Kto najczęściej decyduje się na wypożyczenie samochodu w Białymstoku? Ile to kosztuje?

Białystok bardzo chętnie odwiedzają turyści i przyjezdni zarówno z Polski, jak i z zagranicy. Otoczone lasami Podlasie, bliskość granic z Białorusią, Litwą i Rosją sprawia, że każdego roku do Białegostoku przyjeżdża bardzo wiele osób. Część z nich dostaje się tutaj przy pomocy własnych samochodów, pozostali korzystają z komunikacji zbiorowej – pociągów, busów i autokarów. Będąc na miejscu warto wypożyczyć samochód, by zwiedzić jeszcze więcej!

Zwiedzanie okolic Białegostoku

O ile po mieście bez trudu można się przemieszczać przy pomocy komunikacji miejskiej, o tyle wyjeżdżając poza miasto warto skorzystać z samochodu. Nawet w przypadku, gdy nie posiadamy własnego auta, nie stanowi to żadnego problemu! Wypożyczalnia aut w Białymstoku udostępni nam pojazd dostosowany do naszych potrzeb.

 

Co ważne, cała procedura wynajmu samochodu jest bardzo prosta i przejrzysta. Wystarczy jedynie wskazać wybrany przez nas model a następnie wypełnić krótki formularz. Płatności za samochód można dokonać przelewem, po dokonaniu rezerwacji lub kartą płatniczą przy odbiorze auta. Aby wypożyczyć samochód niezbędne będzie ważne prawo jazdy, posiadane od co najmniej roku oraz drugi dokument ze zdjęciem, może być to dowód osobisty albo paszport.

 

Dużą część klientów wypożyczalni stanowią studenci, którzy na co dzień mieszkają w Białymstoku. Często nie posiadają oni własnych aut, jednak okazjonalnie lubią odwiedzać okoliczne miejscowości. Wynajem również dla nich nie stanowi żadnego problemu! Koszt jednodniowego wynajmu samochodu zaczyna się już od 95 zł, W tej cenie możemy mieć na przykład Skodę Citigo. Nieco większa Skoda Fabia jest o jedynie 14 zł droższa. Jeśli na wycieczkę za miasto wybierzemy się w kilka osób, jej koszt będzie niższy od ceny ewentualnych biletów, a komfort podróży dużo większy.

Turyści z różnych stron Europy

Jak już wiemy, w Białymstoku samochody wypożyczają tutejsi studenci – lecz nie tylko. Również mieszkańcy tego miasta mogą wynająć pojazd w razie potrzeby, np. jeśli ich auto ulegnie awarii i muszą zostawić je u mechanika (a nie chcą tracić mobilności!). Wypożyczony samochód to także świetne rozwiązanie, jeśli na co dzień poruszamy się małym autkiem, a na wakacje potrzebujemy więcej miejsca na bagaże. Większy samochód można wynająć także w razie przeprowadzki – wówczas sami możemy przewieźć swoje rzeczy, a nie wynajmować specjalną firmę.

 

Trzeba też pamiętać, że do Białegostoku bardzo często przyjeżdżają turyści, również ci zagraniczni. Wśród nich znaleźć można osoby z pobliskiej Litwy, Białorusi czy Rosji. Jeśli i my chcielibyśmy odwiedzić wschodnich sąsiadów, możemy zadawać sobie pytanie “Czy samochodem z wypożyczalni w Białymstoku można przekroczyć granicę?”. Klienci wypożyczalni z założenia mogą poruszać się bez przeszkód po terytorium Polski, wypożyczalnia nie nakłada na swoich klientów żadnego limitu kilometrów. Nie wymaga również żadnych dodatkowych zabezpieczeń takich jak karta kredytowa czy kaucja. Jeśli jednak chcielibyśmy wypożyczonym samochodem przekroczyć granicę należy zgłosić ten fakt w wypożyczalni. Najlepiej jest to zrobić podczas zakładania rezerwacji. Jeśli jednak przeoczymy ten punkt możemy uzupełnić tę informację do jednego dnia przed odbiorem samochodu.

 

Co ważne, również wtedy możemy podróżować wypożyczonym autem jedynie po krajach należących do Unii Europejskiej. Zatem możemy pojechać na Litwę, Łotwę czy do Estonii, niestety przekroczenie granicy z Białorusią czy Rosją jest niedozwolone. Niemniej jednak podróże po całym Podlasiu na pewno zrekompensują nam ten fakt. Różnorodność przyrody, Bliskość Białowieskiego Parku Narodowego i lokalna kuchnia to tylko niektóre atrakcje, czekające na wszystkich przyjezdnych w tej okolicy.

Materiał partnerski

Jechaliśmy kolejką wąskotorową. Piękne widoki i regionalne jadło!

Kiedyś służyły do transportu drewna, dzisiaj przewozi turystów i cieszy się ogromnym zainteresowaniem. Mowa o kolejce wąskotorowej z Hajnówki do miejscowości Topiło. Podróż kolejką przez Puszczę Białowieską to wyjątkowa atrakcja. Postanowiliśmy sami się przekonać jak się nią jedzie. Było naprawdę super!

Spadek po zaborach

Kolejkę wąskotorową mamy w spadku zaborach. W 1916 roku, gdy Polski jeszcze nie było na mapie, to na terenie Puszczy Białowieskiej urzędowali Niemcy. Potrzebowali drewna, więc wybudowali w Białowieży tartaki i stolarnie, zaś w Hajnówce fabrykę półproduktów chemicznych z drewna. Stąd też przewożono drewno. Kiedy na terenach zaborczych nastała już Rzeczypospolita Polska to do II Wojny Światowej państwo polskie rozbudowało sieć kolejek leśnych. W 1939 roku było ich łącznie 360 km! Dopiero transformacja ustrojowa i wszechobecna, pokomunistyczna bieda w 1992 roku zakończyła eksploatację kolejek.

Piękne zakątki i rezerwaty

Dziś wąskotorówka kursuje z Hajnówki do miejscowości Topiło. Można się przejechać do końca września i warto to zrobić, by zobaczyć piękne zakątki Puszczy Białowieskiej. Kolejka mknie przez rezerwaty przyrody. Maszyna zatrzymuje się na stacji Topiło, by turyści mogli podziwiać piękno nie tylko przejazdem. Tam można wybrać się na spacer po lesie szlakami lub też skorzystać na miejscu z gastronomii. Można najeść się lokalnych przysmaków lub napić się kwasu chlebowego, naparu z ziół czy regionalnego piwa. Jest też sklep z pamiątkami.

 

Jak się jedzie?

Sama jazda jest bardzo przyjemna, aczkolwiek niektórzy narzekają na hałas. Nie jest on jednak uciążliwy. Cała podróż to wspaniała medytacja. Oglądamy piękne widoki za oknem, zielone kolory lasu uspokajają nas, zaś regularny stukot kół wprowadza niemalże w trans. To także doskonałą atrakcja dla dzieci. Pierwszy i ostatni wagon zawiera podłużne ławy do siedzenia, zaś pozostałe mają tradycyjne siedziska. Wszystko jest z drewna. Oprócz rzecz jasna lokomotywy. Podróż odbywa się z prędkością około 20 km na godzinę. W jedną stronę jedziemy przez godzinę, potem postój trwa godzinę i kolejka kolejną godzinę wraca. Można też wyjechać z Hajnówki porannym kursem zaś wrócić popołudniowym. Wtedy będziemy mieć wiele godzin na zwiedzanie Puszczy Białowieskiej.

Ceny i informacje 2021

Cena biletów to:

  • normalny 50 zł
  • ulgowy 40 zł (młodzież w wieku 15-19 lat, seniorzy, niepełnosprawni)
  • ulgowy – 30 zł (dzieci od 3 do 14 roku życia oraz psy)
  • bezpłatnie – dzieci do lat 3

Można płacić gotówką lub kartą w kasie przy stacji. Bilet należy kupić w tym samym dniu co odbywać się będzie przejazd. Nie można zarezerwować przejazdu wcześniej, więc dobrze jest nie przyjeżdżać na ostatnią chwilę, bo może zabraknąć miejsc. 

Informacje o odjazdach kolejki na 2021 rok:

– w okresie od 4 czerwca do 6 czerwca – codziennie o godz. 10:00 i 14:00

– w okresie od 12 czerwca do 26 czerwca – w każdą sobotę o godz. 10:00 i 14:00;

– w okresie od 29 czerwca do 31 sierpnia – w każdy wtorek, czwartek, sobotę i niedzielę o godz.10:00 i 14:00 z wyłączeniem dnia 17 lipca,

– w okresie od 2 września do 30 września – w każdy czwartek i sobotę o godz. 10:00 i 14:00.

Telefon kontaktowy: 693-337-290

Budynek poczty będzie pod ochroną konserwatora. Relikt PRL czy wartościowa architektura?

Czy budynek z 1965 roku w dzisiejszych czasach to relikt PRL czy też wartościowa architektura. Na Podlasiu uznano, że to drugie gdyż budynek Poczty przy dworcu kolejowym w Białymstoku zostanie objęty ochroną konserwatorską. Jak widać, już na pierwszy rzut oka nie jest on typowy. Warto zadać sobie pytanie czy to wystarczający powód by go chronić? To samo pytanie można zadać też o budynki spodków, galeriowiec, gmach uniwersytecki przy Skłodowskiej (tak zwany ONZ) i wiele innych. Wszystkie zostały zbudowane w duchu modernizmu, każdy czymś się wyróżnia, ale czy każdy zasługuje na ochronę? Dyskusja na ten temat w Białymstoku toczy się wiele lat.

 

Spójrzmy na Białostocki Teatr Lalek. To też budynek modernistyczny, a jednak jakiś czas temu został nieco przerobiony, unowocześniony i nie wygląda wcale gorzej. Podobnie z budynkiem po “Domusie” na Al. Piłsudskiego, w którym znajduje się teraz firma informatyczna zaś sam budynek zmienił swoje oblicze. Wcale nie wygląda źle. Ochrona konserwatorska oznacza, że budynek nie będzie zabytkiem, ale właściciel budynku wszelkie remonty będzie musiał uzgadniać z konserwatorem. Dlatego, mimo że bez wątpienia obecny budynek Poczty jest reliktem PRL (co nie oznacza, że jest brzydki, ale nie ma większej wartości historycznej), to właściciel budynku przynajmniej nie zrobi z niego potworka.

 

W duchu modernizmu została odbudowana cała Polska po odzyskaniu Niepodległości w 1918 roku. Najpierw urzędy i instytucje państwowe, później bloki mieszkalne. Po II wojnie światowej architektem, który stworzył nowy Białystok na gruzach poprzedniego miasta był Stanisław Bukowski. W latach 60-tych przyszła nowa “fala” modernizmu, a wraz z nią inni architekci. Budynki, które zaczęły się pojawiać było nieco futurystyczne. Spójrzmy chociaż na Central, spodki, pawilony-restauracje przy ul. Akademickiej. Jednym z takich budynków właśnie była właśnie też Poczta przy Kolejowej projektu architekta Leona Kulikowskiego, absolwenta Wydziału Architektury Politechniki Warszawskiej. Budynek posiada ciekawe rozwiązania. Do budowy obiektu wykorzystano cienkościenne konstrukcje łupinowe nadając budynkowi jedyny na terenie miasta falisty dach. Wnętrza budynku oraz neon zaprojektowała Aleksandra Bortowska. Późniejsze zmiany w architekturze poczty wykonano według projektu białostockiego architekta Jana Hahna.

Deweloperzy już zacierają ręce. Miasto sprzedaje działkę na historycznej dzielnicy.

Pokaźny kawałek terenu (obok domu ze zdjęcia powyżej) przy ul. Młynowej będzie można kupić. Miasto ogłosiło już przetarg, więc nie trudno się domyślić, że deweloperzy aż przebierają nogami, by ją odkupić. I nie ma co się im dziwić – “apartamenty” w ścisłym centrum miasta to przecież żyła złota. Nie można też ogólnie mieć pretensji, że w Białymstoku powstają bloki, bo to przecież dynamicznie rozwijające się miasto i normalne, że ludzie chcą gdzieś mieszkać. Jednak trzeba sobie zadać pytanie – czy w ścisłym centrum miasta powinny powstawać bloki? Dlaczego plan zagospodarowania przestrzennego to dopuszcza? Oraz czy unikalny charakter jaki miała kiedyś ul. Młynowa będąc dawną dzielnicą Chanajki nic nie znaczy dla Tadeusza Truskolaskiego i jego świty? Wychodzi na to, że nie. A czy powinno?

Tylko niektóre domy na Młynowej są zabytkowe, inne nie mają aż takiej wartości historycznej. Cały teren jest wpisany do podlaskiego rejestru jako zabytek. Jednak w naszym mieście to nie problem. “Tajemniczo” zabytki płoną, a potem “magicznie” w ich miejscu pojawiają się “apartamenty”. Wszyscy wiedzą, że są to celowe podpalenia, ale nikt z tym nic nie robi. Urzędnicy jak te małpy – oczy, uszy i usta zakryte. I tak to się kręci. Dlatego to, że na Młynowej stoją zabytki nie ma znaczenia. Ma za to znaczenie, że deweloper postawi pierwszy blok przy Młynowej. Bo oznacza to, że przy dalszej bierności małp pozostałe domy czeka powolna zagłada. A wraz z nimi bezpowrotnie znikną całe Chanajki. Przerabialiśmy to na Bojarach, na Przydworcowym, a ostatnio przy ul. Sosnowskiego. Pożary, pożary i jeszcze raz pożary.

Tak jak pisaliśmy, sama Młynowa nie jest zabytkowa, ale z pewnością nie powinno tam być więcej bloków. Jest to ścisłe centrum i jego przeznaczenie powinno być inne niż mieszkaniowe. Zupełnie inna sytuacja panuje na dalszej części Młynowej – od skrzyżowania z ul. Św. Anny, przez skrzyżowanie z Wyszyńskiego po skrzyżowanie z Łomżyńską. Tam dawniej były zarośla i stare garaże. Bloki w tej części nie budzą aż takich kontrowersji.

 

W ostatnich latach Młynowa zyskała bardzo ciekawy charakter. Zaczął funkcjonować tam popularny Street Food, obok jest jeszcze MotoPub, a dalej restauracja Camelot. Gdyby jeszcze – stare domy – pustostany zamienić w lokale usługowe i wynająć pod gastronomię, to mielibyśmy świetną alternatywę dla Rynku Kościuszki, gdzie czasem są takie tłumy, że trudno przejść. Obie miejscówki zresztą łączą się przecież ze sobą Placem NZS. Podobnie jak Rynek Kościuszki z Plantami. To wszystko powoduje, że można spacerować po dawnym Białymstoku. Niestety Białystok przez takie działanie nigdy nie będzie miał własnego charakteru. Będzie po prostu wielką, betonową masą, w której można jedynie obejrzeć Pałac Branickich, bo chociaż tego Truskolaski i jego świta sprzedać nie mogą.

Masowy grób tykocińskich Żydów, fot. Gripper / Wikipedia

Masowe morderstwo Żydów. Niemcy zabili prawie 2500 osób za ich wiarę.

Niewielki las pomiędzy Tykocinem a Łopuchowem to miejsce, w którym w 1941 roku Niemcy okupujący Polskę zamordowali ok. 2500 Żydów tylko ich wyznanie. Po tej strasznej zbrodni gmina żydowska w Tykocinie przestała istnieć, a istniała od 1522 roku czyli 419 lat!

 

24 sierpnia 1941 roku Niemcy wydali zarządzenie, by wszyscy Żydzi zgromadzili się następnego dnia na rynku. Starszyzna po dyskusjach podjęła decyzję, że mieszkańcy mają poddać się zarządzeniu. Następnego dnia rano ludzie wyszli na rynek zaś do Tykocina przyjechała specjalna niemiecka jednostka wojskowa. Otoczono rynek, a następnie kobiety i dzieci rozdzielono od mężczyzn. Pierwszą grupę wywieziono ciężarówkami w kierunku Łopuchowa, zaś mężczyźni szli w tamtą stronę piechotą w kolumnie. W Zawadach zostali załadowani do ciężarówek i wywieziono do lasu.

 

Masowy mord Żydów trwał dwa dni. Pierwszego zabito serią z karabinu maszynowego 1700 osób zaś drugiego dnia 700 osób. Okoliczną ludność zmuszono do wykopania dołów, a następnie do zasypywania ciał. Z tej brutalnej masakry uratowało się zaledwie 150 osób zaś wojnę przeżyło tylko 21 osób.

fot. skansen.bialystok.pl

Dożynki Centralne w Białymstoku. Doskonały przykład na to, że komunizm nie działa.

2 września 1973 roku w Białymstoku miało miejsce ogromne wydarzenie – Dożynki Centralne. Sama impreza była nie tylko zwieńczeniem żniw, ale też pewnego okresu inwestycyjnego w mieście, po którym niektóre pamiątki zostały do dziś. Białystok w owym czasie przeżył boom inwestycyjny. Upadek Gierka i gigantyczne długi oraz późniejsza zapaść gospodarcza, którą Polsce zafundował towarzysz sekretarz pokazały po raz kolejny, że komunizm nie działa, a inwestycja oznacza – że musi się kiedyś zwrócić, inaczej nie jest to żadna inwestycja.

 

W Białymstoku przed Dożynkami Centralnymi przebudowano Rynek Sienny. Dziś po tej przebudowie nic nie zostało. Do użytku oddano węzeł komunikacyjny u zbiegu ulic Zwycięstwa i Hetmańskiej. Przystanki stoją do dziś, ale trudno nazwać to inwestycją. W ramach przygotowań do Dożynek wybudowano pawilony wystawowe – spodki przy ul. Rocha. Stoją one do dziś i są architektoniczną ciekawostką. Zmodernizowano stadion przy ul. Słonecznej. Dziś stoi tam nowoczesny obiekt, a po starym na szczęście nie ma śladu. Istnieje za to “Central” ze swoim charakterystycznym wyglądem. Choć w środku wiele razy odnowiony, to na zewnątrz jest jak pomnik PRL.

 

Można postawić śmiało hipotezę, że gdyby nie unikalny wygląd to ani Spodków ani Centralu by nie było. W dobie galerii handlowych i zakupów przez internet to cud, że Central jeszcze istnieje. Jeżeli chodzi o Spodki to z ich powodów ostatnio mieliśmy awanturę. Otóż dyrektorka WOAK-u, który swoją siedzibę ma w tych charakterystycznych budynkach chciała prowadzić w nowoczesnym budynku i zmienić nazwę instytucji, której szefuje na Podlaski Instytut Kultury. Z praktycznych względów należy przyznać jej rację, ale sentyment do tych UFO-budynków na to nie pozwala.

 

Najgorsze jest to, że mimo iż komunizm dawno za nami to co raz widać w politykach wszystkich opcji ciągotki do tego, by inwestować kompletnie nie interesując się czy będą z tego zyski. Politycy bowiem traktują te wszystkie inwestycje jako własne pomniki. Może taniej by było gdyby po prostu stawiali sobie takie tradycyjne?

fot. Yarl / Wikipedia

150-letnia stacja kolejowa jako mieszkanie? Idealne dla kogoś, kto szuka życia w pięknym miejscu.

Każdy, kto kiedyś jechał do Suwałk pociągiem zwrócił na pewno uwagę, że tory nie prowadzą tak samo jak droga dla samochodów czyli przez Korycin i Suchowolę. Najpierw trzeba jechać na wschód do Sokółki, a dopiero potem pociąg odbija na północ w stronę Suwałk. Ten północy odcinek nie jest zelektryfikowany i prawdopodobnie nigdy nie będzie, gdyż budowana Rail Baltica przebiega z Litwy na Suwałki, a dalej Ełk, Grajewo i Białystok. Oznacza to, że ta część Podlasia może kiedyś być wykluczona kolejowo. Wystarczy, że przestaniemy używać lokalnych szynobusów, które są spalinowe. Nie musi się to wydarzyć w najbliższym czasie, ale obserwując trendy motoryzacyjne można dojść do takiego właśnie wniosku, że po prostu obecne się zużyją, a nikt nie będzie chciał produkować kolejnych z powodów ekologicznych.

 

Po drodze z Sokółki do Suwałk jest Augustów – niegdyś letnia stolica Polski, dziś trudno już usłyszeć takie określenie. To wszystko dlatego, że droga tam z Białegostoku – krajowa – nie spełnia nowoczesnych standardów. Wiele lat bojów spowodowało, że powstaje Via Baltica. Jednak prowadzić ona będzie z Litwy do Suwałk, a dalej przez Grajewo i Białystok. Podobnie jak w przypadku kolejowym Augustów został wykluczony komunikacyjnie. W efekcie jeszcze kilka lub kilkanaście lat i będzie trzeba mocno się natrudzić, by tam dojechać.

 

Augustów więc z biegiem czasu będzie coraz bardziej tracił na atrakcyjności, turyści zaś mogą nie tak chętnie już go odwiedzać, a cały powiat augustowski zbliżać się będzie rozwojem do biednego i zapomnianego powiatu sejneńskiego. Ma to również i pozytywne skutki. Tam, gdzie człowiek przestaje eksploatować, tam też odradza się natura. Otoczenie Puszczy Augustowskiej będzie bardziej dzikie, a czyste jeziora niezabrudzone. Dzięki czemu będzie to idealne miejsce do życia dla wszystkich tych, którzy chcą żyć na uboczu.

 

Warto tu wspomnieć o pewnym pomyśle, który można zrealizować. Otóż niedaleko Augustowa, na południu Puszczy Augustowskiej, całkiem nieźle skomunikowana jest wieś Kamienna Nowa w powiecie sokólskim obok Lipska. Znajduje się tam stara stacja kolejowa z 1870 roku. Budynek można kupić za 220 000 zł od PKP. Jego powierzchnia to 328 metrów kwadratowych. Samej powierzchni użytkowej to 221 metrów. Czyli można zrobić z tego ogromny dom, do którego dojedziemy póki co szynobusem, a także będziemy mogli szybko dojechać do Augustowa wsiadając do pociągu pod samym domem. Brzmi kusząco? Jeżeli martwicie się o hałas pociągów, to nie musicie. Na tej trasie jest ich tyle co kot napłakał. Warto też dodać, że do Augustowa można dojechać też przyjemną trasą samochodową oraz rowerową przez pobliski Lipsk.

 

Dlatego jeżeli marzyliście kiedyś o własnym, nietypowym domu, to jest to dobra okazja, by zakupić ogromny budynek w cenie białostockiej kawalerki. Miejsce do życia też niczego sobie. Jest dużo ciszy i spokoju. Idealna propozycja dla kogoś, kto nie lubi dużych skupisk. Aczkolwiek ostatnie wydarzenia na świecie pokazały, że dużych skupisk trzeba było unikać. Kto wie, czy to nie wróci? Przypominamy też, że inna stacja jest również do kupienia – w Kleszczelach.

/dworzec-kolejowy-kleszczele/

 

Zbliża się jesień. Co można wtedy robić na Podlasiu? Bardzo wiele!

Lato umiera jesieni czas – śpiewał kiedyś pewien gwiazdor jednej piosenki. Na wsiach trwają obecnie żniwa, które przyciągają bociany. Stołują się tym co odkryje przed nimi skoszone pole. To też czas organizowania się do odlotu. Zaraz zaczną się wykopki, pojawi się więcej deszczowych dni, a temperatura spadnie. Wtedy na Podlasiu można robić zupełnie inne rzeczy niż latem. Wszystko reguluje natura.

 

Jedne z miejsc, które stanie się bardziej przyjazne człowiekowi to las. Można bowiem wybrać się przede wszystkim na grzyby. Każdego roku daje on obfite zbiory jeżeli tylko solidnie popada. Gdy w lesie jest mokro to także znika zagrożenie pożarowe, więc jest po prostu bezpieczniej. Dodatkowo ścieżki w lesie są bardziej utwardzone, dzięki czemu wygodniej po nich chodzić a także jeździć rowerem. Podlaskie ma to szczęście, że na swoim terenie ma aż 3 Puszcze – Białowieską, Knyszyńską oraz Augustowską. W każdej z nich można także napotkać na dziko żyjące żubry. Do tego też nie brakuje jeleni czy saren. Biebrzański Park Narodowy, który też oprócz rozległych łąk składa się z lasu obfituje w łosie. Wszystkie te miejsca pełne są również kleszczy, więc po powrocie warto obejrzeć się dokładnie.

 

Inną alternatywą związaną z jesienią są piesze wycieczki. Nie jest tak gorąco, dzięki czemu można przemierzać wiele kilometrów. Jest to nie tylko zdrowe, ale też przyjemne. Oczywiście nie mówimy tu o chodzeniu po zabetonowanym Białymstoku i wąchaniu spalin. Warto wybrać się na jakiś szlak. Wystarczy zacząć iść po oznaczonych drzewach, na których namalowane jest które rozwidlenie to szlak oraz gdzie ewentualnie skręcić. Jest to dość dobra zabawa. Możecie wypróbować choćby na wylocie z Białegostoku na Augustów. Tam idąc w stronę Jurowiec z obwodnicy jest zejście w prawo do lasu. Tam zaczyna się pieszy szlak, którym dojdziemy najpierw do Wasilkowa, a następnie Nowodworc, Supraśla i jeszcze dalej. Kolejny taki szlak zaczyna się w Supraślu i prowadzi leśnymi drogami przez przepiękne rezerwaty przyrody ukryte w Puszczy Knyszyńskiej.

 

Jesienią nie warto jeszcze skreślać roweru. Całkiem przyjemnie się nim jeździ póki temperatura nie spadnie poniżej 15 stopni. Można wypróbować nowe ścieżki rowerowe – Zabłudów – Soce, można objechać dookoła Białystok, a można wybrać się Green Velo oraz przy okazji skorzystać z kładki Śliwno – Waniewo. Jesienią, gdy wody będzie więcej w Narwi – przeprawa powinna działać bez problemu.

Featured Video Play Icon

Ludzie z bagien. Ten film pokazuje piękno Podlasia oraz to jak wygląda wolność.

Każdy z nas potrzebuje piękna, by oderwać się od życia codziennego i zapatrzeć się na cuda przyrody, które daje nam nasze ukochane Podlasie. Właśnie w tym filmie dokumentalnym to jest – wolni ludzie, piękna przyroda i “postęp”, który chce wkroczyć w ich życie. Rodzina staje do walki o ochronę przyrody.

 

Ludzie z bagien to opowieść o rodzinie mającej odwagę realizować swoje marzenia, która zgiełk wielkiego miasta zamieniła na życie w zgodzie z naturą pośrodku Biebrzańskich Bagien. O ojcu, który miłością do przyrody stara się zarazić swoją córkę. To także historia ludzi, którzy podejmują walkę o to co najbardziej kochają – dziką przyrodę. Walkę, która na pierwszy rzut oka wydaję się przegrana od samego początku. Czy można bowiem powstrzymać “rozwój” cywilizacji ? Czy kiedy na szali stawiamy życie małego szarego ptaka i wygodę ludzi, ten pierwszy ma w ogóle szanse?

 

Taki opis od autora wskazuje niejako na początku, że rozwój cywilizacji może być uznawany za ważniejszy, że wszyscy chcą mieć więcej wszystkiego, że chcemy mieć kolejne nowoczesne inwestycje. Tylko kosztem czego? Kosztem tego piękna właśnie, w którym każdego dnia możemy się zatracać. Dokument jest niejako proroczy, bo z 2016 roku a pokazuje dobitnie nam w 2020 roku, że życie w zgodzie z naturą daje prawdziwą wolność, której można tylko pozazdrościć. A jednak żeby jej zasmakować trzeba najpierw oddać wygodę i trzeba szanować przyrodę.

Featured Video Play Icon

Zobacz magię Grabarki. Co roku ściąga tłumy ludzi nawet z daleka.

Jedni idą kilka, drudzy kilkadziesiąt, a trzeci kilkaset kilometrów. Wszyscy w tym samym kierunku – na Grabarkę. Tam co roku odbywa się Święto Przemienienia Pańskiego. Tak też było i w tym roku. To były jedne z najważniejszych dni dla wyznawców Prawosławia, ale uroczystość ma w sobie tak potężną moc, że przyciąga także ludzi innej wiary.

Każdy, kto pielgrzymuje na Świętą Górę Grabarkę niesie ze sobą intencję – na przykład za zdrowie, za znalezienie miłości czy też za rozwiązanie swoich problemów. Pielgrzymi mają ze sobą także krzyże, które już tam zostają. Po dotarciu na Grabarkę, bardzo wiele osób obchodzi na kolanach cerkiew trzy razy. Następnie upatrują miejsca dla swojego krzyża. Pod koniec idą do świętego źródełka, gdzie się obmywają. Wierzą głęboko iż woda ma uzdrawiającą moc.

 

Jest to jedne z przepięknych świąt, które trwało od poniedziałku a dziś zakończy się głównymi uroczystościami oraz procesją. Coś pięknego! Pamiętajcie, że na Świętą Górę Grabarkę można wybierać się przez cały roku. Bardzo polecamy, szczególnie wybrać się z jakąś intencją i krzyżem. Wiara umacnia człowieka wewnętrznie, nawet w dzisiejszym nowoczesnym świecie, który otwarcie walczy z religią. Wierzyć to żaden wstyd. My na Podlasiu wiemy to najlepiej.

Brak pieniędzy wyszedł na dobre. Miasto musi budować tak jak na zachodzie.

Ta wiadomość wydaje się zła, ale w gruncie rzeczy jest dobra. Chodzi o budowę tunelu zamiast kładki na dworcu kolejowym. Z powodu oszczędności nie będzie tam drogi dla samochodów, a jedynie dla pieszych i rowerzystów.

 

Samochodów jest bardzo dużo i będzie jeszcze więcej. To trend, który przyszedł do nas z krajów rozwiniętych. Teraz te same kraje rozwinięte z powodu nadmiaru samochodów mocno faworyzują pieszych i rowerzystów, a także transport publiczny. W Białymstoku najpierw za unijne pieniądze budowano drogi. Potem, gdy już UE kasy na nowe drogi dawać nie chciała, to ekipa Tadeusza Truskolaskiego wymyśliła pewien fortel.

 

Otóż budowano za kasę unijną drogi dalej, ale z bus-pasami, które do dziś są nikomu niepotrzebne, ale są. Byłyby potrzebne gdyby komunikacja miejska w Białymstoku funkcjonowała dobrze, a od wielu lat funkcjonuje źle. Truskolaski po objęciu władzy – czyli 14 lat temu – nawet nie zmienił dyrektora, nie dał szansy nowym pomysłom. Wprowadzano tylko głupkowate udogodnienia – na przykład elektroniczny bilet miesięczny, który trzeba było przyłożyć przy każdym wsiadaniu i wysiadaniu z autobusu. Dopiero przed samymi wyborami Truskolaski jako ten łaskawca nagle to zmienił. Oprócz tego wymieniono tabor ze starych jelczów, ikarusów czy lotniskowych mercedesów na nowoczesne. Ale to już było…

 

Teraz nowy tabor jest znów stary, ceny biletów bardzo drogie, a do tego jazda autobusem to zwyczajna strata czasu. Ich trasy od wielu lat nie zmieniły się, dalej objeżdżają wszystkie osiedla po kolei. Nie ma tak jak na przykład w Warszawie linii “ekspresowych”, które mają za zadanie dowieźć pasażerów z dwóch odległych krańców jak najszybciej. Nie ma też wciąż kolei miejskiej, która już dawno mogłaby funkcjonować w ramach Białostockiego Obszaru Funkcjonalnego. A potem pytają się – dlaczego ludzie wolą samochodem jeździć po mieście.

 

Coraz więcej kierowców to duży problem. Przede wszystkim nieustanna wojna o miejsca parkingowe i domaganie się budowy ich coraz więcej. Druga kwestia to zabetonowane centrum z włączonymi silnikami powoduje nagrzewanie się miasta i tworzenie wysp ciepła. Ludzie zamiast świeżego powietrza wdychają spaliny. Przejście ul. Lipową czy Aleją Piłsudskiego w godzinach szczytu to prawdziwy koszmar.

 

Najgorsze jest to, że to są problemy, które trapią Białystok od wielu lat i nikt z urzędu nie kiwnął palcem, bo cokolwiek zmienić. Dlatego ten tunel zamiast kładki bez samochodów to jakiś promyk nadziei wynikający z beznadziei. Kiedyś nazwaliśmy Truskolaskiego Wilkiem ze Słonimskiej na cześć rozrzutnego Wilka z Wallstreet, który rozrzucał gotówkę ze swojego jachtu. Gdy przyszły czasy związane z koronawirusem, to rozrzutność Truskolaskiego została natychmiast ukarana. Okazało się, że zaczyna brakować pieniędzy na wszystko. Jako pierwsze dostały w kość planowane inwestycje. Na razie budowa tunelu zaczyna się od przygotowania dokumentacji technicznej. To jeszcze nie jest aż tak drogie. Budowa zacznie się w połowie 2023 roku. Najważniejsze, że będzie zgodna z tym co odkryli już na zachodzie – by nie pchać wszędzie samochodów. To, że taka decyzja jest zupełnie z innych powodów to już mniej istotne.

Featured Video Play Icon

Białystok – Wigry rowerem. Zobacz, ile atrakcji jest po drodze!

Jeżeli jesteście fanami dwóch kółek, to polecamy obejrzeć ten film. Zobaczycie na nim ile wspaniałych atrakcji jest, gdy przemierzamy Green Velo z Białegostoku do Wigierskiego Parku Narodowego, a także z powrotem przez Lipsk i Sokółkę. Osoby, które podróżują inaczej niż rowerem także powinny obejrzeć, gdyż po drodze jest wiele atrakcji, które mogą Was zainspirować o ciekawego wyjazdu.

 

Rowerzyści jadą między innymi po carskim trakcie, mijają kładki, z których obejrzeć można łosia na mokradłach, jadą malowniczą drogą wzdłuż Biebrzy prowadzącą pod sam Augustów, przemierzają lasy i złote pola, przeprawiają się pływającą platformą na drugi brzeg rzeki. Zwiedzili także Wigierski Park Narodowy wraz z klasztorem. Powrót natomiast odbywał się malowniczą leśną trasą przez Lipsk i Sokółkę.

 

Turystyka rowerowa w Polsce w ostatnim czasie jest w rozkwicie, co widać również na Podlasiu, gdzie mnóstwo turystów szturmuje Green Velo. Mamy nadzieję, że problemy trapiące ten projekt oraz problemy z przewożeniem roweru pociągiem zaczną być rozwiązywane. Musi jednak nastąpić w urzędnikach zmiana mentalna. Turysta rowerowy jest tak samo ważny jak ten, co przyjeżdża samochodem. Wynajmuje noclegi, zostawia pieniądze. Warto o tym pamiętać.

Wejście do Getta przy ul. Kupieckiej (dziś róg Malmeda i Lipowej)

Likwidacja białostockiego getta. Niemcy wywozili Żydów do obozów śmierci.

Getto obejmowało swym zasięgiem ulice: Białą, Białostoczańską, Chmielną, Ciepłą, Częstochowską, Giełdowską, Górną, Grajewską, Jurowiecką, Kosynierską, Książęcą, Kupiecką, Nowogródzką, Nowy Świat, Piotrkowską Polną, Różaną, Smolną, Szlachecką, Wąską, Żydowską, także części ulic Częstochowskiej, Grajewskiej, Żytniej. Wydzielony teren otoczono wysokim solidnym drewnianym parkanem zabezpieczonym od góry drutem kolczastym. Niemcy spędzili tam Żydów z całego miasta. 16 sierpnia 1943 roku nastąpiła likwidacja getta.

Władzę w getcie sprawowała, powołana przez administrację niemiecką, Rada Żydowska (tzw. Judenrat) oraz powołana spośród Żydów policja. Warunki życia w getcie były bardzo ciężkie. Według różnych danych na wydzielonym obszarze mieszkało 50 tys. – 60 tys. Żydów, co oznacza, że na jedną osobę przypadało ok. 3 metrów kwadratowych powierzchni. Mieszkańcy getta musieli pracować na potrzeby armii niemieckiej. Żydzi nie mogli pod groźbą kary śmierci przebywać poza gettem bez specjalnych przepustek, ani nabywać poza nim żywności. Jedzenie dostawało się za pracę, ale były to maleńkie racje żywnościowe. Warto podkreślić, że Polacy dostarczali do getta jedzenie.

 

Istotną rolę spełnili Bolesław, Henryk i Józef Sokołowscy oraz Witold Maksymowicz. Kupowali oni żywność w okolicznych wsiach i przywozili ją do swoich domów na Białostoczku, a następnie wywożący nieczystości z Getta – Żydzi – przy okazji pakowali przekazaną żywność do ukrytego, podwójnego dna beczkowozu. Polaków dostarczających różnymi sposobami żywność do Getta było dużo więcej. Najczęściej odbywało się to przy pomocy nielegalnego handlu. Warto tutaj wspomnieć, że nawet udało się sprowadzić Żydom do Getta bydło – przekupując niemieckiego żołnierza. Punkt przerzutowy znajdował się przy ul. Smolnej (okolice Jurowieckiej). Warto wspomnieć, że niektórych Polaków spotkała kara śmierci za dostarczanie żywności. Niemcy za to zabili chłopca na terenie parkanu od strony ul. Sienkiewicza. Zginęła też kobieta, która próbowała sforsować ogrodzenie od strony Rynku Kościuszki. Zabity został również mężczyzna, który przedostał się na targowisko gettowe mieszczące się przy ul. Częstochowskiej.

 

W samym getcie podczas likwidacji zginęło 800 osób. Pozostali zostali wywiezieni do podwarszawskiej Treblinki. Tam zginęli w niemieckim obozie śmierci.

Miód będzie promować miasto. Pszczoły w tym roku wytworzą go kilkadziesiąt kilogramów.

Chemicy z Uniwersytetu w Białymstoku zbadali miody z dwóch pasiek – postawionej przez miasto, położonej na skwerze przy ul. Augustowskiej, a także tej usytuowanej na dachu uczelnianego kampusu przy ul. Ciołkowskiego. W obu przypadkach parametry miodu okazały się znakomite – zawartość metali ciężkich jest w nich niemal tysiąc razy mniejsza, niż przewidują normy. Oznacza to, że miód jest pyszny i zdrowy. Wymagania dotyczące jakości handlowej miodu są zdefiniowane zarówno w przepisach europejskich, jak i polskich. Chemicy z Uniwersytetu w Białymstoku badając miody przeanalizowali zawartość kadmu i ołowiu. Okazało się, że kadmu nie było w nich wcale, ołowiu prawie tysiąc razy mniej, niż wynosi dopuszczalna norma.

 

Pierwsze miodobranie w białostockiej pasiece miejskiej miało miejsce pod koniec czerwca. Czternaście kilogramów pozyskanego miodu trafiło do 72 słoiczków, które zostaną wykorzystane do celów promocyjnych miasta. W tym roku z miejskiej pasieki miasto spodziewa się łącznie około 60, a może nawet 70 kilogramów miodu. Pasieką na zlecenie Miasta opiekuje się doświadczony pszczelarz Mikołaj Mak.

Featured Video Play Icon

Plaża w Dojlidach nie tylko do kąpieli. Można pływać na sprzęcie wodnym.

Warto czasem przypomnieć coś co może jest oczywiste, ale nie każdy o tym pamięta. Na białostockich Dojlidach można przyjechać także po to, by popływać sprzętem wodnym. A wspominamy o tym dlatego, że białostocka plaża jest oblegana przez ogromne tłumy – szczególnie w upalne dni. Wtedy wiele osób po prostu się zniechęca i szuka innych miejsc. Zaletą Dojlid jest jednak przede wszystkim bliskość. Nie trzeba daleko jechać, by spędzić czas na plaży. Dlatego, jeżeli nie lubicie tłumów to możecie wybrać się na Dojlidy by w spokoju opalać się na środku zalewu. Tam jest dużo ciszej niż na brzegu.

 

W ostatnim czasie przez nagromadzenie ludzi w wodzie pojawiły się groźne bakterie. To zniechęciło wielu mieszkańców. Jeżeli byliście wśród tych zniechęconych, to zamiast kąpieli możecie wybrać się choćby na rowerek wodny. Zapłacicie 4 zł za wstęp na plażę oraz 12 zł za godzinę pływania po zalewie. Są także możliwości wynajmu innych sprzętów: kajaków, łodzi canoe, łodzi wiosłowych, desek windusrfingowych.

 

Mało kto wie, że na plaży w Dojlidach można pożyczyć też… rowery. A to już daje możliwości wycieczki po okolicy, szczególnie gdy się nie ma własnego roweru albo odwiedza się Białystok bez dwóch kółek.

Zdjęcie wykonane w okolicach Niewodnicy

Perseidy 2020. To będą niezapomniane noce! Zobaczcie, gdzie w regionie można podziwiać spadające gwiazdy.

Najbliższe noce warto spędzić na powietrzu. A konkretnie gdzieś, gdzie jest bardzo ciemno, bo na niebie zapowiada się niesamowity spektakl. Jak co roku Ziemia będzie ułożona w taki sposób, że będzie można oglądać rój meteorów – Perseidy. Gołym okiem będzie widać mnóstwo spadających gwiazd. Ktoś, kto kiedykolwiek widział to na żywo doskonale wie, jak bardzo fascynującee jest oglądanie Perseidów. Ktoś, kto tego nie robił – koniecznie musi spróbować!

 

Perseidy czyli noce spadających gwiazd są każdego roku w połowie lipca i widać je prawie do końca sierpnia. Najwięcej meteorów dostrzeżemy z 12 na 13 i 13 na 14 sierpnia. Trzeba tylko znaleźć jakieś miejsce, gdzie jest bardzo ciemno a światła miasta nie dochodzą. Polecamy Puszczę Białowieską, Narwiański Park Narodowy, Biebrzański Park Narodowy, Puszczę Knyszyńską albo którąś z górek na Suwalszczyźnie. Kawałek polany, koc, wino na rozgrzanie, druga osoba do towarzystwa. To wszystko zagwarantuje Wam niezapomnianą noc!

 

Wiele osób próbuje sfotografować choć jeden meteoryt. Jest to jak błyśnięcie podczas burzy, więc nie liczcie na refleks. Da się jednak to zrobić ustawiając w aparacie lub komórce fotografowanie interwałem. Wtedy co sekundę aparat wykonuje fotografię, a my liczymy na to, że po kilkuset próbach trafi chociaż raz. Dobrze jest też mieć obiektyw szerokokątny lub taki, który polem widzenia obejmuje 180 stopni. Wtedy da się złapać wszystko, co na niebie się dzieje. Życzymy powodzenia w obserwacjach!

Suwałki otworzyły lotnisko. Białystok czeka na decyzję. Od 2021 roku LOT zabierze pasażerów?

Zaczęli budować je później niż w Białymstoku, skończyli i uruchomili szybciej. Uruchomienie lotniska w Suwałkach to wielki sukces tego miasta oraz ogromna porażka Białegostoku a w szczególności Tadeusza Truskolaskiego, który sprawę Krywlan zawalił na całej linii.

Najpierw Suwałki

Jakie możliwości daje lotnisko w Suwałkach? Ogromne. Przede wszystkim chodzi o to, że można tam wylądować. A dzięki temu na północy naszego województwa mogą zaprosić biznesmenów, którym do Białegostoku tłuc by się nie chciało. Mogą też ściągnąć rożnego rodzaju gwiazdy i zorganizować koncerty, których wcześniej bez lotniska by się nie udało. Z tego samego powodu – nikomu by się tam nie chciało jechać. Co innego, gdy można przylecieć. Gdyby Jagiellonia rozgrywała mecz w Szczecinie lub gdyby grała w Lidze Europy (co już się zdarzało), to wystarczy pojechać 100 km do Suwałk, by odlecieć na mecz wyczarterowanym samolotem. Tyle możliwości. To jeszcze nic – lotnisko w Suwałkach ma również znaczenie militarne, bo znajduje się w pobliżu newralgicznego Przesmyku Suwalskiego – który oddziela Białoruś od Obwodu Kaliningradzkiego należącego do Rosji.

 

Pas startowy w Suwałkach ma 1320 m długości i 30 m szerokości. Będą mogły z niego korzystać samoloty pasażerskie przewożące do 50 osób, w tym śmigłowce, szybowce, motolotnie, awionetki czy małe samoloty o napędzie tłokowym, a lot do Warszawy potrwa 20 minut! W ramach inwestycji, oprócz pasa startowego, powstały także: płyta do zawracania, płyta postojowa, droga kołowania oraz infrastruktura techniczna. Obiekt jest wpisany do rejestru lotnisk Urzędu Lotnictwa Cywilnego, a to oznacza, że można już z niego korzystać. W Suwałkach od kilkunastu dni pojawiają się pierwsze statki powietrzne: prywatne, czarterowe, a nawet samolot Lotniczego Pogotowia Ratunkowego.

Tymczasem w Białymstoku

W Białymstoku czekają na decyzję środowiskową. Podobno ma być gotowa w tym miesiącu. Co dalej? Na razie nic. Do 15 października trwa okres lęgowy ptaków. W tym czasie nic ciąć nie można. Później prawdopodobnie, jak Tadeusz Truskolaski sam sobie już utrudniać nie będzie – czeka nas wycinka, dzięki której będzie możliwość korzystania z pasa startowego w pełni.

 

Przypomnijmy, Tadeusz Truskolaski poniósł w kwestii Krywlan porażkę na całej linii. Najpierw parł wbrew lokalnemu PiS, by budować lotnisko aż dopiął swego. Postawił radnych przeciwnych mu w zasadzie pod ścianą. Gdyby nie dali zgody na przyjęcie środków wojewódzkich przez miasto, to by zablokowali inwestycję. Mimo niechęci do Truskolaskiego, zagłosowali za lotniskiem. Tu sukces prezydenta się kończy. Lotnisko zostało wybudowane błyskawicznie, ale co z tego skoro do dziś nie można z niego korzystać? O przepraszamy ciągle zapominamy że można korzystać z części pasa (nie wiadomo jakiej). Drzewa wokół Krywlan, które są przeszkodami lotniczymi jak stały tak stoją, a Truskolaski do tej pory robił wszystko, by ich nie wycinać.

 

W TVP Białystok, Agnieszka Błachowska z Urzędu Miejskiego w Białymstoku zdradziła, że przed pandemią przewoźnik narodowy LOT był zainteresowany uruchomieniem na Krywlanach lotów regularnych. Ponoć do tematu władze miasta z LOT-em mają wrócić. Czy oznacza to, że już w 2021 roku będą odbywać się regularne połączenia z Białegostoku? Niewykluczone. Wszak każdego dnia busy z Podlasia wożą na lotniska wielu pasażerów. Trzymamy kciuki.

Featured Video Play Icon

Piękny wystrój zachwyca! Synagoga, meczet i cerkiew – to wszystko jest na Podlasiu.

No to w Polskę – to seria filmów dotyczących ciekawych miejsc w naszym kraju. Jeden z odcinków dotyczył Podlasia, gdzie Maciek Paszek wybrał się najpierw do Tykocina, gdzie zobaczył wnętrze synagogi i usłyszał, że nie jest to świątynia. Następnie w meczecie dowiedział się jak modlą się Tatarzy oraz, że na pobliskim cmentarzu nie stawia się ognia, bo ten uznawany jest za pogański. Następnie w cerkwi w Puchłach zobaczył przepiękny jej wystrój oraz dowiedział się, że prawosławny ksiądz to nie jest żaden pop, tylko batiuszka.

 

To już kolejny film, który zachęca by przyjechać na Podlasie. Latami było ono pomijane, nieodkryte przez turystów. Teraz powoli to się zmienia i trzeba się cieszyć. Wydaje się, że trzeba też przygotować jeszcze więcej noclegów i lokali gastronomicznych w różnych zakątkach naszego regionu. Teraz wybór jest bardzo mały. Ale oto nie trzeba już się martwić, wolny rynek sam reguluje takie kwestie. W odpowiedzi na popyt tworzy się podaż.

 

Jednego można żałować. Autor filmu pominął zupełnie kościoły, a tych u nas – wartych pokazania jest bardzo dużo. Szczególnie kościół św. Rocha w Białymstoku czy też 281-letni kościół pw. Św. Barbary w Kramarzewie w powiecie grajewskim. Nie zabrakło jednak pokazania regionalnej kuchni w Supraślu, gdzie autor na koniec zajadał się lokalnymi przysmakami. Zobaczcie zresztą sami!

fot. Wschodzący Białystok

Lepszy mini-park niż beton. Brzydki zakątek zmienił się na lepsze.

Jak to się mówi lepszy rydz niż nic, a parafrazując na białostockie realia lepszy mini-park niż beton. Od przyszłego miesiąca przy ul. Parkowej będzie funkcjonować tak zwany park kieszonkowy. Czyli mini teren, na którym będzie trochę zieleni. Po ostatnich latach ciągłego betonowania miasta można powiedzieć, że jest to jakiś sukces. Szczególnie, że wcześniej przy Parkowej było mało estetyczne podwórze między blokami. Teraz oprócz zieleni będą i ławki i kosze na śmieci i oświetlenie. Nie zabraknie tez miejsca zabaw dla dzieci.

 

Park jest już gotowy, ale trwają jeszcze odbiory techniczne stąd nie można z niego jeszcze korzystać. We wrześniu jednak będzie można już sobie spędzać w nim czas. Idea tworzenia parków kieszonkowych nie jest jeszcze zbyt rozpowszechniona w Polsce. Jednak te miejsca, charakteryzujące się niewielką powierzchnią, mogą być świetnym rozwiązaniem dla mieszkańców potrzebujących wytchnienia i wypoczynku blisko domu. Pozwalają też wykorzystać tereny często zapomniane, zaniedbane i zamienić je w atrakcyjne, zielone kąciki.

 

Jest to jednak kropla w morzu potrzeb. Białystok dawniej był słynny na całą Polskę z tego, że było w nim pełno zieleni. Teraz centrum upodobnione jest do innych miast i niewiele nas wyróżnia. Jedni powiedzą, że to dobrze bo nowocześnie, jednak prawda jest taka, że wystarczy upał, by nie dało się w tym betonowym centrum przebywać.

Gdy będziesz na spacerze w lesie, zwróć uwagę na ptaki

Zwykle słyszymy ich śpiew, widzimy jak siedzą na drzewach lub przelatują w pobliżu. Rzadko kiedy możemy przyjrzeć się im z bliska, stąd warto obejrzeć powyższy film, by zobaczyć jak wygląda życie ptaków. Jest ono fascynujące, a także niezwykle potrzebne naturze. Gdyby nie one, to owady sprawiłyby, że lasy nie byłyby tak piękne. Ponadto także i ludzie by mieli problemy z normalnym funkcjonowaniem.

 

Jednym z bohaterów lasu jest Głuszec, który wydaje bardzo charakterystyczne dźwięki i można je spotkać czasem w lesie. Klapanie, trelowanie, korkowanie i szlifowanie to cała pieśń godowa tego ciekawego ptaka. Ludzie mogą go spotkać bardziej przypadkiem. Już szybciej spotkamy w naszych puszczach i parkach narodowych orły bieliki czy myszołowy. Innym ptakiem, którego spotkać to jak wygrać w totolotka to czarny bocian. Zwykle na wsiach napotykamy te białe. Gdyby tak zapuścić się w Puszczę Białowieską to może i byśmy ujrzeli czarnego.

 

Co ciekawe, ptaki w lasach występują cały rok. Zatem jeżeli na spacer będziemy szli także zimą, to jest opcja że usłyszymy ich śpiew. Jednym ze “śpiewaków” jest kos. Czarny ptak z pomarańczowym dziobem. Ich menu to głównie dżdżownice, pajęczaki i inne bezkręgowce. Na powyższym filmie warto zobaczyć jak radzą sobie inni, latający mieszkańcy lasu. Można też po prostu przejść się do lasu i zacząć obserwować ich życie. Zanurzenie się w śpiewie na pewno nas zrelaksuje.

Czy białostoczanie to śledziki? Kto to wymyślił?

Nie ma chyba osoby w Białymstoku, która nie spotkałaby się z określeniem “Śledzik”. Byli nawet tacy, co chcieli je promować w Polsce w reklamie miasta. Jest ono nieco ironiczne, nawiązujące do naszej gwary. Bowiem “śledzikowanie” jest jak “mazurzenie”, które można usłyszeć na terenach dawnego Księstwa Mazowieckiego czy jak mówienie “po swojomu” na wschodzie i południu Podlasia. Skąd jednak śledzie, skoro z Białystok ma do morza jakieś 500 km?

Jak to z tym śledzikowaniem było?

Kto stoi za określeniem białostoczan mianem skądinąd przepysznej ryby? Oficjalnie nie wiadomo, zaś nieoficjalnie to najprawdopodobniej sprawka naszych złośliwych sąsiadów zza Narwi. Czym jest śledzikowanie? Łatwo je pomylić z gwarą podlaską – bułką chleba, chachmęceniem czy banialukami. A to nie o słowa chodzi lecz o to w jaki sposób je się wypowiada. Charakterystyczne jest zaciąganie i wyśpiewywanie wręcz wyrazów. Najbardziej charakterystyczny jest śledź czyli sliedź. I to prawdopodobnie wymówiony przez kogoś w Białymstoku, usłyszany i przekazany innym przez kogoś innego spoza Białegostoku dał początek “śledzikowaniu”. Kto to mógł być? Najpewniej ten co przyjechał pod białostocki ratusz, gdzie był ogromny targ i poprosił o śledzie. Taka prosta historia, a dała początek czemuś pięknemu!

 

Co ciekawe w Podlaskiem, ale w powiecie zambrowskim – czyli już na terenach dawnego Mazowsza istnieje wieś Śledzie. Administracyjnie zmieniała się jej przynależność bardzo wiele razy. Po odzyskaniu niepodległości była w województwie białostockim. W wyniku napaści ZSRR na Polskę we wrześniu 1939 miejscowość znalazła się pod okupacją sowiecką. Od czerwca 1941 roku pod okupacją niemiecką. Od 22 lipca 1941 r. do wyzwolenia włączona w skład okręgu białostockiego III Rzeszy. Do 1954 roku miejscowość należała do gminy Długobórz. Z dniem 18 sierpnia 1945 roku została wyłączona z woj. warszawskiego i przyłączona z powrotem do woj. białostockiego. W latach 1975–1998 miejscowość administracyjnie należała do województwa łomżyńskiego. Obecnie w Podlaskiem.

Na koniec warto sobie odpowiedzieć czy są “Śledzie po podlasku”. Oczywiście!

Najpierw musimy ugotować 2 jajka na twardo. Następnie zabieramy się za filety. Te moczymy od 6 do 12 godzin dwukrotnie zmieniając wodę. Ostatnie 2 godziny moczymy je w mleku. Następnie odsączamy i kroimy w kostkę. Kroimy cebulę, mieszamy ją w koncentracie pomidorowym (2 łyżki jak do zupy), dodajemy trochę (łyżeczkę albo dwie) musztardy oraz przyprawiamy. Wszystko mieszamy ze śledziem. To jeszcze nie wszystko.

 

Do mieszanki dodajemy 50 ml oleju i mieszamy. Na koniec wsypujemy drobno posiekane jajka. Smacznego!

Modlitwę łączyli z wysiłkiem, wycieczka rowerowa

Przyjeżdżają skuszeni, wyjadą rozczarowani? Coś trzeba zrobić z Green Velo!

W ostatnim czasie w RMF FM i Radiu Zet (a pewnie i innych mediach) promowało się Green Velo. W tym samym czasie odbywaliśmy dyskusję z turystami z innego regionu Polski, którzy zostali zachęceni do rodzinnego wypadu na Podlasie dzięki właśnie reklamom Green Velo. Warto zaznaczyć, że trasa biegnie z Elbląga po Kielce i Przemyśl, ale nas interesuje podlaski odcinek. Już kiedyś pisaliśmy i teraz przypomnimy, że postawienie tabliczek “tu jest Green Velo” to jeszcze żadna inwestycja. Mimo wszystko skuszeni turyści jak widać przyjeżdżają i to do nas na Podlasie. Tylko czy mają wyjeżdżać z Podlasia rozczarowani?

 

Przede wszystkim wiele osób nastawia się, że skoro jest to szlak rowerowy, to oznacza, że całość jest jedną wielką ścieżką rowerową. Niestety także i nam się tak wydawało, gdy Green Velo powstało. Najgorzej, że po kilku latach nic się nie zmieniło. Dodatkowo, gdy już się zdecydują na wycieczkę to po drodze nie zawsze coś ciekawego zobaczą, bowiem szlak omija wiele ciekawych miejsc.

 

Z perspektywy turystów, z którymi rozmawialiśmy rozczarowanie może być jeszcze większe. Bo z Białegostoku do granicy województwa podlaskiego i lubelskiego – czyli po ich trasie – ścieżka rowerowa wystąpi tylko z Białegostoku do Supraśla, kawałek za Michałowem oraz pod Hajnówką. Pozostałe drogi to takie, gdzie trzeba jechać obok samochodów. Komfort wówczas jest zerowy, bo bardzo wielu kierowców do dziś nie potrafi zaakceptować faktu, że drogi są nie tylko dla samochodów. Często spychają rowerzystów swoimi agresywnymi zachowaniami, nie zachowują bezpiecznego odstępu lub przejeżdżają bardzo szybko obok tworząc niebezpieczny podmuch wiatru. Proszę teraz wytłumaczyć rodzinie z dziećmi, że warto jechać Green Velo.

 

Druga kwestia to przebieg szlaku podlaskiego. O ile od Suwałk do Białegostoku nie można mieć żadnego zarzutu (ewentualnie tylko to, że trasa omija Narwiański Park Narodowy, a nie musi), to też przebieg na południe jest po prostu zły. Pomijając już braki dróg rowerowych, to trasa w zasadzie omija wszystkie, największe atrakcje jakie są na południu naszego województwa. I tak zamiast przez Michałowo, Siemianówkę czy Puszczę Białowieską do Hajnówki można by było poprowadzić turystów choćby przez Krainę Otwartych Okiennic oraz trasą malowniczych kolorowych cerkwi. Dodatkowo warto zachęcić, by Puszczę oglądać z perspektywy kolejki wąskotorowej, a nie roweru. Można zobaczyć dzięki temu więcej i oszczędzić siły na dalszą  trasę.

 

Kolejna kwestia to problem z noclegami. Ciężko jechać po kilkadziesiąt kilometrów dziennie trasą Green Velo, by można było zaplanować sensownie nocleg dla grupy osób. Zwykle nie ma z czego wybierać. Czasem w grę wchodzi jedynie namiot. Jednak nie każdy preferuje taki sposób nocowania. Green Velo bez wątpienia trzeba rozwijać jako projekt, ale mamy wrażenie, że będzie tak samo ja z innymi unijnymi projektami. Kasa wzięta, to można zapomnieć… Warto też naciskać na PKP, które w swoich nowoczesnych pociągach pozwala przewieźć zaledwie 6 sztuk rowerów, co jest ilością śmiesznie niską. Jak widać turystycznie jest jeszcze dużo do zrobienia. Tylko czy to nie jest wołanie w Puszczy?