Demon prędkości stoi w Ciechanowcu

Gdzie znajduje się najstarsza lokomobila w Polsce? Oczywiście, że na Podlasiu, a dokładniej w Muzeum Rolnictwa w Ciechanowcu. Maszyna ma już ponad 100 lat. Aby ruszyła z miejsca potrzeba jedynie dwóch godzinnych przygotowań. Wystarczy tysiąc litrów wody, rozpalone drewno pod kotłem i ku przygodzie.

 

Wiatru we włosach w czasie przejażdżki raczej nie odczujemy. 10 km/h zawrotną prędkością nie jest. Czego jednak można wymagać od parowego kocioła na drogach. Na początku XX w. był jednak obiektem westchnień rolników. Przemieszczano nią głównie wozy gospodarcze.

 

Pojazd prowadzi się bardzo łatwo. Jest przy tym wyjątkowo cichy. Jedyną jego wadą jest to, że brakuje mu hamulców. Trzeba więc zachować ostrożność w czasie ewentualnych eskapad. Aby maszyna była w tak dobrym stanie, specjaliści od zabytkowych samochodów musieli rozłożyć ją na części, oczyścić i naprawić. Prace trwały niespełna rok. Kupno i odrestaurowanie najstarszej w kraju lokomobili kosztowało ponad dwieście tysięcy złotych. Pieniądze ofiarowal minister kultury i marszałek województwa podlaskiego.

Czy kobietą można orać pole?

Jeszcze kilkadziesiąt lat temu nikt nie wyobrażał sobie końca żniw na Podlasiu bez tego rytuału. Mowa tu o tzw. przepiórce. Na polu zostawiano garść zboża, a dwa końce kłosów związywano słomą . Przepiórkę wiązano najczęściej przy drodze, w miejscu dobrze widocznym, aby wszystkie przechodzące czy przejeżdżające osoby wiedziały, że na tym zagonie żniwa zostały zakończone.

 

Między poszczególnymi grupami żniwiarzy istniała swego rodzaju konkurencja, kto ładniej przystroi swoją przepiórkę. Przepiórkę starano się więc udekorować w odpowiedni sposób. Główną ozdobę stanowiły kwiaty, gałązki i owoce. Na koniec pozostawiano zwyczaj ”oborania”. Chwytano dziewczęta pod pachy i trzykrotnie ciągano je po ziemi wokół przepiórki. Panny ”orały” więc tylko nogami.

 

Ściernisko wokół przepiórki dokładnie oczyszczano, co miało zapobiec wzrostowi chwastów w zbożu w następnym roku. Gdzieniegdzie w czasie opielania wyrzucano jak najwyżej obcięte resztki słomy ze ścierniska. Miało to spowodować wyrośnięcie wysokiego zboża w przyszłym roku. Po ukończeniu pielenia, układano wokół przepiórki krąg lub rzadziej dwa kręgi z kamieni polnych. Starano się, aby liczba kamieni w kręgu była jak największa, ponieważ miało to wpływać na przyszłe zbiory – ile kamieni ułożono, tyle będzie kop żyta w przyszłych zbiorach.

 

 

Swięta Tekla

Święta Tekla – co ma wspólnego z ziemniakiem?

Święta Tekla była męczennicą. Dzień świętej Tekli, choć może być mało znany wśród osób mieszkających w miastach, był ważnym elementem tradycji wiejskich. Najbardziej znany jest wśród wyznawców prawosławia, którzy licznie zamieszkują nasz i okoliczne regiony. Świętą Teklę, czci się 23 września. Jej dzień obchodzili i czasem nadal obchodzą wieśniacy poprzez różnego rodzaju obrzędy, modlitwy i zwyczaje związane z pracami polowymi i plonami.

Święta Tekla i jej dzień

Dzień św. Tekli, obchodzony 23 września, ma głębokie korzenie w tradycji wiejskiej kultury polskiej. Jest to dzień, który symbolizuje rozpoczęcie ważnego okresu w życiu rolników – żniwa ziemniaków. Choć sama Tekla nie jest postacią znaczącą w polskiej tradycji religijnej, to jednak jej dzień był powodem do radosnego świętowania na wsiach, zwłaszcza w regionach o silnych tradycjach rolniczych. Czasu rolnicy mają niemało, bo aż do 15 października. Powiedzenie “W dzień świętej Tekli, ziemniaki będziem jedli” było nie tylko sposobem na upamiętnienie tego ważnego dnia, ale również praktyczną wskazówką dla rolników. Znaczenie tego dnia w kalendarzu rolniczym było więc niezwykle istotne, a jego obchody wpisywały się w głęboko zakorzenioną w tradycji wiejską kulturę i wiarę w związki między naturą a ludzkimi działaniami. Czy wcześniejsze wykopki mogły przynieść pecha. Należy w to wątpić, ale tradycję podtrzymano.

O świętej Tekli

Kim była św. Tekla? Wyznawcy prawosławia uważają ją za pierwszą męczennicę. Wiążą się z nią liczne niezwykłe opowieści. Wielokrotnie cudem unikała śmierci. Miała spalić się na stosie za zerwanie zaręczyn, lecz egzekucję przerwał deszcz. W Rzymie natomiast, rzucona na pożarcie lwom, wyszła z opresji bez szwanku. Zwierzęta bowiem nie były głodne. Uciekając przed cesarskimi  prześladowcami, natrafiła na wielki blok skalny. Dzięki modlitwom ten się rozstąpił, tworząc wąwóz. Święta Tekla może być dla nas wzorem wiary, męczeństwa i nadziei. Z wszystkich strasznych sytuacji wybawiał ją Bóg. Wszystko to działo się dzięki jej wierze i modlitwom, co daje wierzącym nadzieję i powód do wiary.

Coraz mniej wiejskich ławeczek. Czy obyczaj zaniknie na dobre?

Wiejska ławeczka. Dla przejezdnych to lokalny monitoring. Dla mieszkańców osad to miejsce spotkań, szczerych rozmów czy nawet śpiewów. Oczywiście młodych na niej nie zobaczymy. Do ławeczki trzeba bowiem…dojrzeć. Niestety, nawet wśród starszych mieszkańców wsi są już rzadziej wykorzystywane. Obyczaj powoli zanika.

 

Jeszcze 10 lat temu nie można było wyobrazić podlaskiej wsi bez ławeczki. Zdawałoby się, że na stałe wpisały się w tamtejszy idylliczny krajobraz. Czasy się jednak zmieniają. Dzisiejsze osady coraz częściej przypominają miasta. Przybywa murowanych budynków, często bogato zdobionych. Ich właścicielami są bowiem uciekinierzy z aglomeracji. Rosnąca liczna ”obcych” na wsi zmienia jej obraz.

 

Trudno sobie wyobrazić, aby Warszawiak pasjonował się przejeżdżającymi autami po jedynej drodze na wsi. Bo co innego można obserwować z wiejskiej ławeczki. Starszych na ławeczce można porównać do obserwatorów wyścigów formuły 1. Głowę przekręcają z lewa do prawa, skupiając wzrok na maszynie.

 

Podlasie wsie, zresztą jak w całym kraju powoli się wyludniają. Z wielu zabudowań zamieszkałych zostaje kilka. Są to najczęściej Ci, których rodzina nie rusza się ze wsi od pokoleń. Zbyt bardzo przywiązani do rodzinnej ziemi, nawet nie myślą o przeprowadzce, nawet jeśli nie ma już z kim porozmawiać. Wiejskie ławeczki służyły właśnie konwersacjom, zapewne nie raz przy małym piwku.  

 

To tam plotkowano, gadano o wszystkim i o niczym, a więc o przysłowiowych tirach i naczepach. Do ławeczki trzeba jednak dotrzeć. Ci, którzy pamiętają czasy jej świetności, często są już schorowani. Nieraz poruszanie się po domostwie sprawia problem. Dojście do ławeczki stanowi więc swego rodzaju mission immposible.

 

Każda ławka to inna historia. Często poniszczone stanowiły jedyne źródło rozrywki dla mieszkańców wsi. Widząc je mamy mieszane uczucia. Jedni pytają ”Po co oni tak się gapią’?’, drudzy stwierdzają ”Ależ to urocze”. Miejmy nadzieje, że ławeczki nie znikną na stałe. Na wiejskie salony raczej nie wrócą, ale tradycja być musi!

 

Muzeum w Ciechanowcu idzie z duchem czasu

Muzeum Rolnictwa w Białymstoku zmieniło się w plac budowy. Wszystkie zabytkowe budynki, a także same pawilony doczekają się liftingu. Dawny blask odzyskała już chociażby stajnia, w której mieści się muzeum weterynarii. To samo dotyczy się piwnicy, która do tej pory pełniła funkcję chłodni.

 

Wszystko to oczywiście dla turystów. Skończą się czasy przeciekającego dachu i deszczu kropiącego na eksponaty. Nowe granitowe i kamienne nawierzchnie dróg zadbają o komfort spacerowiczów.  Na 350 m2 już będą odbywać się wystawy i pokazy filmowo – muzyczne. Pojawi się też nowa ekspozycja poświęcona w całości historii rolnictwa – od feudalizmu po czasy obecne. Połączy ona nowoczesność z tradycyjnymi elementami.

 

Całość remontu, szacowana na 7 mln zł. jest możliwa dzięki dofinansowaniu z UE. Prace potrwają do końca przyszłego roku i zamkną okres dziesięcioletniej modernizacji obiektu.

Boże Ciało

Boże Ciało. Podlaskie przesądy na temat chleba

Boże Ciało jest jednym z najważniejszych świąt w polskiej tradycji katolickiej, obchodzonym z wielką uroczystością na terenie całego kraju. Na Podlasiu, podobnie jak w innych regionach, celebruje się je z godnymi ceremoniami i procesjami, które stanowią integralną część lokalnej kultury i wiary.

Boże Ciało – przesądy i symbolika chleba w kulturze

W naszej kulturze Boże Ciało utożsamiane jest często z symbolem chleba, który odgrywa istotną rolę w licznych przesądach i wierzeniach. Jednym z popularnych przekonań było, że okruchy chleba zbierane przez pająka z pajęczyny, a następnie zanoszone do Boga, mogły wpłynąć na losy plonów. Zaniedbanie tego, jak i innych rytuałów związanych z chlebem, mogło przynieść konsekwencje w postaci nieurodzaju.

Obowiązki i ograniczenia związane z chlebem w okresie Bożego Ciała

W wielu rodzinach istniały określone zasady dotyczące obchodzenia się z chlebem podczas świętowania Bożego Ciała. Nigdy nie wolno było go wyrzucać, a upuszczone na ziemię kawałki traktowano jako świętokradztwo. Ponadto, konsumpcja chleba nieumytymi rękami była uważana za niegodziwość, podobnie jak bawienie się nim czy pozostawianie niezjedzonych części.

Ewolucja wierzeń i tradycji

Choć niektóre z tych przesądów mogą wydawać się dziś archaiczne. Warto zauważyć, że mają one swoje korzenie w głęboko zakorzenionych wierzeniach i tradycjach, które kształtowały się przez wieki. Pomimo postępujących zmian społecznych i kulturowych, wiele rodzin nadal pielęgnuje te zwyczaje.

Kontynuacja dziedzictwa i wiary

Świętowanie Bożego Ciała na Podlasiu jest nie tylko okazją do manifestowania wiary, ale również do pielęgnowania kulturowego dziedzictwa i tradycji. Poprzez uczestnictwo w uroczystościach procesyjnych i przestrzeganie starych zasad obchodzenia się z chlebem, społeczność lokalna wyraża swoje przywiązanie do wartości.

Boże Ciało – święto ruchome

Boże Ciało nie tylko odzwierciedla wiarę i obrzędy kościelne, ale również staje się symbolem trwałości dziedzictwa kulturowego i religijnego. Poprzez zachowanie tradycji związanych z chlebem i przesądami z nim związanymi, społeczność na Podlasiu kontynuuje przekazywanie wartości i symboliki, które mają głęboki wpływ na życie codzienne i sposób myślenia.

wianki, zioła

Zioła poświęcone w Boże Ciało mają magiczną moc

Zioła i inne rośliny są źródłem wielu tradycji i zwyczajów. Na podlaskiej wsi wszystkie święta religijne mają niezwykle barwną i bogatą oprawę. Dzieje się tak, ponieważ obok treści sakralnych ważną rolę odgrywa tam tradycja i ludowa obrzędowość. Nie inaczej jest podczas Święta Bożego Ciała. Święto Bożego Ciała na podlaskiej wsi to nie tylko wyraz głębokiej wiary, ale także okazja do wspólnego świętowania i pielęgnowania tradycji. To czas, kiedy społeczność zjednoczona jest w modlitwie i radości, celebrując swoją wiarę i dziedzictwo kulturowe.

Zioła jako lekarstwo

Zioła, które wykorzystywano do wianków i bukietów stosowano jako lekarstwo przeciwko wszelkim dolegliwościom. Według wierzeń uzdrawiały one ludzi, ale chroniły też bydło od zarazy, a dym ze spalonych wianków odpędzał ponoć chmury gradowe. Poświęconej macierzanki używano do okadzania krów podczas cielenia, lubczyk leczył ból gardła. Dzięki rozchodnikowi natomiast ustępowały wszystkie choroby, a gałązki leszczyny były niezawodnym środkiem od piorunów i grzmotów.

Rośliny i ich właściwości magiczne

W wierzeniach ludowych, kwiaty, wianki i gałązki zbierane z ołtarzy miały szczególne właściwości magiczne. W tych czasach wianki były wite z wielu różnych ziół i traw, co wynikało z głębokiego przekonania, że każde z ziół ma swoją własną moc, a ich połączenie wzmacniało siłę magiczną. Stare przysłowie przypominało o tej idei, mówiąc: “Każde ziele mówi: święć mnie”, co sugerowało, że każde zioło posiadało swoje własne duchowe znaczenie i wartość. W procesie wicia wianków, używano różnych roślin o znaczeniu leczniczym oraz gałązek drzew. Według wierzeń miały chronić przed niebezpieczeństwami, takimi jak pioruny.

Nadnarwiańskie tradycje

Na terenach położonych nad Narwią, starzy ludzie, szanujący dawny zwyczaj, powiadają że w wielu domach wita po dziewięć małych wianków. Każdy z nich był z innego ziela. Wianki takie kładziono pod podwaliny nowo budującego się domu, a także w stodole pod pierwszy przywieziony z pola snopek zboża. Kadzono nimi ponadto naczynia do rozczyniana mąki, tzw. dzieże. okadzano także chorych na gardło. Wierzono np., że rozchodnik i macierzanka rozpędzają chmury gradowe.

Bóbr i czapla żyją razem pod jednym dachem

Kurowo jest niewielką miejscowością w powiecie wysokomazowieckim. Zlokalizowana jest w nim Siedziba Dyrekcji Narwiańskiego Parku Narodowego. Stanowi ją zabytkowy dworek otoczony zewsząd parkiem. Na gości czeka ekspozycja przedstawiająca ptaki i ssaki, które zamieszkują Dolinę Narwi. Dzięki niej przyjrzymy się z bliska okazom bardzo płochliwym w naturalnym środowisku. Jedne z nich umieszczono w gablotach, przy drugich zaś odtworzono warunki bytowania. Tak jest choćby w przypadku bobrów.

 

Na miejscu z pewnością nieraz skorzystamy ze ścieżek przyrodniczo-edukacyjnych. Na wyróżnienie zasługuje tzw. ”Kładka wśród bagien” o długości 1 km. Trasa rozpoczyna się już za dworkiem, kierując nas do drewnianego pomostu. Dzięki niemu przemieszczamy się po bagiennych terenach Narwi. Na krótkim odcinku przejdziemy przez pięć ekosystemów, a przy każdym z nich umieszczono tabliczki z cennymi informacjami. Chętni mogą skorzystać również z wieży obserwacyjnej. Osobom w wieku szkolnym poleca się z kolei ścieżkę ”Park przydworski w Kurowie”, która pozwala zapoznać się z fauną i florą dominującą w okolicy.

Po zamku został tylko fragment

Pierwotny drewniany zamek w Ciechanowcu powstał, nad prawym brzegiem Nurca, dzięki kasztelanowi Mikołajowi Kiszce na początku XVII w. Przez blisko 30 lat warownia była przebudowywana. Otoczono ją ziemnymi fortyfikacjami z nawodnioną fosą. W okresie szwedzkiego potopu zamek uległ dużemu zniszczeniu. Jako że nie prowadzono żadnych badań, nikt nie zna dokładnego rozplanowania obiektu. Z przekazów wiadomo, że zamek posiadał baszty i mury obronne. Ponoć zatrzymywała się w nim Królowa Bona,  Zygmunt Stary oraz Zygmunt August.

 

Po  ”potopie” nowa właścicielka miasta, Eleonora Bremmerowa na miejscu zniszczonej warowni wzniosła drewniany dwór, który w czasie Wojny Północnej został strawiony przez ogień. Kolejni właściciele Ciechanowca, Ossolińscy, wznieśli na terenie zamkowym murowaną siedzibę, która została spalona w 1915 roku przez wycofujące się wojska rosyjskie. Do dziś zachował się we fragmentach mur podzamcza, piwnica w niewielkim wzgórzu oraz resztki fosy.

 

Zielone Świątki

Zielone Świątki – 3 najciekawsze zwyczaje

Zielone Świątki wywodzą się z tradycji pogańskiej, kiedy to święto było obchodzone, by powitać wiosnę. Obecnie nazwa ta jest ludowym określeniem Zesłania Ducha Świętego, które obchodzone jest 50 dni po Niedzieli Zmartwychwstania Pańskiego. Przez lata wykształciły się liczne obrzędy. Niektóre z nich mogą wydawać się nieco dziwaczne, ale tradycja to rzecz święta.

Zielone Świątki przynosiły urodzaj

Zielone Świątki przepełnione były praktykami zaklinania urodzaju i szczęścia dla gospodarstw. Jako, że wierzono w szczególną moc gałązek, okna i obrazy przyozdabiano brzozą i wierzbiną. Podłogę pokrywano zaś liśćmi tataraku. Takie działanie miało odstraszyć robactwo na cały rok. Dekorowanie domów zielenią, czyli majenie, w niektórych regionach Polski utrzymało się do dzisiaj, zwłaszcza w tych miejscowościach, gdzie na Zesłanie Ducha Świętego obchodzone są odpust

Królewna i przebieranki

Jednym z powszechniejszych zwyczajów było tzw. chodzenie z królewną. Z całej wsi wybierano kilka dziewczyn i przebierano je w męskie stroje. Tylko jedna z nich nie miała takiego obowiązku. Królewna miała najczęściej ok. 6 lat i odświętnie ubraną noszono na rękach. Orszak przemierzał wieś i otaczające je pola. W związku z tym powstało przysłowie „Gdzie królewna chodzi, tam pszeniczka rodzi, gdzie królewna nie chodzi, tam pszeniczka nie rodzi”. Spacer kończył się zwykle w karczmie. Królewnę w gospodzie sadzano pośrodku stołu na poduszce. Jej matka, zazwyczaj zamożna ze wsi gospodyni, musiała ją wykupić stawiając na stole wódkę, chleb i ser. Wówczas dopiero do karczmy przybywali chłopcy.

Końskie wesele

Na Podlasiu kultywowano również końskie lub wołowe wesele. Kilku chłopców pędziło przez wieś zwierzę, z przywiązana do niego słomianą kukłą. Nie mogło również zabraknąć dla niej szabelki. Owe straszydło miało bowiem przypominać rycerza. Wół czy koń miał zaś za zadanie zrzucić cały ekwipunek. Dopiero wówczas można było udać się do gospody na zabawę. Za wołem wszyscy wołali ”Roduś, Roduś” – lecz do tej pory nie udało się nikomu dowiedzieć, co tak naprawdę znaczą owe słowa.

 

Ciechanowscy jeźdźcy powożą na medal

Co roku w Ciechanowcu odbywają się Podlaskie Zawody w Powożeniu Zaprzęgami Konnymi. Zawodnicy rywalizują o Puchar Burmistrza. Pierwsza edycja miała miejsce w 2005 r. Impreza powstała z inicjatywy Jeździeckiego Klubu Sportowego ”Gepard”.

 

Przed konkursem odprawiana jest uroczysta msza święta. To już tradycja. Następnie wszystkie zaprzęgi i jeźdźcy udają się na miejsce współzawodnictwa. Zawody początkowo były rozgrywane w dwóch kategoriach – zaprzęgach parakonnych i singlowych. Od dziesięciu lat możemy również podziwiać skoki przez przeszkody. Imprezie towarzyszą liczne zabawy i konkursy.

 

Dużą atrakcją jest bez wątpienia pokaz sztuki władania szablą i lancą. Członkowie Bractwa Kurkowego przebierają się zaś w stroje szlacheckie, co stanowi doskonałą okazję na selfie z sarmatą. To wszystko rozgrywa się w rytmie najlepszej ludowej muzyki.

Bociany najeżdżają wieś

Kiedyś we wsi Nowogrodzkie w powiecie wysokomazowieckim było tylko jedne bocianie gniazdo na stodole jednego z gospodarzy. Teraz zajęte są słupy elektryczne, kominy czy latarnie. Jednym słowem – inwazja! Takiego zlotu bocianów nie pamiętają najstarsi mieszkańcy miejscowości. Dlatego też proponują zmienić nazwę osady na ”Bocianogrodzkie”.

 

Sąsiednie wsie nie cieszą się taką popularnością wśród ptaków. W czym tkwi fenomen miejscowości ciężko powiedzieć. Uważa się, że wszystko to zasługa licznych ekologicznych gospodarstw. Nie mamy pojęcia czy przekłada się to w jakiś sposób na to, czy żaby są smaczniejsze. Tak czy siak, bocianom deserów na wsi nie zabraknie.

 

Nikt nie ma nic na przeciwko nieco większej ilości bocianów niż zwykle. Trzeba jedynie trochę po nich posprzątać. Na ulicach bowiem pełno jest patyków z gniazd.  Warto wspomnieć, że przeciętne gniazdo waży ok. pół tony.  Naukowcy uważają, że w środowisku bocianów mamy do czynienia z wyżem demograficznym. Czy ich obecność przyczyni się do zwiększenia populacji wsi? Miłośnicy wierzeń ludowych z pewnością zacierają ręce. Ciekawe co na to kobiety…

6 tysięcy złotych za najładniejszy drewniany dom

W tym roku odbędzie się już XIII edycja konkursu na Najlepiej Zachowany Zabytek Wiejskiego Budownictwa w Podlaskiem. Organizowany jest on przez Muzeum Rolnictwa w Ciechanowcu i Urząd Marszałkowski. Do tej pory napłynęło 30 zgłoszeń. Zdecydowana większość pochodzi ze wschodniej części województwa. Najczęściej są to całe zagrody, domy mieszkalne i obiekty użyteczności publicznej.

 

Konkurs ma za zadanie ochronę tradycyjnego, wiejskiego budownictwa drewnianego oraz propagowanie wiedzy na temat wartości zabytkowej i piękna dawnej wiejskiej architektury drewnianej. Organizatorzy chcą zachęcić władze gminne i właścicieli obiektów drewnianych budownictwa wiejskiego do dbałości o ich stan. Istotne jest także kształtowanie poczucia tożsamości regionalnej, dumy z dbałości o zachowane obiekty i potrzeby ich konserwacji i utrzymania. Dla zwycięzców przewidziane zostały nagrody pieniężne. Pierwsza nagroda – 6 000 zł., trzy drugie nagrody po 3.000 zł., pięć trzecich nagród po 1.500 zł. oraz dziesięć wyróżnień po 500 zł.

 

W lipcu zakończy się komisyjny objazd zgłoszonych obiektów. Konkurs zostanie tradycyjnie podsumowany na przełomie października i listopada, jednak w 2017 roku organizatorzy chcieliby zdążyć na Europejskie Dni Dziedzictwa we wrześniu.

Legendarny pojazd trafił do Muzeum

Muzeum Rolnictwa im. Krzysztofa Kluka wzbogaciło się o cenny eksponat. Jest to legendarny ciągnik Rumely Oil Pull, który na linie produkcyjne trafił ponad 100 lat temu w stanie Illinois. Ciągnik dołączył do swoich 43 braci po fachu. 

Takich maszyn nie wyprodukowane za wiele. Szacuje się, że na przełomie lat 20. i 30. wytworzono ich niespełna 2, 4 tys. Losy wiele egzemplarzy są nieznane. Dlatego trzeba jak najbardziej docenić nowy nabytek Muzeum. Co więcej jest on w pełni sprawny, gdyż poprzedni właściciel przeprowadził gruntowny remont.  

Traktor posiada niezwykły napęd. Rozruch jest możliwy dzięki benzynie, a następnie rozgrzany silnik przeskakuje na naftę. Pełną moc maszyna osiąga po zasileniu…wodą. Pojazd na stalowych kołach osiąga prędkość do 5,6 km/h. Wyjątkowy ciągnik będziemy mieli okazję zobaczyć z okazji Nocy Muzeów 20 maja.

imiona, dzieci

Imiona dla dzieci na Podlasiu. Sprawdź koniecznie ranking!

Imiona dla dzieci zmieniają się z biegiem czasu i w zależności od regionu. Zmieniająca się popularność imion dziecięcych to fascynujące zjawisko, które Ministerstwo Cyfryzacji rejestruje i analizuje corocznie. Choć rodzice mają zwykle sporo czasu na wybór imienia dla swojego dziecka, niejednokrotnie decyzję podejmują dopiero po narodzinach. To wówczas, otoczeni oczekiwaniem i presją, muszą dokonać wyboru, który może być poddany opinii nie tylko bliskich, ale i społeczności lokalnej. Każda głowa to osobna historia, a wybór imienia staje się wyrazem nie tylko gustu rodziców, ale i wpływu otoczenia.

Imiona dla dzieci w województwie podlaskim

Na Podlasiu zaskoczymy wszystkich wierzących w stereotypy. Tutaj to nie Brajan i Angela dominują na liście popularności. Na czoło wśród chłopców wysuwają się klasyki takie jak Jakub, Szymon czy Antoni. Pokazuje to, że tradycyjne imiona wciąż mają swój urok. Na drugim biegunie znajdują się mniej popularne imiona jak Maksym, Władysław i Albert. Brajanów zarejestrowano jedynie pięciu, co jest zaskoczeniem i powodem do niedowierzania! Jeśli chodzi o dziewczynki, największą popularnością cieszy się Zuzia, która nieznacznie wyprzedza Julię i Hannę. Jednak na przeciwległym biegunie znajdują się imiona jak Vanessa, Nicole czy Sabina, które zajmują miejsca na końcu listy popularności.

A jak jest poza naszym regionem?

W Polsce, wybór imion dla dzieci często odzwierciedla różnice kulturowe, regionalne tradycje oraz zmieniające się trendy społeczne. Podlaskie to region o głęboko zakorzenionych tradycjach i silnym związku z historią i kulturą. Wykazuje często tendencję do zachowania bardziej konserwatywnego podejścia do wyboru imion. Z drugiej strony, w miastach takich jak Warszawa, które są bardziej zróżnicowane kulturowo i otwarte na wpływy z zewnątrz, można zaobserwować większą różnorodność w wyborze imion dla dzieci. W dużych metropoliach częściej występują imiona o międzynarodowym charakterze lub te, które są modnymi trendami w danym momencie. Imiona takie jak Maxim czy Nathan mogą być przykładem tego, jak miejskie społeczności odzwierciedlają swoją otwartość na różnorodność i wpływy kulturowe spoza granic kraju.

Bocian, który nie klekoce.

Spotkać tego ptaka to nie lada zaszczyt. Mieszka w podmokłych lasach unikając człowieka jak ognia. Bocian czarny, bo o nim tu mowa jest niczym biały kruk. Wyjątkowy w każdym calu. Potocznie nazywa się go hajstrą. Podlasie to jeden z nielicznych terenów gdzie można na niego wpaść.

 

Podczas gdy zwykłe białe boćki cieszą się uznaniem, stanowiąc symbol szczęścia, to bocian czarny nie kojarzył się dawniej dobrze. Wszystko przez jego ubarwienie piór, uznawane jako dosyć żałobne. Uważa się je jako pustelników, chociaż w chwili odlotu widywano stada liczące nawet do 100 bocianów czarnych.

 

Tak, jak biali kuzyni, wędrują do Afryki. Wiele z nich jednak nie dolatuje na miejsce. Ptaki wracają do nas w okolicach kwietnia. Zwykle posiadają nawet kilka gniazd. Dlatego też niektóre z nich pozostają puste nawet na kilka lat. 

 

Utarła się opinia, że nigdy nie można spotkać bociana czarnego przy białym krewniaku. To mit. Żerować mogą obok siebie, lecz raczej się nie dogadają. Bocian czarny nie klekoce, a porozumiewa się tylko i wyłącznie gestami. Ptaki te nadal skrywają tajemnice. 

W Szepietowie eksperymentują z kukurydzą

Na Podlasiu tradycją stało się obchodzenie świąt związanych z lokalnymi dominującymi uprawami. W Mońkach mamy dzień ziemniaka, w Korycinie święto truskawki, w Szepietowie zaś obchodzi się dzień kukurydzy. Rolnicy wykorzystują ją głównie jako paszę dla zwierząt. Stawiają na nią gdyż brakuje większych areałów ziemi.

 

W czasie imprezy rolnicy na specjalnym poletku mogą zobaczyć efekt prac badawczych nad nowymi odmianami kukurydzy. Niekiedy kolekcja rynkowych nowości liczy nawet kilkaset sztuk. Każdy może skorzystać z fachowej wiedzy na temat upraw. Pracownicy Podlaskiego Ośrodka Doradztwa Rolniczego w Szepietowie pomogą chociażby wyborze odpowiedniej odmiany kukurydzy.

 

Dzień kukurydzy to również pokaz nowoczesnego sprzętu przeznaczonego do zbierania tych roślin. Dziesiątki producentów przedstawia zdobycze techniki, zachęcając do zakup rolniczych cacuszek. Impreza kończy się zazwyczaj konkursem orki, która ma głównie na celu popularyzację prawidłowej techniki. Orka to bowiem prawdziwa sztuka.

W Szepietowie wybierają miss krów

Słowo czempionka w świecie zwierząt kojarzy się nam raczej z wystawą koni. Mieszkańcy Szepietowa wolą jednak wybierać najpiękniejszą…krowę. Co roku w ostatni weekend czerwca, organizuje się tam Regionalną Wystawę Zwierząt Hodowlanych.

 

Do małego miasteczka przybywają hodowcy nawet z zagranicy aby pochwalić się swymi okazami. Krowy niczym modelki są odpowiednio wystylizowane. Niektórzy uczestniczą w konkursie od samego początku, niejednokrotnie dominując zawody. Każdego roku jury staje przed trudnym wyborem. Poziom piękności jest bowiem niezwykle wyrównany. O zwycięstwie zazwyczaj decydują detale. Każda edycja imprezy pokazuje, że Podlasie stanowi mleczarską potęgę. Wydarzenie od lat niezmiennie organizuje Regionalny Ośrodek Doradztwa Rolniczego w Szepietowie. W tym roku czeka nas już 24-ta edycja.

pisanki

Pisanki wskazują, która godzina.

Pisanki to jaja zdobione różnymi technikami. Występują takie rodzaje zdobionych jaj jak: drapanki, kraszanki, pisanki, oklejanki, nalepianki i ażurki. Czy jest miejsce, w którym możemy obejrzeć je wszystkie i pięknie wykonane?

Pisanki i ich muzeum

Nietypowe muzeum w Ciechanowcu istnieje już od kilkunastu lat, zachwycając odwiedzających swoją niezwykłą kolekcją. To miejsce, które kryje w sobie niezwykłe skarby – ponad 1600 pisanek zgromadzonych z różnych zakątków globu. To właśnie tutaj, w sercu miasteczka, przybywający mogą odkryć fascynujący świat jajek w najróżniejszych kształtach, barwach i technikach wykonania. Muzeum powstało z inicjatywy Ireny Stasiewicz-Jasiukowej i Jerzego Jasiuka, którzy z pasją i zamiłowaniem zbierali te unikatowe eksponaty przez wiele lat. Ich prywatna kolekcja, bogata w różnorodność i kunszt, stała się więc fundamentem dla tego niezwykłego miejsca.

Wielka kolekcja pisanek

Co sprawia, że to muzeum wyróżnia się spośród innych? Odpowiedź tkwi w różnorodności zgromadzonych eksponatów. Tutaj pisanek nie znajdziemy tylko od klasycznych kur, ale również od bardziej egzotycznych ptaków, takich jak pingwiny czy emu. Warto również podkreślić, że każda pisanka w kolekcji to nie tylko dzieło sztuki, ale także wyraz niezwykłej precyzji i umiejętności rzemieślniczych. W muzeum można zobaczyć nie tylko same jaja, ale również narzędzia i techniki używane do ich tworzenia. Zarówno tradycyjne metody, jak i nowoczesne technologie są tutaj reprezentowane, co sprawia, że to miejsce staje się nie tylko atrakcją dla miłośników sztuki ludowej, ale także dla wszystkich zainteresowanych procesem twórczym i dziedzictwem kulturowym.

Nowoczesne zdobione jaja

Jako, że w modzie są wszelkie wyszukane gadżety, twórcy prześcigają się w pomysłach. Powstają nawet pisanki z działającym zegarkiem. Pytanie tylko, czy wszystko to zmierza w dobrą stronę. Wkrótce na naszych stołach zagoszczą też jajka – roboty. Choć brzmi to jak scena rodem z serialu sci-fi, taka może być rzeczywistość. Tradycyjne pisanki póki co bronią się same. Kolekcja powiększa się systematycznie z roku na rok. Miejsca na eksponaty jednak nie zabraknie.

śmigus dyngus

Śmigus dyngus. Dawniej polewano tylko najładniejsze dziewczyny.

Śmigus dyngus to zwyczaj, który praktykuje się w Poniedziałek Wielkanocny. Kiedyś to były czasy. Panny można było wrzucić do koryta i sadzawki bez konsekwencji. Teraz za takie działania, do aresztu może nie trafimy, ale każda ceni sobie nietykalność. Ciało to bowiem świątynia. Dzisiaj w lany poniedziałek w mało kto kultywuje dawne tradycje. Jeśli już ktoś się polewa to w minimalnych ilościach. Zamiast wiader czy konewek używa się mikroskopijnych jajeczek jako sikawkę.

Śmigus dyngus – skąd się wywodzi?

Śmigus dyngus ma interesujące korzenie sięgające czasów pogańskich. Pierwotnie był to rytuał obchodzony w okresie wiosennym, związany z oczyszczeniem oraz przywoływaniem urodzaju. Kościół katolicki, widząc w nim elementy niezgodne z jego doktryną, początkowo potępiał ten zwyczaj. Jednakże, zamiast zaniknąć, Śmigus-Dyngus zaczął stopniowo wtapiać się w kulturowy krajobraz, stając się częścią polskiej tradycji. Polewanie wodą, charakterystyczna praktyka tego dnia, miało pierwotnie symboliczne znaczenie. Uważano, że woda oczyszcza z grzechów i wszelkich nieczystości cielesnych, przygotowując tym samym ludzi na nadchodzący okres wiosenny. Ponadto, wierzyło się, że rytuał ten ma moc przyciągania deszczu, który był kluczowy dla obfitych zbiorów rolniczych. Mimo początkowych oporów ze strony kościoła, Śmigus-Dyngus z czasem stał się integralną częścią polskiej kultury, będąc nie tylko okazją do zabawy i żartów, ale także kontynuując swoje pierwotne znaczenie jako symbol oczyszczenia

Im ładniejsza dziewczyna, tym więcej wody używano

Dziewczyny przed laty nie miały oporów przed polewaniem. Jeśli któraś w poniedziałek była sucha, oznaczało to, że nie ma powodzenia u płci przeciwnej. Panowała zasada – im piękniejsza dziewczyna, tym więcej wody na nią przeznaczano. Wizyta w stawie stanowiła zaś spełnienie najskrytszych marzeń. Dlatego też panny wystawiały się nawet na publiczny widok.

Mokry odwet

Według dawnych zwyczajów, za oblewanie wodą w świąteczny poniedziałek kobiety po świętach wielkanocnych aż do Zielonych Świątek mogły brać odwet na mężczyznach i również lać ich wodą. Było to postrzegane jako zabawna tradycja, przynosząca społeczności radość i integrująca ją.

woda ze święconki

Woda ze święconki pozwala pozbyć się piegów!

Woda ze święconki odgrywa istotną rolę w wielu zwyczajach i tradycjach, szczególnie w kulturze chrześcijańskiej. Jest to woda pobłogosławiona przez duchownego podczas obrzędu nazywanego święceniem wody. Odbywa się on m.in. w okresie Wielkanocy w Kościołach katolickim i prawosławnym. Praktyki te mogą się różnić w zależności od lokalnych tradycji i obrzędów. Woda ze święconki ma symboliczne znaczenie jako symbol oczyszczenia, życia i błogosławieństwa. Ludzie używają jej w różnych celach, zarówno w sferze duchowej, jak i codziennego życia.

Woda ze święconki kluczem do utrzymania dobrego wyglądu na Podlasiu.

Żadna świąteczna okazja nie przemija bez chęci prezentacji się w jak najlepszym świetle, a kiedy wychodzi się w jakieś miejsce publiczne, oczekiwania co do wyglądu mogą być jeszcze większe. Gładka i promienna skóra zawsze przyciąga uwagę, zwłaszcza w tak ważnych momentach. Ciekawym spojrzeniem na tę kwestię jest też tradycja, która sięga nawet pierwszej połowy XX wieku w niektórych domach na Podlasiu. Tamtejsze zwyczaje przypominały, że do koszyczka z święconką często dodawano małą buteleczkę wody, w której wcześniej gotowano jajka. Ta prosta, a zarazem niezwykła praktyka wskazuje, że nie zawsze potrzebne są kosztowne kosmetyki, by osiągnąć efekt nieskazitelnej skóry. Tradycje te, choć niezwykłe (i nie zawsze przynoszące skutki), przypominają nam, że piękno może być czasem proste i naturalne, a kluczem do niego często są rzeczy dostępne w naszym codziennym otoczeniu.

Nieskazitelna skóra?

Po powrocie do domu ze święconką młode dziewczyny obmywały sobie twarz pobłogosławioną przez księdza wodą. Wierzono, że woda pobłogosławiona przez księdza podczas święcenia może mieć właściwości oczyszczające i lecznicze. Z tego powodu używano jej też do pielęgnacji skóry. Młode dziewczyny, po powrocie do domu ze święconką, często obmywały swoje twarze tą wodą. Wierzyły one, że pomoże im pozbyć się wszelkich niedoskonałości, takich jak pryszcze czy piegi. Choć może to brzmieć nieco nietypowo dla dzisiejszych standardów pielęgnacji, dla wielu ludzi było to naturalne rozwiązanie, oparte na wierzeniach i tradycji.

jajko, krowy, chłop roku

Jajko, które było zakopane rolnicy zjadali w dniu rozpoczęcia żniw

Jajko od wieków zajmuje szczególne miejsce w wielu tradycjach, zwłaszcza podczas świąt, takich jak Wielkanoc. To nie tylko smaczny dodatek do świątecznego stołu, ale również symbol głęboko zakorzeniony w obrzędach i zwyczajach ludowych. Jajko jest symbolizuje początek, życie oraz odrodzenie się przyrody – dlatego jest ono spożywane podczas Wielkanocy. Wielkanoc to najstarsze i najważniejsze święto chrześcijańskie celebrujące misterium paschalne Jezusa Chrystusa.

Jajko – tradycyjnie gości na stołach podczas Wielkanocy

Jednym z elementów świątecznego śniadania jest zwyczaj dzielenia się jajkiem. Choć nie każdy lubi składać życzeń, tego dnia odmówić jednak nie wypada. Jako że Wielkanoc stanowi połączenie tradycji chrześcijańskich i pogańskich, wiąże się z nią wiele przesądów związanych ze święconką. Praktykowano je głównie na terenach nadbużańskich.

Zakopane jajko – dobre zbiory

Czasami jedno poświęcone jajko trzymali aż do późnego maja. Następnie zakopywano je wraz z kością na polu, gdzie rosło żyto, była głęboko zakorzeniona w ludowych tradycjach i przesądach. Gospodarze wykonujący ten obrzęd wierzyli, że ta ceremonia przyniesie im pomyślne plony. Kiedy nadszedł czas, aby zająć się polami, gospodarze udawali się na swoje ziemie wraz z poświęconym jajkiem i kością. Wybierali pole, na którym rosło żyto, i tam, w ziemi, dokładnie zakopywali jajko obok kości. Dodatkowo, obok zakopanego jajka i kości sadzili także poświęconą gałązkę wierzbową. W dniu rozpoczęcia żniw odkopywano jajko i uroczyście zjadano dzieląc się nim jak na Wielkanoc. Taka praktyka miała zapewnić pomyślne zbiory.

Święconka a przesądy

Oprócz tego, istniały także przesądy związane z tzw. “święconką”, czyli poświęconymi pokarmami. Ludowa mądrość nakazywała nie wyrzucać resztek święconki, ponieważ wierzono, że mogą one przynieść szczęście. Jeśli zostały resztki pokarmu, zbierano go i wysypywano pod drzewka owocowe, wierząc że wyrośnie z nich marynka — ziele o białych kwiatkach. Okruchy dawano również kurom by lepiej się niosły. Od nadmiaru jaj głowa przecież nie boli. Dokładnie sprzątano również ich skorupki. Dawano je ptakom lub wysiewano do ziemi podczas siania lnu.

biesiada miodowa

Biesiada miodowa i słodka rywalizacja.

Biesiada miodowa w Kurowie, organizowana przez Narwiański Park Narodowy, to nie tylko okazja do degustacji pysznego miodu, ale również wydarzenie, które promuje tradycje pszczelarstwa i lokalne produkty. Od skromnych początków imprezy, gdy pojawiło się zaledwie kilku wystawców, minęło już szesnaście lat. Dziś uczestniczy w niej ponad dziesięciokrotnie więcej producentów. To świadczy o rosnącym zainteresowaniu miłośników pszczelarstwa oraz o popularności wydarzenia wśród społeczności lokalnej i turystów.

Konkurs na najlepszy miód i degustacje nalewek

Jednym z głównych punktów biesiady jest konkurs na najlepszy miód, który przyciąga uwagę zarówno profesjonalnych pszczelarzy, jak i amatorów. Rywalizacja o tytuł najlepszego miodu dostarcza nie tylko emocji, ale również podkreśla różnorodność i wysoką jakość lokalnych produktów pszczelich. Ponadto, impreza oferuje możliwość degustacji miodowych nalewek. Znane są one nie tylko ze swojego wyjątkowego smaku, ale także korzystnych właściwości zdrowotnych.

Miód: niezastąpiony składnik kuchni i naturalny booster zdrowia

Miodowi nie trzeba nikogo przekonywać o jego pozytywnych właściwościach dla zdrowia. To naturalny sposób na wzmocnienie odporności i walkę z jesiennymi przeziębieniami. Warto podkreślić, że polskie miody cieszą się uznaniem nie tylko na krajowym rynku. Również za granicą je doceniają, gdzie eksportuje się ich znaczną ilość. Są one cenione przez dzieci, które lubią ich słodki smak. Ale i dorośli doceniają ich bogactwo smaku i wartości odżywczych. Dodatkowo, warto zauważyć, że miód ma także zastosowanie w wielu tradycyjnych recepturach kulinarnej sztuki, dodając wyjątkowego smaku i aromatu potrawom. Jego wszechstronność sprawia, że jest nieodłącznym składnikiem wielu dań kuchni polskiej i międzynarodowej. Dodatkowo to podkreśla jego wartość zarówno w kuchni, jak i dla zdrowia.

Biesiada miodowa w Kurowie: promocja lokalnego dziedzictwa i ochrony środowiska

Biesiada miodowa w Kurowie to więc nie tylko okazja do delektowania się wyśmienitymi produktami pszczelimi, ale również sposób na promocję lokalnego dziedzictwa i tradycji, które są dumą regionu. To wydarzenie, które integruje społeczność lokalną, przyciąga turystów i promuje wartość naturalnych, ekologicznych produktów. Poprzez organizację biesiady, Narwiański Park Narodowy ukazuje znaczenie ochrony środowiska naturalnego oraz zachęca do wspierania lokalnych inicjatyw pszczelarskich, które wpisują się w ideę zrównoważonego rozwoju.

Nie straszna im ciemność. Szukają ptaków po nocy.

Puszczyki, puchacze, płomykówki czy uszaki- w Polsce mamy ich 13 gatunków. Wszystkie są drapieżnikami, polują nocą i u niejednego ich pohukiwanie wywołuje gęsią skórkę. Sowy, bo o nich mowa mają raz w roku swój weekend. Noc sów zapewnia wiele atrakcji miłośników ptaków. Owa akcja to ogólnopolskie wydarzenie, które ma zachęcić do obserwowania przyrody także nocą. Na Podlasiu akcję organizuje Narwiański Park Narodowy. Poszukiwania ptaków poprzedzają ciekawe wykłady, na których dowiemy się wiele ciekawostek. Uzbrojeni w dodatkową wiedzę i latarki, wszyscy chętni wyruszają na poszukiwania sów. Przedział wiekowy jest bardzo zróżnicowany. Chętni na przygodę są zarówno małe dzieci, jak i osoby w podeszłym wieku.

 

Sowy zachwycają swoimi przystosowaniami do życia i intrygują swoim stylem życia. Najlepiej je namierzyć dźwiękową prowokacją. Chociaż pohukiwanie sów kojarzy się ze złowieszczą atmosferą filmów grozy, to te nocne, drapieżne ptaki wcale nie chcą nas wystraszyć. Gdy mają okres godowy, każdy z nich odzywa się, żeby dać sąsiadom znać, że partnerka jest zajęta.

Rolnik odnalazł sposób na suszę

Mieszkańcy Podlasia wykazują się niezwykłą pomysłowością i nie trzeba o tym nikogo przekonywać. Jeden z mieszkańców wsi Czyżewo opracował sposób na radzenie sobie z konsekwencjami suszy. Rolnik wykorzystał jedną z najstarszych roślin, znanej doskonale plemieniu Inków. Mowa to o Amarantusie, nazywanym również szarłatem.

 

Roślina nie jest wymagająca jeśli chodzi o podłoże. Nie potrzebuje również dużej ilości wody. Rolnik spędził ponad 20 lat na poszukiwaniu odpowiedniej odmiany i miejsc sadzenia. Ostatecznie szarłat został posiany między kukurydzą. To jednego lata okazała się zbawienne. Susza niemal doszczętnie zniszczyła uprawy kukurydzy, ale amarantus przetrwał. Wszystko dzięki silnemu korzeniowi. Z rośliny powstała pasza, która zasmakowała zwierzętom w gospodarstwie. Gdyby nie szarłat, krowy nie miały by co jeść. 

 

Jak na razie mody na amarantus nie odnotowano, ale jak widać jest to doskonałe rozwiązanie w rolnictwie. Kapryśna podlaska pogoda nie rozpieszcza nikogo więc warto mieć tajną broń w zapasie.

kiszenie

Kiszenie kapusty. Beczki zostawiano w rzece.

Kiszenie kapusty to nie tylko proces konserwacji warzyw, ale także autentyczna ceremonia, która od wieków stanowi istotny element życia społeczności. W tradycji lubelskiej, podobnie jak na Podlasiu, staranne przygotowanie beczek, precyzyjne sortowanie i układanie główek kapusty oraz ostrożne dozowanie soli to kluczowe aspekty tego kulinarnej rytuału, które przekazywane są z pokolenia na pokolenie. Szczególną uwagę poświęcano starannej kontroli procesu fermentacji. Należało zapewnić odpowiednią jakość i niepowtarzalny smak przyszłego produktu. Podkreślało to znaczenie i dbałość o tradycyjne metody przygotowania.

Kiszenie Kapusty: tradycja, wspólnota i dziedzictwo kulturowe

Wspólne spotkania wokół beczek podczas kiszenia kapusty na Lubelszczyźnie miały głębszy wymiar społeczny niż tylko wymiana praktycznych porad. To także okazja do umocnienia więzi międzyludzkich poprzez wspólne działanie i współpracę. Ludzie z różnych pokoleń i środowisk zbierali się razem, tworząc atmosferę współdziałania i solidarności, co wzmocniło poczucie wspólnoty lokalnej. Było to ważne nie tylko dla przekazania wiedzy, ale także dla zachowania pamięci o przodkach i korzeniach kulturowych. Każdy krok tego procesu, począwszy od starannego sortowania kapusty, aż po precyzyjne fermentowanie, miał swoje korzenie głęboko zakorzenione w historii i tradycji przekazywanej przez wieki. To właśnie te wspólne doświadczenia i praktyki kulturowe tworzyły niepowtarzalny charakter społeczności lubelskiej i ugruntowywały jej tożsamość regionalną. Kiszenie kapusty było więc nie tylko sposobem na przygotowanie pożywienia na zimę. Było także sposobem na budowanie wspólnoty i zachowanie dziedzictwa kulturowego.

Kontynuacja dziedzictwa i jedność społeczności

W dzisiejszych czasach, pomimo postępującej technologii i dostępności nowoczesnych metod konserwacji, tradycyjne metody kiszenia kapusty wciąż są cenione i praktykowane. Ludzie w regionie nadal przestrzegają tradycyjnych zasad i rytuałów, które są przekazywane z pokolenia na pokolenie. Stanowią one istotny element dziedzictwa kulturowego. Kiszenie kapusty nie tylko jest procesem kulinarnym, ale także ma głębokie znaczenie społeczne, symbolizując jedność społeczności i kontynuację tradycji rodzinnych. To praktyka, która nie tylko utrzymuje dawne zwyczaje, ale także wpisuje się w obecną rzeczywistość. Stanowi most między przeszłością a teraźniejszością, jednoczącą społeczność wokół wspólnego dziedzictwa i kultury.

Walczą w zupełnej ciszy. Poznaj tajemnice batalionów.

W Polsce spotkamy ich zaledwie 200 par. Większość oczywiście na Podlasiu, a dokładnie w dolinie rzeki Biebrza. Dlatego też wylądowały na…herbie Biebrzańskiego Parku Narodowego. Bataliony, nazywane dawniej bojownikami najczęściej można spotkać w czasie przelotu.

 

Nazwę te tajemnicze ptaki zawdzięczają swoim męskim przedstawicielom. W okresie godów dochodzi do licznych starć i bójek. Trwać mogą one nawet cały dzień. Warto dodać, że w trakcie trwania okresu zalotów, każdy samiec przybiera inną barwę piór. Nie ma problemu więc z odróżnieniem poszczególnych osobników. Walkom nie towarzyszą żadne odgłosy. Ptaki po prostu puszą się i podskakują. To wszystko w absolutnej ciszy.

 

Bataliony są świetnymi lotnikami. Pokonują nawet do 15 tys. km. Tyle ich dzieli bowiem od zimowisk do gniazd. Jeszcze w latach 80-tych dosyć łatwo było go spotkać. Obecnie znajduje się pod ścisłą ochroną gatunkową. Duży ubytek populacji nastąpił w wyniku zakładów myśliwych. Obstawiali oni, kto odstrzeli dwa idealnie ubarwione koguty.

Krusz, Ewo, krusz! Kochankowie zostali wystawieni na próbę

Kobylin – Kruszewo to niewielka miejscowość w powiecie wysokomazowieckim. Jej nazwa związana jest z historią, która mogłaby z łatwością stać się scenariuszem melodramatu.

 

Młodego dziedzica Kobylińskiego i Ewę, córkę gospodarza połączyło przed laty silne uczucie. Jej ojciec jednak był całkowicie przeciwny związkowi, o małżeństwie nie wspominając. Wystawił córkę na próbę. Swojej miłości miała dowieść, krusząc wielki głaz za pomocą małego kamyczka. Inaczej para musiała pożegnać się na zawsze. Powodzenie misji wydawało się niemożliwe. Ewa jednak starała się ze wszystkich sił.

 

Najpierw musiała owy głaz odnaleźć. Ponoć przeszła 3 km według wskazówek ojca. Codziennie towarzyszył jej ukochany. Do ucha szeptał jej: ”Krusz, Ewo krusz”. Tak było przez 8 dni. Tyle bowiem czasu dostała na zniszczenie głazu. Niestety nie udało się. Para została więc rozdzielona. Młody mężczyzna z rozpaczy utopił się w rzece, nie mogąc żyć bez Ewy. Na wieść o tym, dziewczyna również nie wytrzymała, dzieląc los chłopaka. Na pamiątkę wielkiej miłości, ojciec młodego szlachcica założył osadę Kobylin. Do nazwy dodano ”Kruszewo”, gdyż właśnie te słowa wypowiadał swej ukochanej.

W Ciechanowcu uczniowie pobili rekord świata

Rekordy świata można bić w różnych dziedzinach, nawet tych najbardziej absurdalnych, jak np. rzut karłem. Na całkowicie odmienny pomysł wpadli 10 lat temu pracownicy szkoły w Ciechanowcu. 11 maturzystów wraz z nauczycielem postanowili odbyć lekcję fizyki trwającą przez…5o godzin. Udało się! Lekcja rozpoczęta 29 kwietnia o godzinie 10.00, zakończyła się 1 maja o godzinie 12.00.

 

W ciągu dwóch dni powtórzono materiał z trzech lat. Zmagania śmiałków były oczywiście rejestrowane przez kamery. Wszystkie świadectwa wysiłku przekazano na taśmach do Londynu. Uczniów wspomagali pielęgniarki, pracownicy stołówki i rzecz jasna całe grono pedagogiczne. Brak snu i zmęczenie nie poszło na marne.

Dmuchają w trąby dla zbawiciela

To jedyny w swoim rodzaju event w Europie. Już niemal 40 lat podtrzymuje dawną tradycję. Konkurs Gry na Instrumentach pasterskich sprowadza do Ciechanowca muzyków z kraju i zza granicy. Głównym wykorzystywany instrument stanowiła ligawka. Na Podlasiu stanowi ona symbol Archanioła, który miał zwiastować przyjście zbawiciela. Dlatego też konkurs odbywa się w adwent.

 

Początki były dosyć skromne. W pierwszej edycji zorganizowanej w 1975 r.  brali udział tylko mieszkańcy okolicznych wsi. Musiało minąć kilka lat, aby wydarzenia zyskało wyższą rangę. Dobrym pomysłem było stworzenie kategorii dla dzieci. Impreza zaczęła przyciągać kurpie a także polskich górali. W połowie lat 90-tych. impreza przybrała już międzynarodowy charakter, goszcząc zawodników nawet z Meksyku czy Australii. Obecnie można grać na wielu instrumentach. Miejsce imprezy nie zmienia się od początku. Jest nim Muzeum Rolnictwa w Ciechanowcu.

 

Źródło zdjęcia: YouTube

 

 

Czekając na pociąg odwiedzimy muzeum

Od trzech lata w Czyżewie w powiecie wysokomazowieckim działa nietypowe muzeum. Nietypowe, gdyż mieści się w…dworcu. Większość eksponatów to podarunki mieszkańców miasta. Należą do nich dokumenty, fotografie i wszelkie inne przedmioty o wartości historycznej dla miejscowości.

 

Podróżni mogą zwiedzać wystawę czekając na pociąg. W salach możemy poznać dzieje Kolei Warszawsko – Petersburskiej. Odnajdziemy tam carską salonkę upamiętniającą wizytę imperatora, jak i chatę syberyjskich zesłańców. Trzeba przyznać, że to ciekawy kontrast. 

 

Właśnie przed owym muzeum postawiono pomnik upamiętniający rodziny wywiezione w głąb Rosji. Ma on postać wagonu. Obiekt został sprowadzony z Sochaczewa a następnie gruntownie odremontowany. W jego środku wydzielono dwa pomieszczenia. Przy wejściu usłyszymy dźwięk odjeżdżającego składu. Duże wrażenie robią manekiny, które symbolizują zesłańców. Muzeum Ziemie Czyżewskiej powstało dzięki wsparciu Muzeum Rolnictwa w Ciechanowcu.

nawiedzony-zamek-kto-straszy-na-zamku-w-tykocinie

Twardowski zginął przez ducha

Pana Twardowskiego chyba nie należy przedstawiać. Gdy nie udało mu się odkryć sposobu na produkcję złota, podpisał on cyrograf z diabłem. Od tej chwili pan ciemności musiał spełniać wszystkie jego prośby. Dusza alchemika miała zostać zabrana w Rzymie, przez co Twardowski szczególnie mocno starał się je omijać szerokim łukiem.

Rzym to jednak nie tylko miasto. W okolicach wsi Mystki – Rzym należącej do powiatu wysokomazowieckiego, jego dobra życiowa passa została przerwana. Tam w karczmie o nazwie ”Rzym” demony porwały Twardowskiego. Jak wiadomo, nie do końca im się udało, gdyż czarnoksiężnikowi udało się uciec na księżyc.

W rzeczywistości Twardowski to Lorenz Dhur, nadworny lekarz Albrechta Hohenzollerna, a potem Mikołaja Radziwiła. Został on wmieszany w aferę związaną z domniemanym wywoływaniem ducha królowej Barbary. Za zjawę przebrała się królewska kochanka, nijaka Barbara Giżanka. Oskarżony o częściowe poznanie tajemnic państwowych stał się niewygodnym graczem. Dlatego też zapadł na niego wyrok. Jedna z możnych rodzin opłaciła zabójców. Lekarz i astrolog zginął 3 km od Wysokiego Mazowieckiego.

bimber

Bimber uzdrowił wiele osób

Bimber, znany również jako samogon, to trunek o długiej historii i bogatych tradycjach, który zyskuje coraz większą popularność nie tylko w Polsce, ale także na całym świecie. Jego tajemnicza aura, wytwarzana często w warunkach domowych, oraz unikalny smak sprawiają, że jest przedmiotem zainteresowania zarówno miłośników mocnych trunków, jak i badaczy kultury alkoholu.

W blasku księżyca

Lekcja angielskiego w podstawówce. Poszukujemy słówka na literkę ”m”. Nasz wzrok przykuwa hasło ”moonshine”. Tłumaczy się je jako… bimber. Oczywiście umysł młodego człowieka nie wie jeszcze skąd związek lśniącego księżyca z trunkiem. Minie trochę czasu zanim pozna prawdę. Być może uświadomi go ktoś z rodziny. I tu może coś mu pomieszać. Zwłaszcza gdy z ust wujka ze wsi usłyszy określenie PKWN. W myślach pojawiają się wojenne dzieje naszego pięknego kraju. Z Polskim Komitetem Wyzwolenia Narodowego nie ma jednak nic wspólnego. To nic innego jak polski koniak wyrobiony nocą. No właśnie… W związku z tym wszystko sprowadza się do zmierzchu.

Bimber – śladem tradycji

Bimbrownictwo na Podlasiu pojawiło się już w XIX w. Wszystko przez władze, które ograniczały swobodę produkcji własnego alkoholu. Nastąpiła carska prohibicja. Rozwojowi procederu sprzyjały też warunki naturalne. Dlatego duża ilość gęstych lasów umożliwiała w miarę swobodną produkcję po zmierzchu. Tak niestety już nie jest.  Na terenie Puszczy Knyszyńskiej czy Augustowskiej służby odnajdują prywatne fabryczki, puszczając je z dymem. Niektórym z pewnością na wieść o takich zdarzeniach popłynęła łza. Nawyk pędzenia bimbru wywodzący się z czasów okupacji niemożliwy był do wykorzenienia. Starych drzew się przecież nie przesadza. W konsekwencji po odzyskaniu wolności kraju, wolność bimbrowników została zachwiana. Polskie władze za wszelką cenę usiłowały przerwać nielegalne produkcje. Budżet kraju musiał się zgadzać.

 

Podlaski samogon powinien mieć ok. 70 proc. Najczęściej jednak wytwórcy zadowalają się już trunkiem 50 proc. Wszystko zależy od wymagań odbiorców. Oczywiście dobry bimber nie obędzie się bez wody. Ta na Podlasiu jest przejrzysta i świeża, co ma znaczenie przy destylacji. Bimber z Podlasia tradycyjnie wyrabia się z żyta. Na jego bazie powstają też inne trunki, jak. np. miodówka. Z Puszczą Knyszyńską wiąże się nierozerwalnie nazwa ”bukwicówka”. Bukwica to roślina rosnąca w lesie przypominająca szczaw. Użyta przy wyrobie zapewnia niepowtarzalny smak i aromat. Wiele osób twierdzi, że ma też właściwości lecznicze.  W rzeczywistości nawet oczyszcza nasze ciało z toksyn.

Duch nie taki straszny

W każdym regionie Polski bimber określa się inaczej. Na Podlasiu rządzi nazwa ”Duch Puszczy” oraz ”Czar PGR-u”. Samo słowo bimber wywodzi się z warszawskiego żargonu złodziejskiego. Oznaczał skradziony przedmiot, który to po schwytaniu przestępców stawał się dowodem winy. Autor definicji uważa, że bimber oznaczał początkowo ”zegarek”. Z czasem zaczęto go używać, mając na myśli towar zakazany. W miarę nowe określenie to ”księżycówka”. Odnosi się do zwyczaju wytwarzania samogonu w późnych porach nocnych. Jako że wiele osób zatruwało się w przeszłości źle sporządzonym bimbrem, ochrzczono go również jako ściemniacz.

Bimber – muzeum

W 2009 r. na terenie Białostockiego Muzeum Wsi otwarto jedyne w swym rodzaju muzeum bimbrownictwa. Zobaczymy w nich wszelkie przedmioty niezbędne do wytworzenia samogonu. Zauważymy bez trudu, że aparatura z biegiem lat ulegała ewolucji. Nowinki techniczne zawsze były chętnie widziane. Cel się nie zmieniał – jak najlepszy trunek.

Buczy zamiast ryczeć. Poznaj łosia znad Biebrzy.

Ulubionym miejscem łosia są tereny podmokłe i bagienne. Mimo pokracznego wyglądu świetnie się w nich odnajduje. Doskonałe warunki znajduje więc w Dolinie Biebrzy. Szacuje się, że żyje tam około półtora tysiąca osobników. Łosie zmieniają ubarwienie w zależności od pory roku. Wiosną i jesienią ich sierść jest rdzawobrązowa. Wraz z nadejściem chłodu ciemnieje. Wówczas zdecydowanie wyróżniają się jaśniejsze kończyny i…zad. Łosie są znakomitymi nurkami. W celu zdobycia pożywienia zanurzą się nawet na głębokość przekraczającą 5 m. 

 

Sezon godowy rozpoczyna się w okolicy września. Tzw. bukowisko odbywa się w tym samym okresie co rykowisko jeleni. Jest jednak zdecydowanie cichsze. Stąd też nazwa nawiązująca do buczenia. Leśnicy mówią, że słychać jedynie stęki. Trwają one tak długo, aż dwóch samców stoczy walkę o względy klempy. Czasem dochodzi do walkoweru. Wówczas samiec pokazuje rywalowi swoją szyję na znak uległości. W okresie rui samce myślą tylko o jednym, zapominając o jedzeniu. Dlatego też czas amorów oznacza dużą utratę wagi. Szybko jednak dochodzi do siebie. Po zapłodnieniu wraca do samotniczego trybu życia więc z łatwością może odbudować masę.

 

Młode łosie już po kilku dniach od urodzenia podążają za matką. Dorosłości jednak dożyje co drugi z nich. Matka otacza ich opiekę przez rok, później muszą sobie radzić same. Wędrówki nieraz kończą się tragicznie. Nieraz słyszymy o wypadkach samochodowych z udziałem łosi. Na drodze musimy być ŁOŚstrożni. Wiele z nich w poszukiwaniu lepszych terenów zapuszcza się nawet do wielkich miast. 

Podlaskie ślimaki rządzą w Europie

Na Podlasiu żyje ich 120 mln. Gdyby jakimś cudem doszło do napromieniowania i urosłyby do ludzkich rozmiarów mielibyśmy problem. Być może dokonałyby zemsty. Mowa to o ślimakach winniczkach. Wizję apokalipsy odłóżmy jednak na później.

 

Co jakiś czas przeprowadza się inwentaryzację winniczków. Jej celem jest określenie limitów zbiorów, które zaczynają się już w kwietniu i trwają przez miesiąc. Najwięcej ślimaków odnajdziemy w gminach Siemiatycze, Bielsk Podlaski i Zabłudów. Są jednak i takie gminy, gdzie winniczki nie występują w ogóle.

 

Ślimak podlega częściowej ochronie, dlatego można zbierać okazy, których muszla przekracza 3 cm. Najlepsi łowcy są w stanie dostarczyć do skupu w okresie zbiorów nawet 30 kg winniczków. Zwykle lądują na stołach we Francji, choć i w Polsce stają się coraz bardziej popularne w kuchni. Łącznie na masową zagładę wysyłamy 240 ton ślimaków. Na szczęście ich populacja jest na tyle duża, że zanik gatunku raczej nie grozi.

 

Wielu biznesmenów zauważyło wysoki popyt na owe zwierzęta. Dlatego też wzięli byka, a właściwie ślimaka za rogi. Powstaje coraz więcej ferm ze ślimakami afrykańskimi. Rosną one sześć razy szybciej więc pozwalają więcej zarobić. Oprócz Francji trafiają do Belgii, Włoch czy Hiszpanii.

 

Tego dnia dziewczyny nie mogły się nawet uczesać

25 marca to od wieków szczególny dzień na Podlasiu. Obchodzi się wówczas święto Zwiastowania Najświętszej Maryi Panny. Do dziś pośród wielu mieszkańców panuje przekonanie, że jest ważniejsze nawet od Wielkanocy. Przenieśmy się na chwilę do przeszłości by poznać dawne zwyczaje.

Tego dnia obowiązywał ścisły post. Zakaz wykonywania wszelkich prac był tak rygorystyczny, że dziewczyny nie mogły nawet rozczesywać włosów. A co z rolnikami? Nawet jeśli był to jedyny dobry czas na prace na polu, musieli pozostać w domu. Jeśli złamali zakaz mogli sprowadzić nieszczęście na całą rodzinę. W celach zapobiegawczych przekazywano z pokolenia na pokolenie informację, że tego dnia na pola wychodzą ze swych kryjówek jadowite węże.

Ze świętem zwiastowania nierozerwalnie wiążą się bociany. Powrót tych ptaków na dachy gospodarstw miał zapewnić dobrobyt. Starano się pomóc szczęściu montując specjalne brony na gniazda. Bociany również obecne były w kuchni. Gospodynie do dzisiaj wypiekają tzw. bocianie łapy. Ze względu na post wyrabia się je tylko z wody i mąki. Czasem wkładano do ciasta monety, a dziecko, które je znalazło w przyszłości miało być zamożne. Tego dnia pieczono ponadto ciastka w kształcie maszyn rolniczych.  Dzięki temu nic złego uprawom nie mogło się stać.

W Ciechanowcu zatrzymał się czas

Muzeum Rolnictwa w Ciechanowcu, leżącego na granic Podlasia i Mazowsza, zebrało od lat 60-tych ponad 28 tys. eksponatów. Możemy je podziwiać w ramach kilkudziesięciu stałych ekspozycji. Jako że mieści się przy zespole pałacowo-parkowym rodziny Starzeńskich, całość jest niezwykle zadbana. Od zbiorów może zakręcić się w głowie. Dawne maszyny rolnicze, wyroby rzemiosła czy obrazy religijne to tylko ułamek z bogatej kolekcji.

 

Największe wrażenie robią drewniane chaty i zabudowania gospodarcze z XVIII w. Większość z nich pokryta jest strzechą. Część pełni nawet funkcję domków gościnnych dla przyjezdnych. Budynki otaczają różnego typu plecione płoty, a także zadbane ogródki. Między zagrodami utrzymanymi w dawnym stylu przechadzają się zwierzęta, jak kozy czy gęsie, co tylko nadaje uroku. Na szczególną uwagę zasługuje ogród roślin. Każda z nich została opatrzona tabliczką informacyjną. Warto wspomnieć, iż cały zbiór gatunków może posłużyć do celów medycznych.

 

Rozwój placówki trwał przez lata i w tej materii nic się nie zmieniło. Obecnie istnieją dwie filie Muzeum. W każdej z nich podziwiać drewniane wiatraki. Na terenie skansenu odbywają się imprezy o cyklicznym charakterze. Do najważniejszych należą Święto Chleba i Konkurs Gry Na Instrumentach Ludowych Pasterskich.

Na Podlasiu nikogo nie dziwią. Krzyże szokują przyjezdnych.

O tym że Podlasie jest wyjątkowe nie trzeba nikogo przekonywać. W krajobrazie wsi i małych miasteczek jest jednak coś czego próżno szukać w innych miejscach Polski. Mowa to o przydrożnych krzyżach i kapliczkach. Modlitwy nabierają tam materialnego charakteru.

 

Większość krzyży pochodzi jeszcze z czasów zaborów. Na przełomie XIX i XX w. doszło bowiem do wzrostu aktywności ruchów narodowych i religijnych. W ten sposób starano się również zapomnieć o ciemiężycielu. Liczba krzyży na mieszkańcach Podlasia nie robi szczególnego wrażenia. Traktują je jako coś zupełnie naturalnego. Przyjezdni jednak mogą być nieco zszokowani. Przy wjeździe do wsi – krzyż, na wyjeździe – to samo! Czasem zdarzają się podwójne krzyże. Jeden z nich postawili wyznawcy prawosławia, drugi zaś katolicy.

 

Przydrożny krzyż odgrywał wśród mieszkańców wsi szczególną rolę. Nie każdy miał szansę dojechać do kościoła, dlatego często stanowił imitację świątyni. Przy nim dziękowano za otrzymane łaski, jak i proszono o zakończenie klęsk żywiołowych. Niejednokrotnie stawiano je też właśnie dla ochrony miejscowości przed zarazą. Do dziś przetrwały liczne zwyczaje, jak zdejmowanie czapki, czy zwykłe przeżegnanie się na widok wbitych w ziemię belek. Kondukt pogrzebowy zatrzymuje się zaś z odkrytą trumną przy najbliższym krzyżu. W ten sposób zmarły może pożegnać się ze swoim sąsiedztwem.

Te zwierzęta na Podlasiu zwiastują śmierć

Wschodnie regiony Polski pełne są mistycyzmu. Liczne przesądy i zabobony niegdyś stanowiły nieodłączny element codzienności. Na Podlasiu wierzy się, że niektóre zwierzęta mogą przewidzieć śmierć. Najczęstszym zwiastunem jest wycie psa. Wydaje się, że to nic szczególnego. Psy bowiem wyją w innych sytuacjach. Gdy jednak ktoś z rodziny przebywa choćby w szpitalu, a pysk wyjącego psa skierowany jest ku ziemi, trzeba być przygotowanym na najgorsze.Rzadziej praktykowana wróżba wiąże się z koniem. Jeśli kopał on pod domem gdzie leżał chory, wkrótce zawita tam śmierć. Dawniej uważano również, iż jeśli konie wiozące księdza, obejrzą się za siebie, lub będą spocone, to kostucha czyha w pobliżu. 

Ciekawym zwiastunem śmierci są krety, a właściwie ich kopce pod domem. Zwierzęta miały w ten sposób wyprowadzać duszę z gospodarstwa. Na wsiach panowało również przekonanie, iż nieszczęście przynosi piejąca kura. Dlatego też praktykowano tzw. przemierzanie. Polegało ona na mierzeniu kurą domostwa. Wygląda to dosyć absurdalnie trzeba przyznać. Gdy na progu wypadła głowa, ptaka należało zabić, jeśli zaś ogon, trzeba było go odciąć. Miało to ochronić domownika od szponów śmierci. Ludzie obawiali się ponadto sowy, a dokładnie jej złowieszczego odgłosu ”pódź, pódź”. Jeśli taki dźwięk unosił się w powietrzu, nie było już ratunku.

Osadnicy umierali z głodu. Winowajcę wskazały ptaki.

Setki a nawet tysiące lat temu na pewnym wzgórzu otoczonym z każdej strony lasami żył król Bokobrody wraz ze swoją żoną Klementyną. Czasy szczęśliwego panowania zostały jednak przerwane. W osadzie pojawił się głód. Wielu nie przeżyło. Król nakazał rycerzom udać się na wyprawę po zwierzynę. Tą ciężko było odnaleźć. Tereny wydawały się całkowicie opustoszałe. Nagle na niebie dostrzegli przelatujące sokoły.

 

Rycerze z zaciekawieniem ruszyli za nimi. Po kilku godzinach natknęli się na pieczarę, w której żył dwugłowy smok. To on był przyczyną głodu. Zwierzęta bowiem w strachu uciekały z okolicznych lasów. Do walki z bestią wyznaczono jednego z rycerzy. Ostrza dosięgły winowajcę. Po ciężkiej walce udało się. Skąpany krwią potwora wojownik mógł zatriumfować. Na cześć ptaków, które wskazały jaskinię smoka osadę nazwano Sokoły. Mieszkańcy już nigdy nie zaznali głodu.

To najciekawsza atrakcja Narwiańskiego Parku Narodowego!

W dolinie Narwi można spotkać nietypowe drewniane łodzie, które pozwalają dostać się w mało dostępne miejsca. Mowa tu o tzw. pychówkach. Nazwa powiązana jest ściśle z techniką pływania. Aby odepchnąć się od dna należy używać długiego wiosła bądź tyczki. Przed laty pychówki służyły głównie do połowu czy przewozu siana. Nieraz umieszczano na nich również zwierzęta.

 

Spływy pychówką należą do jednych z ciekawszych atrakcji Narwiańskiego Parku Narodowego. Takie podróże mogą trwać nawet do pięciu godzin. W ich czasie dostrzeżemy, zwłaszcza latem wiele gatunków ptaków i innych zwierząt. Łodzie pomieszczą dwie osoby i przewodnika, a to ze względu na dosyć ograniczone rozmiary – 4 m. Dzięki flisakom wiele turystów nie musiało błądzić po dolinie. Znając teren jak własną kieszeń zawsze sprowadzą przyjezdnych do przystani.

Narew dalej zachwyca. Na Wasze życzenie dłuższa wersja filmu [WIDEO]

Po naszej ostatniej publikacji http://serwer180971.lh.pl/rozlewiska-narwi-2017-narew/ odzew z Waszej strony był przeogromny. Dostaliśmy wiele próśb o kolejne filmy. Dlatego tez na Wasze życzenie przedstawiamy dłuższą wersję filmu, na którym możecie podziwiać wspaniałe widoki narwiańskich rozlewisk koło Białegostoku. 

 

 

 

 

Donieśli na kochanków. Miłość przepadła.

Żywioł nadciąga

Niebo w ciągu dnia pociemniało. Zdawało się że zapadła noc. Wraz z chmurami przyszedł wiatr. Fale na jeziorze osiągnęły niebotyczne rozmiary. Wingryna miała zamiar schronić się w domu. Dostrzegła jednak łódź. Mężczyzna walczył z żywiołem. Wingryna przywiązała się liną do drzewa. Na brzegu stała łódź, którą postanowiła wykorzystać do ratunku. Wyruszyła bez chwili zawahania. Rozpoczęła się bitwa z czasem.

Ratunek w ramionach

Mężczyzna wpadł z krzykiem do wody. Lina była na tyle wystarczająca, że pozwoliła na dotarcie do rozbitka. Udało się. Ostatkiem sił dotarli z powrotem na ląd. Mężczyzną okazał się zakonnik z pobliskiego klasztoru. Fabian, gdyż tak było na imię, spojrzał na swoją wybawczynię. Oboje ulegli wzajemnej fascynacji. Musieli jednak wrócić do swych obowiązków. Od tego dnia codziennie pojawiali się nad brzegiem jeziora, lecz los chciał, że ciągle się mijali. Chcieli wyznać w końcu swoje uczucia, aż w końcu nadszedł wielki dzień.

Smutny finał

Ich usta w końcu się spotkały. Namiętne chwile zostały podejrzane przez innych zakonników. Na Fabiana doniesiono do przeora. Mężczyznę zamknięto w wieży. Z tęsknoty za ukochaną nie chciał nic jeść i pić. Wkrótce zmarł. Wingryna  w oddali dostrzegła tylko ducha Fabiana ulatującego do nieba. Dziewczyna nie umiała żyć w samotności. Za jakiś czas i ona odeszła do lepszego świata. Na środku jeziora tuż po jej śmierci wyłoniła się wyspa. Duchy Fabiana i Wingryny nadal próbują się spotkać, lecz zawsze przeszkadza im burza. Klątwa może zostać przerwana wtedy, gdy znajdzie się para bardziej zakochana od nich.

10 powodów by zamieszkać na Podlasiu

Nie ma problemu ze smogiem

W ostatnim czasie smog dał się we znaki mieszkańcom Polski, ale nie tak bardzo mieszkańcom województwa podlaskiego. Miały wpływ na to zapewne trzy czynniki. Niestety ludzie wrzucają do pieca co popadnie, tak samo jak w innych rejonach Polski, ale… województwo nie jest gęsto zaludnione, dzięki czemu dym nie osiada tak samo jak na przykład w Katowicach czy Chorzowie. Drugim czynnikiem jest większa lesistość terenu, przez co drzewa wchłaniają więcej dwutlenku węgla. Ostatnim czynnikiem jest specyficzne położenie geograficzne choćby Krakowa. Miasto znajduje się na wklęsłym terenie.

Czas płynie bardzo wolno

Jeżeli przemierzacie samochodem czy rowerem przez Podlaskie i zjedziecie z głównych dróg, to natychmiastowo poczujecie jak zatrzymuje się czas. Będą Was otaczać stare domy, natura nieskalana obecnością człowieka, a także spokojnie pasące się zwierzęta. Słoneczny, bezwietrzny dzień tylko spotęguje te uczucie.

Uprzejmi ludzie

Nie ma chyba innego takiego województwa w Polsce, w którym obce osoby zaczepiają się w autobusach, na przystankach czy kolejkach, by sobie po prostu porozmawiać. Sympatyczne towarzystwo często też spotkamy w parkach, skwerach i deptakach.

Jeziora, rzeki, dużo lasów

Podlaskie jest fantastycznie położone. Na jego terenie mamy jeziora, rzeki, a także mnóstwo lasów! Można tu organizować niekończące się piesze wycieczki szlakami, a także wyprawy rowerowe.

Blisko na Litwę, Mazury i nad… Bałtyk z dwóch stron!

Samochodem też pojedziemy w ciekawe miejsca. Bardzo szybko się dostaniemy na Litwę, Mazury a także Bałtyk – ze strony polskiej i litewskiej, a gdy postaramy się o wizę, to możemy również szybko dostać się do Królewca i spędzić czas nad tamtejsza częścią Morza Bałtyckiego.

Rzut beretem do Warszawy

Mówi się, że bezpieczna odległość zamieszkania teściowej od małżeństwa to taka, gdy teściowa nie może przyjść do nas w kapciach. Podobnie jest ze stolicą Polski. Nie pójdziemy do niej w kapciach, ale szybko się dostaniemy choćby po to, by dostać się na któreś lotnisko lub zaczerpnąć naprawdę wielkomiejskiego życia.

Kilkadziesiąt ścieżek rowerowych

Jeżeli jednak postanowimy nie ruszać się z Podlaskiego i akurat kochamy rower, to możemy tutaj jeździć bez końca! Podlaskie na swoim terenie ma kilkadziesiąt ścieżek rowerowych, w tym szlak Green Velo. Jeżeli ktoś ma tyle sił, to może przejechać 100 i 200 km bez obaw, że nie będzie miał gdzie się ruszyć.

Tygiel kulturowy

Ostatnio źle się mówi o sytuacji u zachodnich sąsiadów. Nastąpiła tam wielka mieszanka różnych kultur i jak przyznali odpowiedzialni za to politycy – multi-kulti nie powiodło się. Tymczasem Podlaskie to prawdziwy tygiel kulturowy, miejsce, gdzie ludzie żyją ze sobą we wspaniałej symbiozie. Oczywiście, jak to ludzie – nie obywa się bez antagonizmów i złośliwości, ale jest bezpiecznie i spokojnie. Dlatego na jednym terenie mogą mieszkać ze sobą katolicy, prawosławni, Tatarzy (rdzennie polscy Muzułmanie), a kiedyś pośród nich – i to w zdecydowanej większości Żydzi, którzy podczas II Wojny Światowej zostali wymordowani.

Dziesiątki miejsc, by się zaszyć

Mówi się o Bieszczadach – że można rzucić wszystko i tam jechać. Tam mamy jednak tylko góry, a zaszycie się polega na tym, że zapewne zaszyjemy się w takim górskim domku właśnie. Podlaskie jest o tyle atrakcyjniejsze, że tutaj miejsc, w których możemy się zaszyć jest dziesiątki… Jest duża oferta agroturystyczna, z dala od miejskiego zgiełku, a także… tanie siedliska do kupienia w totalnych… dziurach!

Najwięcej pubów na mieszkańca

Jeżeli ktoś kocha nocne życie, to zapraszamy do Białegostoku. Statystycznie na każdego mieszkańca przypada najwięcej pubów. Ostatnio modne stały się lokalne piwa. Tutaj można spróbować naprawdę bardzo wielu interesujących smakowo wyrobów.

Jesteśmy przekonani, że powodów, dla których warto zamieszkać . Znacie jakieś?