji w manewrowaniu drążkami i dźwigniami. Jednak teraz te trudne zadania zostaną zautomatyzowane, dzięki nowoczesnym rozwiązaniom komputerowym. Następstwem tej modernizacji jest zredukowanie konieczności manualnego przestawiania rozjazdów na torach oraz możliwość zdalnego monitorowania i sterowania ruchem kolejowym. Nowoczesne systemy monitorują sytuację na torach na bieżąco, co umożliwia szybką reakcję na ewentualne problemy i zagrożenia. Dzięki centralizacji, teraz możliwy jest też lepszy nadzór nad ruchem pociągów.

Teraz, aby zmienić tor pociągu, wystarczy jedno kliknięcie myszką, a nie manualne przekładanie rozjazdów na torach. Systemy monitorują także urządzenia zamontowane w torach, takie jak elektryczne napędy zwrotnicowe, sygnalizatory świetlne oraz liczniki osi, które dokładnie rejestrują ruch pociągów na stacji. Planowane jest rozszerzenie zastosowania nowoczesnego sterowania ruchem kolejowym na inne odcinki linii kolejowych, w tym na trasę z Białegostoku do Grajewa oraz na przyszłą linie z Łap do Łomży.

Lokalne centrum sterowania ruchem kolejowym uzyska pełną funkcjonalność po zakończeniu prac na odcinku Białystok – Czyżew (czyli na szlaku w województwie podlaskim). Dyżurni ruchu będą mogli monitorować ruch pociągów na łącznej długości 70 km linii, obejmując stacje Czyżew, Szepietowo, Racibory, Łapy.

Na poniższym filmie możecie zobaczyć jak wyglądała praca w manualnej nastawni.

Featured Video Play Icon

To mało znany zakątek Podlasia. Tędy przebiegał królewski szlak.

Można tylko ubolewać, że dziś to tylko kupa kamieni pod wodą. A przecież można było by wszystko odbudować i odwzorować, wystarczy tylko inicjatywa. Mowa tutaj o nieistniejącym już moście na rzece Bug, który łączył w historycznych czasach Królestwo Polskie z Wielkim Księstwem Litewskim. Wszystko to w miejscowości Granne na Podlasiu.

W czasach Rzeczpospolitej Obojga Narodów, gdy nasz kraj rządzony był przez Władysława Jagiełłę, bardzo istotne było połączenie dwóch miast – Krakowa i Wilna. Król bowiem musiał doglądać spraw nie tylko w Polsce, ale i na Litwie. Jedną z bardzo ważnych spraw było istnienie poczty królewskiej, która musiała sprawnie docierać pomiędzy miastami. Trakt przebiegał od Krakowa, przez Warszawę (która będąc dobrą lokalizacją pomiędzy Krakowem i Wilnem stała się potem stolicą), a dalej wkraczała na tereny Wielkiego Księstwa Litewskiego – właśnie na przeprawie w Grannem. Dalej trakt przebiegał przez Suraż, Wojszki, Białystok, a dalej w kierunku dzisiejszej Sokółki i Grodna.

Dobrze by było, gdyby most na Bugu w Grannem znowu się pojawił. Teraz niestety jest w jego miejscu tylko kupa kamieni widoczna przy niskich stanach rzeki. Zacznijmy od tego, że most jest ogólnie pomocny. Do najbliższej przeprawy przez rzekę z miejscowości Granne jest 18 km. Warto dodać, że to nie musiałaby być wielka konstrukcja, najlepiej by było odwzorować dawną konstrukcję, by miała także walor edukacyjny. A jak się dawniej budowało mosty? Stawiało się kilka rzędów drewnianych bali wbitych w dno i uszczelniano warstwą piasku. Wodę z wnętrza powstałego szalunku wypompowywano za pomocą koła wodnego napędzanego nurtem rzeki. Podłoże pod budowę filaru wzmacniano kolejnymi palami, układano podkłady z dębowych bali i na nich murowano kamienny filar.

Featured Video Play Icon

Hajnówka, Białowieża, Kraina Otwartych Okiennic, Białystok – rowerem? Tylko dla wytrwałych!

To dobry pomysł na wycieczkę dla wszystkich tych, którzy chcą dosłownie od świtu do wieczora spędzić na rowerze. A takich osób nie brakuje. Na powyższym filmie widać dlaczego warto zwiedzić Białowieżę, Krainę Otwartych Okiennic, Białystok. Do tego zestawienia od siebie chcemy dodać jeszcze Hajnówkę. Jeżeli chcielibyśmy to wszystko zwiedzić jednośladem, to musimy mieć prawdziwą kondycję, bo to odcinek o długości około 115 km. Samego pedałowania wyjdzie około 7 godzin dla średniozaawansowanych. Jeżeli do tego dodamy przerwy na odpoczynek, solidny obiad i… zwiedzanie, to zejdzie nam spokojnie 12 godzin.

Jak to wszystko w ogóle zaplanować? Wystarczy dojechać pociągiem do Hajnówki. Pierwsze połączenie z Białegostoku jest o 6:15, więc na miejscu będziemy 8:15. Bardzo dobra pora by zaczynać rowerowanie. Następnie możemy od razu ruszać Puszczą na Białowieżę (trasa zaczyna się od ul. Żabia Górka). Następnie po przejechaniu około 25 km kilometrów Puszczą znajdziemy się w Białowieży. Jeżeli czujecie się niepewnie w lesie, to możecie wbić kierunek w nawigację. Google Maps ma wbitą trasę do swojej bazy. Kolejny odcinek – 20 km – to Białowieża – Narew przez Pogorzelce i szlak Dębów Królewskich. Tu również będziecie jechać przez Puszczę.

W następnym odcinku mijać będziecie słynny Dąb Dunin, a to dlatego że pojedziecie przez Przybudki koło miejscowości Krzywiec. Następnie udamy się do miejscowości Narew, kolejne przystanki to Kraina Otwartych Okiennic. Przed nami Puchły, Ciełuszki i Ryboły. Możemy również jechać wariantem Soce, Dawidowiecze lub jak mamy czas – objechać pętlą wszystkie miejscowości. Ostatni etap przed nami to Rzepniki – Juchnowiec Kościelny – Białystok. Z Narewki to 70 km.

Warto dodać, że cała trasa jest malownicza i przepiękna, szczególnie teraz, gdy w lesie jest kolorowo, a pogoda nadal dopisuje. Łapmy ostatnie promienie słońca i korzystajmy! Kolejna taka szansa dopiero po zimie.

Mieszkańcy Suchowoli odetchną. Będzie lepsza droga do Augustowa.

Jest pozwolenie na budowę tak zwanej obwodnicy Suchowoli. Niestety, nawet po jej wybudowaniu męka kierowców na trasie Białystok – Augustów nie ulegnie poprawie. Jedynie mieszkańcy Suchowoli i miejscowości w pobliżu odetchną od TIR-ów, które od rana do nocy generują ogromny hałas.

Odcinek drogi ma zaledwie 15 km, ale jest niezwykle kluczowy dla mieszkańców Suchowoli i okolicznych miejscowości. To oni borykają się od dekad z problemem TIR-ów, które niemalże bez przerwy pokonują międzynarodową trasę łączącą kraje bałtyckie z Polską. To wszystko ma zmienić częściowo powstająca Via Baltica, która przebiegać będzie przez Łomżę. Jednak nawet po jej zbudowaniu, ruch jadących na trasie Białystok – Augustów pozostanie.

Obwodnica zaczynać się będzie w miejscowości Kumiała, a kończyć w Głęboczyźnie. Po drodze są takie miejscowości jak Chodorówka Nowa, Krzywa i Suchowola. Przypomnijmy też, że planowana jest nowoczesna droga z Knyszyna do Korycina. Prawdopodobnie będzie się ona łączyć ze wspomnianą obwodnicą. To jednak melodia przyszłości. Warto wspomnieć o pewnym minusie. Otóż z niestety nie ma mowy, by odcinek Białystok – Augustów miał po dwa pasy ruchu. Obwodnica Suchowoli podobnie jak odremontowany odcinek Sztabin – Białobrzegi, będzie miał po jednym pasie ruchu o szerokości 3,5 m z szerokimi poboczami.

Na usprawiedliwienie decyzyjnych powiemy tylko, że zbudowanie ekspresówki pomiędzy Białymstokiem i Augustowem – o co od dekad zabiega wiele środowisk – jest nie tyle co niemożliwe, co bardzo trudne i piekielnie kosztowne. Trasa bowiem wiedzie przez cenne przyrodniczo obszary. Od Jurowiec do Przewalanki mamy Puszczę Knyszyńską, a następnie Biebrzański Park Narodowy z jego otuliną. Na koniec jest jeszcze Puszcza Augustowska.

To ogromna szansa, by białostoccy rowerzyści pokazali swoją siłę!

Trwa głosowanie kolejnej edycji Budżetu Obywatelskiego w Białymstoku. Nie będziemy omawiać wszystkich ogólnomiejskich projektów, gdyż od wielu lat negatywnie wyrażamy się o możliwości “upiększania” miasta przez mieszkańców swoimi fantazyjnymi figurkami, pomnikami i innymi bzdetami, które ostatecznie zaśmiecają przestrzeń publiczną. W tym roku jednak jest projekt, którego zrealizowanie powinno mocno leżeć na sercu wszystkim białostockim rowerzystom.

Gdy się jeździ po mieście rowerem, to bez wątpienia infrastruktura jest bardzo rozbudowana i tu nie ma żadnej dyskusji, że jest to sukces, wielokrotnie krytykowanego przez nas Tadeusza Truskolaskiego. Warto jednak podkreślić, że Białystok nie jest wyjątkiem i tak jak w innych miastach w Polsce – rowerzyści dostali prezent w postaci ścieżek nie dlatego, że urzędnicy tak kochają rowerzystów, ale dlatego, że kochają dotacje. A tych by nikt ich nie dał, gdyby chcieli przebudowywać stare, rozpadające się ulice bez ścieżek rowerowych czy buspasów. A ten fakt jest ważny w patrzeniu na system ścieżek rowerowych w mieście jako całość. Pod tym kątem jest bardzo wiele niedociągnięć, o których szeroko się nie będziemy rozpisywać, bo lista urwanych dróg, nieprzemyślanych rozwiązań jest bardzo długa.

Rowerzysta – zło konieczne

Jest jednak coś, na co chcemy zwrócić uwagę szczególnie, to Wiadukt Dąbrowskiego. Obecnie jest możliwość przejechania nim rowerem w następujący sposób: Jadąc od Al. Piłsudskiego w stronę Solidarności musimy w pewnym momencie zjechać na osiedle Antoniuk, by okrężną drogą, ul. Knyszyńską przebijać się do wspomnianej Solidarności. Po drugiej stronie możemy zrobić tak samo, zjeżdżając w kierunku dworca kolejowego, by okrężną drogą dojechać do wspomnianej Solidarności. Tymczasem środowisko rowerzystów postuluje, by wkomponować w Wiadukt Dąbrowskiego normalną ścieżkę – będącą częścią jezdni. Ot chociażby tak jak mamy to zrobione na ul. Sienkiewicza. Swoją propozycję zgłosili do wspomnianego budżetu obywatelskiego i można na nią właśnie głosować.

Raz w miesiącu organizowana jest rowerowa masa krytyczna, której celem jest pokazanie pozostałym uczestnikom ruchu drogowego, że rowerzyści też mogą korzystać z jezdni. Tymczasem w Polsce istnieje przekonanie, że nie mogą. Kierowcy samochodów bardzo często zachowują się tak jakby jezdnia należała tylko do nich, prowokują niebezpieczne zachowania, przejeżdżają tuż przy samych nogach rowerzystów, próbują spychać, i ogólnie potrafią dawać takie popisy chamstwa, że szkoda pisać. W efekcie dochodzi do ogromnej liczby potrąceń rowerzystów, zaś każdy zdroworozsądkowo myślący cyklista woli jechać nielegalnie chodnikiem niż ryzykować kalectwo bądź śmierć.

Tymczasem w krajach zachodnich, do których kiedyś aspirowaliśmy (ale chyba już nie), rowerzysta na jezdni to jest standard. Nikt tam nikogo nie spycha, ścieżki rowerowe są wkomponowane w jezdnie a nie chodnik, rowerzyści mają swoją sygnalizację świetlną, która daje im zielone przed samochodami, sieć ścieżek rowerowych górują nad siecią jezdni. Ogólnie jest to raj dla rowerzystów. I tak jak wspomnieliśmy, w Białymstoku i tak nie jest źle, ale jest wiele do odrobienia. Dlatego dobrym przypieczętowaniem siły kierowców jednośladów powinno być przegłosowanie wspomnianego projektu. Wymuszenie na urzędnikach budowy ścieżki rowerowej w jednym z najbardziej newralgicznych miejsc w Białymstoku, kierowcom dobitnie pokaże że drogi nie należą tylko do nich. Każda tego typu inwestycja pozwoli zmieniać świadomość ludzi w samochodach.

Tu można głosować, projekt M11:

https://www.bialystok.pl/pl/dla_mieszkancow/bialystok_obywatelski/karta-do-glosowania-dla-mieszkancow-bialegostoku-na-projekty-budzetu-obywatelskiego-2024.html

Featured Video Play Icon

To był udany sezon. Żegluga Augustowska przewiozła prawie 100 000 osób.

Sezon letni dobiegł już końca, a razem z nim wszelkie letnie atrakcje, w tym możliwość pływania po Pojezierzu z Żeglugą Augustowską. Z portu w mieście można było wypłynąć w dziką Dolinę Rospudy oraz Kanałem Augustowskim do sanktuarium w Studzienicznej, mijając wiele przepraw regulujących poziom wody. Z tych możliwości w mijającym właśnie sezonie skorzystało prawie 100 000 osób.

Ciekawym spostrzeżeniem jest również to, że dużo turystów przybywa do Augustowa z Litwy. Obywatele tego kraju wybierają się do Polski na zakupy, ale także, aby korzystać z atrakcji turystycznych.

Kanał Augustowski, zbudowany w XIX wieku, z kilkunastoma śluzami, jest uważany za jedno z najatrakcyjniejszych miejsc w Polsce dla miłośników żeglugi i przyrody. Popularność rejsów statków znacząco wzrosła od momentu, gdy papież Jan Paweł II odwiedził to miejsce w 1999 roku. Teraz jego śladem chce pływać wiele osób. Oczywiście nie tylko to powoduje zainteresowanie pływaniem statkiem. Istotnym czynnikiem jest to, że od upadku PRL Polacy znacząco wzbogacili się i chętniej zaczęli podróżować. Augustów był popularnym miejscem od zawsze, ale nie oznacza to, że dostępnym dla wszystkich tak jak teraz. Obecnie jest tam sanatorium i bardzo szeroka baza noclegowa, gastronomiczna i rozrywkowa. Nadal to letnia stolica Polski, która trzyma poziom jak nigdy.

15 rocznica beatyfikacji. Tyle lat zmarnowanego potencjału turystycznego.

Dni Patronalne w Białymstoku z okazji 15. rocznicy beatyfikacji to okazja by przypomnieć sobie o osobie ks. Michała Sopoćki. Mało kto sobie zdaje sprawę, że kościół przyciąga nie tylko wiernych, ale także turystów. Największym przykładem jest przecież Watykan. Tu lokalnie pielgrzymi chętnie odwiedzają Sokółkę, Świętą Wodę czy Studzieniczną. Białystok też mógłby być też na tej liście, ale w stolicy województwa podlaskiego turystyka istnieje praktycznie jako oddolna inicjatywa.

Miasto marginalnie kreuje jakieś działania, a wiecznie narzekający ekonomista Tadeusz Truskolaski przez tyle lat rządzenia nie potrafi dla miasta zarobić pieniędzy. A mógłby utracone dochody wyrównać chociażby turystyką. Gdyby tylko chciał. Dlaczego warto? Najpierw szybkie dane statystyczne. PKB Polski zasilane jest pieniędzmi turystów w sile 4,5 proc. To ponad dwa razy więcej ile powinniśmy przeznaczać na wojsko w ramach NATO! W budżecie na 2023 roku dochody Białegostoku wynoszą 1 miliard 648 milionów 680 tysięcy złotych. Gdyby miasto generowało z turystyki tyle samo co Polska jako ogół, to budżet by zyskał dodatkowe 75 milionów złotych.

Wracając do samego błogosławionego ks. Michała Sopoćki. W Białymstoku istnieje szlak od jego imienia. Niestety, to mało znany fakt. A taki szlak czy ogólnie kreowanie turystyki wokół Sopocki (i nie tylko) mogłoby przyciągać turystów tak jak inne atrakcje. Gdyby tylko ktoś wymyślił szerszy program turystyczny i kierował go do różnych grup lubiących podróże i pielgrzymki. Niestety lepiej jest samemu jeździć i narzekać na braki pieniędzy.

Michał Sopoćko urodził się 1 listopada 1888 roku w Juszczewszczyźnie (na Kresach pod zaborami), a zmarł 15 lutego 1975 roku w Białymstoku. Święcenia kapłańskie otrzymał w tym samym roku co wybuchła I wojna światowa. W czasach kolejnej wojny pomagał ratować Żydów w Wilnie, przez co musiał w 1942 roku opuścić to miasto. Przez pierwsze dwa lata przebywał w małym miasteczku pod Wilnem (dawniej wieś Czarny Bór). Ostatecznie znalazł się w Białymstoku, gdzie pracował z przerwami pomiędzy do 1962 roku.

Był też spowiednikiem uznanej za świętą Faustyny Kowalskiej, na podstawie której wizji doprowadził do stworzenia jednego z bardziej znanych obrazów Jezusa Miłosiernego (znanego bardziej jako Jezu Ufam Tobie). To właśnie dlatego białostocki kościół od lat promuje stolicę Podlaskiego jako miasto miłosierdzia, by kontynuować dzieło Sopoćki.

To właśnie dzięki staraniom białostockiego kościoła doszło do beatyfikacji księdza (beatyfikacja to ogłoszenie przez kościół świętego, którego można czcić na na poziomie lokalnym). Sam proces beatyfikacyjny zaczął się w 1993 roku, zaś jego zwieńczenie miało miejsce 17 grudnia 2007 roku. Wtedy to papież Benedykt XVI uznał cud za wstawiennictwem księdza Sopoćki i potwierdził możliwość beatyfikacji.

Uroczystości odbyły się 28 września 2008 roku w Sanktuarium Miłosierdzia Bożego w Białymstoku (os. Białostoczek). Mszę prowadził wysłannik Watykanu Angelo Amato. Na mszy byli też kardynał Stanisław Dziwisz, prymas Polski Józef Glemp, byli też Prezydent Lech Kaczyński, Prezydent RP na Uchodźstwie Ryszard Kaczorowski oraz wielu wielu innych. Była to ogromna uroczystość w mieście. Do dziś sanktuarium na os. Białostoczek prezentuje się pięknie, zaś sam szlak błogosławionego Księdza Sopoćki znajduje się w pobliżu tego miejsca.

Oprócz wspomnianego kościoła, są jeszcze inne miejsca, które można zwiedzać w Białymstoku. Można przyjść się pomodlić o godz. 15 do Zgromadzenia Sióstr Jezusa Miłosiernego przy ul. Poleskiej. To godzina miłosierdzia. Jako ciekawostkę trzeba tu wspomnieć, że w zgromadzeniu stoi stary zegar, który pamięta czasy błogosławionego. Traf chciał, że zatrzymał się pewnego dnia na godz. 15.00.

Innym miejscem wartym odwiedzenia jest krzyż – wspominający ocalenie miasta. W 1989 roku miała miejsce katastrofa pociągu w Białymstoku. Wywróciła się cysterna z chlorem. Gdyby doszło do rozszczelnienia, to prawdopodobnie większość mieszkańców by tego nie przeżyła. Na szczęście strażacy zrobili robotę perfekcyjnie, zaś do wycieku nie doszło. Przypisuje się to miłosierdziu i orędownictwu błogosławionego ks. Michała Sopoćki. Nawiązuje do tego napis na krzyżu “Jezu ufam Tobie”. Stoi on w miejscu katastrofy. Wszystkie 3 miejsca są bardzo blisko siebie. Warto też pójść na ul. Warszawską, gdzie znajduje się Archidiecezjalne Wyższe Seminarium Duchowe również mocno związane z osobą błogosławionego księdza Sopoćki, gdzie wiele lat pracował.

Od 2016 roku błogosławiony ks. Michał Sopoćko jest patronem Białegostoku. Stąd też obecnie trwają Dni Patronalne. Wczoraj odbyła się msza, przeszła też procesja z jego relikwiami, a całość zwieńczona została koncertem w dawnym kinie Ton. Wszystko to w piętnastą rocznicę beatyfikacji. Dni Patronalne potrwają do czwartku.

W środę trwać będą uroczystości religijne – msza, procesja i czuwanie. Natomiast w czwartek oprócz wspólnej modlitwy na ulicach i skrzyżowaniach, będzie też prezentacja Karty Pocztowej pt. XV rocznica beatyfikacji ks. Michała Sopoćki. Później odbędzie się także Gala wręczenia Nagrody im. bł. ks. Michałą Sopoćki – Michały 2023. Tytuły trafią do osób i podmiotów będących świadkami bożego miłosierdzia w swoim życiu i działaniu. Prezentacja karty pocztowej będzie miała miejsce natomiast w Centrum Wystawienniczo-Konferencyjnym Archidiecezji Białostockiej.

Dziś można jeździć za darmo autobusem. Czy w ogóle warto wsiadać?

Dziś obchodzimy Europejski Dzień bez Samochodu. To dobra okazja, by za darmo przejechać się białostocką komunikacją miejską i ocenić czy na co dzień warto z niej korzystać? Białostocka komunikacja miejska od lat jest zarządzana przez tą samą osobę. Mowa tu o dyrektorze Prokopie. Jest to człowiek, który kompletnie się do tego nie nadaje. Tak samo żadnych kompetencji do nadzorowania komunikacji miejskiej nie ma Zbigniew Nikitorowicz, wiceprezydent za to odpowiedzialny.

Zacznijmy od podstaw. Strona internetowa komunikacji miejskiej wygląda tak samo może ze 20 lat. A w tym czasie technologia tak się zmieniła, tak wszystko poszło do przodu, że pasażerowie mogliby mieć chociażby możliwość przeglądania strony z telefonu komórkowego. A wszystkie statystyki pokazują, że większość ludzi właśnie w ten sposób przegląda internet. Komputerowcy to zasadnicza mniejszość. Przykładów, co mogłoby się znaleźć na takiej nowoczesnej stronie komunikacji można by było mnożyć bez liku.

Następny temat, dużo ważniejszy, to same linie autobusowe. Pomijając te, które jeżdżą do innych gmin na podstawie umów, to po samym Białymstoku jeździ 30 linii. Jeżeli spojrzymy na ostatnie 2 dekady, to w tym czasie powstały… dwie – linia 29 i linia 30. W tym samym czasie Białystok się rozrósł wewnątrz, powstało wiele blokowisk, dróg i miejsc użyteczności publicznej. Żeby te podróże ludzi jakoś “połączyć”, powstało wielkie centrum przesiadkowe przy największym skrzyżowaniu w mieście – AL. Piłsudskiego i Sienkiewicza. Nie rozwiązało to jednak głównego problemu czyli zbyt długich tras autobusów.

Trzeba też wspomnieć o chorych cenach biletów i dziwacznym systemie. W takiej Warszawie, niezależnie czy jedziemy metrem, tramwajem czy autobusem – mamy jeden bilet. U nas takie rozwiązanie to nowość. Dopiero od niedawna można w ogóle jeździć na jednym bilecie różnymi liniami. Wcześniej bilet czasowy na to nie pozwalał. W 2023 roku radni popierający Tadeusza Truskolaskiego zafundowali mieszkańcom kolejne podwyżki biletów. Na nich zdały się tłumaczenia, że białostocka komunikacja jest i tak bardzo droga, że w mieście przez to przybyło mnóstwo nowych samochodów, a ludzie wolą jeździć wszystkim – tylko nie autobusem. Że jest to wybór tylko dla tych, którzy są na autobus niemalże skazani, bo nie są wstanie przemierzać ulic rowerem czy hulajnogą, nie potrafią zamówić taksówki na aplikacje, a ta klasyczna jest dla nich zbyt droga. Warto też wspomnieć, że dopiero od niedawna można korzystać z biletomatów w autobusie.

Kolejna kwestia to nocne linie autobusowe. To śmieszne, że dziesiąte pod względem liczby ludności miasto w Polsce nie ma komunikacji miejskiej. To akurat nie jest wina dyrektora Prokopa, po prostu jego zwierzchnik, prezydent Truskolaski uparł się że nie da na to pieniędzy i będzie obwiniać za to PiS. Nie wchodząc w polityczne spory, jest to bzdura łatwa do udowodnienia. Otóż sami widzicie gołym okiem ile miasto wydaje pieniędzy na pseudo inwestycje. Najsłynniejszy kibel w Polsce, nieistniejące lotnisko na Krywlanach z istniejącym pasem startowym, węzeł intermodalny pod komunikacje, którego nikt za bardzo nie potrzebował. Przynajmniej nie w tej chwili.

Warto też wspomnieć o buspasach. Owszem z perspektywy autobusu są przydatne, jednak warto zauważyć, że kursów autobusów na liniach obejmujących buspasy jest tak mało, że przeważnie stoją puste. Wniosek jest zatem oczywisty – albo zwiększyć liczbę kursów albo zlikwidować buspasy. Myślimy, że jednak zarówno na jedno i drugie nie ma w Białymstoku szans. Tadeusz Truskolaski i jego współpracownicy nie tylko swoimi decyzjami leją nieustannie beton w każdy zakątek miasta, oni mają też betonowe umysły. Totalnie zamknięte i szczelnie wypełnione. Nie ma w nich miejsca na informację, że Białystok – jeżeli chce być wielkim, rozwijającym się miastem, to potrzebuje wysokiej jakości usług publicznych, a nie tylko wysokich bloków.

Featured Video Play Icon

To jak podróż w czasie. Co kryje w sobie Ciechanowiec?

Muzeum Rolnictwa w Ciechanowcu to bez wątpienia miejsce, w którym możemy poczuć się tak, jakbyśmy się przenieśli w czasie. Jest tam skansen, który zamienia naszą rzeczywistość w XIX-wieczną wieś. Historia tego miejsca sięga roku 1962, kiedy to z inicjatywy Towarzystwa Miłośników Ciechanowca i pod organizacyjnym kierownictwem lekarza dr. Pawła Olszewskiego oraz nauczyciela mgr. Kazimierza Uszyńskiego powstała ta niezwykła placówka.

Siedziba placówki znajduje się w zespole pałacowo-parkowym z połowy XIX wieku. Jest to dawna posiadłość rodziny Starzeńskich. Po zniszczeniach wojennych, dzięki staraniom wielu pasjonatów, pałac został odbudowany w latach 1966-1969 i dziś stanowi znakomity przykład historycznej architektury. Główne działy muzeum to Etnograficzny, Historyczny, Budownictwa Wiejskiego, Techniki Rolniczej, Historii Uprawy Roślin i Hodowli Zwierząt, Tradycji Zielarskich, Sztuki, Weterynarii, Promocji oraz Zbiorów. Nie zabrakło również miejsca dla pasjonatów literatury w Bibliotece Muzeum. Szkoła Główna Gospodarstwa Wiejskiego w Warszawie sprawuje patronat merytoryczny nad Muzeum, co stanowi dowód na jego znaczenie i wartość w dziedzinie edukacji i kultury. Muzeum blisko współpracuje również z innymi uczelniami i placówkami z Polski.

Kolekcje Muzeum liczą imponującą liczbę ponad 33 000 eksponatów, w tym ponad 300 maszyn i narzędzi rolniczych. Te skarby są prezentowane zwiedzającym w 44 ekspozycjach stałych. Skansen Mazowiecko-Podlaski, będący częścią Muzeum, gromadzi 53 zabytkowe obiekty architektury drewnianej datowane od XVIII do początków XX wieku, z pełnym wyposażeniem wnętrz. Muzeum ma także punkty zamiejscowe w Drewnowie (z wiatrakiem i zagrodą młynarza), Dąbrowie Łazy (z wiatrakiem) i Winnie Chroły (Szkolą Wiejską).

Featured Video Play Icon

Suwałki i Suwalszczyzna na weekend. Co zwiedzać?

Suwałki i Suwalszczyzna to przepiękne rejony do aktywnego zwiedzania. O ile samo Podlasie (czyli dolne partie województwa podlaskiego) jest płaskie, tak północna część jest górzysta i pofalowana. Dlatego stanowić będzie wyzwanie dla rowerzystów, piechurów. Z łatwością będzie jednak zwiedzana przez samochodziarzy. Co ma do zaoferowania polski biegun zimna, jeszcze przed zimą? Jesień to przepiękny czas na zwiedzanie. Spadające z drzew liście tworzą barwne krajobrazy, stosunkowo wysokie temperatury pozwalają na długie spacery, a pofalowana i górzysta Suwalszczyzna prezentuje się w takich okolicznościach wspaniale.

Zacznijmy od samych Suwałk. Tam bez wątpienia warto odwiedzić centrum miasta, podążać śladem Marii Konopnickiej w muzeum je imienia, a także spędzić czas nad zalewem Arkadia. Podlaskie miasto ma także do zaoferowania wiele muralu na budynkach, więc możemy zobaczyć wszystkie miejscówki gdzie występują.

Wyjechanie poza miasto to natomiast pełna gama możliwości. Zaczynając od Wigier i Wigierskiego Parku Narodowego z klasztorem na czele, po inne atrakcje jak Suwalski Park Krajobrazowy czy pływanie Czarną Hańczą. Jeżeli nie chcecie się jesienią pakować do kajaka, to możecie zwiedzać wszystkie miejsca z lądu. A naprawdę jest do wyboru cała gama. Wystarczy spojrzeć na mapę, a tam od samych Wigier do miejscowości Rygola po drodze, same piękne widoki – krętej rzeki.

Warto też skorzystać z Wigierskiej Kolejki Wąskotorowej, która to przewiezie nas przez niedostępne zakątki Parku Narodowego i Puszczy Augustowskiej. Trasa przebiega bardzo malowniczymi terenami wzdłuż nadbrzeży jeziora Wigry. Jest jeszcze Molenna w Wodziłkach – dość interesująca świątynia należąca do parafii Wschodniego Kościoła Staroobrzędowego, który w naszym kraju to zdecydowana mniejszość.

Featured Video Play Icon

Tykocin to brama Podlasia. Piękne miasteczko nadal warto zobaczyć.

Województwo Podlaskie to kraina niezwykłej przyrody i bogatej historii. Jednym z jego ukrytych skarbów jest Tykocin, który zachwyca turystów nie tylko malowniczym położeniem nad rzeką Narew, ale również licznymi zabytkami. Dla miłośników historii i pięknych miejsc Tykocin to idealna destynacja. Podczas zwiedzania miasta warto odwiedzić kilka kluczowych miejsc, takich jak Rynek, Kościół, Alumnat czy Synagogę.

Rynek Tykocina jest sercem miasta i miejscem, w którym koncentruje się życie społeczności lokalnej. Otoczony malowniczymi, kolorowymi domkami, stanowi idealne miejsce na spacery i odpoczynek. podobnie jak pobliska rzeka Narew i prowadzące wokół niej bulwary. To tutaj można poczuć niepowtarzalny klimat tego miejsca. Na rynku i w jego okolicy znajduje się wiele urokliwych kawiarni, restauracji, gdzie można spróbować regionalnych przysmaków, poznać kuchnię żydowską czy litewską.

Kościół Przenajświętszej Trójcy to kolejne ważne miejsce na mapie Tykocina. Jest to budowla o niezwykłej urodzie i znaczeniu historycznym. Prezentuje styl barokowy – charakterystyczny dla Pałacu Branickich w Białymstoku. I nie jest to przypadek, bo świątynia została ufundowana przez Jana Klemensa Branickiego. Wnętrze świątyni urzeka bogactwem dekoracji. Warto wspomnieć o znajdującym się tam, jedynym w Polsce portrecie Matki Boskiej Szlacheckiej. Na terenie kościoła znajduje się także wyjątkowy klasztor, będący przedłużeniem świątyni.

Jest też pobliski Alumnat. To kolejny zabytek Tykocina, który zasługuje na uwagę turystów. Jest to jedyne takie miejsce w Polsce, które funkcjonowało do pierwszej wojny światowej od XVII wieku. Był to przytułek i szpital dla żołnierzy weteranów pochodzenia szlacheckiego i wyznania katolickiego.

Tykocin przez wieki był miejscem, gdzie żyli także Żydzi. Świadectwem ich obecności jest zachowana do dziś Synagoga, która jest jednym z najważniejszych zabytków żydowskiej kultury w Polsce. To piękny budynek, który obecnie jest w kolorach miętowym i różowym. Na starych zdjęciach można go zobaczyć w bieli. Skąd taka zaskakująca zmiana? Podczas ostatniego remontu odkryto, że miętowy i różowy to były kolory pierwotne. Postanowiono więc do nich wrócić. Wewnątrz Synagogi można podziwiać unikalne freski i elementy dekoracyjne, które zachwycają swoją precyzją i pięknem.

Featured Video Play Icon

Dywizjon Huzarów Śmierci nigdy nie poniósł porażki. Powstał w Białymstoku.

Dzisiaj to krańce województwa podlaskiego, dawniej istotny punkt, gdzie odbywała się bitwa z Rosjanami. Mowa o Lemanie. Miejscowość, która prawie w ogóle nie jest kojarzona z Podlaskiem, a tu się znajduje. Leman to wieś powiecie kolneńskim, znajdująca się w gminie Turośl. Tuż obok niej mamy trójstyk granic województw podlaskiego, warmińsko-mazurskiego i mazowieckiego. Jest to miejsce położone w lesie. Sama wieś zaś jest ośrodkiem kultury kurpiowskiej. Zatem, gdyby polskie województwa dzielić kulturowo, to Leman powinien należeć do Mazowsza. A wspominamy o tym nie bez powodu, bowiem tam odbywała się Bitwa pod Lemanem.

Tyle w polskiej historii się działo, że przypomnimy pewne fakty. “Cud nad Wisłą” to walki stoczone 13-25 sierpnia 1920 roku pomiędzy Wojskiem Polskim a Armią Czerwoną, która nacierała nad Warszawę. Polskie wojska były w sytuacji krytycznej, spodziewano się klęski. Mimo to udało się odepchnąć i pokonać nacierające wojska, co radykalnie zmieniło przebieg wojny i pozwoliło zachować niepodległość naszemu krajowi, który zaledwie dwa lata wcześniej ją odzyskał. Ostatecznie plany ustanowienia republiki sowieckiej w naszym kraju upadły i wróciły dopiero w 1945 roku w postaci PRL.

W szkołach uczono nas, że doszło do cudu, dzięki opatrzności Matki Boskiej. Wiara w Boga i zwycięstwo na pewno jest kluczowe, ale w tym przypadku wiele do powiedzenia miała polska kontrofensywa wykonana przez Tadeusza Rozwadowskiego. Wcześniej, na przełomie lipca i sierpnia polskie wojsko zostało zepchnięte przez wroga spod Kijowa, gdzie uderzaliśmy w Rosjan jeszcze w kwietniu. Podczas tego odwrotu dochodziło do samych niepowodzeń Polaków. Najpierw na linii Bugu. Z początkiem sierpnia utracono twierdzę Brześć, a Armia Czerwona otworzyła sobie drogę na Warszawę. Wydawałoby się, że polskie siły zostały już zniszczone.

Wojska rosyjskie pojawiły się nad Wisłą 13 sierpnia. Front walk był bardzo szeroki od Włodawy nad Bugiem po Działdowo na północy. Napastnik został zatrzymany na przedpolach Warszawy. 14 sierpnia zaczęła się kontrofensywa Polaków. Oznaczało to wypędzanie wroga z kraju i pościg za nim. A przypomnijmy, że Polska miała wtedy granice sięgające po dzisiejszą Ukrainę, Białoruś i Litwę. Finalne dobicie wroga miało miejsce w bitwie nad Niemnem pomiędzy 20 a 28 września 1920.

Wspomniany wcześniej Leman, był zatem jednym z wielu, gdzie uderzano w Sowietów. 25 sierpnia pod Leman podeszły oddziały 3 korpusu kawalerii i zaatakowały polską wieś z trzech stron. Zaskoczony mjr Żaba nakazał odwrót Polakom. Ostatecznie skończyło się poddaniem Polaków i śmiercią 45 jeńców. Rosjanie mogli się cieszyć wygraniem lokalnej napaści zaledwie pół dnia, bo wieczorem Dywizjon Huzarów Śmierci pod dowództwem Józefa Siły-Nowickiego rozbił wojska rosyjskie. Wzięto też stu jeńców do niewoli i przejęto kilka ckm-ów.

Trudno też nie wspomnieć o samym Dywizjonie Huzarów Śmierci. Ta intrygująca nazwa dotyczyła pododdziału kawalerii Wojska Polskiego II RP i Wojska Litwy Środkowej. Dywizjon zasłynął z tego, że od początków swojego istnienia nigdy nie poniósł porażki. Aż trudno uwierzyć, że w Polsce nie jest stawiany na wzór.

Huzarzy Śmierci zaczęli formować się w Białymstoku w lipcu 1920 roku. Chrzest bojowy nastąpił 30 lipca pod Dzierzbanami. Tam udało się zdobyć 2 karabiny maszynowe. Ostatecznie 14 sierpnia w czasie Bitwy Warszawskiej huzarzy podporządkowani zostali dowódcom IV batalionu 157 pułku piechoty i wraz z nim przez dwa kolejne dni walczyli pod Nieporętem, następnie toczyli walki nad Narwią, potem w mazowieckich Borkach, pod Mińskiem Mazowieckim, Myszyńcem. Szwadron funkcjonował dalej w różnych miejscach także po Bitwie Białostockiej. 27 kwietnia 1922 roku ostatecznie przeniósł się do Białegostoku, by pół roku później przenieść się jeszcze do pobliskiego Wołkowyska.

Dywizjon Huzarów Śmierci nigdy nie poniósł porażki. Jego barwy stanowił proporczyk biało-czarny z przypiętą trupią główką lub czarny z białym trójkątem.

Featured Video Play Icon

Narew – to jedyna taka rzeka w Europie. Czy niedługo pozostanie wspomnieniem?

Na białoruskich bagnach, tuż przy polsko-białoruskiej granicy, swój bieg zaczyna rzeka Narew. Warto dodać, że rozlewa się wieloma korytami i jest to unikat w skali europejskiej. Bardzo często porównywana jest do innej, znanej na świecie rzeki – Amazonki. W okolicach Siemieniakowszczyzny przepływa przez Polskę i wpada aż do Zalewu Zegrzyńskiego na Mazowszu. Po drodze jest cały podlaski odcinek, gdzie wokół rzeki istnieje mnóstwo atrakcji. Niestety, za jakiś czas może po nich pozostać wspomnienie. Przez złą gospodarkę wodną rzeka zaczyna umierać. Pierwszy przystanek, gdzie jest taka przeszkoda, to Zalew Siemianówka. Bardzo płytki i ogromny powoduje, że w gorące dni woda z niego paruje, a mogłaby zasilać Narew. Tak tracimy cenną wodę już na wstępie.

Następnie rzeka płynie przez niemalże dzikie tereny Podlaskiego i dociera do Narwiańskiego Parku Narodowego.  Wita nas w jednym z najmniejszych miast w Polsce – Surażu, gdzie jest góra zamkowa i piękne przyrodniczo tereny. Dalej przez rzekę można przejść spacerując odnowioną kładką Śliwno-Waniewo, gdzie czekają aż 4 przeprawy na pływających platformach. Po drodze są też wieże widokowe, dzięki którym dostrzeżemy liczne ptactwo. Można też siedzieć i nasłuchiwać odgłosów natury. Lato to także doskonały czas na spływ kajakowy. Niestety miejsce to coraz częściej jest niedostępne właśnie z powodu niskich stanów rzek.

Kurowo i Kruszewo są natomiast po dwóch stronach rzeki, niegdyś były złączone zerwanym mostem. Legenda głosi, że za każdym razem, gdy mieszkańcy go odbudowywali, to wybuchała wojna. Trzeciej nikt nie chce, więc pozostaje zerwany. Po stronie Kruszewa możemy posmakować wspaniałych ogórków i skorzystać z prywatnej wieży widokowej. Natomiast w Kurowie – jest siedziba Narwiańskiego Parku Narodowego, ośrodek edukacji przyrodniczej, nadrzeczne kładki i możliwość pływania pychówkami – czyli łodziami z wielkim wiosłem. Niczym gondolierzy z Wenecji możecie przemierzać kręte ścieżki Narwi. Tu też nie zawsze jest możliwość pływania, czasem wody jest tak mało, że łódź z człowiekiem w środku nie jest w stanie się unosić na tafli wody.

Jest także Tykocin z przepiękną historią podlaskich Żydów, barokową architekturą i rzeką Narew wokół której możecie spacerować ścieżką spacerową. Na tym odcinku woda jest piętrzona na specjalnych jazach. Jeden jest właśnie remontowany. Niestety piękne przyrodnicze miejsce wygląda przez to jak śmietnik.

fot. Czytelnik

Dalej mamy natomiast Łomżyński Park Krajobrazowy Doliny Narwi, miejsce absolutnie przyrodniczo piękne i wyjątkowe. Jeszcze przed Parkiem jest miejscowość Wizna, gdzie rzeka Narew jest zasilana dodatkowo Biebrzą. Na wielkich rozlewiskach ta druga kończy swój bieg. W Podlaskiem Narew jeszcze warto podziwiać w Nowogrodzie, gdzie jest absolutnie fantastyczne muzeum. Jest to Skansen Kurpiowski.

fot. M. Jakowiak / Bialystok.pl

Centrum Przesiadkowe w Białymstoku przy dworcach już działa

Nowootwarte Centrum Przesiadkowe w Białymstoku znajduje się w rejonie dworca PKS i PKP. To efekt realizacji projektu. Choć prace tam wciąż trwają, to centrum przesiadkowe zostało udostępnione publiczności 1 września. Jego główne elementy to perony i zatoki autobusowe, wiaty przystankowe, drogi manewrowe, parking typu “kiss&ride” dla pojazdów osobowych (czyli wysadź pasażera, daj buziaka na pożegnanie i jedź), chodniki, ścieżki rowerowe oraz parking rowerowy. Projektanci zadbali również o dostępność dla osób niepełnosprawnych, zapewniając odpowiednie oznaczenia i ułatwienia dla osób niewidomych i niedowidzących.

Obecnie w centrum przesiadkowym kończą i rozpoczynają trasę autobusy trzech linii: 22, 100 i 107. Po zakończeniu prac na ulicach Bohaterów Monte Cassino, Łomżyńskiej i kard. Wyszyńskiego, wszystkie autobusy komunikacji regionalnej będą wjeżdżały do centrum przesiadkowego, a podróżni będą mogli korzystać z przystanków, w zależności od kierunku podróży. W pełni funkcjonalne centrum przesiadkowe będzie dostępne po zakończeniu wszystkich prac, które planowane są na koniec października tego roku.